PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=106461}

Upiór w operze

The Phantom of the Opera
2004
7,6 80 tys. ocen
7,6 10 1 80352
5,2 12 krytyków
Upiór w operze
powrót do forum filmu Upiór w operze

Erik poprawil na sobie pelerynę, nasłuchując śpiewu Aminty, dobiegajacego zza kurtyny. Wziął głęboki oddech i poczekał aż jego niespokojnie bijące serce wyrówna rytm. Teraz nadchodził jego moment. Sięgnął w kierunku zakladu kurtyny, zrobil krok...
...I znalazł się w ciemnościach.
- Ej, co jest? - zapytał, i postapił krok do przodu. Obił sobie golenie o jakiś mebel i zaklął.
- Kto tu jest? -zapytał niewieści glos z ciemności.
- Upiór z Opery!- odezwał się głęboki baryton - A ty? Kim jesteś?
Coś pstryknęlo i jasne światło zalało pomieszczenie. Erik zmrużył oslepione oczy. Miast na scenie znajdowal się w dziewczęcej sypialni, pełnej pluszowych maskotek. Na scianie królował wielki plakat, przedstawiający czlowieka w bialej masce, tulacego do siebie dziewczynę.
- Co ja robie na tej ścianie? Z...z..z moją Christine! - Upiór wpatrywał się w wielki kinowy plakat, jego zielone oczy płonęły.
- Oooo... - krągła blondyneczka zerwala sie z łózka. - To ty?
Podeszła do Erika i przyjrzała mu się, gryzac różowe usteczka drobnymi białymi zębami.
- Ty naprawdę jesteś Erik! - zachichotała, popychając go w kierunku łózka.
Usiadl, oszolomiony i pozwolił jej umościć sie na jego kolanach.
- Co ja tutaj robie? Kim ty do cholery jesteś?- wyszeptał, po chwili na jego usta opadły pełne wargi blondynki. Wepchnęłą mu do ust swój język.
Jej niecierpliwe ręce rozpinały koszulę i gładziły porośniety włosami tors. Wzdrygnął się i odepchnął dziewczynę. Wylądowała na puchatym turkusowym dywanie.
- Ojej, niemiły jesteś - powiedziała, podnosząc się. - A zaspiewasz mi coś? Skoro jestes Upiorem to musisz śpiewać!
- Nie! - wrzasnął Erik. - Nie bedę śpiewac, chcę do mojej opery! - podniósl rekę w obronnym geście, widzac że dziewczyna do niego podchodzi. - I nie dotykaj mnie!
- Ależ Eryczku..- przysunęła się i poczęłą mruczeć jak rasowa kotka.- Zaśpiewaj mi.- Jej ręka spoczęła na umieśnionym udzie Upiora. Delikatnie piesciła skórę przez materiał, posuwając się powoli w górę.
- Ja mam spektakl... do zaspiewania... - wymamrotał słabo Erik, czując ze jego serce bije coraz szybciej. - Muszę oszczędzać głos...
Dłoń dziewczyny spoczęła na wypukłości między nogami Upiora. Jęknął dośc głośno.
Za ścianą coś stuknęło.

EineHexe

Rozdział 239

Erik zniknął w swojej pracowni, Sabina mrucząc coś pod nosem zabrała się za stos dokumentów. Zadzwonił telefon wewnętrzny. Podniosła słuchawkę tak energicznie, że o mało nie zalała papierzysk kawą.
- Słucham?! Tak, proszę przełączyć. Dzien dobry. Niestety pan Kroeger po zamknięciu zimowego sezonu leci z rodzina na urlop. Nie, nic mi o tym nie wiadomo. Słucham? Jest państwu winny?! Pan raczy sobie ze mnie kpić, niezwłocznie skontaktuję się z przedstawicielką pana Kroegera. Proszę tu więcej nie dzwonić panie Montenzoller!- z impetem odłożyła słuchawkę.- To już są szczyty!
Do gabinetu wsunęła się żona Grzesia Carmen.
- Nie przeszkadzam?- zapytała patrząc na wsciekla pania Dammerig.
- Nie, jakiś imbecyl mi tu dzwoni, że Uwe ma u nich zaległe 10 koncertów. Co u ciebie kochana? Napijesz się kawy?- uśmiechnęła się szukając czegoś w szufladzie biurka.
- Nie dziękuje. Przyszłam zapytać czy nie umówiłybyśmy się na obiad, dzisiaj nie mam czasu ale może jutro. Muszę pogadać.- Carmen spojrzała na przyjaciółke ciemnymi, smutnymi oczami.
- Jasne, jesteśmy umówione. A wybacz ze tak wścibsko zapytam, ma to cos wspolnego z Grześkiem?
- Tak, ale nie chcę teraz o tym mówić.

Dzisiejszego dnia wystawiano po przerwie Triskelion. Fani powieści jak i musicalu uradowani wznowieniem swojego ulubionego dzieła, przyszli w kąplecie. Wiedźma z zadowoleniem patrzyła na swojego małżonka, obok niej Erik spoglądał na Sabinę.
Po skończonym spektaklu Thomas i Uwe zostali obskoczeni przez świergocące fanki. Sabina otrzymała od nastoletnich fanów bukiet tulipanów. Grześ ściskał swoje fanki, jedną nawet pocałował. Wiedźma patrzyła na to wszystko ze zgrozą.
- No tu już przesadził, czy on myśli że jest kawalerem?- mruknęła po czym zabrała Uwe z łap bezczelnych, krwiopijek. Rzepowa wyszła z kanciapy w towarzystwie pana Geralda Meryvila, dumna jakby prowadził ją sam Juliusz Cezar.
- Pani Rzepowa to pani narzeczony?- zapytał Mate wychodząc ze swojego gabinetu.
- Nic panu do tego!- fuknęła księżna Rzep. – Pilnuj swojej fotografki, bo znowu jakiemuś Szkotowi do łóżka się wsunie. Takie żmije jak ta…
- Rzepowa! Jeszcze jeden raz a obiecuję że wyleje panią na zbity…- dyrektorka wydarła się na krnąbrną pracownicę.
- Chodź fiołeczku. Nie szanują cię tu.- Gerald naindyczony wyprowadził swojego kwiatuszka do wyjścia. Rzepowa zrobiła minę a la możecie mi nafikać.
- Powinnyśmy ja zwolnić.- Marta stanęła przed Sabiną, wskazując w oddalającą się Rzepowi.
- Zartujesz, a kto nam będzie dostarczał plotek i rozbawiał słowami : Sodoma i Gomora!- Aleks zaczął naśladować sprzątaczkę.
- Nie zwolnie jej, ale czasem mnie tak denerwuje że…
- Sabciu jedziemy do domu. Dzieci czekają.- Erik wziął małżonkę pod ramię i wyprowadziła na parking.
- Jest ciemno może byśmy się tak pocałowali w samochodzie?- popatrzył na nia, bezczelnie.
- Dammerig! Uspokój się. Całować możemy się w domu, nie cierpie publiki. A ten nowy Ziemowit patrzy na kamery bo myśli że cos zobaczy. Skąd Tytus go wynalazł?

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 240

Położywszy dzieci spać Wiedźma wpadła na moment do Dammerigów. Usiadły z Sabiną przy kawie (pani Kroeger rzecz jasna przy zbożowej) w salonie.
- Sabina, czy ty widzialaś co ten Grzesiek wyprawia? - zapytala zdegustowana pisarka.
- Co wy z tym Grzesiem? - zdziwiła się Sabina. - Carmen dzisiaj do mnie przyszla, z oczyma jelonka Bambi, mówiąc że chce o nim pogadać. Epidemia jakaś.
- A bo się zachowuje jakby mu sława na mózg padła - Wiedźma pociągnęla kawy. - Widzialaś co wyczyniał przed teatrem? Jednej z fanek zbadał jezykiem migdałki, a może i nawet struny głosowe.
Sabina pokręciła głową.
- Kretyn. Nie dziwię się Carmen że chodzi jak struta.
- A, i jeszcze jedno, trzeba coś z fankami zrobić - Wiedźma wzniosła palec. - Niech Tytus postawi więcej ludzi pod tylnymi drzwiami.
Sabina zaczęła się smiać.
- No daj spokój, nie ukradną ci twojego księciunia!
Pani Kroeger zamachała rękami.
- Nie o Uwe mi chodzi - powiedziała niecierpliwie. - Jakaś wariatka snuje się za Thomasem, Erikiem i Kubą. Borchertowi nawet kamień zawinięty w majtki wrzuciła przez okno garderoby.
- To tylko idiotka, ale dobra, niech ci będzie - powiedziała Sabina chichocząc.
Na umówione spotkanie z Carmen o mało się nie spóźniła, utknąwszy w jałowym sporze ze scenografem. Otrzeźwiło ją dopiero spojrzenie na zegarek. Z ulgą wyrzucila scenografa z gabinetu, porwała płaszcz i torebkę i z rozwianym włosem popędziła do knajpki w której miała zjeść obiad z panią Butla.
- No dobra - powiedziała, siadając przy stoliku. - O czym chciałaś gadać?
Carmen nerwowo miętosiła serwetkę.
- Wiesz że Grzesiek ostatnio kręcił komedię romantyczną, "Brutalna szczerość"? - zapytała. - Chyba mu zasmakowało światowe życie, bo od tego czasu zaczął latać z imprezy na imprezę, chlać i zachowywac się jakby był kawalerem.
- No to pogadaj z nim - doradziła Sabina.
Carmen porzucila serwetkę i westchnęła rozdzierająco.
- Z nim się nie da gadać! - jęknęła. - Twierdzi że sie czepiam i leci do swoich zajęć. Spływa po nim to wszystko jak po kaczce. cholera, jak mam powiedzieć takiemu bezmyślnemu osłu że zostanie ojcem?
Menu wymknęło sie z dloni dyrektorki i klapnęlo na stolik.
- Wiesz już na pewno?
- Oddalam dzisiaj krew do laboratorium - wymamrotała pani Butla. - Wieczorem będę wiedziała.
- To może ja z nim pogadam? - zaoferowała Sabina.
- Sabina ja już nie wiem, czasami mam ochotę go po prostu zostawić! - jęknęła Carmen. - On nie dorósl do ojcostwa, jemu tylko bibki w głowie!
- Juz ja go wyprostuję - mruknęła złowieszczo Sabina, na powrot podnosząc menu.
Piegowate dziewczę, odziane w rózwą koszulkę Hello Kitty, zajrząło do kanciapy Rzepowej, mrużąc obwiedzione pokładami czarnego tuszu i eyelinera oczy.
- Cześć! - obwieściło. - Kocham wasz teatr!
Wintermina i Goździkowa zamarły ze szklankami herbaty przy ustach. Dawid ze spokojem żuł drugie śniadanie.
- Pani do kogo? - zapytała nieufnie szwaczka.
- Do pana Kubusia - odparlo dziewczę. - List mam dla niego, własną krwią pisałam! - wyiągnęła obandazowany nadgarstek. - On jest taki słooodkiii! Taki, taki, taki mroczny, no kocham go, no!
- Ja moge mu zostawić w garderobie - zaofiarował się Oleander. - Jesli masz coś do jedzenia.
Dziewczę obszukało kieszenie czarnych bojówek.
- Batonik mam. Może być? - wyciągnęła kolorowy pakiecik w stronę Dawida. - Z orzechami!
Oleander westchnął.
- Malutki - rzekł smutnie. - Ale niech będzie. Daj go. I ten list.
- Nie ma - dziewczyna schowała przysmak za siebie. - Najpierw odnieś list mojemu Draczusiowi.
Dawid westchnął jeszcze bardziej rozdzierajaco, patrząc tęsknie w strone ukrytego batonika.
- No dobra - rzekł niechętnie. Wziął od dziewczyny czarną kopertę i poczłapał do garderoby Jakuba.

