Powiem tak. Za chwilę ktoś mi pociśnie, bo zawsze ktoś ma inne zdanie itd. Spoko.
Film mi się zupełnie nie podobał, typowy jak na nowe kino, film godzina, trzydzieści minut.
Był aż tak okropny i nielogiczny, że zrobiłam sobie z tego dobrą komedię i tylko dlatego udało mi się dokończyć ten film. Ok, to kto ciśnie?
> Był aż tak okropny i nielogiczny, że zrobiłam sobie z tego dobrą komedię i tylko dlatego udało mi się dokończyć ten film
Ja Cię z góry przepraszam, ale niestety - mimo jak najlepszych intencji - nie pocisnę. Bo Twoje słowa są jak balsam na moje skołatane nerwy po tym, jak wygłosiłem podobną opinię i zostałem wzięty za jakiegoś dziwaka, który wydziwia i się czepia. A ja się nie czepiam, tylko zwyczajnie w świecie nie dałem rady zdzierżyć. Przynajmniej do momentu, w którym - jak Ty - zacząłem to traktować jako komedię o amerykańskim Czerwonym Kapturku, który został porwany gdzieś w przerażających francuskich kniejach.
Też przed chwilą zerknęłam na ocenę filmu i nie mogłam uwierzyć. Spojrzałam na forum, jeszcze gorzej dlatego dając tutaj taką wypowiedź uznałam, że zaraz mnie ktoś porwie haha
Gra aktorów (pomijając, że główny aktor nie nadaje się do roli zupełnie), to, że taki gość zabija całą tą szychę najgorszych gwałcicieli, handlarzy itp. A po zabiciu tych wszystkich ludzi po prostu wraca sobie do swojego kraju jak gdyby nigdy nic.
A tak ps, jednym z moich ulubionych momentów było wyznanie miłości jego nawróconej żony kiedy to on tworzył plan jak odzyskać córkę. "Cheesy" - najlepsze słowo na opisanie tegoż to filmu.
No, aktor się nie nadaje :| powinni dać Pitta albo tego ze zmierzchu :|... no to, że wojskowy poradził sobie z gwałcicielami i handlarzami to też niespotykane, przecież gwałcicieli trenują specjalnie w samoobronie, byłem na kursie nawet. I rzeczywiście, lipa że wrócił "jak gdyby nigdy nic" powinien pokupować jakieś pamiątki i zwiedzić wieże Eiffela :/... jak on mógł tak wyjechać. No i rzeczywiście, to że ojciec poświęca życie, żeby uratować swoją córkę to jest niedorzeczne, matka powinna pozwać go do sądu, ale z niej szmata, kurdebele.
Ej no właśnie myślałam, że chociaż breloczek przywiezie... On nie poświęcił przecież życia by ratować córkę chciał się świetnie bawić! Heh, podobała mi się Twoja ironia naprawdę trafiona ;).
Dla mnie film rewelacja !
Ironia może faktycznie i udana. Mnie osobiście rozśmieszyła, ale nie wiem sama czy na korzyść Twoją czy marcymarcy... Myślę, że marcymarcy nie chodziło o to, że Liam jest złym aktorem, tylko że do tej roli nie pasuje. Dobra wojskowy radzący sobie z handlarzami i gwałcicielami to może nic nadzwyczajnego, ale na prawdę uważasz, że po zabiciu tylu ludzi, po postrzeleniu żony agenta, po zrobieniu totalnego zamieszania, nie trafiłby na listę ściganych? A jak trafił, to chyba by go na lotnisku przez bramkę nie przepuścili, a do Stanów to on może promem wrócił... ? Zakończenie było tak naciąganie, że aż szkoda słów, w pewnym momencie myślałam, że on tym autem wjedzie na statek, żeby było jeszcze bardziej "akcyjnie" i rozrywkowo... I oczywiście wielki powrót, córeczka idzie na lekcje śpiewu...
Agentów FBI chroni immunitet materialny, co oznacza, że nie mogą oni zostać pociągnięci do odpowiedzialności za działania wchodzące bezpośrednio w zakres sprawowania ich funkcji (jeżeli się mylę, proszę mnie poprawić). Bryan to postać postawiona bardzo wysoko w danej hierarchii, bowiem specjalizująca się w ochronie głowy państwa (mówi o tym pośrednio w rozmowie z córką w drodze na lotnisko). Pozostaje zatem jeszcze immunitet formalny i wchodzący w jego zakres aspekt procesowy, co oznacza, że warunkiem pociągnięcia do odpowiedzialności takiej osoby będzie zgoda wyższej instancji, której w takich warunkach, bohater niewątpliwie uniknie. Nawet jeżeli i to nie zdałoby egzaminu, jest jeszcze objęty aspektem nietykalności, która pozwala go aresztować tylko i wyłącznie podczas ujęcia w trakcie popełnianie przestępstwa. Bryan nie został złapany na gorącym uczynku, a potencjalnych świadków zamordował.
