Jean Reno zaliczany jest do grona najlepszych i najbardziej popularnych aktorów na świecie. Największą sławę, przyniosły mu role w filmach: "Wielki Błękit", "Leon Zawodowiec", "Ronin", "Nikita". "Wasabi" - to kolejny film, na planie którego spotkali się ponownie doskonały producent i reżyser Luc Besson oraz Jean Reno. Tym razem Reno wciela się w postać francuskiego policjanta (Huberta Fiorentini), który bez skrupułów walczy ze zorganizowaną przestępczością. Wbrew pozorom prowadzi normalne, zwyczajne życie. Do czasu... Wiadomość, którą otrzymuje zmusza go do wyjazdu. By uporządkować sprawy rodzinne udaje się do Japonii. Szybko okazuje się, że będzie miał kłopoty nie tylko z nowo poznaną córką, ale i japońską mafią ... Doskonała obsada, wartka fabuła połączona z humorem zapewniają relaks i rozrywkę na najwyższym poziomie, którą z pewnością gwarantuje nazwisko Luca Bessona.
O produkcji
Prace nad filmem rozpoczęto w domu Luca Bessona w Normandii. Pierwsze spotkanie z Gérardem Krawczykiem, Jeanem Reno i Ryoko - młodej japońskiej gwiazdy. Ponieważ Ryoko nie znała ani słowa po francusku, roli uczyła się fonetycznie. Francuska ekipa szybko przekonała się, jak mocno pojęcia rywalizacji i dążenia do sukcesu są zakorzenione w japońskiej mentalności. Zdarzało się, że Luc Besson był obecny na planie i zaglądał w kadr. Gdy siadał za kamerą ożywały stare wspomnienia sprzed 20 lat, gdy kręcił wraz z Jeanem Reno "Wielki błękit", czy "Leona zawodowca". Pod wpływem tych wspomnień Besson i Reno zupełnie się zmieniali. Widać było, że się uwielbiają i że darzą się prawdziwą przyjaźnią.
O kręceniu filmu w Japonii
Japończycy chcąc robić film długometrażowy w Tokio, kręcą go na przedmieściach, co jest związane z zupełnym nieprzystosowaniem prawa lokalnego do potrzeb organizacji produkcji filmowej. We Francji, czy też w jakimkolwiek innym kraju pozwolenie na robienie zdjęć można uzyskać u burmistrza, czy też szefa miejscowej policji. Sprawa jest prosta: jest to możliwe lub nie. W Tokio natomiast żaden organ administracji nie udziela takich zezwoleń, ponieważ nie wolno blokować zarówno ruchu samochodowego, jak i pieszego na chodnikach. Pozwolenia na filmowanie nie są źródłem przychodów kasy miejskiej: bez pozwolenia można filmować natomiast pomniki.
Jean Reno - wywiad
Jak powstało "Wasabi - Hubert Zawodowiec"? Z ...chęci zrobienia filmu w Japonii. Od czasu powstawania "Nikity" i "Leona Zawodowca" Luc i ja jesteśmy bardzo dobrze przyjmowani w tym kraju. Japończycy nas uwielbiają, a my odwzajemniamy to uczucie. Tak więc mieliśmy ochotę jeszcze raz zrobić coś wspólnie. Czy razem dyskutowaliście o intrydze i postaciach? Nie, to robota Luca. Luc nie zabiera się od razu za pisanie. By spłodzić historię zaczyna od myślenia. Powiedział mi: "Nie martw się, dzięki temu później pójdzie szybciej!". I kiedy poczuł się gotowy napisał scenariusz w niecałe niż trzy tygodnie! Luc pracuje bardzo szybko, ale trzeba wiedzieć, że w rytmie 24-godzinnym. Pewnego dnia mi powiedział: "Pracuję nawet nawet podczas snu!". Rola Huberta to rola stworzona dla Pana! To rola, która doskonale pasuje do mojego wizerunku, ale która odpowiada mi również w wymiarze osobistym. Mam bardzo silny zmysł ojcowski, więc rozumiem emocje, które może odczuwać mój bohater, kiedy okazuje się, że jest ojcem osiemnastolatki. Im jestem starszy, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak bardzo ważne w moim życiu są moje dzieci. Bardzo