EineHexe

Część 241

W kawiarni niedaleko Otchłani spotkały dziewczyny żeby omówić sprawę Carmen.
Librecistka machała łyżeczką do lodów, nawijając na Butelkę.
- Jego chyba pogrzało! Jak ta biedaczka ma takiej łajzie powiedzieć że będzie ojcem?! Jak go dorwe to w pysk chyci!- fuknęła wpychając do ust lody karmelowe.
- Musimy coś wymyślić żeby zrobić mu nauczkę.- Aga, zniżyła konspiracyjnie szept.- A jakby tak zapytać Carmen gdzie jej malzonek lezie wieczorem?
- I co zrobimy?- zachichotała Marta.- Zamkniemy go w wc w teatrze?
- Mam! Wystroimy się i pójdziemy na tą bibkę! Tak mu tak przyłożę, że wiecej nie pójdzie nigdzie. Czekajcie dzwonie do Carmen.- dyrektor Dammerig wyciągnęła telefon i po chwili słychać było jak podpytuje panią Butelkę o Grześka.- Idzie do klubu Utopia.
- Gdzie to jest?- zapytała Zena
- Niedaleko rynku, klub w podziemiach połączony z dyskoteką. Moja znajoma tam pracuje, będziemy mieli wejście. Tylko ubierzcie się ponętnie i o 22 umówimy się w teatrze. – odpowiedziała Sabina dopijając kawę.
- Dobra, Sabina my lecimy bo musze kolacje mojemu księciu zrobić i dzieciaki ułożyć.- Wiedźma wypchnęla Sabinę po czym udały się do Zielonek.
Punkt 22 przyjaciółki stawiły się w Otchłani. Tytus była na nocnej zmianie i na widok pięciu lasek aż zagwizdał z wrażenia.
- No no, jakie laseczki. A gdzie się wybieracie?- zapytał patrząc im w głębokie dekolty i nóżki w pończoszkach i szpilkach.
- Mamy misje Tytusku.- odpowiedziała słodko pani dyrektor. Dziewczyny buchnęły śmiechem, bo Sabina nie miała zwyczaju tak mówić.
- Haha. Powodzenia, napiszcie mi smsa jak poszło.- pożegnał dziewczyny,które na parkingu wsiadły do samochodu Sabiny.
Podjechały pod klub, który znajdował się w jednej z bocznych uliczek odchodzących od rynku. Z wnętrza dobiegały rytmy techno, dwie skąpo ubrane kobiety paliły papierosa oparte o kamienice. Koło schodów prowadzących do podziemia stało dwóch drabów. Sabina w czarnej sukience z czerwonym paseczkiem i krwiście czerwonych szpilkach podeszła do mężczyzn.
- Impreza zamknięta. Ma pani zaproszenie?- zadudnił łysy osiłek. Pani dyrektor uśmiechając się karminowymi ustami, podała mu pięć zaproszeń. Drugi zaglądał właśnie w dekolt Marty, śliniąc się lubieżnie.
- Dobrze mogą panie wejść. – łysek zapuścił żurawia w dekolt dyrektorki po czym rozebrał wzrokiem reszte kobiet. Wiedźma popatrzyła na niego jakby miała zaraz zamordowac go łyżką. Chłop zbladł.
W środku muzyka huczała i dudniła tak że nie można było nic powiedzieć. Znalazły stolik, zamówiły drinki po czym zaczęły rozglądać się za Grześkiem. Kolorowy tłum, tańczył właśnie do przeboju Lady Gagi- Poker Face. Butelka tańczył albo może raczej macał wysoką koścista brunetkę w sukience ledwo zakrywającej tyłek. Dekolt owej pani był aż do samego pępka spięty pod biustem rubinową zapinką.
- Zaraz mu jedne!- warknęla Wiedźma, jakiś naćpany reżyser próbował się do niej kleić lecz kopnęła go w krocze.
- Auuuu! Wariatka- zawył trzymając się za przód gaci.
- Boże jak tu gandzią jedzie.- Zena zatkała nos, Sabina dała odpalić papierosa wysokiemu brunetowi z imponującą klatką piersiową. Koszula była na tyle rozpięta że uwidaczniała mocne owłosienie.
- Może się umówimy?- zapytał uwodzicielsko. Marta z Agą patrzyły co pani Dammerig odpowie.
- Skarbie, jesteś za biedny dla mnie. Przecież jestem laureatką Oscara, zarabiam trzy razy tyle co ty i mam dzianego męża.- odpowiedziała nonszalancko.- Poza tym….- zniżyła głos.- Słyszałam że jesteś marny w łożku.
Facet zarumienił się i odszedł pospiesznie.
- Jesteś wredna.-zachichotała Zena, on naprawdę był fajny.
- Taaa ale dupczy wszystko co się rusza.- skomentowała Wiedźma popijając morską bryzę.
- Nie pij tyle bo ciebie będziemy musiały nieść- rozbawiona Aga popatrzyła na librecistkę.
- Dobra pora do akatu.- Sabina podeszła do od tyłu do Grześka. Położyła dłon na jego ramieniu.
- Panie Butla….- mruknęła uwodzicielsko.
- Tak koteczku?- zaczął się odwracać,nie zdąrzył zarejestrować kto do niego idzie gdy ręka dyrektor Dammerig wymierzyła mu potężny cios w szczękę. Głowa aktora, przekręciłą się w lewo. Złapał się za bolące miejsce, uświadamiając sobie kto obok niego stoi. Popatrzył na pięć wkurzonych znajomych. Wiedźma w opiętych jeansach ze świecącym topem w kolorze turkusowym, zmroziła go wzrokiem. Aga w mini i czarnym gorsecie wygladała jakby miała go zabić otwieraczem do piwa. Zena i Marta w kusych kieckach wygladały podobnie. Ale najgorzej wyglądała Sabina – Hyde.
- Au!- zawył – Za co?!
- Jazda do domu! - ryknęla Sabina. - Żona na ciebie czeka!
- Zobaczymy cię jeszcze raz na imprezie to popamiętasz...- dorzuciła Wiedźma
- A ty lafiryndo, rozglądnij się za jakimś kawalerem. Jeszcze raz podejdziesz do niego to cię znajdziemy.- Zena pociągnęla za kłaki modelkę
- Butla zabieraj dupsko, jedziemy do domu!- Aga poszła przodem, kolorowy tłum z zaskoczeniem patrzył na aktora wychodzącego w towarzystwie czterech wsciekłych kobiet.
- To teraz posłuchaj mnie panie książę świata! Co ty do kurwy nędzy robisz? Zastanowiłeś się? Myśliz tylko tym co masz w gaciach! Masz piękną i kochającą żonę a gzisz się z dziwkami po knajpach! - Sabina ryczała na Butelke
- Co wam do tego!- osmielił sie odpowiedzieć Butelka
- Bo ona jest z tobą w ciąży ty łajzo skonczona! Trzymajcie mnie bo mnie nosi!- Wiedźma spurpurowiała.
- W cią... ale jak?
- Butelka, czy mam ci o 2 w nocy opowiedziec jak sie robi dzieci?- zakpiła Zena
- To jest niemożliwe..ja..ja...ja...- jąkał sie Grześ
- Jaja, jaja - burknęła Sabina. - Zasuwaj do domu, biegusiem! A zobaczymy cię jeszcze raz w knajpie na imprezie, to będzie po jajach!
Grzesiek został zapakowany do taryfy z przykazem do taksówkarza, aby sprawdził czy dotarł na górę.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 242