Nie rozumiem dlaczego większość osób doszukuje się w tym filmie sensu na miarę dramatu. Jest to zwykły film sensacyjny, spełniający swoją rolę - akcja jest dynamiczna, bohater bezwzględny, zakończenie konstruktywne (nie ma pertraktacji między oprawcą trzymającym nóż na gardle ofiary a bohaterem, co jest swego rodzaju innowacją). Oprócz tego obraz porusza bardzo istotną kwestię handlu ludźmi, który to akurat aspekt w zamiarze gatunku sensacyjnego, ma być tylko tłem dla wydarzeń rozgrywających się między ''tym dobrym i tymi złymi''. I gdyby bohater wjechał autem na statek nie byłoby w tym niczego przesadzonego, bowiem właśnie takie rozwiązania stanowią istotę sensacji, czyli są wydarzeniami, które przykuwają uwagę widza swoją niepowszechnością (nie codziennie widujemy samochody szybujące nad wodą w stronę promu, przykładowo oczywiście).
Zgodzę się jedynie z tym, że czysto amerykańskie zakończenie znacznie psuje odbiór filmu.
Hymnn, ale czy agenta na emeryturze także to obowiązuje? Ponieważ on na takowej był, co tak właściwie w moim mniemaniu świadczy o tym, że nie pełnił już służby, czyli żadne immunitety nie powinny go obowiązywać (o ile takie są, bo nie jestem co do tego przekonana, ale brzmisz jakbyś chociaż trochę o tym wiedziała/wiedział). Słuchaj ja mam na swoim koncie już trochę filmów, w tym również sensacyjnych i nie jeden zyskał ode mnie porządną ocenę (porządna w moim wydaniu to od 6 w górę), ale uważam, że ten film był po prostu aż za bardzo przerysowany i oglądając go zastanawiałam się tylko ile jeszcze to potrwa (bo zakończenie i tak znało się od początku, tak jak od początku było wiadome kogo uprowadzą)... Jak sama zwróciłaś uwagę zabijał wszystkich świadków, w tym też osoby, które mogły pomóc jemu dotrzeć do córki (niestety jak dla mnie sposób zdobywania informacji był trochę naciągany, począwszy już od odbicia w szybie... a pomijam już to jak ta córeczka była w stanie zauważyć tatuaż, ocenić wzrost napastnika itd...). Ja ten film przeżyłam na zasadzie: "hahahaha ale śmieszne jeszcze zrób to to i to".
Nie jestem do końca przekonana, co do tego, które konkretnie immunitety przysługują agentom i w jaki sposób są one kontrolowane przez amerykańskie prawo. Wydaje mi się natomiast, że w polskim prawie istnieje coś takiego, jak immunitet dożywotni, który przysługuje np. sędziom (immunitetu nie może pozbawić instytucja w której już się nie pracuje). Można natomiast immunitet uchylić.
Nie twierdzę, że film był bardzo wiarygodny i nieprzewidywalny. Nie kwestionuję również tego, że istnieją filmy w tym samym gatunku, o ciekawszej fabule. Uważam natomiast, że jeżeli film jest w stanie zaciekawić mnie na tyle, abym przełączając kanały w poszukiwaniu innego programu, zatrzymała się na nim i obejrzała do końca, to jest wart mojej wysokiej oceny. Nie będę się spierać, że film jest bardzo dobry, bo to tylko moje skromne zdanie, możliwe, że w dużej mierze zmotywowane osobistymi doświadczeniami i wrażliwością odnośnie skrawka ukazanej w nim rzeczywistości. A może jestem po prostu podatna na tanią sensację podaną w ładnym opakowaniu?;)
Możliwe, że taki immunitet go obowiązywał. Tyle, że on przebywał nie na terenie USA tylko we Francji, więc tam jest inne prawo i nie wiadomo jak to w tej kwestii immunitetów wygląda wtedy ;)
No wiesz jeśli Ciebie na tyle zaciekawił, to nie dziwię się, że dajesz mu wysoką ocenę. Tak jak Ciebie nie powinno dziwić, że w momencie gdy mnie nie zaciekawił kompletnie: obejrzałam go do końca, bo nie mam w zwyczaju rezygnowania nawet jak włączy mi się jakiś "super gniot"; to moja ocena też jest adekwatna do takiego odbioru ;)
Na pytanie retoryczne nie odpowiem, bo raczej zadałaś je sobie, a nie mi ;) Poza tym o gustach się nie dyskutuje ;)
Mnie nie dziwi Twoja ocena. Dziwiło mnie wyłącznie doszukiwanie się dramatu psychologicznego w lekkim filmie sensacyjnym na piątkowy wieczór, który to aspekt poruszyło tu kilku użytkowników.