poważnie traktuję to, że jestem dawcą genów, czyli "genitori", jak mówią Włosi! Co jeszcze podoba się Panu w postaci Huberta? Z wyglądu to taki facet, któremu nie zadaje się pytań, w rzeczywistości jednak to człowiek wrażliwy, który cierpi nie okazując tego. A jeśli pracuje jak szaleniec, to po to by znieczulić ten ból. Tak, to także mnie przypomina! Czy można sobie wyobrazić, że pod koniec filmu Hubert staje się szczęśliwszym człowiekiem - po tym jak odkrywa radość z bycia ojcem? Oczywiście. Jestem pewien, że będzie dużo mniej pracował, a więcej czasu spędzał grając w golfa. A propos golfa. Podziela pan upodobanie Huberta do tego sportu? To sport, który odkryłem na potrzeby filmu. Rozpocząłem uderzając w ziemię, zamiast w piłkę, szybko jednak sobie poradziłem, bo miałem bardzo dobrego nauczyciela. Nie zwariowałem na punkcie tego sportu, tak by grać codziennie, ale uważam, że to bardzo interesujący sport. Lubię intymny związek, jaki wytwarza się między mną a piłką. To trochę jak w życiu: wybiera się jakiś cel i próbuje go zrealizować. Golf mnie wciągnął, podobnie jak nurkowanie... Ale nurkowanie jest inne: od momentu zanurzenia głowy pod wodą wszystkie problemy znikają! W każdym razie Japonia jest prawdziwym krajem golfa! Zdjęcia kręciliśmy w kompleksie, który miał trzy piętra do gry w golfa. To dawało 240 gości uderzających piłkę w tym samym czasie! Czy teraz uważa się Pan za dobrego gracza? Nie, ale sądzę, że mam dobry styl. Szybko nauczyłem się ruchu. A to jest najważniejsze, bo trzeba być wiarygodnym na ekranie. Kino to magiczne kłamstwo... Jak przebiegały prace nad filmem "Wasabi - Hubert Zawodowiec"? Pracowaliśmy bardzo szybko, choć mieliśmy mnóstwo problemów. Po pierwsze z powodu pozwoleń na kręcenie zdjęć, które bardzo trudno uzyskać. W Japonii to nie policja je wydaje, ale osoby odpowiedzialne za każdy, konkretny budynek! Komplikowało to bardzo całą sprawę i czasem zmuszało nas do "kradzieży" planów. Także przemieszczanie się sprawiało problemy. Jeśli znajdujesz się na trójpoziomowej autostradzie, to nie zawsze wiesz, w którą stronę jechać. Następnie pogoda. Nie trafiliśmy na najlepszy sezon. Zupełnie nie przestawało padać! I wreszcie musieliśmy się liczyć z barierą językową. Jako, że dużą część ekipy stanowili Japończycy musieliśmy pracować z całą armią tłumaczy! A więc musieliśmy to wszystko znosić... Ale ponoć filmy, w kręcenie których nikt nie włożył wysiłku, nie są najlepsze! Nie licząc "Taxi 3", do którego trwają obecnie zdjęcia, "Wasabi - Hubert Zawodowiec" jest drugim filmem podpisanym przez Gérarda Krawczyka dla Luca Bessona. Czy można mówić o porozumieniu? Tak. Nadają na tych samych falach i mają chęć oglądać te same filmy! Gérard od razu wie, o co chodzi Lucowi, a do kwestii technicznych także mają podobne podejście. Uwielbiają mieć dużo materiału dla tej samej sekwencji: plan duży, plan średni, różne kierunki... Rozumieją się także bardzo dobrze przy stole montażowym... Można znaleźć u nich mnóstwo cech wspólnych! To para straszliwych pracusi... Raz twardzi, a raz wrażliwi... Co Pan osobiście ceni w Gérardzie Krawczyku? Według mnie ma powierzchowność wielbłąda: kroczy przed siebie nie przejmując się stanem ducha! To nie jest typ filmowca, który znika z planu, bo nie ma natchnienia. Poza jego kompetencją i szybkością realizacji bardzo podoba mi się jego podejście do aktorów. Interesuje go także to, co dzieje się poza planem, a to przekłada