Do domu wemknął się po cichutku, do łożka zaś wsliznął się niczym duch, nie budząc Carmen.
Nastepnego dnia przyjechał do teatru z Carmen.
- Pozwolisz, kochanie, że pójdziemy do gabinetu Sabiny? - zapytał.
- Ale po co? - zdziwiła się doktor Butla.
- Później ci wyjaśnię - rzekł czule. - Dobrze?
Weszli do gabinetu. Sabina siedziała za biurkiem.
- Sabino - rzekł Grzes z namaszczeniem. - Chcę wygłosić oświadczenie, ale muszę sprowadzić niezbędnych świadków. Zabaw moją żonę rozmową, dopóki nie wróce.
Carmen osunęła się na fotel.
- Co wy mu zrobiłyście? Pranie mózgu? Lobotomię? - zapytała oszołomiona. - Od rana jest uprzedzająco grzeczny, pokasował wszystkie fanki i inne cipcie z telefonu i komunikatorów i nawet mi to sam pokazał. A teraz to...
Sabina uśmiechnęła sie nieco diabolicznie.
Tymczasem Grzesio szalał na korytarzu. Wydarl Agę z objeć małżonka i wepchnął do gabinetu, jednoczesnie tlumacząc zawile że potrzebuje swiadków, potem odebral Zenie sprzet fotograficzny i ułożył we wlasnej garderobie, a samą Zenę ulokował u Sabiny. Zapewniwszy zgromadzone panie że zaraz wróci, popedził na dół.
Wiedźma przyszła sobie piechotką pod teatr, Uwe bowiem jeszcze siedział u fryzjera. Przy głównym wejściu stała dziewczyna w czarnym płaszczu i wystającej spod niego bufiastej czarnej spódnicy. W rękach ściskała wielkie tekturowe serce, przebite mieczem, rownież tekturowym, całość elegancko pomalowana farbami.
- Nie wie pani kiedy będzie pan Kubuś? - dziewczę zagadnęło Wiedźmę.
- Nie mam pojęcia kiedy przyjedzie pan draczynski - odparła pisarka lodowato, akcentując nazwisko Jakuba.
- Szkoda... - westchnęła smętnie dziewczyna. - Oooo! Pan Eryś jedzie! Dam mu buzi!
Wiedxma parsknęła w duchu, wchodząc na schody. Obok niej przeleciał w pędzie gigantyczny snop czerwonych róż na dwóch długich męskich nogach.
- Ooo, Wiedxmuś, dobrze że cie widzę! - wydyszał snop glosem Grzesia. - Potrzebna mi jesteś! Chodź!
Zdziwiona popędziła za bukietem. Ten przelecial przez foyer, główne schody i korytarze na piętrze, by zatrzymać sie przed gabinetem dyrektorki.
- Otwórz mi, nie mam ręki.
Wiedźma otworzyła.
- Co ten Grzesio kombinuje... - mówiła Aga.
Zena zamarła z rozdziawionymi ustami.
- Mam halucynacje... - powiedziała. - Wielki bukiet róż usiluje tu wejść. To Wiedźma wczoraj piła, prawda?
Zgromadzone w gabinecie panie spojrzały w slad za nią na drzwi. Gigantyczna wiącha kwiatów próbowała wpasować się w drzwi, ale nie mogła.
- Bokiem Grzesiu, bokiem! - zagrzmiała Wiedźma z korytarza.
Wiącha okręciła się, ukazując spoconego i zdyszanego Butlę. Jakoś dal radę wcisnąć się wraz z kwieciem bokiem. Uklakl przed siedzącą na fotelu Carmen.
- Pragnę ci coś oświadczyć, Carmen! - rzekł. Wiedźma cicho zamknęła drzwi.
- GRzesiu, ale ja cię nie widzę... - powiedziała na poły rozbawiona na poły zszokowana Carmen. - Mam wrazenie że ten snopek do mnie mówi.
Grześ odłożył kwiecie na dywan.
- Pragnę coś oświadczyć! - oznajmił, spoglądając żonie w oczy. - Jestem sakramenckim idiotą!
- To już wiemy... - mruknęła Aga. Zena kopnęła ją w kostkę.
- Niewart jestem żebyś we mnie buty wycierała! - ciągnąl Grzesiek z ogniem. - Jestem kretyn, ladaco, półgłówek i palant! Źle cie traktowałem, a powinienem był na rękach nosić,dziekując Bogu że zechciał sprawić, że taki aniol jak ty zakochał się w takim głupim dupku jak ja! Wybacz mi!
To rzekłszy padł po staropolsku plackiem do jej stóp obejmując je dłońmi.
- Grzesiu... - powiedziała Carmen. - Wstań na litość boską...
- Nie wstanę, dopóki mi nie przebaczysz! - powiedział Grześ w dywan.
- Przebaczam ci - rzekła pani Butla, z iście krolewską godnością. - Wstań!
Grześ poderwał sie na równe nogi.
- Już nie będę! - oznajmił płomiennie, wpychając żonie w objecia ów potworny wiecheć kwiatów. - Żadnych imprez! Żadnego całowania fanek! Przysiegam! I naucze sie zmieniać pieluszki i w ogóle wszystkiego się nauczę!
Porwał na ręce Carmen wraz z kwieciem i zaczął ją całowac.
- Biorę was na świadków! - rzekł, odrywajac się na moment. - Was wszystkie!
- Dobrze, Grzesiu, dobrze - rzekła lagodnie Sabina.
Wiedźma na paluszkach przeszła ku drzwiom i otworzyła je gwałtownie. Skulona przy dziurce od klucza Rzepowa straciła równowagę i wpadła do środka.
- Poleruje pani klamkę trwałą? - spytała librecistka z jadowitą słodyczą.
- Ja tylko... Ja nic... - nadęła sie Wintermina, potrząsajac czerwonofioletowymi lokami.
- Z drogi! - ryknął Grześ, pedząc z zoną na rękach. Przytomna Carmen rzuciła wiąchę różaną Zenie, zanim znaleźli się w drzwiach. Po chwili znikli w garderobie Grześka.
Oszolomiony Uwe stanął w drzwiach.
- Co to było, Grześ oszalał? - zapytał.
- Będzie tatusiem - wyjaśniła uprzejmie Sabina. - Idźcie stąd do diabła, co? Chcialabym popracować.
Zebrani posłusznie wynieśli się na korytarz.
Pani Kroeger spojrzała podejrzliwie na głowę małżonka.
- Co jest? - zapytał z niepokojem. - Cięcie ci się nie podoba?
- Cięcie, kochanie, jest cudne - odparła. - Ale po kiegoś się tak przylizał?
Zmierzwila mu wlosy obiema dłońmi.
- Od razu lepiej - rzekła z ulgą, obejmując Uwe w pasie.
Obrażona Rzepowa sprzątała w sali prób. Po drugiej stronie korytarza Goździkowa podszywała suknię z Triskelionu, której puściły koronki przy mankiecie.
- I widzi pani jakie te ludzie tutaj są - powiedziała Rzepowa, polerując lustro. - Ten cały Butla to wariat. Sama pani widziała co wyprawiał.
- Artyści - mruknęła znacząco Goździkowa. - Oni wszyscy mają nie po kolei w głowie. ale pani to szczęściara, takiego pana Geraldzika znaleźć...
- Pan Geraldzik to jest dobrze wychowany, jak przed wojną! - rzekła Rzepowa z dumą.
Przechodzący korytarzem z torbą na ramieniu i bułą w łapie Oleander zastrzygł uszami.
- Pan Geraldzik? - zajrzal do sali prób. - A kiedy znowu wpadnie, bo mi się żarcie kończy?
- A idźże stąd szkodniku jeden! - mokra szmata w reku Rzepowej zatoczyła łuk i plasnęła Oleandra w ucho. - Będzie mi tu kruszył! Przed chwilą odkurzałam!
- Za cooo?! - zabuczał lzawo Dawid. - Ja tylko glodny jestem!
- No już panie Dawidku, zdenerwowałam się trochę - Rzepowa machnęła uspokajajaco dłonią. - Pan idzie do mojego skladziku, tam w szafce sucha kiełbaska jest.
- Z jałowcem? - nieśmiale iskierki nadziei zapłoneły w oczach Oleandra.
- I z czosneczkiem!
Dawid wepchnąl w gębę połowę buły i popędził na dół.