Gdyby nie dyskutowano o gustach, a co za tym idzie o upodobaniach, to prawdopodobnie forum na którym właśnie się znajdujemy, nie miałoby prawa zaistnieć;)
Ale nie mi decydować na co jesteś podatna, a na co nie ;)
Jak dla mnie forum jest do przekazania swojej opinii, uzasadnienia jej i albo zniechęcania, albo zachęcenia do obejrzenia kogoś innego ;)
Ale to tylko takie moje zdanie :D
Dziwię się trochę, że w ogóle zabierasz się za oglądanie takich filmów, bo "Uprowadzona" to raczej kino przeznaczone dla mężczyzn, ale mniejsza z tym.
Oprócz tego, że nie za bardzo potrafisz uzasadnić dlaczego film Ci się nie podobał, rzuca mi się w oczy jeszcze jedna rzecz, oglądałaś ten film chyba niezbyt uważnie, skoro twoim zdaniem była żona głównego bohatera wyznała mu pod koniec filmu miłość. Jego eks była mu po prostu wdzięczna za uratowanie ich córki i to wszystko.
Nie zgadzam się ,że tylko dla mężczyzn. Jak dla mnie był świetny. Bardzo lubię kino akcji. Pozdrawiam :)
nie podoba sie? ok kazdy ma inny gust, ale ocena 7,8 jak najbardziej sprawiedliwa
Z jakiego punktu widzenia? Jest sporo filmów, które zostały uznane przez krytykę filmową za arcydzieła, a mają na Filmwebie niższą ocenę od "Uprowadzonej", czyli jakby nie patrzeć przeciętnego filmu akcji. Jeden z najbardziej jaskrawych przykładów - "Drzewo życia" Terence'a Mallicka: okrzyknięte przez krytyków filmowych arcydziełem, zdobywca Złotej Palmy w Cannes, ze średnią na Filmwebie 5,7. Dla porównania - szczytowym osiągnięciem "Uprowadzonej" była nominacja do nagrody "Teen Choice". Nominacja, ale nagordy nie było! A średnia na Filmwebie to 7,8. Więc czy to jest według Ciebie "sprawiedliwe"?
jak dla ciebie nagrody to wyznacznik jakości filmu to lepiej już się nie wypowiadaj na żaden temat i nie ośmieszaj się.
Dziękuję za życzliwą radę, pozostanę jednak przy swojej dotychczasowej zasadzie, że wypowiadam się na jakiś temat wtedy, kiedy mam taką potrzebę, a nie wtedy, kiedy dasz mi swoje pozwolenie.
Według mnie nagrody są z oczywistych powodów najlepszym z istniejących wyznacznikiem jakości, ponieważ przyznają je ludzie z jakimś dorobkiem intelektualnym i artystycznym, w przeciwieństwie do filmwebowej watahy filmowych ignorantów (bez urazy - siebie też do niej zaliczam). Każda z nagród ma oczywiście swoją specyfikę. Na przykład Złote Palmy oceniają głównie walory artystyczne i intelektualne, w przeciwieństwie do nagród "Teen Choice" - oceniających, przy którym filmie można najlepiej bawić się w berka wokół telewizora, rzucając się przy tym w siebie nawzajem popcornem i oblewając się colą. Stąd moje porównanie tych dwóch filmów ze względu na przyznane im nagrody.
Zaprzeczając zasadzie, że nagrody filmowe są jedynym wymiernym wyznacznikiem jakości filmu, mówisz coś w rodzaju - na olimpiadzie nie jest najlepszy ten, kto zdobywa medale, tylko ten, czyj tyłek najbardziej spodobał się publiczności. Jest to oczywiście pewna zasada, jednak nie jestem przekonany, czy sprawiedliwa. A o tym tutaj mówiłem. Filmwebowe oceny nie są sprawiedliwe, bo mają inną rolę - mają właśnie za zadanie powiedzieć, przy którym filmie największa ilość kobiet robi się mokra, a największej liczbie facetów staje. To jednak nie jest - moim skromnym zdaniem - najlepszy wyznacznik jakości.
problem jest taki, że na olimpiadzie decydują wyniki, nie upodobania kogoś. Nagrody filmowe możesz porównać tylko do łyżwiarstwa figurowego, para wywraca się dwa razy a i tak wygrywa i pytanie dlaczego? Bo tak jest politycznie poprawnie i tak jest fajnie *bo klika sędziów dostała "w łapę". pozdrawiam
edit:
*bo
Haha, zwróć proszę uwagę, że te "arcydzieła", które tak ubóstwiają ci wielcy krytycy, których Ty tak ubóstwiasz, nie podobają się większości ludzi. I naprawdę to, że jakiś tam koleś po filmówce, sztywniak pod krawatem oceniłby ten film na, powiedzmy, 2/10 to nie znaczy, że film jest naprawdę słaby.