się później na dobrą współpracę na planie. Spotkania, wspólne wygłupy i dążenia to jedna z ciekawszych stron tego zawodu. Michel Muller jest znany ze specpoczucia humoru. Biorąc pod uwagę pana barczystość, czy ośmielał się drwić z pana? Tak! Ale za tym kwaśnym humorem kryje się gość bardzo zróżnicowany, o kruchej psychice. Nie zapominajmy, że to były nauczyciel matematyki. W przeciwieństwie do swojego wizerunku, osobowość ma bardzo złożoną. Można z nim rozmawiać o wszystkim: o cenach marchewki, o Platonie, czy o ruchu na drogach w Tokio! Jak przebiegało wasze spotkanie na planie? Wyśmienicie. Moje doświadczenie w kwestii tandemów komicznych oczywiście pomogło... W każdym razie ta para bohaterów była bardzo zabawna już w scenariuszu. Uwielbiam postać Momo nudzącego się w Tokio, zamkniętego w tym mieście, który się cieszy z ponownego spotkania po 19 latach ze swoim starym kumplem Hubertem. Wie, że ten powrót jest synonimem zamieszania. Czy Michel Muller dodał od siebie jakieś rzeczy, których nie było w pierwotnej wersji scenariusza? Dorzucił tu i tam do dialogu swoje trzy grosze, ale zasadnicza charakterystyka postaci Momo była już napisana w scenariuszu przez Luca. To przede wszystkim swoją grą Michel coś wnosił. Wychodziło to w jego ślizganiu się, w jego szaleństwach, które były naprawdę prześmieszne. Ryoko Hirosue, Pana druga partnerka, mówi tylko po japońsku. Czy było to dużą przeszkodą w pracy? Nie, ponieważ ona jest prawdziwą profesjonalistką. Jest w tym zawodzie od 11-tego roku życia! A w Japonii artyści mogą robić wszystko: grać, śpiewać, być prezenterami telewizyjnymi... Bardzo łatwo można zobaczyć boys band prowadzący program kulinarny! Oni maja tę wszechstronność, której nam brakuje i tak, jak reszta społeczeństwa prowadzą bardzo intensywne życie. Nigdy nie śpią, tylko piją kawę lub napoje energetyczne! Ryoko funkcjonuje zupełnie tak samo, tyle że od dłuższego czasu, więc nie był to dla niej szok. Jako, że jestem odrobinę starszy od niej, dałem jej kilka małych porad zawodowych, a także osobistych. Ale, uwaga, nie mieszałem się w jej życie osobiste, ponieważ w czasie kręcenia zawsze jest to źródłem problemów! Wzajemne relacje pomiędzy waszymi postaciami na ekranie są bardzo wzruszające. Czy można powiedzieć, że przed kamerą wytworzył się pomiędzy wami jakiś rodzaj alchemii? Tak. To coś bardzo szczególnego, co się dzieje pomiędzy dwojgiem aktorów. Nie można tego sprowokować sztucznie. To przychodzi samo, to wszystko. Dla aktora jest to bardzo ekscytujące i sądzę, że zachowam to uczucie, tak jak zrobi to też Ryoko... Ta relacja przypomina mi bardzo to, co wytworzyło się pomiędzy mną, a Nathalie Portman na planie "Leona zawodowca"... A propos "Leona...", nie pracował Pan od tamtego czasu z Lukiem Bessonem. Czy ta zawodowa rozłąka miała wpływ na waszą przyjaźń? Nie, ponieważ nigdy nie spuszczamy się z oczu, nawet jeśli pracujemy nad różnymi projektami. Bardzo mocno się przyjaźnimy. Jeśli jesteśmy od siebie oddaleni, dzwonimy regularnie, by spytać, co się dzieje. A kiedy się spotykamy, dzwonimy do Erika Serry i wszyscy razem robimy sobie żarcie! Luc Besson stał się dziś szefem studia "Europa". Co Pan o tym sadzi? Pozwoli mu to na większą niezależność. Jeśli chodzi o mnie, to jestem zachwycony. Zastanawiam się, jak mu się udaje robić tyle rzeczy na raz. Sądzę, że sekret tej niewiarygodnej energii leży w jego bezwarunkowej miłości do kina. "Europa" wymaga, by filmy były robione bardzo szybko. Czy według pana to dobrze? "Wasabi" kręciliśmy w rytmie dużo szybszym niż zwykle i nie powiem, by mi się to nie podobało! Jak powiedział Louis Jouvet: "Na planie zbyt wiele się czeka". I dodał: "Kino to sztuka znajdywania krzesła!"