Z pozoru pełen wierności, oddania i miłości do Froda (w dawnym znaczeniu, uchwyconym przez Tolkiena) - wydaje się bez wad. A jednak to on ponosi winę za klęskę Froda, który pragnął uleczyć Smeagola, dać mu szansę. Ciągłe szydzenie, pogarda i brak litości dla starego, zmęczonego hobbita, ukrytego wewnątrz powłoki Golluma zepchnęło w końcu tą istotę ze ścieżki i przyniosło zagładę.
Moralna klęska Froda na krawędzi szczelin Zagłady, krok od celu, też może wzbudzać kontrowersje. Czy można go nazwać bohaterem? To tak jakby Chrystus w ostatniej chwili zszedł z krzyża i odrzucił kielich mu przeznaczony. I tu właśnie leży chyba rozwiązanie. Frodo nie mógł wytrzymać tej próby, bo żaden żyjący człowiek temu by nie podołał.
Ja dostrzegam tu zapowiedź Ewangelii w przedchrześcijańskim świecie. Tylko Syn Boży mógł ocalić świat, a Frodo nim oczywiście nie był. Frodo potrzebował "pomocy" z góry, a ponieważ okazał miłosierdzie dla Golluma, podobnie jak i Bilbo przed nim, "pomoc" tę otrzymał. To ten słynny "przypadek" tolkienowski, szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że Pierścień został zniszczony.
Tak wiec Froda można nazwać bohaterem, co do Sama zaś... czy aby na pewno? Myślę że Samwise reprezentuje także typowe niezrozumienie innego człowieka - sądzi po wyglądzie i zewnętrznym zachowaniu, nie szuka zaś przyczyn tego zachowania. Ne daje Smeagolowi szansy. Jak wielu z nas.
Myślę, że niesprawiedliwie oceniasz Sama- któż inny tak oddanie jak on potrafiłby iść ze swoim panem w tak niebezpieczną podróż... kto miałby odwagę wkroczyć przez bramy Mordoru... To, że Sam nie wierzył gollumowi, było wcale nie dziwne- on nie oceniał go po wyglądzie-wiedział wszakże od Bilba i Gandalfa kim Gollum jest... Myślę, że roztropnie ostrzegał Froda przed nim... A kto uratowałby Froda, jak nie Sam kiedy zostali właśnie wprowadzeni przez Golluma(nota bene którego bronisz) do Siedziby Pajęczycy... Gdyby nie przyjaciel, Frodo być może, na zawsze by tam został i Pierścien nigdy nie zostałby wrzucony do Szczeliny. A Gollum- tak czy siak, czy szedłby wcześniej z nimi czy nie, znalazłby się przy Frodzie, gdy ten nie chciał wrzucić Pierściena. Potęga skarbu okazałaby się na tyle silna, by znów przywołać go do siebie...
Nie zapominaj, że (mówię o książce) Smeagol niemal się "nawrócił" przed dotarciem do Sheloby... gdyby nie Sam, Smeagol nigdy nie zaprowadził by ich do jaskini (a przynajmniej ostrzegłby ich przed niebezpieczeństwem). Oceniał po wyglądzie, przecież nazywał go wciąż śmierdzielem itp. Poza tym polegał na opinii innych, nie próbując zrozumieć motywów zachowania Golluma (ani Froda, chcącego pomóc Smeagolowi). Ta scena "przełomu", gdy Smeagol niemal pokonuje wewnętrznie Golluma i chce dotknąć śpiącego Froda (wtedy budzi się Sam i rujnuje przemianę nazywając go złodziejem), nie została przeniesiona do filmu, zubożając go znacznie. A raczej została zmieniona.. w scenę z okruszkami. W filmie założono, że Gollum pokonał Smeagola pod koniec "Dwóch Wież". W książce Sam nie jest tak idealny jak w filmie. Tragedia Smeagola jest jedną z najczęściej niezauważanych kwestii w dziele Tolkiena.