EineHexe

Rozdział 243

Aktorzy właśnie schodzili ze sceny, Tod pokłonił się i posłał całusa do loży numer 5. Jego małżonka uśmiechnęła się łapiąc go i przyciskając dłon do ust. Jakub wyłonił się ze swojej garderoby zamykając cicho drzwi. Dwie tancerki w charakteryzacji plotkowały o Butelkach, ominął je posyłając im mroczny uśmiech. Dziewczyny zarumieniły się wpatrując się w przystojnego wampira niczym w dzieło sztuki. W foyer tłum napalonych małolat obskakiwał Uwe Kroegera i Grzesia, który łagodnie tłumaczył że nie dostaną buziaka.
- Ale panie Grzesiu ja przyjechałam z Olsztyna!- pisnęła piętnastolatka potrząsając blond kucykiem.
- Bardzo mi przykro, zrobimy sobie zdjęcie i uciekam. Muszę pędzić do rodziny.- uśmiechnął się po czym zaczął pozować. Uwe odłożył bukiet błękitnych róż na kontuar, podpisując zdjęcia i autografy. Jedna fanka prosiła o podpis na książce Triskelion i Nicolae.
- Ależ to nie ja napisałem.- uśmiechnął się artysta.
- Wiem, ale bardzo lubię postać Nicolae. Czy mogłabym poprosić również o podpis pana żony?-zapytała dziewczyna.
- Myślę że podpisze się z przyjemnością. Ewo? Kochanie pani chciała podpis na twoim dziele.- podał małżonce książkę.
Wiedźma podpisała się zamaszyście, po czym oddała uradowanej panience egzemplarz.
- Dziękuję państwu. Jesteście wspaniali i cieszę się z waszego szczęścia.- rozpromieniona jak słoneczko, poszła do szatni.
- I widzisz, to jest porządna fanka. Poprosiła dostała to co chciała i nie musiała się po tobie wiszać jak małpa po lianie.- skomentowała Wiedźma.
- Zazdrośnica.- zaśmiał się Uwe.
Mignął koło nich Janusz Radek w nasuniętej na oczy czapce.
- Dobranoc. I do soboty. Urwanie głowy mam dwa koncerty we Wrocławiu.
- Trzymaj się i do soboty.- odpowiedziała pani Kroeger. Radka zatrzymało jeszcze jakieś dziewczę, po czym mignęła im taksówka na parkingu.
Zaraz za Januszem wyszedł Jakub. Zagłębił się w kręte kazimierzowskie uliczki. Lubił przechodzić przez tą dzielnicę pieszo, gdyż miała ona mroczny klimat. Zamyślony wszedł w tunel pomiedzy kamienicami, przystając na chwilę żeby zasznurować but. Ktoś wyłonił się z mroku.
- Panie Jakubie…kocham pana!- piegowata dziewczyna całkiem naga, nie licząc narzuconego na siebie różowego prochowca stała w wyzywajacej pozie.
- Co pani tu robi?- Jakub odwrócił wzrok,chcąc wyminąć ekshibicjonistkę.
- Fascynuje mnie pan. Jest pan wampirem, chcę żeby pan uwolnił swoje dna. Chce mieć z panem dzieci! –wyrzyknęła żarliwie.
- Wampiry nie uwalniają dna a ja niestety jestem zajęty. Radzę ci mniej zaczytywać się w powieści Meyer bo od tej papki lasuje się mózg. Poszedł dalej wzdrygając się z niesmakiem.
- Będziesz mój!- krzyknęła za nim.- Zobaczysz….zrobię to…-dodała sama do siebie.
Sabina z Martą siedziały w salonie domu Dammerigów.
- Oświadczył mi się!- pokazała piękny szmaragd w otoczeniu brylantów.
- Dałabym rękę sobie uciąć że byliście narzeczonymi.-zaśmiała się Sabina wycierając usmolonego biszkoptem Gabriela.
- Bo byliśmy ale teraz było tak oficjalnie. Padł na kolana i te sprawy.- uśmiechnęła się pani wicedyrektor.
Do pokoju wpadła wylokowana anielska istotka licząca trzy i pół roku. Gabriel na widok brata zamachał pulchnymi nóżkami.
- Mamo! Tata mi obiecał klocki piratów!- Samek wymachiwał rękami pokazując rozmary statku. – Jak będę taki duży jak tata zostane piratem!
- Wczoraj mówiłeś że strażakiem syneczku.- uśmiechnęła się Sabina. Gabriel wyciągnął rączki do cioci Marty. Wzięła małego uśmiechając się do myśli że za kilka miesięcy też będzie trzymać niemowle. Swoje i Aleksa.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 244

Nadszedł dzień ślubu Marty i Aleksa. Pogoda była piękna, lagodne słoneczko świeciło z błękitnego nieba na zgromadzony na przystani na krakowskiej Skałce tłum gości weselnych. Pan młody, diabelnie przystojny w czarnym smokingu wpatrywał się z natężeniem w nurty Wisly. Jej środkiem płynęła ukwiecona barka, z której niosły się damskie głosy, śpiewajace ukraińską pieśń weselną.
- To jest piękne - mruknęła pani Kroeger, zabójcza w błękitnej sukni, do swego równie wytwornego malżonka, lśniącego w słońcu zlotem wlosów.
Barka powoli dobiła do przystani. Druhny w pastelowych sukienkach lekko zbiegły na brzeg, za nimi zaś ukazala sie panna młoda, w bialej powłoczystej sukni w stylu lat dwudziestych. w dłoniach tryzmala białoróżowy bukiet, a podobne kwiaty tkwiły wpięte w jej włosy. Pan młody zamarł z rozdziawionymi ustami. Potem opanował się i podal przyszlej małżonce ramię.
Radosny korowód pomaszerował ku kościołowi.
Śpiewające druhenki szły przodem, potem młodzi, za nimi Butlowie, pełniący rolę drużbów, a na końcu goście. Sabina, w fioletowej sukni w stylu empire, ściskała za lapkę Samuela, odzianego w maly garniturek. Obok w identycnym, tyle że nieco większym garniturze, maszerował Erik, z dumnym uśmiechem na kształtnych ustach spoglądający na żonę i synka. Thomas Borchert, jak zwykle nieziemsko seksowny w perfekcyjnie skrojonym garniturze, prowadził pod rękę swoją żonę w bialozlotej kreacji z koronki i jedwabiu. Za nimi tupali Kroegerowie, Wiedźma co chwilę potykała się na nieistniejących nierównościach, co wymagało oczywiście interwencji męskiego ramienia Uwe. Jakub, mrużąc nieco oczy, bo raziło go słońce, szedł pod ręke z Iwettą, kuszącą w ciemnych czerwieniach.
Piegowata osóbka w czarnym podkoszulku i skórzanych spodniach trącila jednego z paparazzi.
- Kto to jest, ta laska z którą idzie Kubuś? - zapytała.
- To? Jego narzeczona, Iwetta, jakjejtam. Naukowiec, ale ja bym nie powiedział, patrząc na te cycki - fotograf oblizal się obleśnie.
- Narzeczona?! - wykrzyknęła dziewczyna.
- Ta - przytwierdził fotograf. - Te, mała, a jak ty się właściwie nazywasz?
- Jemima - powiedziała automatycznie. - Kubuś jest mój! Zabiję tę zdzirę!
- Wariatka - mruknął paparazzi, wracając do pracy.
Zena i Mate przedefilowali przed nosem fotografów, za nimi Tytus i Wera. Pochód zamykali ochroniarze z firmy Tytusa i Aleksa.
Korowód dotarł do kościoła i skłebił się na schodach. Korzystając z zamieszania Jakub ucalowal Iwettę i dyskretnie zniknął. Kawałek dalej zmaterializowal sie w postaci kawki i przysiadł na pobliskim drzewie. Do kościoła wejść przecież nie mógł.
Wreszcie Aleks i Marta staneli przed oltarzem i złożyli sobie wzajemnie śluby.
- Ogłaszam was mężem i żoną - oznajmił ksiądz.
Za jego plecami pojawił sie na moment Samael z rozłożonymi skrzydłami. Marta uśmiechnęła sie leciutko.
Odwrócili się w stronę nawy głównej. Z chóru rozległy się głosy Agi i Uwe, śpiewajacych w duecie Ave Maria. Nowożeńcy ruszyli ku wyjściu.
Pani Kroeger dostała zeza rozbieżnego usiłując jednocześnie patrzeć na młodych i na swego męża na chórze. Sabina trąciła ją w bok.
- Opanuj się babo - mruknęła. - Możesz sie na niego gapić codziennie, ile chcesz.
Weselisko było huczne, wytańczyli się wszyscy jak trzeba, a Wiedźma, nadużywszy nieco napojów wyskokowych, odśpiewała nawet nowożencom "Rutę miatą" w nienagannej ukraińszczyźnie. Samek za to zyskał miano przystojniaka imprezy i cieszył się wielką sympatią wśród gości.
Nowożency udali się w podróż poślubną do Acapulco, a życie w teatrze wróciło do normy.

EineHexe

Rozdział 245

Jakub obudził się późnym popołudnie. Nagi przeszedł do łazienki i wziął prysznic, po czym nienagannie ubrany zszedł na dół. Iwetta stała przy kuchence gotując posiłek dla siebie i nucąc przy tym piosenkę deszczową. Draczynski bezszelestnie usadowił się przy dębowym stole i obserwował ruch zgrabnych bioder panny Polk, opietych czarną ołówkową spódnicą.
Kobieta poczuła palący wzrok na plecach, odwróciła się do diabelsko uśmiechniętego wampira.
- Już wstałeś?- zapytała podchodząc do niego i stając między jego mocnymi udami. Drobna dłon dotknęła jego lekko zarośniętego policzka w czułej pieszczocie.
- Muszę jechać na próbę a o 19 jest spektakl.- dotknął językiem wnętrza jej dłoni po znaczył pocałunkami palące ślady. Iwetta zadrżała oparta o jego tors, zarzuciła ręce na jego szyję i pocałowała go. Oddał pocałunek z całą pasją, pieszcząc dłonmi jej talię.
- Masz czas?- zapytała odpinając guziki przy jego koszuli.
- Wiesz że potrafię się przemieszczać z dużą szybkością i dla ciebie zawsze mam czas.- odpowiedział biorąc ją na ręce i kładąc na stół. Kochali się szybko i gwałtownie, ciałem dziewczyny poczęły wstrząsać dreszcze. Czuła się jakby jej ciało w ułamku sekundy spopieliło się i zostało porwane przez wiatr. Czuła się wola, jej ciało unosiło się i opadało, niczym kolorowy liść targany podmuchem wiatru. Opadła na ziemię otwierając oczy i spoglądając w granatowobłękitne spojrzenie wampira.
- Kocham cię…- wyszeptał tuląc jej drzące ciało.- Jesteś moja, tylko moja na wieczność.- pocałował ją czule.
Jakaś godzinę później Iwetta stała przy swoim małym czeronym samochodzie.
- Muszę pojechać do biura profesora żeby zabrać dokumentacje,ale po tym przyjadę na spektakl.- pomachała mu i wsiadła do wozu.
Draczynski zamienił się w kawkę, po czym poleciał do teatru.
Spektakl trwał, na scenie Lucyfer wyśpiewywał duet z Archaniołem Rafałem.
Niski głos Erik mieszał się z wysokimi dźwiękami Janusza Radka. To co oboje wyprawiali przeszło najśmielsze pojęcie. Publika patrzyła jak urzeczona. Zza mrocznej granitowej skały powolnymi przesyconymi erotyzmem ruchami wyłonił się Samael. Skąpo ubrane tancerki, wiły się i ocierały o odtwórce diabła, Uwe Kroegera. W koncu na scenę wyszedł Azazel, panie wstrzymały oddech. Co poniektórym wyrwało się stwierdzenie boski tudzież ciacho.
Azazel śpiewał romantyczną pieśń, przysłuchiwał się temu z zazdrością Archanioł Gabriel.
Iwetta zagadana przez profesora spóźniła się na musical. Parking przed teatrem był zastawiony, wiec musiala szukać miejsca w bocznej uliczce. Zaparkowała i zagłębiła się w tunel między dwiema kamienicami. Światło latarni mdłym poblaskiem padało na ten odcinek drogi. Wychodziła właśnie w snop światła gdy przed jej oczami zwizualizowała się twarz łudząco podobna do Batmanowego, Jokera. Blada, wysmarowana krwistą szminką z rozmytymi czarnymi cieniami. Posklejane rudawe włosy niechlujnie spływały na ramiona osoby. Iwetta nie zdąrzyła zareagować, gdy w jej ciało zagłębił się nóż Jokera.
Słyszała bicie własnego serca, ból ogłuszył jej odruchy.
- Suko! Jak śmiałąś go tknąć!- wykrzyczał napastnik lub raczej napastniczka.- Gin przepadnij!- zagłębiła nóż jeszcze parokrotnie w ciele Iwetty. Lecz panna Polk nie czuła już bólu, pierwszy cios okazał się śmiertelny, kolejne zadawane jej niegdyś pięknemu ciału, otwierały tylko rany. Sponiewierane i podziurawione zwłoki ukochanej Jakuba leżały w ciemnym zaułku krakowskiego Kazimierza. Gdzieś na drzewie nieopodal smętnie zahukała sowa.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 246

