Wszystko, co kocham/film/Wszystko%2C+co+kocham-2009-4986752009
Pressbook
Inne
Krótko o filmie
Młodość, miłość, wolność, bunt i muzyka ? jest czas, gdy wszystko zdarza się po raz pierwszy, a miłość ma smak oranżady! Ogromną siłą filmu są aktorzy ? młodzi, piękni, zdolni: Mateusz Kościukiewicz, Jakub Gierszał, Mateusz Banasiuk, Igor Obłoza oraz Olga Frycz. Towarzyszą im uznane gwiazdy: Andrzej Chyra, Anna Radwan, Katarzyna Herman, Marek Kalita. Autorem poruszających zdjęć jest Michał Englert. Muzykę, która w filmie staje się manifestem wolności i młodości, skomponował Daniel Bloom. Film został nagrodzony Złotym Klakierem na 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (wyróżnienie dla najdłużej oklaskiwanego filmu w konkursie głównym) oraz zakwalifikowany do konkursu głównego Sundance Film Festival 2010 w kategorii World Cinema Narrative Competition. "Wszystko, co kocham" to historia grupy przyjaciół, którzy wypełnioną muzyką młodość przeżywają na polskim wybrzeżu. Janek (Mateusz Kościukiewicz), wrażliwy osiemnastolatek, zakochany w Basi (Olga Frycz), jak współczesny Romeo, nie jest w stanie pogodzić się z tym, że ich miłość może być zakazana. Konflikt między ich rodzinami sprawi, że rodzące się uczucie zostanie wystawione na próbę... W tle przetacza się Wielka Historia, a na pierwszym planie ? eksplozja młodości, muzyka, pierwsza miłość, pierwszy bunt, głód życia, seks? Wszystko, co najpiękniejsze. Młodzieńczy, idealistyczny świat zderzony zostanie z bezwzględną rzeczywistością, a bohaterowie będą musieli podjąć trudne decyzje, kładąc na szali miłość i przyjaźń? Jest taki czas, niezbyt długi, w życiu człowieka, w którym nie jest się już dzieckiem, ale jeszcze nie przestąpiło się progu dorosłości. Czas, kiedy wszystko zdarza się po raz pierwszy. Pierwsze wino, pierwsze rozczarowanie, pierwszy bunt, pierwsza miłość? Czas wypełniony po brzegi nadzieją i marzeniami. Jacek Borcuch, reżyser filmu "Wszystko, co kocham"Po stronie aktorów należy składać liczne wyrazy zachwytu (?). To niezwykle pokrzepiające uczucie oglądać współczesną odę do młodości. Wirtualna Polska Film z wyjątkowym wyczuciem (?) niemal dyszy energią młodych bohaterów. Tygodnik Powszechny
Czas, kiedy wszystko zdarza się po raz pierwszy: MIŁOŚĆ, PRZYJAŹŃ, WOLNOŚĆ, BUNT I MUZYKA
OLGA FRYCZ (BASIA): Miałam niemały kłopot ze sprecyzowaniem, o czym jest właściwie "WCK". Ujęcie treści w tych pięciu słowach to strzał w dziesiątkę. To film o wszystkim, co w życiu najpiękniejsze i najważniejsze. I przede wszystkim o młodości. Pierwsza miłość: Ta pierwsza, młodzieńcza miłość jest już za mną. Mam z nią jedynie pozytywne wspomnienia i skojarzenia. Byliśmy szczęśliwi, choć z czasem nasze drogi się rozeszły. Pierwsza przyjaźń: Moje pierwsze przyjaźnie rodziły się, gdy miałam siedem, osiem lat. To był czas wyjazdów na różne obozy, kolonie. Z tamtego okresu mam dwie przyjaciółki. Obie mieszkają obecnie w Warszawie. To jest mój prawdziwy skarb. Do grona moich przyjaciół dołączyli teraz chłopcy z "WCK". Są wspaniali, bardzo się ze sobą zżyliśmy. Pierwszy bunt: Mój pierwszy bunt był ściśle związany z moją pierwszą miłością. Ja byłam z Krakowa, on ze Śląska. Aby móc spędzić ze sobą więcej czasu, trzeba było czasem skłamać, że np. ostatni pociąg mi uciekł. Pierwszy raz poczułam się wolna: Wychowywałam się w domu, w którym zawsze wszystko było mi wolno. Moja mama miała do mnie olbrzymie zaufanie. Jedynym ograniczeniem był zdrowy rozsądek. Nie należałam do zbuntowanych nastolatek, nie przychodziły mi do głowy żadne ucieczki z domu. Owszem, w czasach liceum malowałam się dosyć ostro, raz utleniłam nawet włosy. Chodziłam do szkoły muzycznej, gdzie panowały jednak pewne normy. Nie miałam potrzeby, by się wyróżniać i to mi zostało do dziś. Pierwsze fascynacje muzyczne: W domu dużo słuchaliśmy Michaela Jacksona, Pink Floyd, The Rolling Stones, Vangelis ? to dzięki mojemu tacie. Była i muzyka poważna; stąd moje późniejsze zainteresowania muzyczne i wybór szkoły. Grałam na fortepianie. Oczywiście, jak każda młoda dziewczyna miałam epizod z Backstreet Boys