Już tytuł wskazuje, iż będziemy mieli do czynienia z kinem, które jakiekolwiek tabu będzie miało za nic. Nekrofilia bowiem uchodzi za jeden z najbardziej odrażających procederów, w jakich upodobanie może znaleźć sobie człowiek. Co więcej, zaspokajanie potrzeb seksualnych z nieboszczykami uznawane jest przez psychiatrów wszystkich szkół na fiksację, której towarzyszy wiele innych zaburzeń psychicznych. I podobnie jest u Drejera – jego bohater to socjopata, w którym kłębią się nie tylko przeciwieństwa (np. skłonności mordercze i wrażliwość), ale przede wszystkim liczne obsesje.
„Wspomnienia starego nekrofila” nie są klasyczną fabułą, ponieważ nie mamy tu do czynienia z opowieścią mającą swój wstęp, rozwinięcie, punkt kulminacyjny i zakończenie. Wrocławski reżyser zabiera nas na wycieczkę w głąb psychiki człowieka, który nie bacząc na konwenanse i obwiązujące w społeczeństwie normy całkowicie daje się opanować dewiacjom. Obserwujemy jego poczynania nie tylko w sytuacji, kiedy jest sam, zamknięty w czterech ścianach, ale także jego relacje z innymi ludźmi. Szczególnie ciekawe są jego kontakty z żywą jeszcze dziewczyną, skrępowaną, ubezwłasnowolnioną, zmuszoną do obserwowania działań oprawcy.
Prawdziwym idea fixe mężczyzny jest ludzka podszyta lękiem niechęć do tego co martwe. Ludzkie ciało nawet po śmierci uważa on za godne uwagi, fascynujące i niezwykle pociągające. Trupi swąd wabi go niczym woń ciała kobiety, widok rozkłady budzi w nim pożądanie. Co więcej, bohater chce, by jego pragnienia były akceptowane i zrozumiane. Patrząc na resztki ludzkiego ciała masturbuje się. Robi to w obecności żywej dziewczyny, którą próbuje przekonać do swych upodobań. A ich lista nie zaczyna się i nie kończy na nekrofilii. Protagonista oddaje się także koprofagii (zjada własny kał i „naznacza się” się nim) oraz kanibalizmowi (w jednej scen zjada płód jednej ze swych ofiar). Przypadkowo spotkanej dziewczynie na cmentarzu opowiada o swoim dzieciństwie, które wypełnione było okrucieństwem, gwałtami i nieustannym praniem mózgu.
Odbiór „Wspomnień starego nekrofila” nie jest łatwy nie tylko ze względu na, posłużmy się eufemizmem, kontrowersyjną treść. Również forma nastręczać może przypadkowemu widzowi sporo problemów. W warstwie wizualnej dominuje obskurny minimalizm. Czarno-biały obraz wyciąga ze świata przedstawionego całą jego brzydotę. Drejer nie bawi się w kompozycję kadru, wymyślne ustawienia kamery czy nawet najprostszy symbolizm – obraz podporządkowany jest dosłowności i pokazaniu wszystkich skłonności głównego bohatera. Grindhousowego sznytu dodaje „Wspomnieniom...” nie tylko przedstawienie świata w czerni i bieli, ale także stylizacja na wizualne niechlujstwo – ziarnisty, podniszczony obraz, dziwny, jakby nie do końca przemyślany i dopracowany montaż – charakterystyczne dla taniego kina exploitation.
Film Drejera ko kino amatorskie ze wszystkimi tego, pozytywnymi i negatywnymi, konsekwencjami. Z jednej strony autor mógł sobie pozwolić na całkowitą wolność wypowiedzi. Dlatego mógł sobie wybrać taki a nie inny temat filmu oraz uczynić bohatera nekrofilem oddającym się koprofagii i kanibalizmowi. Oprócz finansów nie ograniczało go nic. Ale kinematografia w przeciwieństwie do literatury to sztuka wymagająca nakładów finansowych, nawet jeśli w zamierzeniu robi się film tani, prosty czy wręcz ascetyczny. Niektóre sceny wyszły Drejerowi kapitalnie – choćby ta na cmentarzu przypominająca ujęcia z „Night of the Living Dead” George’a A. Romero. Ale w wielu inscenizacjach widać budżetowe niedoskonałości, choćby w scenach aż proszących się o efekty specjalne – wbijanie noża, jedzenie płodu, realistycznie pokazanie morderstw. Wolność twórcza, o której pisałem wyżej, może także wodzić na manowce. Nie udały się Drejerowi dialogi (to zresztą wada wielu polskich filmów, nawet tych, nad którymi pracuje cały sztab ludzi). Mimo językowej wulgarności szeleszczą papierem i są zbyt literackie (zalecane „warsztaty” u Wojtka Smarzowskiego, w moim przekonaniu mistrza w pisaniu dialogów do filmu).
Czy takie filmy traktujące o nekrofilii, kazirodztwie, koprofagii i innych, znowu posłużę się eufemizmem, odstępstwach od normy powinny w ogóle powstawać? Na pewno dla wielu miłośników horroru „Wspomnienia starego nekrofila” będę opowieścią nie do przełknięcia. Bo są dosłowne, wulgarne, naturalistyczne i nie pozostawiają miejsca na domysły, wyobraźnię i własne interpretacje. Ale nie może być mowy o sztuce bez prowokacji i mówienia głosem wolnym od jakichkolwiek grup nacisku. I o ile w debacie publicznej nie mówi się o dewiacjach jakim ze świadomością lub mimowolnie oddają się ludzie, nie znaczy to, że one nie istnieją. Podobnie jest ze sztuką – zawsze będzie istniała ta trafiająca do szerokiego grona odbiorców, ale musi istnieć ta niszowa, którą w kinie grozy reprezentują choćby Jörg Buttgereit, Fred Vogel, a i także Michał Dawid Drejer.