Spektakl dobiegł końca. Oleander szedł właśnie do domu, skracając sobie drogę boczną uliczką, i zabawiając myślami o tym co zje na kolację, gdy jego oczy zarejestrowaly dziwny ksztalt, lezący w poprzek jezdni. Przez chwilę myślał że to kłąb szmat, ale gdy podszedł bliżej zrozumiał ze było to ludzkie ciało.
Nogi ugięły się pod nim. Przykucnął i ujrzal bladą twarz w świetle ulicznej latarni.
- Pani Iwetto, o rany! - jęknął. - Pani Iwetto! O rany, rany!
Zerwał się i popędził w stronę teatru, wykrzykując bezladne słowa.
Czterej odtwórcy diabelskich ról podpisywali właśnie autografy przy tylnych drzwiach teatru. Nagle Jakub podniósł glowę, nasluchując.
- Ktoś krzyczy - powiedział.
- Nic nie słyszę - Thomas wzruszyl ramionami.
- Czekaj - Uwe zamachał białą dłonią, uśmiechając sie automatycznie do fanki. - Ktoś wrzeszczy, faktycznie.
- Też to słyszę - mruknął Erik.
Twarz Jakuba zbielała. Wepchnął w ręce stojacej obok dziewczyny kartke i długopis i z nadludzką szybkością śmignął w ciemność.
- Pani Iwetta! - wrzasnął Oleander, wpadajac w tłumek pod drzwiami. - Morderstwo! Ratunku!
Fanki rozpierzchły się na wszystkie strony. Sabina i Wiedźma wypadły z teatru.
- Uspokój się człowieku - powiedział Borchert, groźnie i stanowczo. Oleander opanował szczękanie zębami.
- Pani Iwetta, tam leży w za... - zaczął Oleander.
Nieludzkie wycie eksplodowało z ciemności za teatrem.
- No prowadź idioto! - wrzasneła Sabina.
Cała szóstka wpadła do zaułka biegiem i staneła jak wryta. Jakub klęczał w odległości kilku metrów od ciała Iwetty, jego plecy trzęsły się od płaczu.
- Dlaczego ona? - zawyl, wznosząc zalaną łzami twarz. - Dlaczego?!
Gdzieś w oddali rozległ się narastajacy skowyt policyjnej syreny.
Następnego dnia spektakl poszedl w drugiej obsadzie. Zszokowani przyjaciele Jakuba i Iwetty zebrali się w domu Dammerigów.
- Boże, to straszne - jęknęła Zena. - A w dodatku dowiedziałam się że zaginęło jej ciało. Ktoś je ukradł z kostnicy.
Wiedźma zamachala rękami.
- Bez nerwów, to tylko Helsinek. Okropnie nie chciał żeby poddali ją sekcji. Trzyma ją gdzieś tam w swoich lochach, nawet chłodzoną trumnę u Bartonowskiego zamówił. - librecistka złapała się za głowę. - Jezu, ja jeszcze nie mogę uwierzyć ze ona nie żyje...
- Słuchajcie, trzeba coś z Kubą zrobić - powiedziala zasępiona Sabina. - On jest w okropnym stanie.
Wiedźma energicznie pokiwała głową.
- Od wczoraj siedzi w domu i nie wychodzi, chyba że do Helsinka, popatrzeć na... - głos jej się załamał.
- Zagłodzi sie na śmierć - powiedziała Aga. - Musi w końcu kogoś wypić.
- Mam pomysł - powiedziała Sabina. - Jeśli za dwa dni nie wyjdzie i nie wypije, robimy ściepę. Każdy pójdzie do profesorka i da sobie utoczyć krwi, a ja mu zaniosę. I niech peknę jesli go nie przekonam żeby wypił!
Chór głosów poparcia rozbrzmiał w salonie.
- Ale zaraz, wiadomo kto ją zabil? - głos Uwe wzniósł się ponad gwar.
Wiedźma parsknęła przeciągle.
- Śledztwo prowadzi komisarz Śledź - rzekła Zena z jadowitą słodyczą. - Nie licz na jakikolwiek sensowny rezultat.
- Śledź? - zdziwił się Erik. - To czemu ten cały Lampert do ciebie wydzwania, Sabciu?
- Bo na nią leci - wyrwało się Wiedźmie.
Thomas oglądał w zamyśleniu własne palce.
- Tylko ja proszę - rzekł swoim przyjemnym niskim glosem. - Niech Tytus wzmoże czujność. A nuż ten psychol wciąż się kręci w pobliżu...
- Popieram - powiedział Uwe. - I żadnego łażenia samopas po zaułkach, moje panie - popatrzyl znacząco na żonę.
- Drodzy panowie - rzekla Aga z naciskiem - Wy też sobie wybijcie to z łebków. Kozakować proszę tylko na scenie.
- Dobra - Sabina trzepnęła się dłonią w udo. - To ustalone. Jutro spotykamy się u Helsinka, żegnamy Iwettę i umawiamy się na pobieranie krwi.
- Szkoda jej - szepnęła Zena, patrząc w okno.

EineHexe

Rozdział 247

Pracownicy i artyści Otchłani a zarazem przyjaciele Iwetty zebrali się by ją pożegnać.
Dziewczyna leżała w oszklonej trumnie, blada w białej sukience w morzu czerwonych róż.
Kobiety płakały wsparte na ramionach swych mężczyzn, Helsinek również nie krył swych łez. Jakub stał nad trumną wpatrując się w ukochaną pograżoną w wiecznym śnie. Jego umysł nie dopuszczał myśli, że ona już nie wróci. Jej ciało nie połączy się z jego ciałem i nigdy już jej nie powie jak bardzo ją kocha. Po skończonej ceremonii, wszyscy rozjechali się do domów. Jakub poleciał do swojego, kładac się bezpośrednio do łożka. Pod powiekami niczym sceny z filmu przelatywały mu wspomnienia chwil z Iwettą. Płakał gorzkimi łzami, klnąc okrutny los.
Sabina zajechała przed dom Draczynskiego z krwią uroczoną jej małżonkowi, Erikowi. Zero RH-, rzadko spotykana, pomyślała pani Dammerig. Drzwi wejściowe nie były zamknięte, w środku panowały ciemności. Wspieła się na schody, kierując się do sypialni pana domu. Jakub leżał na szerokim łożu, tepo wpatrując się w sufit.
- Jakub…mam dla ciebie krew.- zaczęła, podchodząc do łóżka i przysiadując na skraju. – Profesor utoczył Erikowi.
- Zostaw mnie samego!- odpowiedział wampir nie patrzac na przyjaciółkę.- Nie będę pił, chcę umrzeć!
- Przypominam ci że nie żyjesz.- syknęła Sabina podając mu woreczek z czerwona cieczą.- Masz to wypić!- rozkazała mierząc go wzrokiem. Jakub podniósł się z gracją kota, zabrał worek i cisnął o ścianę. Krew, Erika rozlała się po ścianie, tworząc szkarłatny wzór.
- Zabieraj się!-ryknął
- Bo co?! Ugryziesz mnie? Przecież nie chcesz pić!- odpowiedziała cynicznie, nie zrażona jego wrzaskami. Wypadła z pokoju biegnąc do kuchni, porwała z szuflady nóż.
- Sukinsynu, nie chcesz pić krwi z worka? To posilisz się tym.- jednym cięciem rozcieła sobie żyłę na nadgarstku. Szkarłatna ciecz zalała jej dłoń, kropelki znaczyły ślad na pościeli. Nozdrza wampira zadrgały, oczy zaświeciły się i w jednej sekundzie wpił się w dłon Sabiny. Ssał i ssał zaspokajając potrzebę. Pani Dammerig osłabła, Jakob widząc że wypił za dużo, przestał. Popatrzył w oczy pani dyrektor.
- Dziękuję ci!- powiedział.- Jesteś moją najlepsza przyjaciółką,ale ja muszę z tym skonczyć.
- Jesteś nam potrzebny Draku.- powiedziała używając zdrobnienia z czasu pobytu w Biskupiej Dolince.
- Nie Damiś, dasz sobie rade. – uśmiechnął się na sekundę, wymawiając wymyslone przez niego zdrobnienie, tak znienawidzone przez Sabinę. – Jej już nie ma…- rozkleił się wypłakując się na przyjacielskim ramieniu.
- To minie…- pocieszała go niczym siostra.- Będzie dobrze, czas leczy rany.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

I... Iwetta nie żyje? Cholera! Tak mi szkoda Draczyńskiego... A to wszystko przez tę sukę, jakąś pseudofankę. Mam nadzieję, że Kuba ją znajdzie i zabije. I tyle.