Ocena 7,8 świadczy o tym, że film się podoba; ocena moim zdaniem bardzo sprawiedliwa. I nie rozumiem, dlaczego tutaj jako dowód tego, że Taken jest słabym filmem, podajesz się na gust, moim zdaniem spaczony, jakichś wielkich mi krytyków?
Ocena 7,8 jak najbardziej sprawiedliwa! Film świetny i tyle w temacie.
Zerknęłam sobie na Twój profil i cóż ja widzę: Czarny Łabędź 10/10 i serduszko, no proszę. Ale cóż, przecież Black Swan to taki wychwalony, cudowny film że nie wypadało ocenić inaczej.
Mój drogi, jak dla mnie Czarny Łabędź nie dorównuje w żadnym aspekcie Uprowadzonej.
Z najlepszymi pozdrowieniami, Psiara.
"Wielcy krytycy", "jakiś tam koleś", "sztywniak pod krawatem" - po co to cała retoryka? Czemu ma to służyć? Na pewno mnie tym do niczego nie przekonasz. Z tego typu retoryki przebija się brak szacunku do ludzi, do wiedzy, do doświadczenia. Ciężko określić to inaczej niż jako arogancję. Proszę bardzo, Twoje prawo. Ja jednak uważam, że nasz gust zmienia się wraz z doświadczeniem, że dojrzewamy wraz z ilością obejrzanych filmów i to, co dziś nas zachwyca, jutro może zanudzić na śmierć, czy nawet przyprawić o mdłości. I nie chodzi tu o to, że założymy przez przypadek krawat. Chodzi o znajomość kina. O ilość obejrzanych filmów, o umiejętność oceny warsztatu reżysera, aktorów. Taką umiejętność nabywa wraz z wiekiem i doświadczeniem krytyk, czy też po prostu koneser filmowy. Albo też ktoś, kto jest sam zaangażowany w robienie filmów.
Nie chciałem tu wcale mówić o tym, czy film jest dobry, czy nie (bo zrobiłem to już w innym miejscu). Chciałem tylko poddać w wątpliwość sprawiedliwość oceny na Filmwebie. Bo co to znaczy "sprawiedliwa ocena"? Mówisz - "ocena bardzo sprawiedliwa", ale co to ma znaczyć? Zastanawiasz się w ogóle nad tym? Muszą być jakieś obiektywne kryteria oceny, żeby coś mogło być sprawiedliwe. Nie może to być widzi mi się ludzi, którzy nie mają narzędzi do wydania sprawiedliwej oceny. Żadne obiektywne kryteria ich zresztą nie interesują. Oceniają na zasadzie - "podobało mi się, walnę 10". Żeby coś ocenić sprawiedliwie, trzeba przeprowadzić jakąś głębszą analizę porównawczą, a na to prawie nikt nie ma tutaj czasu. Dlatego kierowanie się taką oceną jest wielkim błędem, a jedyne co pozostaje, to sięganie po opinie ekspertów. Najłatwiej przyjrzeć się nagrodom, jakie film otrzymał. Jest to na pewno bardziej sprawiedliwa ocena niż opinie (w większości) ignorantów.
Żeby łatwiej to zobrazować: Niemcy wybrali Hitlera do władzy, bo miał płomienne przemowy i porywał tłum. Tłum był zachwycony, wysoko oceniał poglądy Hitlera. Ale czy wynika z tego, że ta wysoka ocena jego idei była sprawiedliwa? No, raczej nie. Dlatego czasem lepiej zaufać ludziom wykształconym, z wiedzą i doświadczeniem. Tym, którzy rozumieli, że Hitler to ignorant i zadufany w sobie bubek, którego poglądy nie prezentują żadnej wartości. I tak samo jest z tym filmem. Film jest wtórny, pusty, nudny. Nie ma żadnej wartości dla nikogo, kto ma jakiś bagaż doświadczeń filmowych, kto ma już wyrobiony gust. Iść świadomie za zdaniem większości będącej w opozycji do zdania ekspertów, to dokładnie tak, jak wybrać Hitlera do władzy tylko dlatego, że miał fajną gadkę, fajną gestykulację i dawał wiele obietnic bez pokrycia.
To porównanie może wydawać się bardzo na wyrost, ale w istocie jest to sedno problemu. Dopóki ludzie nie będą szanować autorytetów, dopóki będą wierzyć, że siła nie jest w mądrości, w prawdzie, ale w tłumie (bardziej wartościowa jest dla Ciebie ocena internautów na Filmwebie niż ocena ludzi z wiedzą i doświadczeniem - co sama przyznajesz z nieukrywaną przyjemnością i z jakąś dumą wręcz), dopóty kolejni Hitlerzy i Stalini będą ich porywać i prowadzić na śmierć. Twój wybór. I zanim mnie wyśmiejesz, proszę, zastanów się co najmniej dwa razy, czy może jednak jest coś w tym, co mówię. Bo może nie ma w tym porównaniu wcale takiej przesady, jak się zdaje na pierwszy rzut oka.