i Spice Girls, czego zupełnie się nie wstydzę. Nigdy nie ograniczałam się do jednego tylko gatunku muzycznego; nigdy nie przynależałam do żadnej subkultury. Teraz słucham głównie reggae, dance hall, hip hopu, ale również muzyki lat. 60., 70. i 80. Wszystko zależy od nastroju. Punk rocka natomiast toleruję tylko i wyłącznie w wykonaniu chłopaków z filmu "Wszystko, co kocham". MATEUSZ KOŚCIUKIEWICZ (JANEK): Pierwsza miłość: Miłość do logiki i stawiania sobie zbyt wielu pytań? A uczucia, to na pewno rodzina i swoi. To pierwsze z biegiem młodzieńczych lat doceniam coraz bardziej, to drugie zaś często się zmienia. O kobietach mi nie wypada, to zbyt bliskie i intymne. Pierwsza przyjaźń: Marzę o tym, aby to zmieniać, osadzać? Trudno jest być przyjacielem. Pierwszy raz poczułem się wolny: W dniu narodzin, potem było już coraz gorzej, ale rzetelną pracą można zdziałać cuda. Pierwszy bunt: Mam z tym problem do dziś? Bunt do wszelkich instytucji i narzuconych gotowych odpowiedzi, ale na szczęście pokora idzie krok za buntem. Pierwsze fascynacje muzyczne: Kasety magnetofonowe słuchane po nocach z moim kochanym bratem. JAKUB GIERSZAŁ (KAZIK): Pierwsza miłość: Kojarzy mi się z beztroską, niewinnością, czystością i przede wszystkim poczuciem, że dla tej osoby mógłbym zrobić wszystko. Uczucie to pamiętam bardzo mocno i na pewno zostanie ono we mnie już na zawsze. Pierwsza przyjaźń: Gdy myślę o pierwszej przyjaźni, to od razu mam skojarzenia z relacją, jaka łączyła filmowych Janka i Kazika. Ten pierwszy przyjaciel, to osoba, z którą można konie kraść. Jesteśmy młodzi, a zatem nic nie może stanąć nam na drodze. Po raz pierwszy poczułem się wolny: Jeżeli mam być naprawdę szczery, to tę prawdziwą wolność poczułem dopiero na planie "WCK". Po raz pierwszy miałem do czynienia z czymś, czego w ogóle nie znałem. W życiu jednak stykałem się z sytuacjami, w których ta wolność była ograniczana. Pierwsza muzyka i pierwszy bunt: Michael Jackson, Freddy Mercury. Gdy miałem 14 lat, kupiłem płytę Eminema "The Marshall Mathers". Słuchanie jej, uczenie się tekstów na pamięć, śpiewanie ich, to była dla mnie esencja buntu. Hip hop cechuje lojalność, przyjaźń, pewne zasady i rytm. Moi znajomi słuchają takiej muzyki, aby się jakoś podbudować. Rock rozwala, burzy pewien ład, aby ostatecznie połączyć ludzi; hip hop nie rozwala, buduje od razu. MATEUSZ BANASIUK (STASZEK): Pierwsza miłość: Obóz rekolekcyjny, na którym byłem jeszcze w podstawówce. Tam zakochałem się w Ewelinie. Pamiętam moment, gdy zastanawiałem się z kolegami, jak to jest z tym całowaniem. I na teorii się niestety skończyło. Teraz, od 4 lat, jestem w poważnym związku. Na imię jej Ania. Pierwsza przyjaźń: Te pierwsze przyjaźnie przetrwały, wciąż mam kontakt z kumplami z Wesołej. Lubimy się spotykać, choć nasze drogi nieraz się rozchodziły. Przyjaźń jest nam niezbędna do życia. Wierzę też, że może istnieć taka relacja między kobietą i mężczyzną. Pierwszy raz poczułem się wolny: Pojęcie wolności jest dla mnie wyjątkowo ważne. Nie znoszę, gdy ktoś mnie krępuje. Nie lubię być od kogoś zależnym. Uczyłem się w liceum katolickim, gdzie moja wolność była tłamszona, a ja robiłem wszystko, aby się temu przeciwstawić. Czasem były to niestety głupoty. Ten okres buntu przeżywałem, mając, podobnie jak bohaterowie "WCK", 17 lat. Pierwszy bunt: Buntuję się cały czas, zwłaszcza, gdy coś mi się nie podoba. Zawsze byłem dzieckiem niepokornym, zbuntowanym. Zdolny, ale leniwy ? jak mówili nauczyciele. Rodzice miewali ze mną kłopoty i tata dosyć często musiał korzystać ze swych krasomówczych zdolności ?. Nie lubię sytuacji, w których traktowany jestem jak dziecko, gdy ktoś sądzi, że ma rację, tylko z tego powodu, że jest ode mnie starszy. W liceum miałem nauczycielkę, która uważała, że do niczego nie dojdę, moim buntem stało się udowadnianie jej, że będzie inaczej. Pierwsze fascynacje muzyczne: Zawsze coś mnie pchało w kierunku muzyki. Grałem trochę na gitarze, śpiewałem, ale najbardziej spodobała mi się perkusja. Można się było za nią schować. Ukrywam się tam do dziś, bo mam swój zespół, Gra