... Z drugiej strony, jeśli zdjęcia przebiegają szybko trzeba umieć wytrzymać to tempo. Trzeba mieć wszystko poukładane w głowie i nie można się rozpraszać innymi rzeczami... Przez ostatnie lata bardzo często pracował Pan z Amerykanami. Czy zamierza Pan podążać tą drogą? "Mission Impossible", "Godzilla", "Ronin", czy "Rollerball" były możliwościami, z których trzeba było skorzystać, ale nie mogę powiedzieć, że chcę się skoncentrować na kinie amerykańskim. Zagrałem przecież w "Les Rivières pourpres", czy w "Wasabi", a teraz przygotowuję się do pracy nad komedią Danielle Thompson, która będzie nosiła tytuł "Décalage horaire"... Po prawdzie, nie bardzo lubię pracować w Stanach Zjednoczonych. Spędzam tam tak mało czasu, jak to możliwe! Trzeba mieć 18 lat, by być w stanie przystosować się do ich sposobu życia. Dla mnie jest już za późno. Dużo lepiej czuję się we Francji! "Wasabi - Hubert Zawodowiec" powstało z chęci zrobienia filmu w Japonii. Gdzie chciałby pan zagrać teraz? W Afryce! Rytm tam-tamów, ludzie, którzy się pocą, to coś, co mnie tam ciągnie!
Michel Muller - wywiad
W jaki sposób agent specjalny ląduje w Japonii? Mój bohater, Momo jest tam zainstalowany od dłuższego czasu. Pracuje dla Renseignements Généraux (R.G.). Przybył tam z Hubertem i myślę, że pozostał dlatego, że to kraj, który mu bardzo odpowiada. O mało co nie zrobiłem tego samego! Żartuję. Nigdy bym tam nie został. Nawet, jeśli się mieszka w tym kraju przez jakiś czas, jest się tak różnym od Japończyków... My nie rozumujemy w ten sam sposób. To, co postrzegamy u nich za hipokryzję, czy zachowanie niezgodne z normą, jest zakorzenione w ich kulturze. Mieliśmy mały problem z komunikacją przy wyjeździe. Z drugiej strony są bardzo gościnni... Proszę coś opowiedzieć o granej przez pana postaci Momo... Dla Momo, Hubert to ktoś najlepszy. To bohater. Zresztą to tak, jak z Jeanem Reno. Kiedy Jean przechadza się po porcie lotniczym, jest w nim coś z Clinta Eastwooda. Ma ten sam wygląd kogoś, kto nigdy nie patrzy za siebie. Momo chciał zostać gliną, bo pragnął być bohaterem, jak ci, których mógł oglądać w kinie. No i właśnie taki gość, jakich oglądał w kinie jest jego kolegą. Tak więc absolutnie chce mu pomóc, brać udział we wszystkim. Wie, że przy Hubercie nie będzie się zajmował drobnymi sprawami. Nic nie będzie działo się normalnie. Nie będą otwierać drzwi korzystając z klamek. Wszystkie drzwi będą wyważane. Momo jest na spektaklu, ale chce też w nim uczestniczyć. Czy to, że zarówno Jean Reno, jak i Ryoko Hirosue są w Japonii gwiazdami, nie prowokowało pewnych scen histerii ze strony fanów? Trochę tak... Ale było to kontrolowane. Jeśli mówi się Japończykom, że mogą histeryzować w małym kwadracie, to będą histeryzować w małym kwadracie. Nie przekroczą linii. Jest to histeria bardzo zdyscyplinowana. Dziwiło mnie też, że ubierają się we wszystkie kolory, ale mimo to zachowują się poprawnie. Pozycja Jeana w Japonii to istne szaleństwo. Oddają mu pokłony, zapalają świece, odprawiają modlitwy... Co do Ryoko, to przed przyjazdem do Japonii nie znałem jej i nie wiedziałem, że w tym kraju jest takim fenomenem. Kiedy zmienia kolor włosów, wszystkie inne