Yvette

C... Co!?
Puście mnie do niej, puście! <Basanti podwija rękawy i startuje do rudej suki> Oj... Wydrapie jej oczy! Zamorduję! W najokrutniejszy sposób! Wariatka, suka, zdzira, psychopatka...!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mi też szkoda Kuby... Mam nadzieję, że wyjdzie z doła (?)...

ocenił(a) film na 9
adsadafwe

Zamordujemy ją razem. Co dwie głowy to nie jedna, zawsze możemy sobie później alibi wymyslić wspólne...

Yvette

A tam, z alibi nie będzie problemu : ). A pan Draczyński zapewne nam pomoże... (chociaż dużo nie będzie miał do roboty, bo hm... dwie rozwścieczone kobiety są dużo gorsze od stada wampirów <uśmiecha się szatańsko>). Tak czy inaczej jadę już do wujka zahabać mu karabin maszynowy, kilka granatów i takie tam:P.

adsadafwe

Matko...brakuje tylko płyt chodnikowych...i okrzyków Śmierć za śmierć! :P:D Spokojnie dziewczyny :P

adsadafwe

Matko Bosko Kochano! Brakuje tylko płyt chodnikowych i okrzyków śmierć za śmierć! Spokojnie dziewczyny ;)

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Jak mogę być spokojna jak... Umarłam. Przez taką sukę i jej chorą obsesję! A tak mi się fajnie czytało fragmenty z Iwettą i Kubą...

ocenił(a) film na 9
Yvette

Niech martwi nie tracą nadziei ;>

ocenił(a) film na 9
Yvette

Niech martwi nie tracą nadziei :>

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Nadzieja umiera ostatnia! Nawet po ludziach... Dobra, nie traćmy nadziei! (nuci pod nosem "Pokonamy fale...") OK, martwi zawsze mają dużo nadziei...

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 248

- On całkiem oszalał, pani Goździkowa - Rzepowa wyjęła z torby owinięty w gazety garnek. - Siedzi w domu i nikogo nie chce widziec, na siłę go ponoć karmią.
Wstawiła garnek do szafki i zamknęła drzwiczki.
- Ale taka tragedia, pani Rzepowa, taka tragedia... - szwaczka załamała ręce. - Taka młoda dziewczyna...
- Ja już prosiłam pana Geraldzika żeby mnie odbierał z pracy, bo sama to się teraz boję - powiedziała Rzepowa. - Jakby pan Dawidek był głodny, to tam w garnuszku flaczki są dla niego. Ale on, bidulek, całkiem teraz apetyt stracił...
Wzięła mopa, wiaderko i wyszła, wzdychając.
W korytarzu minęła Tytusa z jakiś obcym mężczyzną, dużym, czarnobrodym i z opaską z bandany na głowie, dziwnie kontrastującą z nienaganym czarnym garniturem. Rzepowa patrzyła za nimi, gdy wchodzili do gabinetu dyrektorki.
- Sabina, poznaj mojego nowego pracownika - rzekł Tytus. - To Dominik Paciorkowski.
Paciorkowski i dyrektorka uścisnęli sobie dłonie.
- Aleks jest na urlopie, zakłada rodzinę, pomyślałem więc że przyda nam się dodatkowy człowiek, zwłaszcza teraz.
- Miło mi poznać, panie Paciorkowski - rzekła Sabina z roztargnieniem.
- Mnie również - odparł uprzejmie.
- No dobra, stary - Tytus klepnął go w ramię. - Koniec uprzejmości, czas do roboty. Dzisiaj obejmujesz wachtę przy wyjściu dla artystów.
Pan Paciorkowski stanął więc przy tylnym wyjściu, z miną wielce bojową. Grzecznie witał wchodzących artystów. Wlaśnie kłaniał się Uwe i jego żonie, gdy coś różowego smyrgnęło mu pod ramieniem. Bez namysłu zlapał to coś, zanim zdążyło się oddalić.
- Puszczaj! - wrzasnęła Jemima.
- Nie pracujesz tutaj - powiedział Dominik, przyjmując bardzo groźną postawę. - Identyfikator masz? Albo przepustkę prasową?
- Nnnie...
- No to przykro mi, ale nie wejdziesz.
- Ale ja muszę! Do pana Kubusia mojego! - Jemima tupnęła nogą.
- Hana Jahuba nhe ma - wyjaśnił wchodzący do teatru Oleander. Właśnie zapychał sobie dziób ogromną drożdżówką. - Ne whadomo hedy whhhóci.
- Ojej! - zmartwiła się dziewczyna. - Dlaczego?
Dawid przełknął.
- Jego narzeczoną ktoś zamordował. Biedak się nie może otrząsnąć.
- Dobra, dobra - przerwał Dominik. - Pan niech wchodzi, a ty mała znikaj. I żebym cię tu więcej nie widział.
Jemima popatrzyła na jedzącego zachłannie Oleandra. W głowie rysowal jej się pewien plan.
Oleander kończył wlaśnie flaczki, kiedy zakradła się do kanciapy.
- Pssst! Pssst! - syknęła konspiracyjnie. - Mam coś dla ciebie!
- Huh? - zapytał inteligentnie.
Wielka torba pierniczków nadziewanych, w czekoladzie, wyłoniła się spod różowego płaszcza.
- Będą wszystkie twoje - powiedziała Jemima. - Jak mi powiesz gdzie pan Kubuś mieszka.
Oleander oblizał się nerwowo, wpatrując się w pierniczki.
- No nie wiem - miauknął niepewnie. - Chyba mi nie wolno...
Torba znikneła pod płaszczem.
- Nie to nie, sama zeżrę.
- Po...poczekaj! - w oczach Dawida zalśniły łzy. - Powiem, wszystko powiem, tylko daj mi pierniczki!
Jemima wyjęła torbę spod płaszcza i zakołysala nią Oleandrowi przed nosem.
- No..?
Pospiesznie, jąkając się z przejecia, podał jej adres Draczynskiego.
- Dobry piesek - mruknęła Jemima, rzucając mu torbę. - Masz.
Rozszarpał torbę i wepchnął kilka ciastek naraz do ust.
Wiedźma wyszła z garderoby męża, dyskretnie ścierając z policzka ślad szminki. Stojący na korytarzu ochroniarz uśmiechnął się pod wąsem.
- Cześć Ewcia - rzucił Thomas Borchert, otwierając drzwi swojej garderoby. - Nie wiesz jak tam Kuba?
- Źle - odparła librecistka zwięźle. - Nie poznałbyś go, gdybyś go zobaczył, tak się postarzał.
Thomas pokręcił głową.
- Koszmarne - mruknął. - Współczuję mu.
- Ta... - mruknęła Wiedźma. - Biedny Kuba.
Coś upadlo z brzękiem w jednej z garderób.
- To u Draczyńskiego - zdziwil się Thomas. - Rzepowa..?
- Co by tam miała robić Rzepowa, skoro Kuba nie gra? - zdziwiła się z kolei Wiedźma. Popatrzyli na siebie.
Thomas ostrożnie otworzył drzwi opatrzone napisem "Draczyński". Przy toaletce stała Jemima i grzebała w szufladzie.
- Aha! - Wiedźma ujęła się pod boki.
- Ja tylko... ja chciałam... myślałam że pocieszę pana Kubusia po smierci tej jego glupiej narzeczonej i... i chcialam się dowiedziec co on lubi!
Thomas prychnął przez zęby. Wiedźma zagotowala się jak czajnik na ogniu.
- Jesteś bezczelnym, głupim dziewuszyskiem! - oznajmiła, chwytając Jemimę za ucho. - Idziemy stąd.
Pociągneła ją za ucho na korytarz, i dalej, do wyjścia, co wyglądało dość komicznie bo Jemima była sporo od pani Kroeger wyższa.
Thomas spojrzał na ochroniarza przenikliwym wzrokiem.
- Jak ona tam weszła pod twoim nosem? - zapytał.
Ochroniarz zczerwienial, potem zbladł.
- Nie wiem... - powiedzial słabo.
- Powiem twojemu szefowi jaki jestes czujny na służbie - rzekł Borchert sarkastycznie.
Tymczasem Wiedźma dowlokła Jemimę za ucho do wyjścia.
- Ona nie ma tu prawa wstępu! - oznajmila Dominikowi. - Żadnym wejściem! Zrozumiano?
Dominik starannie stłumił w sobie naglą chęć trzaśnięcia obcasami i zasalutowania.
- Tak jest! - odpowiedział.