pozorów. To taka garażowa grupa, ale ostatnio udało się nam nagrać płytę w profesjonalnym studiu. Przynajmniej raz w tygodniu staram się mieć próbę. A pierwsze fascynacje muzyczne to Blackout i Jimi Hendrix. IGOR OBŁOZA (DIABEŁ): Pierwsza miłość: Wiążą się z nią bardzo piękne wspomnienia. Kojarzy mi się z czymś zaczarowanym, wręcz magicznym. Teraz mam już do niej dystans i wiem, że to nie było ?to?, ale gdy się kocha, to nie ma to znaczenia. W "WCK" miłość jest właśnie taka, wyczarowana. Pierwsza przyjaźń: Przetrwała, choć z wiadomych względów nie mamy już takiego kontaktu jak kiedyś. Czasem jednak wystarczy jeden telefon, aby wiedzieć, że wszystko jest dobrze i że za chwilę możemy się spotkać. Mam takiego jednego kumpla, znamy się od przedszkola, jest dla mnie jak brat. To, że takim znajomościom udaje się przetrwać, jest najcudowniejsze. Pierwszy raz poczułem się wolny: Gdy postanowiłem wyprowadzić się od taty i wynajmować mieszkanie. Mogłem zasmakować samodzielności i przekonać się, że ta niezależność w dużym stopniu wiąże się z zasobnością portfela. Pierwszy bunt: Nie należałem raczej do dzieci tzw. trudnych i zbuntowanych. Mój bunt zaczął się w szkole, w Warszawie. Przekonałem się, że nie można dać sobie wejść na głowę, nawet takiej osobie jak profesor. Nikt nie ma prawa pomiatać drugą osobą. Staram się unikać kontaktów ze złymi ludźmi, a przynajmniej próbować, aby nie mieli na mnie wpływu. Pierwsze fascynacje muzyczne: Moja przygoda z muzyką zaczęła się podczas lekcji gry na gitarze. W tamtym czasie fascynowała mnie Metallica. Byłem na koncercie w Chorzowie ? niesamowite przeżycie. Najbardziej lubię ?Black Album?. Obok były jeszcze Led Zeppelin, Cool Kids of Death, ale miałem także przygody z popem i hip hopem. Jestem otwarty na różne gatunki muzyczne, nie lubię się ograniczać. Moja obecna współlokatorka zaraziła mnie poezją śpiewaną i Norwidem.
WYWIAD Z DANIELEM BLOOMEM, TWÓRCĄ MUZYKI
"To były moje najpiękniejsze wakacje" Pana muzyka jest idealnym uzupełnieniem klimatu, jaki Jacek Borcuch wytwarza w swoich filmach. W "WCK" udowodniliście to po raz kolejny. Jaki jest klucz do tego sukcesu? Nie wiem, czy jest jakikolwiek klucz i czy można to nazwać sukcesem. Tę samą historię można by zilustrować zupełnie inaczej, może nawet lepiej. Jacek opowiada w charakterystyczny dla siebie sposób; bohaterowie jego filmów są jakby ze snu. Osadzeni gdzieś w przeszłości, połączeni z nim jakąś niewidzialną nicią. Wychowywaliśmy się na jednym podwórku, większość przygód przeżywaliśmy razem, jednak w odrębny, emocjonalnie, sposób. Podobnie jest z pracą nad filmem, opowiadamy jedną historię dwiema różnymi emocjami, które łączą się w trzecią, wcześniej nieznaną. Jesteśmy skrajnie różni, ale na pewnym poziomie emocjonalnym odbieramy wręcz jak ta sama osoba. Praca z Jackiem to jak zaprzedanie duszy diabłu, to zanurzenie się w otchłani wspomnień, ale dla mnie to nic nowego, studiowałem archeologię w Toruniu przez 5 lat. Jak wyglądała praca nad muzyką do "WCK"? Gdzie szukał Pan inspiracji? Pracę nad muzyką rozpocząłem razem z całą ekipą, czyli od pierwszego dnia zdjęciowego w Helu. Spakowałem wszystkie niezbędne instrumenty, urządzenia studyjne i zainstalowałem je w pokoju hotelowym. Urządziłem w nim prawdziwe studio. Codziennie przychodziłem na plan, szukałem inspiracji i kręciłem film swoją starą kamerą filmową super 8 mm. Od początku wiedziałem, że nie będzie to muzyka bogato zaaranżowana. Czas, postacie i temat filmu sugerował coś, co bardziej rozegra się w głowie głównego bohatera, niż na zewnątrz. Muzyka pojawia się wtedy, gdy coś się w nim dzieje. Dlatego postawiłem na elektronikę. Inspiracji szukałem w głowie Janka i w morzu, które było świadkiem całej historii. Oprócz tego, że komponowałem, byłem również producentem muzycznym odpowiedzialnym za brzmienie i jakość muzyki punkowej granej przez bohaterów. Przed zdjęciami mieliśmy miesiąc prób. Sceny występów chłopaków kręcone były w czterech różnych miejscach i każde z nich trzeba było inaczej przygotować, co było naprawdę ciężkim zadaniem dla całej