Jeżeli natomiast chodzi o "Czarnego łabędzia", to jest to jeden z najbardziej niedocenionych przez krytykę filmów, dlatego odwołanie się przez Ciebie akurat do tego filmu, to jak trafienie kulą w płot. "Czarny łabędź" jest w moim ścisłym TOP 10 (u mnie jest tylko 10 serduszek na blisko tysiąc ocenionych przeze mnie na Filmwebie filmów), więc jest to niezwykle subiektywne wyróżnienie. Ze wszystkich filmów, którym przyznałem "serduszko", ten akurat najsłabiej pasuje do Twojej tezy, że oceniam filmy zgodnie z tym, co wypada.
Nic bardziej mylnego. Oceniam wyłącznie na podstawie własnej, rzetelnej analizy. Staram się być przy tym obiektywny na ile to tylko możliwe, stosując się do kryteriów, które opisałem w jednym z tematów na swoim blogu Filmwebowym ( http://www.filmweb.pl/user/385/blog/531768 ). Masz prawo oceniać mnie jak Ci się podoba, ale ja uważam, że się mylisz i to grubo. Bo choć szanuję zdanie innych, to nigdy nie daję się nikomu, ani niczemu zasugerować. Mam własne zasady, na podstawie których dokonuję własnych ocen.
Pozdrawiam,
385
Dziękuję. Tym mocniej, że rzadko kiedy słyszę tu (na Filmwebie) jakieś miłe słowa.
Mocno się z Tobą nie zgadzam, bo uważam że każdy ma prawo wybrać własne kryteria filmu i ja w filmach bardzo dużo uwagi przy ocenie poświęcam zakończeniu, ważnym dla mnie elementom fabuły czy małym detalom, również patrzę na to czy film mnie wciągnął, zwracam też uwagę na ujęcia i dopiero gdzieś następnej kolejności na grę aktorską, więc to moje kryteria i nie mam zamiaru, bo krytycy czy ktoś inny w swojej ocenia patrzą czy film był ambitny czy nie, bo to dla mnie nie jest ważne i w mojej ocenie często mniej ambitny film z pozytywnym mobilizującym przesłaniem będzie wyżej oceniony niż rozdmuchany ambitny film z dołującym zakończeniem.
> każdy ma prawo wybrać własne kryteria
Czegoś tu może nie rozumiem, ale po co w takim razie w ogóle oceniać? Oceniasz dla siebie, czy dla innych? Bo jeśli dla innych, to kryteria muszą być obiektywne, a nie jakieś indywidualne, na zasadzie "podobało mi się". Jeśli chcemy oceniać film sprawiedliwie, to taka ocena powinna być kompletnie niezależna od tego, czy nam się dany film podobał, czy też nie. Inni nie wiedzą, jakie Ty akurat lubisz zakończenia, oni może wolą inne, więc co im da ta Twoja wzięta z księżyca ocena? I jak taka ocena może być sprawiedliwa dla samego filmu?
Zresztą abstrahując już od braku sensu takiego sposobu oceniania, który powoduje, że średnia Filmwebowa nie mówi na temat filmu absolutnie nic, nie jest żadną miarodajną oceną, chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, że właśnie przez takich ludzi, jak Ty, polskie kino cofnęło się do epoki kamienia łupanego. Zrobić ambitny film na światowym poziomie, który mógłby rywalizować z innymi na międzynarodowych festiwalach, to dla polskich producentów zbyt duże ryzyko, bo polski widz chce mieć "mniej ambitny film", byle by był "z pozytywnym przesłaniem", a nie interesuje go "rozdmuchany ambitny film", bo ma "dołujące zakończenie" (co to w ogóle ma do rzeczy?!). Najlepiej w takim razie oglądać porno. Tam zawsze jest pozytywny finał.
Widzę, że nie umiesz dyskutować bez osobistych wycieczek na innych. Wg Ciebie Twoje kryteria są obiektywne, a wg innych ich i Ty oczywiście uważasz, że to Ty masz rację. Ja oceniam w zgodzie ze swoimi odczuciami i również dla innych by mogli się tym sugerować jeśli chcą.
Co do polskiego kina to akurat omijam je szerokim łukiem, bo filmy z ostatnich lat są bardzo słabe.