EineHexe

Rozdział 249

Jakub siedział na łóżku, smętnie dopijając krew którą poprzedniego dnia przyniosła Sabina. Przychodziła codziennie od tygodnia zawsze po przedstawieniu. Pił żeby nie sprawić przykrości zarówno jej jak i reszcie przyjaciół. Zwlókł się z łóżka i boso przeszedł do piwnicy, chociaż nie robił tego od co najmniej setki lat dzisiaj miał ochotę upić się alkoholem.
Czarny samochód pani dyrektor zajechał pod dom Draczyńskiego. Drzwi uchyliły się i kobieta przeszła do ciemnego holu, z salonu dochodziły dźwięki kroków. Figurka z alabastru, która stała na gzymsie kominka runęła rozsypując się na części.
- Jakub?- zapytała Sabina, wchodząc do pomieszczenia. Nagle zza fotela wyleciało coś wysokiego wprost w zdumioną dyrektorkę. W ostatniej chwili zdążyła się uchylić, księżyc wpadający przez wykusz okienny oświetlił nóż w ręce napastniczki. Ryknęła przeraźliwie i niczym wściekły byk szarżowała na swoją ofiarę.
- Zniszczyłam tamtą, znalazła się następna?!- ostrze noża zalśniło. Sabina mając w pamięci ból ciosów zadawanych przez szalonego Sandora, zdążyła zareagować i złapać za nadgarstek kobiety.
- Oszalałaś!- krzyknęła próbując wytrącić nóż z ręki Jemimy.
- Nie! Nie oszalała, chce mieć Jakuba dla siebie!- jasnoniebieskie złe oczy zmierzyły panią Dammerig.
- To ty! Ty zabiłaś Iwettę!
- Hahaha! Pewnie że ja i ciebie też podziurawię jak sitko!- wytrąciła rękę z uścisku rywalki i odsunęła się kilka kroków dalej.
- Odłóż ten nóż. Jakub dowie się że to ty. Będziesz miała kłopoty z policją.- Sabina poczęła odsuwać się w stronę kominka. Jemima szła w jej stronę, nóż lśnił w promieniach księżyca. Kobieta została przyparta do gzymsu, lewą ręką wymacała sztylet, który Jakub kupił sobie we Włoszech. Jemima wykonała ostateczny ruch, gdy poczuła nóż zagłębiony w swoim brzuchu. Jej oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, po czym upadła na ziemię brocząc krwią.
Draczński raczył się właśnie dwudziestoletnią brandy, gdy usłyszał trzask na dole. Zszedł po schodach, kierując się ku salonowi. Klasnął w dłonie zapalając kinkiety na ścianie i kryształowy żyrandol na suficie. Sabina pochylała się nad zakrwawioną kobietą w której wampir rozpoznał swoją fankę.
- Sabina, co się stało?- podbiegł do przyjaciółki, która trzęsła się niczym liść osiki.
- Ja…zabiłam! Zabiłam ją!- dyrektorka blada jak papier z rozszerzonymi z przerażenia oczami, nieskładnie relacjonowała przebieg wydarzeń.
- Rzuciła się na ciebie, uspokój się! To było w obronie własnej.- próbował jej wyjaśnić, ta jednak nie dała się przekonać.
- Krew, ja muszę to zmyć. Jestem morderczynią….zabiłam, ja ją zabiłam.- rozpłakała się nad zwłokami.- To ona Jakubie! Ona zabiła Iwettę!
Oczy wampira zaświeciły w półmroku, spojrzał z pogardą na martwą kobiete, po czym zaprowadził przyjaciółkę do łazienki. Pomógł wyszorować jej ręce, wsadził do jej własnego samochodu i odwiózł do Zielonek. Zaparkował pod domem.
- Sabina, pamiętaj! Nic nie wiesz, nie znałaś jej! Nic nie widziałaś.- oświadczył z mocą.
- Ale….ja…..- jąkała się.
- Weź się w garść. To było w obronie własnej. O nic się nie martw.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 250

Zajechał do domu i chwycił za komórkę.
- Wiedźma, mamy problem. Chodzi o Sabinę - powiedział. - Przyjeżdżaj natychmiast. Uwe powiedz że źle się czuję, czy coś. Kryzys mam i usiłuję się wykąpać w wodzie swięconej.
Rozłączył się i przystąpił do sprzątania. Pozbierał starannie szczątki figurynki i wyrzucił do śmieci. Pani Kroeger przyjechała w rekordowym tempie, choć bluzkę miala krzywo zapiętą a włosy potargane i związane w niechlujny koński ogon. Na widok zwłok na srodku pokoju zrobiła się zielonkawa.
- Rany... To ty ją...
- Nie, choć chciałbym - rzekł Jakub. - To morderczyni Iwetty. Jakoś włamała się tutaj i rzuciła się na Sabinę.
Wiedźma, opanowawszy szok, przyjrzala się twarzy nieboszczki.
- Wyrzuciłam ją dzisiaj z twojej garderoby! - wykrzyknęła. - Grzebała po szufladach!
- Musimy się jej pozbyć - powiedział Jakub. - Albo wsadzą Sabinę.
- A nas za wspóludział oraz zacieranie - mrukneła Wiedźma. - Czekaj! Mam myśl!
Wywlekła z torebki telefon.
- Franuś? Tak, to ja. Mowileś coś o jakichś doświadczeniach na zwłokach? Mam tu jedne, świeżutkie! Tak, bierz Hajduczka i przyjeżdzajcie! Natychmiast!
Zamknęła aparat.
- I pozamiatane - powiedziała. - Panowie ją zabiorą i nikomu nie pisną ani słowa.
Jakub uniósł brew.
- To może ją zapakujemy, co?
Przyniosl z kuchni worki na śmieci i szeroką taśmę klejącą. Owinęli Jemimę elegancko i przenieśli w kąt. Potem wyszorowali podłogę, obficie lejąc wybielaczem, bo Wiedźma pamiętała z CSI że to niszczy DNA.
Jakub wpuścił panów naukowców. Frank N. Furter wszedl do salonu, kręcąc biodrami, opiętymi białym fartuchem. Za nim pojawił się Hajduk, w koszuli w prążki, jak zwykle niedopiętej.
- To jest nasza pacjentka? - zapytał wskazując tłumok z folii lezący w kącie.
- Tak, Hajduczku. Należy do was.
Frank zarzucil sobie foliowy tobół na ramię, puścił oczko do Jakuba i wyszedł.
- Nożyk tez weźmiemy - rzekl szarmancko Hajduk, podnosząc krwawy sztylet.
- Milo z waszej strony chłopcy - odparla Wiedźma. - Dobrej zabawy!
- To nie zabawa! - Hajduk uroczystym gestem położyl dloń na kudłatej piersi. - To nauka!
- No dobra - powiedziała Wiedźma, gdy drzwi się za nimi zamknęły. - To mamy z głowy. Co teraz?
- Teraz idziemy spać, a potem pilnujemy Sabiny i pilnujemy żeby policja przypadkiem nie zbliżyla się zbyt do prawdy - odparł Jakub.
Wiedźma z ulgą wróciła do domu, wyszorowala się i wpełzła do małżeńskiego łoża, wtulając sie w ciepłe ciało Uwe.
Następne dwa dni przeminęły we względnym spokoju. Sabina odzyskała jaką taką równowagę, natomiast konieczność chronienia przyjaciółki wybila z dna depresji Jakuba, który zacząl normalnie jadać i wrócił do dawnego wyglądu. Trzeciego dnia jednak w teatrze zjawiła się policja. Superoficjalny komisarz Śledź wkroczył do gabinetu Sabiny.
- Sabina Dammerig? - zapytał. - Aresztuję panią za morderstwo Jemimy Sims.
Sabina pobladła jak giezło.
- Mamy świadka który widział jak pani ją zasztyletowała na nieużytkach pod Krakowem - Śledź wyciągnął kajdanki. - Drażniła panią, prawda? Podrywala pani męża i zabiła ją pani z zazdrości!
Skutą Sabinę wyprowadzono z teatru. Marta drżącymi dlońmi wybrała numer do mecenasa Korzeckiego.

EineHexe

Rozdział 251

Sabina została przewieziona na komisariat i zamknięta w celi. Jako persona znana w kraju nie musiała siedzieć z dwiema prostytutkami. Śledź dumny że w końcu udało mu się przymknąć nie lubiana przez siebie dyrektorkę zajadał się pizzą. Do jego gabinetu wszedł podkomisarz Adam Lampert.
- Lampert, każ przyprowadzić Dammerig do pokoju przesłuchań i przepytaj ją. – mlasnął popijając czarna jak noc kawą.- Wiem że nie jesteś jej obojętny…- zaczął
- Dobrze panie komisarzu. – Adam kazał posterunkowemu przyprowadzić Sabinę.
Dyrektorka zasiadła na krześle naprzeciwko podkomisarza. Lampert rozkochanym wzrokiem patrzył na podpuchnięte z niewyspania zielone oczy. Kobieta spędziła całą noc na komisariacie, jej małżonek zrobił potężną awanturę.
- Sabino, dla swojego dobra musisz opowiedzieć w jakich okolicznościach i dlaczego zabiłaś Jemimę Sims. Jakie były twoje motywy.
- Po pierwsze nie jestem z panem na ty! A po drugie, powiedziałam że nie powiem nic dopóki nie skontaktuje się ze swoim adwokatem.
- Mecenas Korzecki chce się z panią spotkać.- oświadczył Lampert.- Gdybyś była milsza….
- To co? Wypuścisz mnie? Dlaczego nie przesłuchuje mnie Śledź? Dobrze pan wie panie Lampert że mój mąż nie jest zadowolony że pan zbliża się do mnie.
- Pani mąż nie może nic zrobić! Został usunięty z komisariatu.- Lampert zatryumfował. Pani dyrektor popatrzyła na niego złym wzrokiem po czym oświadczyła.
- Nie będę z panem rozmawiać, żądam kogoś innego!
- Możesz pomarzyć Sabinko. Śledź nie przepada za tobą a ja byłbym skłonny zrobić dla ciebie wiele. Gdybyś tylko, była dla mnie bardziej przychylna.- okrążył stół i złapał ją w ramiona.
- Choćbym miała zgnić w pace, nie będę twoja Lampert! Nigdy!