dziewczyny robią to także. Zresztą to zabawna kobietka. A poza tym prawdziwy z niej pracoholik... Ma trochę powierzchowność kobiety biznesu... Z pewnością tak jest, ponieważ robi jednocześnie mnóstwo rzeczy... Ale kiedy przyjechała do Francji robić postsynchrony, naprawdę mnie zadziwiła. Nauczyła się wszystkich tekstów fonetycznie. Czytałem tekst, którego musiała się nauczyć po francusku. Udało się jej wymówić go w sposób zupełnie zrozumiały dla nas mimo, że był on bardzo trudny. Jest w niej wszystko z tej kultury ludzi, którzy zawsze muszą być pierwsi, czy też najlepsi, nawet jeśli się przez to zabijają. Aż do zupełnego wyczerpania sił uczyła się swoich tekstów po francusku... Jest to zadziwiające... W jaki sposób znalazł się pan w obsadzie "Wasabi - Hubert Zawodowiec"? Luc zadzwonił do mnie i powiedział: "Dobrze, podjąłem ryzyko. Napisałem rolę dla ciebie, ale nie wiem, czy zgodzisz się ja zagrać". Uznałem to za eleganckie z jego strony. Dał mi scenariusz i powiedział, że bym dał sobie trochę czasu na przeczytanie go. Zabawne jest to, że wątpił, że może mi się on spodobać. Było w nim mnóstwo uwag dotyczących reżyserii i generalnie nie był on łatwy w czytaniu. Trzeba było naprawdę wyobrażać sobie sceny. Zdzwoniliśmy się wieczorem i powiedziałem mu, że chciałbym to zrobić...
Ryoko Hirosue - córka Huberta
Młoda aktorka japońska, zarówno telewizyjna, jak i kinowa, popularna piosenkarka, prawdziwy fenomen socjologiczny w swoim kraju. Ryoko Hirosue urodziła się 18 lipca 1980r. w Kochigen na wyspie Shikoku w Japonii. Ma niecałe 14 lat, gdy zostaje zauważona w castingu, po którym otrzymuje swoją pierwszą rolę w filmie reklamowym. Dalej wszystko toczy się już szybko. W 1998r. gra w swoim pierwszym spocie dla banku Sakura, który ją wybrał, by go reprezentowała przez kilka sezonów. Następnie bierze udział w kampanii reklamowej uznanego piwa Kirin. W sumie Ryoko nakręci ponad dwadzieścia spotów reklamowych. Równolegle rozwija swoją karierę aktorską grając w różnych serialach, jak sitcom "Le Coeur's", czy wciąż kręcony "Dekichatta Kekkon", który opowiada o młodej, ciężarnej, lecz jeszcze niezamężnej kobiecie. Ryoko ma już na swoim koncie udział w ponad trzydziestu serialach i programach telewizyjnych. Tak duża aktywność młodej aktorki bardzo szybko sprawia, że staje się ona znaną twarzą na całym archipelagu. W 1996r. zostaje wydana pierwsza książka o niej "Ryoko Hirosue R&H". Po niej będzie jeszcze wiele następnych, a także serie kartek pocztowych i albumy ze zdjęciami. Wokół niej zaczyna się rozwijać prawdziwy "fan business". Pozycje wydane w 2000r. to m.in. album zawierający zdjęcia z lat 1996-2000 oraz książka poświęcona jej dwudziestym urodzinom. Ryoko Hirosue zebrała szereg nagród i wyróżnień, a wśród nich: nagrodę dla najlepszego młodego talentu na Festiwalu Filmowym w Jokohamie i w Osace, Wielką Nagrodę Suponichi na Festiwalu w Mainichi, Złotą Strzałę i nagrodę dla najlepszej nowej aktorki od Akademii Japońskiej. Otrzymała także Nagrodę Festiwalu Filmów Japońskich oraz Festiwalu Fumiko Yamaji. W 2000r. otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki za "Himitsu" ("Sekret") w reżyserii Yojiro Takity na 33. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym oraz nagrodę za najlepszą rolę drugoplanową na 23. Festiwalu Akademii Japońskiej za "Poppoya" w reżyserii Yasuo Furuhaty. To właśnie dzięki tym dwu filmom Luc Besson zainteresował się Ryoko podczas swojego pobytu w Japonii. Ryoko udziela się także w teatrze w sztuce "La Promesse du Cosmos". Z drugiej strony Ryoko jest bardzo popularną piosenkarką wśród generacji młodych Japończyków. Jak dotąd nagrała trzy albumy i siedem singli. W 1997r. wydała trzy single i album "Arigato". W 1998r. - dwa kolejne single, mini-album oraz swój pierwszy klip wideo "Ryoko Hirosue Winter Gift 98". Ostatni utwór z jej szóstego maxi-singla został wykorzystany przez bank Sakura w jego kampanii reklamowej. Dwa kolejne albumy to "Private" i "Best Album". Swoje pierwsze koncerty dała w 1999r. w Osace i w Tokio. Mieszka w Tokio w dzielnicy Shibuja. Gra w koszykówkę i pływa, ale ponad wszystko uwielbia oglądać filmy. Ryoko Hirosue o filmie W trakcie lektury scenariusza bardzo szybko poczułam się bardzo związana z postacią Yumi. Odkryłam w niej bardzo wiele cech wspólnych ze mną. Nie ingerowałam w wygląd mojej postaci, ale z drugiej strony często rozmawiałam z Luciem i Gérardem o drobnych szczegółach. A co do wysokości podeszew moich zielonych butów, to nie miałam żadnego problemu z bieganiem w nich, mam bardzo elastyczne kostki! Od początku wiedziałam, że głównym problemem będzie język, tak więc spędziłam wiele godzin pracując nad tym, by pokonać tę barierę. Najpierw uczyłam się na pamięć wymowy fonetycznej tekstu, zachowując jednocześnie w pamięci jego znaczenie po japońsku tak, by dobrze zagrać scenę. Jednakże łączenie w wymowie wyrazów [charakterystyczne dla języka francuskiego - przyp. tłum.] sprawiało mi wiele trudności, tak więc, zachowując oczywiście sens, trzeba czasem było zastępować dane wyrażenie innym. Okres zgrywania postsynchronów był dla mnie naprawdę ważny. Ten sposób przygotowywania komedii wzbudził we mnie duże zaufanie. Początkowo nie rozumiałam nic z tego, co Gérard Krawczyk, czy Luc Besson mi objaśniali, tylko patrzyłam i próbowałam naśladować ten sam ton i rytm. To było dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, ale jaka to satysfakcja była później, gdy oglądaliśmy fragmenty i byłam rozumiana! Kręcenie zdjęć w Japonii w plenerze jest sprawą bardzo złożoną. Wszystko jest tam drobiazgowo kontrolowane, a lokalne regulacje zwykle dodatkowo jeszcze to komplikują. Podczas zdjęć ulicznych ekipa mnie otaczała i chroniła. Stale pilnowali wszystkiego, więc czułam się bezpieczna i mogłam pracować bez problemów. Jakkolwiek posiadam zdolność koncentrowania się, kiedy trzeba. Podczas zdjęć we Francji miałam poczucie dużej wolności, wszystko wydawało się możliwe. Uwielbiam Paryż, ogrody miejskie, duszę ulic, atmosferę metra, wszystko! Praca z Gérardem Krawczykiem jest bardzo przyjemna. On zawsze jest uśmiechnięty! Po każdej scenie nie czekając na tłumaczenie jego słów, wystarczał mi wyraz jego twarzy, który sprawiał, że robiło mi się cieplej na sercu i dawał mi wsparcie. Udział w filmie u boku Jeana Reno jest dla mnie snem, który stał się rzeczywistością. Na planie filmowym był bardzo dobrym nauczycielem, a także znakomitym ojcem. Zdjęcia do "Wasabi" pozostaną dla mnie niesamowitym przeżyciem. Było to takie intensywne i ekscytujące! Oczywiście pomijając wystrzały z pistoletu w paru scenach, które pomimo tego, że broń nie była ostra, były bardzo głośne, a ja nie lubię takich rzeczy. Byłam zachwycona z powodu poznania Luca Besson, który jest osobą ciepłą i miłą. Mam to wszystko w głowie, co powiedział mi o robieniu filmów i myślę, że będzie mi to bardzo przydatne w przyszłości.