I nie mam nic do filmów ambitnych, ale nie lubię filmów sztucznie ambitnych. Zresztą Twoja pozytywność rozmija się z moją. Ja szukam filmów, w którym są bohaterowie z którymi można się utożsamić, których można polubić i wtedy liczę, że ich losy potoczą się w odpowiedni sposób. Pozytywny finał zresztą wg mnie nie jest wcale zawsze dobry, bo jeśli totalnie nie pasuje do całości to wtedy jest to zabieg bez sensu. Dodatkowo zwracam uwagę na sposób prowadzenia akcji. A wg mnie zakończenie ma dużo do rzeczy, bo może być świetny film zepsuty beznadziejnym zakończeniem w ogóle do niego niepasującym. I od kiedy to ambitny film nie może mieć happy endu? To jakaś XXI wieczna konieczność, że ambitny film musi się kończyć tragicznie?
Zresztą mówisz by zrobić ambitny film na światowym poziomie, a prawda jest taka, że nie potrafimy zrobić nawet wojennego filmu na światowym poziomie co jest prostsze, więc jak tu liczyć na ambitny film na światowym poziomie.
A co do polskich filmów to te polskie komedie romantycznie nie są ani romantyczne ani śmieszne, więc nie pisz, że to jest kręcone dla takich widzów jak ja.
> Widzę, że nie umiesz dyskutować bez osobistych wycieczek na innych
Przepraszam, to było niepotrzebne. Poniosło mnie.
> Ty oczywiście uważasz, że to Ty masz rację
Nie. Ja tylko staram się tak dobrać swoje kryteria, żeby były obiektywne. Oczywiście mogę się mylić, ale przynajmniej się staram. Ty natomiast sam przyznałeś, że Twoje kryteria są subiektywne. Wydaje mi się, że ocenianie na podstawie kryteriów, o których z góry wiemy, że są subiektywne, jest niesprawiedliwe, bo taka ocena niewiele mówi o filmie. Ale i w tym mogę się mylić. Na razie jednak nikt mnie nie przekonał, że jest inaczej, a doświadczenie z Filmwebu raczej utwierdza mnie w moim przekonaniu. Tak zwany "gust ogółu" mówi więcej o tym ogóle niż o samych filmach. Ciężko jest na podstawie Filmwebowej oceny stwierdzić, czy film jest dobry, a jedynie, czy jest modny ze względu na jakieś bieżące trendy.
Dołączając się do dyskusji chciałem zauważyć, że ideą takich portali jak filmweb, imdb, itd. jest możliwość wystawienia przez każdego widza własnej subiektywnej oceny danego filmu. Wg mnie obiektywnej oceny filmu powinniśmy szukać niekoniecznie po nagrodach przyznanych na różnej maści festiwalach czy przez różnej maści organizacje, itp. ale przez szeroko pojętych krytyków filmowych (udzielających się w np. gazetach) z większym lub mniejszym "przebiegiem" filmowym.
Do czego dążę - system oceniania jaki jest taki jest. Jest to gwiazdkowa skala od 1 do 10 + możliwość wystawienia komentarza (z wprowadzenia takiej funkcji bardzo się cieszę, bo można dodać własne przemyślenia co w pewniej mierze może ograniczać pewne zamieszanie i nieporozumienia). Ciężko porównywać filmy akcji z dramatami bo są to zupełnie inne gatunki i traktują o zupełnie innych tematach. Jeżeli ktoś (bez osobistych wycieczek) szuka filmu po forumowej ocenie, który ma coś wnieść do jego życia a jest zaklasyfikowany jako film akcji to chyba grubo się myli. Dyskusja wyższości "Drzewa Życia" nad "Uprowadzoną" i ich ocen jest kompletnie bezcelowa.
Ocena na poziomie 6-7 dla "Uprowadzonej" wydaje mi się jak najbardziej sprawiedliwa (podejście obiektywne). W końcu jest to dobrze zrealizowana sensacja z dobrymi zdjęciami, szybką akcją i delikatnie dotkniętym wątkiem handlu ludźmi "na deser". Film z założenia jest obarczony pewnymi "wadami" w stylu niewyobrażalnej walki jednego człowieka przeciwko całej armii typków z Albanii i ich lokalnych przyjaciół. Dodatkowo wydaję mi się, że każdą irracjonalną akcję w tego typu filmach można w mniej lub bardziej zawiły sposób wytłumaczyć w stylu "a nóż mogło by się tak stać". Dla mnie był to lekki film do obejrzenia ze znajomymi "przy piwku" i dostałem tego czego oczekiwałem.
Kończąc mój nieskładny i pozbawiony jakiejkolwiek formy wywód, proponuję aby nie przyrównywać każdego obejrzanego filmu do jednej skali ocen.
Serdecznie pozdrawiam i życzę Wam jak i sobie więcej takich dyskusji bo zdaje się, że zaczynają one być rzadkością w "dobie powszechnego internetu".