ekipy. Zupełnie inny charakter miały występy w wagonie i na próbie w wojsku, a zupełnie inne na koncercie w Koszalinie i w szkole. Bardzo zżyłem się z aktorami grającymi głównych bohaterów. Żyliśmy tam wszyscy, jak w jakiejś zamkniętej bańce odciętej od świata. Ta bańka nas chroniła, a była nią atmosfera filmu, którą Jacek zaraził niemal wszystkich. Czuliśmy się nietykalni i nieśmiertelni. Myślę, że to były jedne z najpiękniejszych wakacji w moim życiu. Jakiej muzyki słuchał Pan, gdy był w wieku bohaterów "WCK"? Jak przebiegała Pana droga muzyczna? Na początku lat 80. słuchałem Klausa Mittfocha, Joy Division oraz zespołów wytwórni 4AD, takich jak Cocteau Twins, Clan of Xymox; oczywiście słuchałem też punka, ale nie byłem jakimś wielkim zapaleńcem. Wolałem muzykę bardziej melodyjną i mroczną. W tamtych czasach założyliśmy z Jackiem punkowy zespół Replay (było też kilka innych nazw), ja grałem na perkusji, a Jacek śpiewał i grał na gitarze. Chłopaki chcieli grać tylko punka, ja próbowałem namówić ich na coś w stylu New Romantic, ale byłem najmłodszy i niespecjalnie liczono się z moim zdaniem. Dlatego postanowiłem stworzyć swoją własną odnogę muzyczną. W liceum założyłem zespół The We, graliśmy romantyczne piosenki, których nikt nie chciał słuchać. Jeszcze na pierwszym roku archeologii przyjeżdżałem do Kwidzyna na weekendy na próby, ale gdy perkusistę i gitarzystę wzięli do wojska to sprawa się rozmyła. O muzyce przypomniałem sobie dopiero na czwartym roku. Zakochałem się w muzyce elektronicznej i w niej znalazłem muzyczne ukojenie. Mój pokój w akademiku przerodził się w studio. Efektem tego był koncert w planetarium w Toruniu w 1995 roku i wydanie oficjalnej kasety, która okazała się prawdziwym hitem. Muzyka z koncertu biła wszelkie rekordy na liście muzyki elektronicznej w Trójce, utwory zajmowały kilka miejsc z rzędu od 1 do 4. Pamiętam tamte dni i pierwsze moje sukcesy muzyczne, które odbierałem bardzo serio. Rok później założyłem zespół Physical Love. Po latach spotkaliśmy się z Jackiem jako partnerzy, każdy ze swoimi doświadczeniami: Jacek aktorskimi, ja archeologiczno-elektronicznymi. Postanowiliśmy nakręcić swój własny film i napisać do niego swoją muzykę i tak powstał "Kallafiorr". Potem była świetna, do dziś moja ulubiona, płyta "S.O.S. Kosmos", którą chyba tylko my rozumieliśmy. Później zaczęła się era fascynacji jazzem, czego owocem była ścieżka dźwiękowa do filmu "Tulipany" nagrana wspólnie z Leszkiem Możdżerem. Która z filmowych scen "WCK" należy do Pana ulubionych pod względem muzycznym, ale nie tylko? Bardzo lubię cały film. Nie ma w nim dużo muzyki, ale taki był zamysł. Lubię moment przesilenia, czyli ten od śmierci babci, kiedy w Janku i ojcu coś się zmienia, coś, co ich do siebie przybliży. Lubię koncert w Koszalinie i świadomość czarów, jakich dokonaliśmy. Scenografia Elwiry Pluty miała tu przeogromne znaczenie. Bardzo lubię też koniec filmu i jego symbolikę. Czy mógłby Pan powiedzieć kilka słów o dwupaku, który ma zostać wydany z okazji premiery "WCK"? Na płycie znajdzie się muzyka ilustracyjna do filmu, którą skomponowałem i nagrałem w większości w Helu, podczas miesięcznego pobytu na planie zdjęciowym. Partie fortepianowe nagrał już w Warszawie w S1 Leszek Możdżer. Bonusem krążka będą cztery punkowe utwory zarejestrowane również w Helu, podczas kręcenia sceny "Festiwal w Koszalinie - Nowa Fala Rocka 1981". Utwory w wykonaniu WCK, są wspaniałymi kompozycjami legendarnej grupy WC. Dodatkowym bonusem będą też dwa koncertowe nagrania zespołu Dezerter zarejestrowane w Jarocinie w 1984 roku. To nie wszystko, wydawnictwo będzie zawierało również drugą płytę - DVD, na której znajdzie się mój film, nakręcony na czarno-białej taśmie super 8mm i zawierający materiał z planu filmowego. Pokazywałem go już nieoficjalnie na festiwalu w Rotterdamie - ma niesłychany klimat, oddający to, co się działo na planie zdjęciowym. Nie zabraknie również bogato ilustrowanej w zdjęcia książeczki"
Wywiad: OLGA FRYCZ
