Tu mamy kobietę pełną niezgody na puste życie, służenie za reprezentacyjną lalkę nie mającą na nic wpływu. To film i zabawny i mądry, pokazujący co by się stało, gdyby cesarzowa zdjęła gorset (emocjonalno-społeczny przede wszystkim). Satysfakcjonująca opowiastka o emancypacji i nieposłuszeństwie postaci historycznej.
Ważne są wizyty na oddziale psychiatrycznym dla kobiet. Wiadomo, w tamtych czasach każdy mężczyzna mógł zamknąć swoją żonę, matkę, siostrę, córkę w "szpitalu dla wariatów" tylko dlatego, że nie chciała podporządkować się konwenansom.
Wspaniała symboliczna scena, w której Elżbieta wykrzykuje, to co jej w duszy gra - niestety jej głos nie jest słyszany, tak jak to się działo setki lat.
Muzyka Camille świetna.
Raczej żałosny, feministyczny gniot, jakich dzisiaj wiele.
Ale dobrze widzieć, że jak zawsze podobają Ci się propagandowe materiał lewicy.
Problem polega na tym, że ta kobieta, cesarzowa Austrii, Elżbieta ma swoją biografię i nie potrzebuje tworzenia nowej, nieprawdziwej.
Problem w tym, że to nie biografia :) Ale prawicowi marudni faceci zawsze muszą wtrącić swoje trzy grosze.
Osobiście nie mam problemu, że wydarzenia w filmie nie zgadzają się z wydarzeniami historycznymi, bo film nie jest reklamowany jako biograficzny (to na plus) i ogólnie jest nieźle napisany i zrealizowany, chociaż nie ustrzegł się błedów. Doceniam też, że Główna Bohaterka nie jest też w pełni przezroczysta ALE dalej, według mnie, to zmarnowany potencjał.
Wydźwięk filmu jest jednak dość oczywisty i widać że z takim zamysłem był tworzony tzn. żeby wpisywał się w dzisiejszą progresywną narrację, stąd nie dziwię się że pojawiają się takie zarzuty. Często zbyt skrajne, ale dalej osoby wyczulone w tym temacie mają się czego czepiać. Ogólnie po filmie poczytałem sobie troche biografię Cesarzowej Elżbiety (polecam) i wyglada na to, że twórczyni powyciągała sobie wydarzenia z życia, które wpasowywały się w jej wizję kobiety ofiary.
Szkoda, że jednocześnie pominęła inne które sprawiłyby że film nie byłby tak oczywisty / jednostronny, jak chociażby to, że osobą która najbardziej ją ograniczała lub wręcz była jej oprawcą była INNA KOBIETA a dokładnie teściowa, arcyksiężna Zofia. No ale to już by tak dobrze nie wyglądało z perpektywy ideowej. Sama Elżbieta dbała bardzo o swoją urodę i cytuje "wyznawała swego rodzaju kult ciała" co według dzisiejszych standardów dla niektórych mogłoby być opresyjne.
A co do zmarnowanego potencjału to w trakcie filmu pomyślałem, że jeśli twórcy nie trzymają się faktów historycznych i tak, to mogli np pokazać ją jako kobiete która też walczy i używa swojej pozycji (należała do niewielkiego grona kobiet jak i mężczyzn z przywilejami i ponadprzeciętnymi możliwościami) chociażby do tego żeby nie musieć sztywno wpisywać się w ramy reprezentacyjnej lalki. Co ciekawe, według biografii, w pewnym momencie swojego życia stała się "świadomą swojej pozycji i wpływu na męża kobietą" a w filmie pokazano ją jako 40-latkę zachowującą się jak buntownicza 20-stka. Szkoda.
Niestety czym więcej myśle o tym filmie, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest to dośc sprawnie zrobiona propaganda.
Masz może jakieś artykuły lub książki do polecenia jeśli chodzi o tą dość odważną tezę: "Wiadomo, w tamtych czasach każdy mężczyzna mógł zamknąć swoją żonę, matkę, siostrę, córkę w "szpitalu dla wariatów" tylko dlatego, że nie chciała podporządkować się konwenansom." bo osobiście nie ufam wszystkiemu co widze na ekranie i w tym wypadku mam wątpliwości.
Sam wątek z odwiedzaniem szpitali psychiatrycznych czy rannych jest prawdziwy, ale sądząc bo biografii to wynikał z emaptii jaką w sobie nosiła Cesarzowa Elżbieta.
Tak na szybko przychodzi mi do głowy tylko książka Bal szalonych kobiet Victorii Mas, to co prawda literatura piękna, ale szpital Salpetriere istniał naprawdę.