Oczywiście masz rację, że filmy akcji z dramatami, czy kinem psychologicznym, ciężko porównywać. Jednak w ramach gatunku "akcja" powinno dać się to zrobić. Czy "Uprowadzona", w której ilość nieuzasadnionych absurdów na centymetr taśmy filmowej przekracza wszelkie dopuszczalne normy, powinna być oceniana tak samo jak "Gorączka", "Święci z Bostonu" (w których zresztą ilość absurdów jest również spora, ale jest to zrobione w ramach pewnej konwencji, w przeciwieństwie do "Uprowadzonej", która jest nadmuchana, pompatyczna, usilnie starając się być czymś, czym nie jest i być nie może, bo reżyser po prostu jest przeciętniakiem), czy też "Upadek"? Czy niczym się od tych filmów nie różni? Czy dobre aktorstwo, dobry scenariusz, dobra reżyseria i dobra muzyka nie powinny plasować tych trzech wymienionych filmów co najmniej o kilka rzędów wielkości wyżej od "Uprowadzonej"? Dlaczego te filmy są oceniane tak samo? Bardzo mi przykro, chciałbym to zrozumieć, ale nie jestem w stanie. Rozumiem, że przy piwie może być komuś wszystko jedno, ale czy to jest już wystarczający powód, by oceniać te filmy tak samo? Widząc ocenę dla "Uprowadzonej" wynoszącą 8, spodziewam się dostać spójną logicznie, sensowną akcję jakości wymienionych przeze mnie filmów. Dostaję natomiast jakąś nieskładną lukrowaną historyjkę z tandetnym morałem i nierealistycznym happy endem. Stąd moje tutaj żale i pretensje. Ponieważ ja widzę przepaść pomiędzy "Uprowadzoną", a naprawdę dobrymi filmami akcji, które rzeczywiście zasługują na ocenę bardzo dobrą (8).
niestety muszę się z Tobą zgodzić. Kto wystawiał te oceny? Fabuła sama w sobie jest banalna i do tego wzruszające zakończenie w stylu amerykańskim.. w pewnych momentach myślałam że twórcy filmu robią sobie jakąś parodię i że może faktycznie wyjdzie z tego komedia. Niestety, nie wyszła.
Według mnie dobre tempo filmu nie pozwala się na nim nudzić. Film może być potraktowany trochę jako przestroga... I nie mówię, że umiejętność pokonywania wszystkich rywali przez głównego bohatera nie jest trochę naciągana - ale mało to w kinie takich postaci?
Cholernie dużo! I właśnie dlatego już ich wystarczy. Dokładanie kolejnej to kompromitowanie się ekipy filmowej z Luciem Besonem na czele. Jak można ten film w ogóle porównywać do "Leona zawodowca", czy "Nikity"? A Filmwebowa średnia (bardzo dobry) właśnie tego dokonała. Śmiechu warte.
Ogólna ocena w tym i innych serwisach pokazuje jednak, że zdecydowanej większości film się podobał, więc może powinnaś go obejrzeć jeszcze raz.. Z reszta nie za bardzo rozumiem, co w tym filmie jest nielogicznego?
Jak najbardziej zgadzam się z założycielką tematu. Takiej ilości absurdu w jednym filmie nie było chyba od czasów Szklanej pułapki. Liam Neeson niczym John Rambo, Terminator i Liberator w jednym. Już kilkadziesiąt lat mija od premiery tamtych przebojów kina akcji a ludzie dalej jarają się taką tandetą. Widocznie naprawdę niewiele trzeba by zadowolić ich gusta przeciętnego widza. A średnia filmu to już zwyczajna parodia.
Co z tego, że jest nielogiczny i absurdalny? To film akcji, ma trzymać w napięciu i dawać przyjemny dreszczyk emocji. Doszukiwanie się w tym "dziele" jakiegokolwiek głębszego sensu jest po prostu.. bezsensowne ; )
Większość bijatyk i strzelanin dzieje się na małych powierzchniach co tylko daje przewagę byłemu agentowi CIA.Popieram przedmówce,film akcji bez głębszego sensu.Ocena jak najbardziej sprawiedliwa chociażby przez fabułę.
Właśnie, że na FIlmwebie są całkiem niezłe oceny, zobacz sobie ranking, które filmy są najlepsze. Filmweb pozwala na ocenę filmu czy się podobało czy nie. I jeśli jacyś dają 10 tylko za podobanie to oni są.............. Ale większość ocenia normalnie.
Problem z tobą polega na tym, że ty lubujesz się w oglądaniu jakichś dramatów psychologicznych, które nigdy się dobrze nie kończą. Wydajesz się być jakimś emo:) Musimy gadać o kevinie na 10 i serce? To chyba mówi samo za siebie. Po obejrzeniu Black Swana już nigdy nie chcę go drugi raz oglądać. Film świetnie zrobiony, ale mi się w ogóle nie podobał, dlatego na filmwebie jest możliwość oceny wg gustu i podobania:) Lubisz nudne, psychologiczne filmy, a takie geniusze kina akcji jak Transformers 3 czy Avengers to po prostu oceniasz na 1, zgadłem? Na pewno arcydzieło jaki jest Władca Pierścieni nie zasługuje na 3 nawet. Jeżeli tak, to nie radzę ci się odzywać na tym forum, bo się będziesz tylko kompromitował.