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z filmem "WCK"? Informację o castingu dostałam, gdy mieszkałam jeszcze w Krakowie. Pamiętam, że byłam wtedy w trakcie sesji i kompletnie nie miałam głowy, by jeździć do Warszawy. Nie wiedziałam, o jaki film chodzi, kto go reżyseruje, więc od razu odmówiłam. Dopiero, gdy zadzwoniono do mnie po raz czwarty, zdecydowałam się. Jacek na początku nie był przekonany do mojej osoby, pamiętał mnie jako trzynastoletnią dziewczynkę z "Weisera" i jakoś nie mógł wyobrazić sobie mnie w roli Basi. Trafiłam jednak na drugi casting, po którym Jacek zadzwonił do mnie osobiście z informacją, że chciałby ze mną pracować. Bardzo się ucieszyłam, bo już po próbach czułam, że to może być coś naprawdę ciekawego. Po lekturze scenariusza byłam ostatecznie przekonana. Jak wyglądała praca na planie? Wszyscy wypadliście bardzo realistycznie. Czy było zatem miejsce na improwizację? To, co spodobało mi się w Jacku najbardziej to fakt, że dawał nam dużo swobody, ale i sporo pomocnych uwag. Poza tym scenariusz był tak rewelacyjnie napisany, że nie było większych problemów z jego interpretacją. Jacek jest pierwszym reżyserem w mojej karierze, który naprawdę mnie wyreżyserował i naprawdę dużo ode mnie wymagał. Pomógł mi dojrzeć. Zgodził się też np., aby w filmie znalazła się scena miłosnego zbliżenia, do którego dochodzi między Jankiem i Basią. Wymyśliliśmy ją wspólnie z Mateuszem Kościukiewiczem. Brakowało nam bowiem takiego jednoznacznego potwierdzenia uczucia, które jest między naszymi bohaterami. Ta scena pokazała, jak bardzo, to co ich łączy, jest prawdziwe i młodzieńcze. Myślę, że bez niej film wiele by stracił. Atmosfera na planie była naprawdę niesamowita. I to czuje się, oglądając ten film. Nie było awantur, wszyscy się szanowali, zawsze byli przygotowani. Owszem, pojawiło się i zmęczenie, i zniecierpliwienie, ale wszyscy wiedzieliśmy, że warto zawalczyć o właściwy efekt. Opowiedz, proszę, kilka słów o swojej bohaterce. Basia to bohaterka ponadczasowa. Równie dobrze mogłaby dorastać w czasach średniowiecznych lub w czasach bitwy pod Grunwaldem. To zwyczajna dziewczyna; ma chłopaka, z którym chce spędzać jak najwięcej czasu. Początkowo myśleliśmy, żeby zrobić z niej punkówę, ale pomysł ten upadł. Basia jest normalną, wrażliwą dziewczyną, dla której miłość jest najważniejsza. W jaki sposób zachęciłabyś swoich rówieśników, aby wybrali się do kina? Najprościej mówiąc to film o najpiękniejszych chwilach w życiu, chwilach młodości; o pierwszej miłości, przyjaźni, buncie, muzyce. Niezależnie od czasów, w jakich przyszło nam dorastać, to rzeczy najważniejsze dla każdego z nas. To film o nas, o młodych. Bohaterowie mówią współczesnym językiem i nawet moda tamtych lat niczym nie różni się od obecnej. Gdyby chłopcy w swych filmowych strojach wyszli na ulicę, to myślę, że spokojnie zrobiliby furorę. Czy udział w tym przedsięwzięciu zmienił coś w Twoim życiu? Czy sprawił, że na pewne sprawy patrzysz teraz inaczej? Przede wszystkim, dzięki udziałowi w filmie, poznałam fantastycznych ludzi, zyskałam świetnych przyjaciół. Mam większą świadomość samej siebie. Wiem, czego chcę, na co mnie stać i czego inni mogą ode mnie oczekiwać. Wiem też, że nigdy nie spotka mnie już taki plan i taka przygoda. To było wspaniałe, niesamowite doświadczenie. Moje życie dzieli się na to sprzed "WCK" i na to po "WCK". To był przełomowy dla mnie moment. Myślę, że dla chłopców również. To był kawał ciężkiej, ale bardzo satysfakcjonującej pracy. Studiujesz filmoznawstwo, a zatem musisz bardzo interesować się kinem. Którego z aktorów mogłabyś nazwać swoim idolem? Z tymi idolami to jest problem, bo ja ich po prostu nie mam. Imponują mi zwykli ludzie, ci, których znam i ci, których obserwuję, prości, uczciwi. Uwielbiam Penélope Cruz, ale kto jej nie kocha. Jest piękna, niesamowita. Na pewno takim aktorskim autorytetem jest też dla mnie mój ojciec. Lubię oglądać dobre filmy, ale też nie jestem fanatyczką. Najbardziej interesuje mnie samo życie i dlatego moimi idolami są zwyczajni ludzie. To jak gram jest bardzo intuicyjne, dużo czerpię z codziennego życia. Taki ze mnie obserwator rzeczywistości.