Lepiej bym tego nie ujął, bardzo czekałem na ten film by zobaczyć ciekawy życiorys buntowniczki sprzed 150 lat a dostałem grymaśną nastolatkę z borderline.
Cześć, pozwolę sobie dodać coś do komentarza. Otóż kobiety nieposłuszne rzeczywiście pakowano do psychiatryka. Wiele lat zamknięta była siostra Sisi przez swego męża sadyste, bo kochała innego. Polecam podrążyć temat o kobietach które nie chciały wpasować się w wieku XIX w kanony. Traktowano je jak wariatki. Jeśli nie zamykano, to nie traktowano poważnie. A swoją drogą, nie poruszono chyba w filmie samego tematu chorób psychicznych, i w rodzinie Habsburgów i Wittelsbachów. To już osobna historia. Pzdr.
okej, nie twierdzę, że tak nie było. Tylko pytanie czy to nie było zarezerwowane dla mężczyzn o wysokim statusie, których było ostatecznie niewielu, a bardzo często mówiąc o tym problemie, mówi się o mężczyznach ogólnie, jakby każdy mogł to zrobić, bo był mężczyzną. Również pozdrawiam
Dlaczego 40 letniej kobiecie nie przystoi buntownicze zachowanie? Czy bunt jest przypisany tylko do 20 latków? Mam też wrażenie, że istnieje jakiś wzorzec buntowniczości, którego ta bohaterka wg niektórych komentujących nie spełnia. A jej próby wyrwania się z ciasnego gorsetu, który ewidentnie ją uwierał w każdym aspekcie, są nawet przypisywane chorobom psychicznym. Gdyby nie była cesarzową, na pewno wylądowałaby w klatce w szpitalu psychiatrycznym.
Jak najbardziej może, ale nie sprawia to, że dzięki temu staję się bardziej interesującą postacią, a wręcz przeciwnie. Buntować się można w każdym wieku, natomiast wydaje mi się, że czym człowiek starszy tym bardziej dociera do niego (przez co też zaczyna zachowywać się inaczej i np. robić więcej), że tupnięcie nóżką nie sprawi, że świat dookoła zacznie zachowywać się tak jak my chcemy. Z resztą tak wspomniałem wyżej, Cesarzowa Elżbieta zdała sobie z tego sprawę o czym można przeczytać w jej biografii i tak jak w filmie zachowuje się w wieku 40 lat, tak zdecydowanie bliżej było jej do takiego zachowania, gdy miała lat 20 w rzeczywistości.
Ja generalnie bym chętnie kibicował w próbie wyrwania się z ciasnego gorsetu, tylko w tym filmie takich prób za bardzo nie ma, a już praktycznie w ogóle, którym jest bliżej do faktycznego działania (a miała takie możliwości) niż przysłowiowego tupnięcia nóżką i pokazania, że jej się coś nie podoba.
A co do ostatniego zdania to nie sądzę, ponieważ znowu idąc za biografią, jej mąż czym byli ze sobą dłużej i byli starsi, tym bardziej liczył się z jej zdaniem, jednocześnie uwalniając się spod wpływu matki. Jednak tego w filmie nie pokazano, tak samo jak jej możliwości i faktycznej walki / prób, dlatego dalej twierdzę, że zrobiono to pod dzisiejszą publikę i forsowaną narrację (gdy jest akurat potrzebna) kobiety jako ofiary.
Myślę, że skoro budzi takie żywe dyskusje (notabene bardzo ciekawe wartościowe, bo bez hejterskiego mułu), to jednak to dobre kino! Dzięki za Twoją opinię, sprawiła ona, że często wracałam sobie w głowie do tego filmu i mam nowe przemyślenia na temat postaci Cesarzowej. Wydaje mi się, że jednak nie było celem pokazanie tutaj buntowniczki, ani kobiety, która pragnie zrzucić swój ciasny gorset. Celem było pokazanie kobiety z depresją, bezradnej i słabej, trochę już "złamanej" przez system konwenansów i patriarchatu. Ona próbuje się czasem zbuntować, ale niestety nie ma w sobie aż tyle siły, nie ma wsparcia, wpada więc coraz głębiej w tę swoją depresję. I jedynym wyjściem staje się dla niej ucieczka w otchłań wody, która jest dla niej symbolem spokoju i spełnienia. Może więc potencjał filmu pod tym względem nie jest do końca zmarnowany? Co sądzisz/sądzicie?