Aha, no i co do tego, że on wszystkich rozwalał. Mięśniaki w garniturach z giwerą to nie są agenci po tyluletnim stażu i szkoleniu. To nie był superman, który wszedł w sam środek strzelaniny i wyszedł cało. Po prostu rozwalał każdego po kolei. A sama agencja nie miała ani żadnych agentów/specjalistów i się nie spodziewała, że jeden ojciec się dowie o porwaniu w chwili dokonywania i się jeszcze dowie konkretnie jacy ludzie porwali mu córkę. No i jeszcze na dodatek jest amerykańskim agentem. Zaskoczenie zrobiło swoje. FIlm lepiej wyglądał przecież jak wszystkich rozwalał, ale starałęm się znaleźć sensowne wytłumaczenie tego.
Ranking na filmwebie jest o tyle dobrą rzeczą, że bierze pod uwagę nie tylko średnią, ale też ilość oddanych głosów, stąd też niektóre pozycje są na prawdę dobre. Podkreślam: NIEKTÓRE. Niestety nie masz racji, bo po samych wypowiedziach na forach już widać, że większość osób ocenia tylko za podobanie lub obsadę, nie kierując się wcale jakąś dogłębniejszą analizą. Na filmwebie jest niewielu użytkowników takich jak 385, którzy w sposób bardzo kulturalny i rzeczowy wyrażają swoje zdanie. Jeśli masz rację i lubuje on tylko w filmach psychologicznych, to chyba nic dziwnego, że ten film nie przypadł mu akurat do gustu...
Natomiast co do Twojej wypowiedzi, to Ci dziękuję, bo dzięki niej przypomniałeś mi właśnie o tym co było w tym filmie bezsensowne i nielogiczne. Dokładnie popieram wypowiedź 385. Film ma jeden atut: poruszany temat, bo nie można zaprzeczyć, że takie rzeczy się dzieją (mówię tylko i wyłącznie o porwaniu, o sprzedawaniu kobiet, a nie o tym, że mściwy tatko lata z pistoletem).
Moim zdaniem to najlepszy film akcji jaki widziałem. Mroczny Rycerz i inne filmidła razem wzięte i tak mu nie dorównują. Matrixa jako filmu akcji nie traktuję.
A dlaczego dałem 8/10 a nie 10/10.
1. Raz, że rurka się urwała i nie został zabity - przecież nawet jakby tam powiesić Burneike i Pudziana to by nawet nie drgnęła - tutaj to już była zbyt duża bajeczka.
2. Wraca do Ameryki jak gdyby nigdy nic, po tym co narobił we Francji.
Niemniej film fajny, akcja szybko się działa, i w końcu mieliśmy do czynienia z agentem, dla którego rozwalenie takich wsiowych, ciapatych, brudasów z Armenii (w tym filmie-żeby nie było, że rasista jestem) nie powinno być żadnym problemem;) Szybka akcja, fajne ujęcia walk, tutaj akurat scenariusz ważny nie był bo mało co było tym filmie mówione, fabuła oklepana, ale rehabilituje ją świetnie zrobiony film.
To, że gość wraca do Ameryki, jak gdyby nigdy nic po tym co narobił, to akurat norma w świecie kina akcji. Widz chce wierzyć w takie zakończenia, i na nie czeka (a twórcy takich uproszczeń dokonują), bo bohater zasłużył determinacją i bezkompromisowością na to, by uratować córkę (Infantylna, irytująca dwudziestoparolatka, która grała siedemnastolatkę, jakby była czternastolatką. Jeden z najsłabszych punktów w Uprowadzonej jak dla mnie).
Wydaje mi się, że scenariusz został napisany na przekór temu, co pisze życie w podobnych przypadkach - czasem dobrze powyobrażać sobie, że taka historia może dobrze się skończyć, bo tak naprawdę, wiadomo, życie to nie bajka.
Liam Neeson przekonujący, może dlatego całość się jakoś trzyma.
6/10
Jestem całkiem zadowolona z tego filmu. Ważna tematyka (chociaż motyw porwania już nieco oklepany, ale chodzi tu o handel ludźmi, który niestety nadal dobrze funkcjonuje na świecie), nie miałam ochoty w połowie odchodzić od telewizora, chociaż byłam pewna, że agent uratuje córkę. To nie jest kino najwyższych lotów, ale też nie najniższych; jak na sensacyjny nawet, nawet. Zasługuje na uwagę, warto obejrzeć.