Wywiad: MATEUSZ KOŚCIUKIEWICZ
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z filmem "WCK"? Bardzo prozaicznie. Zostałem zaproszony na casting. Tam poczułem, że mam szansę uczestniczyć w czymś szczególnym, że mogę poczuć niczym nieskrępowaną wolność i to mnie porwało. Mam nadzieję, że to czuć w filmie. Spotkanie z twórcami zawładnęło moimi zmysłami, nie mogłem uwierzyć, że ktoś wreszcie zrozumiał mój język, chciał ze mną rozmawiać. To cudowne uczucie. Jak układała się Twoja współpraca z reżyserem? Jak Ty doświadczałeś tego planu? Z reżyserem jak to z reżyserem. Trzeba robić, co ci każę. Dla mnie Jacek to jest gość. Na planie spotkały się nasze wrażliwości. Czułem się bardzo bezpiecznie, czułem, że mnie chroni, że mogę sobie pozwolić na bezbronność. Plan był magiczny. Jego atmosfera udzieliła się całej ekipie, wszyscy starali się dawać z siebie jak najwięcej. Na szczęście pogoda była wymarzona i, czasem, mieliśmy wręcz wrażenie, że tam, gdzieś wysoko, ktoś nam pomaga i to na pewno nie były radzieckie samoloty. To, co wyniosłem z pracy nad filmem to na pewno znajomości ze wspaniałymi ludźmi, którzy stali się mi bardzo bliscy. Pierwsza duża rola, pierwsza szansa, chapeau bas i wiele wspaniałych detali. Opowiedz, proszę, kilka słów o swoim bohaterze. Janek jest? dobrym chłopakiem. Mój przyjaciel po obejrzeniu filmu na Festiwalu w Gdyni, dzieląc się swoją refleksją, powiedział mi: gdybyś był taki w życiu, wszystko byłoby piękniejsze. Starałem się dać Jankowi wszystko, co kocham. W jaki sposób zachęciłbyś swoich rówieśników do wybrania się do kina? Myślę, że to jest również film mojego pokolenia. Pewne sprawy są uniwersalne i poruszają nas bez względu na wiek. Jeśli "WCK" nie poruszy naszego pokolenia, to coś jest nie tak, ale gdy patrzę na swoich znajomych, wydaje mi się to niemożliwe, bardzo rzadko spotykam człowieka niewrażliwego, wręcz przeciwnie. Chciałbym bardzo, aby ludzie odebrali ten film emocjonalnie, aby poruszył się w nich ten punkcik, który powoduje, że coś nas dotyka, jest nam bliskie? To marzenie. Czy udział w tym przedsięwzięciu zmienił coś w Twoim życiu? Czy sprawił, że na pewne sprawy patrzysz teraz inaczej? Zmienił bardzo dużo i, jak to mówi moja babcia, swoje jeszcze nabroi. Którego z aktorów mogłabyś nazwać swoim idolem? Czy bliżsi Ci są James Dean, Zbigniew Cybulski czy raczej Brad Pitt i Johnny Depp? Może ktoś zupełnie inny. Staram się raczej uciekać od pomników i na pewno sam nie chciałbym się na nim znaleźć. Wolę przekaz ustny, jest bardziej żywy. Inspirują mnie zarówno ci współcześni, ale o nich nie wypada mi mówić, jak i ci którzy już odeszli? Mitologia ma w sobie niesamowity magnetyzm, ale potrafi zahipnotyzować i zwieść na manowce. Jakie filmowe role Ci się marzą? Zadaję sobie to pytanie za każdym razem, gdy stoi przede mną realna szansa i sensowna propozycja.