Ciekawe spostrzeżenia i wydaje mi się, że dość trafne, ale taka postawa ogólnie jest bardzo krzywdzące dla innych. Zakładając, że właśnie o tym myślała twórczyni tworząc ten film, przyjęła postawę postmodernistyczną tzn. spostrzeżenia trafne, ale brak prób poszukania jakiegokolwiek rozwiązania. Stworzyła dzieło jednostronne (chociaż dostrzegłem starania,żeby nie było to takie bezpośrednie), oskarżające i które ma wpływ na współczesnych ludzi, tworzących sobie nieprawidzwy obraz rzeczywistej postaci, relacji w społeczeństwie obecnie oraz zamykających się w swoich bańkach. Co więcej nie pomaga nawet osobom, które faktycznie zmagają się z takimi problemami, chyba, że sugerowanym rozwiązaniem jest samobójstwo. Wartościowi twórcy według mnie, czują odpowiedzialność za swoje dzieło, przynajmniej powinni i jeśli decydują się na jakiekolwiek zniekształcenia to wynikają z np. chęci ukazania większego obrazu / problemu i żeby to zrobić, czasami nadmiernie np. upraszczają pewne wątki, ale nie cały film.
Ten film budzi dyskusje, ale przynajmniej w moim przypadku dlatego, że coraz więcej mam odwagi się sprzeciwiać takim postawom i narracjom. Sam jestem osobą, która miała problemy natury depresyjnej, ale wole je nazywać stanami depresyjnymi, poważnymi stanami depresyjnymi, a nie depresją, bo niestety dla wielu taka diagnoza jest czasami pierwszym wytrychem do usprawiedliwiania braku działania. I gdybym przyjął postawę bohaterki z filmu, dzisiaj prawdopodobnie byśmy ze sobą nie rozmawiali. To działanie czyt. pracę nad sobą jest kluczowe. Oczywiście można wspierać to działanie na wiele sposobów, z zewnątrz, ale to ono jest rdzeniem do wyjścia z tego typu problemów.
Jeszcze pozwolę sobie wtrącić dygresję na temat postaw ludzi i próby ukazania ich jakkolwiek. Wystarczy, że spojrzymy za tzw. okno i widzimy, że świat nie jest czarno biały, ale nie oznacza to, że tzw. prawda zawsze po leży środku, bo tak też nie jest, ale nigdy nie jest ona w którejś skrajności. Przeważnie jest gdzieś pomiędzy tym środkiem, a którąś ze skrajności. I tak też najlepiej jest przedstawiać to w filmie, bo takie filmy są najbardziej wymowne, interesujące dla większości ludzi, najbardziej dające do myślenia, wzbudzające emocje (ale nie te negatywne) u jak największej grupy ludzi, a chyba własnie taki jest, a przynajmniej powinien być jeden z celów każdego twórcy czyli dotarcie do jak największej grupy ludzi.
Zatem odpowiadając na pytanie, niestety uważam że potencjał tego filmu, jednak w dużej mierze został zmarnowany.
Również dziękuje za miłą dyskusje i pozdrawiam.
Nie trzeba daleko szukać. Zofia Charlotta Wittelsbach, siostra cesarzowej Sissi, po nieudanym małżeństwie z francuskim księciem, została przez męża umieszczona w azylu dla obłąkanych kobiet. Była to kara za romans.
Przed chwilą odpowiedziałem na podobny komentarz wyżej, więc pozwolę sobie skopiować co napisałem.
okej, nie twierdzę, że tak nie było. Tylko pytanie czy to nie było zarezerwowane dla mężczyzn o wysokim statusie, których było ostatecznie niewielu, a bardzo często mówiąc o tym problemie, mówi się o mężczyznach ogólnie, jakby każdy mogł to zrobić, bo był mężczyzną.
Cesarzowa interesowała się chorymi psychicznie . Wręcz miała na tym punkcie bzika . Czytałam kiedyś artykuł w jednym z czasopism historycznych i tam było właśnie nawiązanie do jej obsesji . Sama uważała się za inną , chorą . Ona wpadała w skrajność . Głodówki , treningi , kontrola wagi . Miała bzika na punkcie wyglądu . Wpływ jako taki miała na męża ale był to okres w którym i jej piękna natura rozkwitła więc raczej nie 40 letniej kobiety a 23-26 dziewczyny . Sisi o ile wiadomo nie zabiegała szczególnie o relacje z dziećmi . Jasne utrudnione przez wpływy teściowej ,ale jednak cesarzowa nie robiła nic więcej prócz ucieczek i dbania o siebie . Cesarz musiał ciagle zabiegać o jej względy a i intymność miała mu ograniczać więc z punktu potężnego władcy jego zdrady były usprawiedliwione . Ja tego nie popieram ale oni oboje byli z innej bajki . Marzycielka i mocno stojący na ziemii mocarz