Gérard Krawczyk - wywiad
Jak został pan zaangażowany do tego projektu? W bardzo prosty sposób: Luc zadzwonił do mnie, jak gdyby nigdy nic i zapytał mnie, jak bardzo jestem zaawansowany w pracach nad moim projektem filmu, który miał być kręcony w Kanadzie. Odpowiedziałem mu, że lekko jestem zaawansowany. "Bo chciałbym, żebyś przeczytał scenariusz, który właśnie skończyłem pisać dla Jeana Reno. Akcja rozgrywa się w Japonii, ale skoro nie masz czasu...". "Ben, oczywiście, że chcę przeczytać!". Już od dawna chciałem zrobić film z Jeanem. Poznałem go już dobrych klika lat wcześniej na planie filmu krótkometrażowego. Spotykaliśmy się później wiele razy, ale nigdy nie mieliśmy właściwego projektu, by można było coś razem zrobić. Tak więc zaproponowałem Lucowi, by przesłał mi ten scenariusz, a ja postaram się przeczytać go jak najszybciej. Dwie godziny po przeczytaniu scenariusza przedzwoniłem do niego i powiedziałem mu, że porzuciłem swój projekt. Nie wiem, który z nas był bardziej szczęśliwy, ale dla mnie było to prawdziwe święto. To, co mi się spodobało od razu, to ta mieszanka gatunków, tak ciężka do uzyskania w kinie. Tonacja tego filmu jest zupełnie inna, niż w przypadku "Taxi". Trochę przypomina mi to komedie z Venturą... Znajomość z Luckiem to już długa historia. Zaczęło się to przy "Wielkim błękicie". Po "L'été en pente douce" prawie cała moja ekipa wyjechała pracować nad filmem Luca. Pojechałem ich odwiedzić na Antybach i tam się poznaliśmy... A wasza pierwsza współpraca? Zaniosłem mu scenariusz. Historia desperackiej miłości, która rozgrywała się na Tajlandii. On właśnie przygotowywał "Piąty element". Dałem mu swój scenariusz, a on mi powiedział: "Słuchaj... nie mam ochoty produkować tego, ale bardzo podoba mi się twoja praca". Nasza współpraca zaczęła się tak naprawdę od "Taxi", kiedy to Gérard Pirès trafił z powodu wypadku na osiem dni do szpitala. W jaki sposób została wybrana młoda partnerka Jeana Reno i Michela Mullera? To także pomysł Luca. Spotkał ją kilka lat temu w Japonii przy okazji premiery "Joanny D'arc". W czasie rozdawania nagród, Ryoko wręczała Lucowi kwiaty. Wyjaśniła mu, że jest aktorką i wręczyła kasetę VHS ze swoimi filmami. Po powrocie do hotelu Luc przejrzał kasete i bardzo mu się ona spodobała. Stwordził, że jest wyjątkowa. Ja osobiście nie widziałem niczego poza paroma zdjęciami. Słuchałem także jednej z jej płyt... Spodobała się panu? Nie bardzo, ale ona sama mówi, że nie zawsze śpiewa to, co lubi. Ale jeśli chodzi o aktorstwo, to jest zdumiewająca. To cudowne dziecko. Czy uczyła się francuskiego w szkole? W przeciwieństwie do tego, co widzimy na ekranie, ona zupełnie nie mówi po francusku. Uczyła się swoich tekstów fonetycznie, a nauczyciel pomagał jej szkolić akcent. Trzeba było też w tym samym czasie tłumaczyć jej sens zdań, których się uczyła. Ona ma niesamowitą umiejętność naśladowania. Objaśnialiśmy jej melodykę danego zwrotu, a ona powtarzała go natychmiast wraz ze wszystkimi niuansami. Ryoko mówi trochę po angielsku, ale były momenty, gdy konieczne było korzystanie z tłumacza. Nie chcieliśmy ryzykować utraty sensu. Ale często kontaktowaliśmy się właśnie po angielsku, a nawet za pomocą oczu, czy też na migi. Jak jest w Tokio? To coś pomiędzy "Metropolis" a "Blade Runnerem". To chaos zorganizowany. Budynki są bardzo blisko siebie, a wszystko to wymierzone pod sznurek. Człowiek w porównaniu z tym wszystkim jest bardzo mały. Całe