Wywiad: JAKUB GIERSZAŁ
"WCK" to Twój debiut filmowy. Jak układała się Twoja współpraca z Jackiem Borcuchem? Początkowo nie czułem się na planie swobodnie. Im jednak więcej robiliśmy, rozumieliśmy, tym więcej dawaliśmy od siebie i nawet próbowaliśmy coś Jackowi podpowiadać. Czasami nie pytaliśmy o zgodę, tylko robiliśmy i czekaliśmy na ochrzan. On walczył o tę naszą naturalność, potrafił do nas dotrzeć, próbował naprowadzać nas na właściwe emocje. I nie będę z pewnością odosobniony w opinii, że to był naprawdę dobry plan. Wszyscy bardzo się zżyliśmy. To było dla mnie tak pozytywne doświadczenie, że aż wydaje się czymś niemożliwym, wręcz nienaturalnym. Kim jest Twój bohater? Kazik całą energię, jaką posiada, wkłada w bunt właśnie. Cały swój ból i to, co chce przekazać. Ostra punk rockowa muzyka i warunki, w których żyję idealnie mu do tego pasują. W jaki sposób zachęciłbyś swoich rówieśników, aby wybrali się do kina? Dla mnie najważniejsza jest kwestia zrozumienia pokolenia naszych rodziców. To, co Jacek opowiadał mi o tamtych czasach uświadomiło mi, co mogli przeżywać wtedy moi rodzice. Niektórzy moi rówieśnicy mogą, dzięki "WCK", w inny sposób spojrzeć na swoich rodziców. To film, który łączy pokolenia, bo rodzice z kolei mogą przypomnieć sobie czasy swej młodości i bardziej zrozumieć swoje dzieci. Z drugiej strony, ze względu na ponadczasową tematykę można na niego pójść do kina z kolegą lub dziewczyną. Młodość Jacka i moja przypadła na zupełnie inne czasy, a problemy w gruncie rzeczy okazały się te same. Przede wszystkim jednak jest to film bardzo pozytywny, dobry, który potrafi poprawić samopoczucie. Czy ten film coś zmienił w Twoim życiu? Czy sprawił, że na pewne sprawy patrzysz teraz inaczej? Na pewno inaczej spojrzałem na swoje relacje z rodzicami. Nieważny jest wiek i różnice nas dzielące. Pokazał nam to Jacek, bo sam nauczył się tego przy swoim poprzednim filmie "Tulipany". Nie musimy zwracać się do siebie per pan/pani. Niezależnie od wieku wszyscy jesteśmy ludźmi, jesteśmy równi, różnią nas doświadczenia, bagaże. Jacek zaraził mnie pozytywnym myśleniem, patrzeniem na świat.
Wywiad: MATEUSZ BANASIUK
Nie jesteś debiutantem, śmiało można powiedzieć, że jesteś oswojony z kamerą. Co było dla Ciebie najważniejsze w pracy z Jackiem Borcuchem? Przede wszystkim Jacek pozwalał nam czuć się komfortowo, zarówno na planie, jak i poza nim. Stworzyliśmy sobie atmosferę punk rocka 24 h na dobę. Imprezy, rozmowy, różne wariactwa i plan. Świetnie się dogadywaliśmy, bo Jacek, podobnie jak ja, jest również aktorem i muzykiem; mamy podobną wrażliwość. Traktował nas wszystkich po partnersku, a nasze uwagi były dla niego bardzo cenne i często brał je pod uwagę. Czy mógłbyś powiedzieć kilka słów o filmie, które zachęciłyby Twoich rówieśników do wybrania się do kina? To film o tych wszystkich pięciu rzeczach, o których już mówiliśmy: o miłości, przyjaźni, wolności, buncie i muzyce. O ucieczce, o marzeniach, o tym, że życie jest nieprzewidywalne i zaskakujące. To kameralna i ponadczasowa opowieść, która pokazuje to, co w ludziach najciekawsze. Dla mnie "WCK" to najlepszy film polski ostatnich lat i takie filmy, jako widz, chcę oglądać. Jest świetna muzyka, piękne zdjęcia Michała Englerta, który w ubiegłym roku zdobył nagrodę w Gdyni za "33 sceny z życia", doskonała obsada. W scenach koncertów w Koszalinie i szkole brali udział statyści, którzy naprawdę świetnie się bawili, to nie było zagrane. Energia, którą od nas dostali, sprawiła, że zapomnieli o tym, gdzie się znajdują. Bo jeżeli coś jest prawdziwe, to ludzie to kupują. W tym filmie jest sama prawda. Jacek nie przepuścił żadnego fałszu. Czy udział w tym filmie sprawił, że na pewne sprawy patrzysz teraz inaczej? Wiem, że takie właśnie kino chciałbym robić, w takich filmach grać. Podoba mi się cały ten szum wokół "WCK"; że mogłem pojechać do Gdyni, spotkać się z innymi aktorami, że jestem w tym środowisku, które, oczywiście, bywa czasami toksyczne. Fajne jest to, że stworzyłem coś, co się ludziom podoba. Jestem dumny z tego, że byłem częścią tego zespołu. Tak, zespołu, bo na planie każdy jest ważny. Gdyby zabrakło kogoś z całej tej naszej ekipy, powstałby pewnie zupełnie inny film. Którego z aktorów mogłabyś nazwać swoim idolem? Czy bliżsi Ci są James Dean, Zbigniew Cybulski czy raczej Brad Pitt i Johnny Depp? Kiedyś, w szkole podstawowej, mieliśmy opisać swoich idoli filmowych. Musiałem wtedy szukać trochę na siłę, bo nie miałem jeszcze żadnych aktorskich autorytetów. Opisałem aktora, którego bardzo lubiłem ? Jerzego Stuhra. Zawiedziona nauczycielka zapytała, czemu nie napisałem o swoim ojcu i to dało mi do myślenia. Przez to, że był tak blisko nie zauważyłem, że to właśnie mój tata jest dla mnie największym autorytetem i idolem. Często się spieramy, ale wiem, że mogę z nim porozmawiać, bo on mnie rozumie. Podoba mi się to, że mam w nim partnera. Kiedyś przez długi czas odradzał mi uprawiania tego zawodu. Teraz jednak jest ze mnie dumny. Jeżeli chodzi o pozostałych, to przede wszystkim cenię Jamesa Deana. Zanim obejrzałem filmy z jego udziałem, zobaczyłem dokument o nim. Zafascynowała mnie wtedy jego osoba, bo zobaczyłem w nim siebie, zbuntowanego, niepokornego. Kiedyś nawet fizycznie byłem do niego podobny. Często imponują mi też aktorzy, z którymi spotykam się na planie: Michał Żebrowski, Andrzej Chyra. Ten ostatni bardzo zaimponował mi swoim luzem, który miał na planie. W rolę wchodził niemal płynnie. Uwielbiam też aktorów amerykańskich, w ogóle amerykańskie granie. Zaraziła mnie tym pani Ela Swoboda z Warszawskiej Szkoły Filmowej, która uczyła mnie metody stosowanej w Actors Studio. Takie granie interesuje mnie najbardziej ? żeby poczuć coś przez środek . Tacy są np. Leonardo DiCaprio, Robert De Niro, Al Pacino.
