Corin Hardy nie bawi się w długie wstępy. Zaczyna od mrocznych ujęć przyrody, by później wrzucić nas w wir akcji. Niewiele dowiemy się o przeszłości bohaterów, bardzo płytko zarysowano ich konflikt z mieszkańcami, folklorystyczne wątki które się tutaj chwali w gruncie rzeczy też zostały ograniczone tylko do kilku wspominek. Miast tego będziemy obserwować pojedynek między istotami z lasu, a zwykłą rodzinką. Tempo jest zawrotne niczym w nowym "Mad Maxie", więc przysypianie nam nie grozi. Gorzej że decydując się na tak skromną ekspozycje twórcy nie osiągnęli odpowiedniego napięcia. Atmosfera zagrożenia znika szybko, ponieważ bohaterowie są aż nazbyt zaradni, a przeciwnicy wszechobecni i po pewnym czasie ich "ataki znienacka" nie robią wrażenia.
Jestem jednak zadowolony z wątku ojca. Jest świetnie rozpisany od początku do końca. Nie chcę zdradzać o co dokładnie chodzi, ale ten motyw mocno wybija się w filmie. Do tego pochwalę efekty specjalne. Nie znam budżetu, ale mniemam iż to nie jest najdroższa produkcja, a mimo to schludnie wyglądająca. Zwłaszcza w kinie, gdzie niby duży ekran powinien uwidocznić niedostatki, lecz nic takiego nie miało miejsca ;)
Zgadzając się z Twoim omówieniem filmu, bałbym się jednak nazwać te ludki duchami. Film można odczytywać ekologicznie (wara od starodrzewu) czy nawet politycznie (obrona lasów państwowych, a raczej narodowych!). Mnie osobiście odpowiada interpretacja metafizyczna o wcieleniu w życie opowieści z Księgi; w ostatniej scenie pokazano rysunek z tej Księgi, na którym były trzy postacie, wypisz wymaluj: czcigodny mąż, żona i dziecko...
Tu się absolutnie z Tobą zgodzę :) Tytuły moich komentarzy są na ogół bardziej chwytliwe niż treściwe więc słowo "duchy" faktycznie nie do końca pasuje do filmu. Folklorystyczne akcenty wydają się jedynie punktem wyjścia do położenia nacisku na ekologię właśnie. Choć rola księgi niestety na tym ucierpiała- nie "wczytałem się" w nią tak jakbym tego chciał ;)