miasto składa się z pięter. Ponieważ Japończycy nie mają zbyt wiele miejsca, wszystko pnie się do góry. Ulice są nad jednymi ulicami i zarazem pod drugimi. A wbrew temu wszystkiemu niemalże wszędzie można znaleźć małe skrawki zieleni, dużo bardziej zadbane niż w Paryżu. Dzięki problemom z uzyskaniem pozwoleń na filmowanie w Japonii stał się pan chyba ekspertem od kradzieży planów? Tak... Zajęło nam mnóstwo czasu zrozumienie sposobu działania i myślenia Japończyków, które są skrajnie odległe od naszych. W Japonii niegrzecznie jest odpowiadać "nie". Natomiast odpowiedź "tak" zobowiązuje. Musieliśmy zrozumieć, że gdy ktoś mówi "Będzie to trudne, ale...", to znaczy że chce powiedzieć "nie". Pojęliśmy też, że nie wytłumaczą nam wszystkich meandrów. Nie ma tam, jak w wielu krajach, możliwości uzyskania pozwolenia na filmowanie od szefa policji. W Japonii każdy skrawek chodnika należy do właściciela mieszkania, czy sklepu znajdującego się obok. Tak więc od każdego z tych właścicieli trzeba za uzyskać pozwolenie. A jeśli się znajdzie ktoś, kto powie "nie", to koniec. A nawet jeśli zdobędziesz już wszystkie pozwolenia, to i tak nie masz prawa zatrzymać potencjalnego przechodnia, który będzie chciał sobie przejść przez twój plan. Japończyków jest 127 milionów na bardzo małej przestrzeni, tak więc wszystko jest tam czyjąś własnością. Ale pomimo tego wszystkiego, pod warunkiem możliwości pracy w większym komforcie, chciałbym jeszcze kiedyś nakręcić film w Tokio, by móc wykorzystać zalety tego pięknego miasta.
Słownik Huberta
Bonjour. OHAYOU GOZAIMASU Dzień dobry. Bonjour (l'après midi). KONNNICHWA Dzień dobry (po południu). Bonsoir. KON BANWA Dobry wieczór. Bonne nuit. OYASUMI NASAÏ Dobrej nocy. Bonjour, mon magnum 357 a l'air de vous apprécier... ORENO 357 MAGUNAMU WA AMAE NO KOTO GA KONOMI LASHII Dzień dobry, powinien pan docenić moje magnum 357... Je m'appelle Hubert. WATASHI NO NAMAE WA... Nazywam się Hubert. J'habite á Paris. PARIS NI SUNDE IMASU Mieszkam w Paryżu. Au secours! TASUKATTE Na pomoc! Merci. ARIGATOU Dziękuję. Votre calibre est plus petite que le mien. AMAE NO GAN WA ORE NO YARO CHIICHAII Ma pan mniejszy kaliber niż ja. Quelle heure est-il? NANJI DESUKA Która jest godzina? Veux-tu un café? KOHI O NOMIMASU KA Czy chcesz kawy? J'adore le golf mais je déteste entendre siffler les balles. GOLUFO GA PAISUKI DESU DAKEDO BOLU GA KAZE OKIRU OTO Kocham golfa, ale nienawidzę dźwięku świszczących kul. Ne paniquez pas, ce n'est pas un exercice! ANSHINSHITE KUDASAI KORE WA HONTOU JANAI YO Proszę nie panikować, to nie jest ćwiczenie! Auriez-vous du feu ca ma mèche est éteinte? LAÏTA NOTTE MASUKA DOUKASEN NI HIOTSUKETAÏN DAKEDO Czy ma pan/i ogień, bo lont mi przygasł? Parlez-vous français? FARANSUGO O DEKILU DESUKA Czy mówi pan/i po francusku? Au revoir, je n'ai plus de munitions. JE NE MO TAMAGILE DA YO Do widzenia, nie mam więcej amunicji. Connaissez-vous les lance-roquettes? LOKETTO GO ZON JI DESUKA Czy zna się pan na wyrzutniach rakiet? Où est la gare? EKI WA DOKO DESU KA Gdzie jest dworzec kolejowy? Et comment il s'appelle, le bouffon? DE, KONO OSAN NO NAMAE WA To jak on się nazywa, błazen? Haut le mains! TE O AGERO Ręce do góry! Combien ça coûte? O IKULA DESUKA Ile to kosztuje? Connaissez-vous votre groupe sanguin? KATSU AKIGATA WA NAN DESUKA Czy zna pan/i swoją grupę krwi? J'aime le Japon. NIHON GA SUKI DESU Kocham Japonię. Au revoir. SAYONARA Do widzenia.