Mogę wtrącić? Według mnie tragedia Smeagola była przez Jacksona i jego scenarzystów podkreślona już w "Dwóch wieżach" - były tam sceny rozmowy Smeagola z Gollumem i już widać było, że w tej poczwarze toczy się nierówna walka dwóch odmiennych charakterów - poczciwego z czasów, kiedy Smeagol był hobbitem i bezwzględnego, opętanego żądzą posiadania skarbu. Mało tego, na początku "Powrotu króla" mamy scenę morderstwa - Smeagol pod wpływem Pierścienia zabił własnego krewniaka (nie pamiętam czy był to jego brat czy kuzyn). Skoro zaś posunął się nawet do takiego czynu to kto bystrzejszy zorientowałby się już wcześniej, że Gollum będzie górą i podstępem zaprowadzi Froda w jakinię Szeloby. Smeagol to postać tragiczna, a więc z góry skazana jest na porażkę. Zresztą, nawet gdyby Smeagol zwyciężył Golluma w sobie samym to i tak nie miał by szczęśliwej przyszłości - wątpię, aby pozwolono mu wsiąść na statek odpływający z Szarej Przystani a co dopiero, gdyby miał zamieszkać w Hobbitonie. Ale to już inna sprawa.
ja również mówie o książce, ale także o filmie...Wiadomo, że ekranizacja nie bedzie identyczna jak książka, bo to jest tylko wizja reżyserska i do tego takie już są odwiecznie prawa kina... moim zdaniem rację ma quentin10@ ... Któz zaufałby istocie, która posuwa się do morderstwa...? Mnie także chwilami ogarniało wspólczucie dla Golluma...były momenty, że zastanawiałam się...a nuż może wreszcie wygra ten dawny dobry bohater...ale kiedy znów pokonywał go drugi głos- głos pragnącego swego skarbu to wcale nie dziwie się Samowi, że tak a nie inaczej podchodził do niego. Ty traktujesz Golluma idealistycznie,humanistycznie- a może się zmieni na lepsze. Sam traktował go zaś realistycznie- dobrze wiedział, że nie może pozbyc się go bez zgody Froda, ale jednoczesnie chciał chronić swego pana przed dwulicowością ( jeśli tak to można nazwac) Golluma. A zresztą, Sam był zwykłym, prostym hobbitem, który nie posiadał mądrości Gandalfa, czy doświadczenia Aragorna. W niecodziennej i niezwykłej sytuacji był zdany tylko na własne przeczucia i dość skąpą wiedzę na temat tego co się wokół niego działo. Czy więc dziwne, że kierowała nim podejrzliwość i niechęć do Golluma...?? dla mnie to całkowicie zrozumiałe. To, że nazywał go smierdzielem, to dość prozaiczne- przecież nie ukrywając Gollum był "potworkiem", od którego na pewno pięknie nie pachniało ;)
Podsumowując jestem w "obozie" Froda, a Wy w obozie "Sama" :)
Problem Smeagola jest taki, że popełniwszy RAZ błąd (poddał się mocy Pierścienia i zabił brata/kuzyna?) zostaje przez wszystkich potępiony, wygnany, naznaczony. Nikt nie daje mu szansy by odkupił swój bąd i stąd nieszczęsna istota popada w coraz głebszą deprawację. Aragorn nim pomiata i "przyciska", elfowie też się z nim nie cackają, Sam mu wciąż ubliża i daje do zrozumienia, że uważa go za skończonego drania. Tylko Frodo okazuje mu litość i próbuje zrozumieć (ponieważ dobrze wie, że to Pierścień zniczył Smeagola).. lecz gesty Froda są zupełnie niweczone przez "tępotę" Sama. Oczywiście mogę zrozumieć postępowanie Sama, nie znaczy to, że je pochwalam.
Sytuacja Golluma jest identyczna jak sytuacja Froda wiszącego na skraju Szczelin Zagłady... Sam jest na miejcu by podać mu rękę... tak samo jak Frodo, który pragnął podać rękę Smeagolowi... lecz wtedy Sam (w przenośni) przygniótł butem i zepchnął starego hobbita w zatracenie. Tak w ogóle, to cała sekwencja w Szczelinach Zagłady (w filmie) ma raczej wymiar duchowy niż fizyczny.. Zagrożeniem dla Froda nie jest lawa czy ogień, lecz zwątpienie i poddanie się wezwaniu Pierścienia, który ostatnim wysiłkiem woli utrzymuje się na powierzchni próbując przynajmniej ściągnąć swego ostatniego powiernika w zatracenie. Sam podał rękę Frodowi... ale Frodo wcześniej podawał rękę Smeagolowi, a Sam rękę tą powstrzymał. Wyobraźcie sobie, że ktoś w ostatniej chwili powstrzymałby Sama przed podaniem ręki Frodowi... i Frodo zginąłby... jak ocenilibyście tego kogoś?