Wywiad: IGOR OBŁOZA
Jak trafiłeś na plan "WCK"? To był mój pierwszy casting w życiu. Pamiętam, że tamtego dnia czułem się bardzo swobodnie i miałem przeczucie, że się uda. Tak też się stało. Dostałem postać Diabła, który wzorowany jest na autentycznej postaci z przeszłości Jacka. Jak układała się Twoja współpraca z reżyserem? Jak Ty doświadczałeś tego planu? Na planie było bardzo swobodnie i Jacek nam na tę swobodę pozwalał. Punk rock, szał, młodość. My tam byliśmy "w sprawie filmu", więc rozgrzeszano nas z wielu występków. Oczywiście początkowo byłem zestresowany i zamknięty w sobie. Potrzebuję bowiem czasu, aby komuś zaufać. Dużo jednak słuchałem i starałem się wyciągnąć dla siebie jak najwięcej. Teraz jestem zdecydowanie bardziej otwarty. W jaki sposób zachęciłbyś swoich rówieśników, aby wybrali się do kina na "WCK"? Wartościowe filmy to te, które mają coś do przekazania, jakąś emocjonalność. O młodości, prawdziwej miłości jest teraz naprawdę mało filmów, jeżeli w ogóle są. "WCK" jest o pokazywaniu siebie, swojej indywidualności, odrębności. Ci bohaterowie chcą iść do przodu, coś osiągnąć. To niesamowite osobowości, mają pasję i nie znają rutyny, tu wszystko jest świeże, młode. Mają wolność w głowie. Liczę na to, że ludzie głodni są takich doznań. Przecież każdy z nas chce coś w życiu osiągnąć, a ten film właśnie o tym jest. Czy możesz powiedzieć, że udział w "WCK" to był jakiś moment przełomowy w Twoim życiu? Na pewno w innym sposób patrzę teraz na film, wiem już "z czym to się je". Jestem wzbogacony o nowe doświadczenia, czuję się swobodniej, pewniej. Podoba mi się, to, że ten film ma taki pozytywny odbiór. Mój świat nie został przewrócony do góry nogami, ale takie doświadczenie na pewno rozwija. Mam też świadomość, że takie filmowe wakacje mogą się już nie powtórzyć. Historia z "WCK" nie jest jednak jeszcze skończona. Kolejnym przełomem będzie z pewnością premiera. Jakie filmowe role Ci się marzą? Ktoś mi powiedział, że pasują do mnie role zakapiorów. Coś w tym musi być, bo w takim wcieleniu czuję się bardzo dobrze i takie role mógłbym grać. Skóra, pistolet, schowany gdzieś nóż ? to mi się podoba. Jestem raczej spokojnym człowiekiem, więc byłoby dla mnie czymś nowym zagrać kogoś niezrównoważonego. Taki "Taksówkarz" na przykład albo głęboko offowa adaptacja "Makbeta". Mógłbym zagrać też u Tarantino, tam się roi od zakapiorów. Tak, Tarantino jest szalony. Niestety nie widziałem jeszcze "Bękartów wojny".
Produkcja: Prasa i Film
Firma Prasa i Film założona została w 1994 roku. Wyprodukowała wiele filmów i programów telewizyjnych. Od 2004 do 2007 roku Prasa i Film nie prowadziła działalności (powodem było objęcie przez Jana Dworaka funkcji Prezesa Telewizji Polskiej S.A.). W styczniu 2008 roku, po ustaniu prawnych rygorów dotyczących zakazu konkurencji Jana Dworaka, firma została reaktywowana z udziałem Kamili Polit. Głównym przedmiotem działalności PRASY I FILMU jest obecnie produkcja filmów fabularnych. PRASA I FILM produkuje też filmy dokumentalne i cykliczne programy telewizyjne. Ostatnie produkcje: Filmy fabularne WSZYSTKO CO KOCHAM (2009), reż. Jacek Borcuch Filmy dokumentalne CO JA TU ROBIE (2009), reż. Janusz Anderman KONGRES NIEDOKOŃCZONY (2009), reż. Agnieszka Arnold Programy telewizyjne WEEKENDOWY MAGAZYN FILMOWY (2008-2009), reż. Kinga Lewińska