Naturalnie nieco przesadzam w potępianiu Sama, chcę tylko wykazać, że nie był taki idealny jak powiadają legendy o "Samwisie Meżnym" i "Frodzie Dziewięciopalczastym".. "-lcym" czy jakoś tak :)
zauważ jeszcze jedną rzecz- jak mogą mu dawać szansę gdy Gollum ukrywa się, a jak się nie ukrywa to robi same złe rzeczy....? Czy widząc na swej drodze kogoś, o kim wiesz, że dotychczas zrobił same nikczemnosci myslisz w danej chwili "ah, a może akurat teraz ja wykrzesam z niego dobroć i się zmieni..." Myślę, że odpowiedź brzmi NIE! Większość pomyslałaby w taki sposób "Trzeba uważać na tą istotę, zrobiła wiele złego, kto wie czy teraz nie knuje coś przeciw mnie..." To, że Frodo pomysłał właśnie odwrotnie jest sprawą dyskusujną tj. jedni mogą powiedzieć, że zachował się jak naiwniak o miękkim sercu i prostym rozumku, a drudzy, że prawie jak Bóg, który wybacza największym grzesznikom. Ale zauważmy, że Bóg jest wszechwiedzący i doskonale by wiedział, że w Gollumie są dwał głosy i wygrywa ten gorszy. A tego Frodo już wiedzieć nie mógł, bo po prostu Bogiem nie był ;) W tej spornej kwesti pozostaje jedno rozwiązanie- Froda należy szanować za to, że miał w sobie tyle dobroci, współczucia i litości żeby wierzyć w "nawrócenie" Golluma, a Sama za to, że realistycznie przyglądał się postępowaniu "stwora".
Pozwól, że użyję takiego sformułowania :) :
"Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski." Mt 5,43-48
Mam nieodparte wrażenie, że Tolkien zawarł powyższą treść w opisanym konflikcie Frodo (doskonały) - Sam (celnik :P) - Smeagol (nieprzyjaciel).
Oczywiście można to odczytywać na wiele sposobów, to właście stanowi potęgę dzieła Profesora. Sam miłuje Froda (swego przejaciela) zaś nienawidzi Golluma (czyli nie wysila się zbytnio, jaki bowiem problem być przyjacielem swego przyjaciela?) ... Frodo zaś próbuje zrozumieć nieprzyjaciela i go raczej nie nienawidzi. Twoja piłka. :)
Dobra z tym się mogę zgodzić- ale tylko pod jednym warunkeim- jeżeli rozpatrujemy to właśnie pod względem Bibli, wiary, religii i chrześcijaństwa. Ale ogarniają mnie wątpliwości, czy "elokwentne" jest rozpatrywanie dzieła fantastycznego, zupełnie nie zwiazanego z Bogiem pod takim właśnie kątem. Ale mówię, jeśli mielibyśmy patrzeć w ten sposób, to popieram Twoje zdanie =) Zadowolony?? :P
Alleluja! :))) ale.. ale.. ale..
Ale Tolkien jak najbardziej pisał WP także pod tym kątem (co sam zresztą zauważał w listach, tak, jak i niektórzy krytycy, filozofowie, czy teologowie, którzy zajmowali się poważniejszą i gruntowniejszą interpretacją WP). Niektórzy (a ja się z nimi zgodzę) uważają "Władcę Pierścieni" za książkę natchnioną, której współautorem jest sam Bóg... na stronach pełno jest jego "odcisków palców". Bóg nie jest ani razu wspomniany, lecz wielu czuje wręcz Jego obecność MIĘDZY słowami... Tolkien nie mógł sam tego napisać. Miał niewątpliwie pomoc "z góry". :P
Polecam rozmaite interpretacje dzieł Tolkiena: np:
"Tolkien: Mit i Łaska" Paolo Gulisano albo
"Znaleźć Boga we Władcy Pierścieni" Kurt Bruner/Jim Ware,
i inne. Praktycznie każda dostrzega (w mniejszym lub większym stopniu) odnośniki do wiary, religii i Chrześcijaństwa w dziełach Profesora - głęboko wierzącego katolika.