Erik siedział w kawiarni razem z Wiedźma, Mart a i mecenasem Korzeckim. Po chwili w restauracji pokwil się również Jakub.
- Sprawa będzie trudna. Na razie muszę spotkać się z panią Sabiną.- oświadczył Korzecki.
- Ona nie może tam siedzieć! Przecież to jest absurd! Dlaczego miałaby mordować tą dziewczynę?- zdenerwowany Erik popatrzył z ledwie tłumiona złością na adwokata. Wiedźma wymieniła spojrzenie z Jakubem.
- Policja ma świadka niejaką Aldonę Kaczkę.
- Cholera niech ma nawet gąsiora! Ona musi wrócić do domu. Boże!- Erik wybuchnął chowając twarz w dłoniach.
- Spokojnie.- powiedziała Marta, Aleks ma znajomego na komisariacie. Powiedział że dzięki Lampertowi ma osobna cele.
- Lampertowi?- zasyczał Erik.- Niech spróbuje ją tknąć!
- Uspokój się Dammerig. To nie czas na scenę zazdrości. Co z dziećmi?- zapytała pani Kroeger.
- Samek płacze za mamą, Gabrysiowi wychodzą ząbki i płakał całą noc. Teściowa przyjechała i jest z nimi.
- Oby nie zaszczyciła Śledzia swoją obecnością bo gotowa zrobić piekło na komisariacie.- Marta się przeżegnała.

Wintermina z Goździkową popijała melise w kanciapie. Oleander wsuwał bułkę z salcesonem, krusząc dookoła.
- I widzi pani, moja droga? Dyrektorkę w końcu Pan Bóg pokarał. – powiedziała Rzepowa, z lekką nutą tryumfu.
- Pan Bóg nie rychliwy ale sprawiedliwy. To cała prawda.- odpowiedziała krawcowa.
- Ale ta zabita, zabiła panią Iwettę.- Oleander stanął w obronie dyrektorki.
- Panie Dawidku pan broni dyrektorki?!- Rzepowa nadęła się ze złości. – Toż to grzesznica, cały dekalog łamie. Kochanków ma, nieślubne dziecko ukrywała tyle lat!
- Sodoma i Gomora!- dodała Goździkoa.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

W laboratorium doktora Żekilskiego praca wrzała.
- I'm just a sweet trrransvestite... - nucił Furter w zielonym stroju chirurga, przygotowując narzedzia. - Hajduś, ostrzygłes ją już?
- Taa - mruknął Hajduk, zmiatając włosy z podłogi. - Szkoda włosów, fajne miała.
- Odrosną - odparl beztrosko Furter. - A na razie dostanie peruczkę. Leć się przebrać i zaczynamy.
Hajduk wyszedł do szatni, a Furter jął studiowac etykietę na słoju z nierdzewnej stali chirurgicznej..
- Łagodna, taaak. O to chodziło - zamruczał. - Haaajduuuś? - powiedział do interkomu. - Czy ty wiesz że Dammerigową aresztowali?
- Wiem - odparł zwięźle Hajduk. - Za naszą pacjentkę.
- Nie sądzisz, skarbie że powinniśmy jej pomóc? Miła kobietka, ma seksapil... - rozmarzyl się Furter, wydymając pociągnięte ciemnoczerwoną szminką usta.
- Franuś, kochanie - głos Hajduka ociekal sarkazmem. - Nazwij mnie jeszcze raz skarbem to urwę ci jaja i zjem je w potrawce. A wiesz że mogę.
- Przepraszam - odparł nieco pobladły Furter. - To co z nią?
- No ma seksapil - mruknął Hajduk, nisko i zmysłowo, wyłaniając się z szatni. - Szkoda byłoby takie oczy i cycuszki za kraty... Możemy pomóc.
Furter z szerokim uśmiechem podał mu skalpel.
- Zaczynaj skar... Hajduś.
Asystent Żekilskiego wykonał cięcie na głowie Jemimy.
Policja dokonała rewizji w domu Dammerigów, rekwirując buty Sabiny. Sędzia Hanna Martyna Wiesiołkowska zadecydowała że pani Dammerig pozostanie w areszcie, z uwagi na groźby matactwa. Jak Sabina mialaby mataczyć, tego sędzia nie wyjaśniła, zbyt była zajęta pochłanianiem wzrokiem Erika.
Furter otworzył słój i wyjął z niego mózg, ociekający czerwonym płynem konserwującym.
- I've been making a woman, with a red hair and the tan - zanucił, wkładając mózg do opróżnionej czaszki pacjentki. - Dobra, Hajduś, ceruj te dziury po nożu. Ja sie zajmę resztą.
Wlał do czaszki nieco płynu wspomagającego regenerację połączeń nerwowych i przystapił do zaszywania i sklejania głowy. Po chwili Jemima była prawie jak nowa, jesli nie liczyć kilku szwów.
Początek procesu okazał się niekorzystny dla Sabiny. Aldona Kaczka, wysoka, chuda i pryszczata, zeznała szlochając że widziała jak oskarzona osobiście i własnoręcznie morduje Jemimę Sims, a potem wrzuca jej zwłoki do pobliskiego starorzecza Wisły.
Mecenas Korzecki usiłował wykazać że Aldona KAczka jest osóbką klamliwą ze skłonnością do mitomanii, jednak większość jego dowodów zostało odrzuconych przez sąd.
- Pięknie - Wiedźma syknęła kątem ust do męża. - Ta bździągwa już ja osądziła.
- A nie widzisz jak ślini się do Erika? - odsyczal Uwe. - Przysiągłbym, że te akta na stole przemiękły już z kretesem.
- Cisza! - sędzia Wiesiołkowska spojrzała groźnie spod tlenionej grzywki. - Bo każę opróżnić salę!
- Oskarżenie pragnie przedstawić kolejny dowód rzeczowy - rzekł prokurator Bawełna. - Buty Sabiny Dammerig, na których znaleziono krew. Krew, należącą do Jemimy Sims!
Wiedźma jęknęła cicho.
Kolejny dzień procesu dobiegł końca. Policja odwiozła oskarżoną do aresztu, publiczność powoli wychodziła z sali, oskarżyciel i obrońca pakowali do teczek papiery. Znękany Erik pojechał do domu. Samek i Gabryś, pod komendą pani D**** jedli kolację. Dammerig pomógl potem położyć ich spać a sam zamknął się w swojej sypialni, wymawiając sie bólem głowy. Rzucił się na łóżko, wdychając delikatny zapach perfumów Sabiny.
W tym momencie zadzwoniła jego komórka.
- Pan Dammerig? - zapytała sędzia Wiesiołkowska. - Jeśli nie chce pan aby pana żona dostała długi wyrok, proszę się ze mną spotkać.
Podała mu adres w centrum i rozłączyła się. Erik patrzył na słuchawkę przez chwilę nie rozumiejąc, potem poderwał się energicznie i zbiegł na dól chwytając po drodze kluczyki.
Sędzia otworzyła mu odziana w zwiewny różowy peniuar , różową koszulkę nocną na ramiączkach i klapki na wysokim obcasie, zdobne w puszek marabuta.
- Niech pan wejdzie - powiedziała, od niechcenia naciągając peniuar na kościste ramię z którego się ześliznął.
Wprowadziła go do salonu i posadziła obok siebie na czerwonej pluszowej kanapie.
- Drinka? - zapytała uwodzicielsko.
- Czego pani ode mnie chce? - zapytał szorstko Erik.
- Och, niewiele - rzekła, gladząc jego udo. - Kilku namiętnych nocy. Mam swoje potrzeby, chlopcze...
Erik spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Pani mi proponuje...
- Jacy ci mężczyźni niedomyślni - oparła się teraz o jego nogę całym cialem. - Przeleć mnie kilka razy, ogierze, a twoja żoneczka wyjdzie z sądu czysta i pachnąca jak lilia.
Dammeriga zatkało.
- Och, wiem że to trudna decyzja... dlatego masz czas do końca procesu. Jesli dzien przed ogłoszeniem wyroku nie weźmiesz mnie na swój róg - sięgnęła do krocza Erika, ten jednak uprzedził ją, chwytając jej dłoń. - Twoja żona zgnije w więzieniu.

EineHexe

Rozdział 253

Sabina siedziała w celi trzymając w ręku fotografie zrobioną zaraz po powrocie z Włoch.
Siedzieli z Erikiem na kanapie w salonie tuląc się do siebie, na jej kolanach siedział uśmiechnięty Samek a na Erika Gabryś z jednym ząbkiem. Uśmiechnęła się na wspomnienie tej rodzinnej sesji. Nagle niczym błyskawica, rozbłysła w jej głowie myśl, że może już nigdy z nimi nie będzie. Poczuła pod powiekami palące łzy, nie powstrzymując ich gorzko zapłakała. Przechodzący obok celi Śledź uśmiechnął się cynicznie.
- Proszę, proszę! Dumna pani Dammerig okazała się zwykłą morderczynią.- kpił.- Posiedzi pani za to minimum dwadzieścia pięć lat. Wielka dama!- poszedł dalej, pogwizdując cicho melodyjke ze Stawki większej niż życie.
Erik siedział w gabinecie Sabiny, przygarbiony bez chęci do życia. Gabryś znowu płakał w nocy a Samek jak tylko się obudził pytał o mamę. W przerwach między utulaniem Gabriela prześladowała go propozycja Wiesiołowskiej. Wzdrygnął się na myśl ze miałby tą kościstą ropuchę wziaść do łóżka. Z drugiej jednak strony, kochał Sabinę i nie przeżyłby jakby miała zostać skazana.
- Co ja mam zrobić?- zapytał sam siebie patrząc w zdjęcie Sabiny i dzieci.
Do gabinetu weszła Wiedźma, od kilku dni chodziła mocno rozdrażniona. Nawet Uwe chował się po kątach w obawie przed piorunującym wzrokiem małżonki.
- Erik musisz coś wiedzieć! – powiedziała od progu, rozsiadając się naprzeciwko biurka.
- Słucham?
- Sabina faktycznie zabiła Jemimę Sims…- zaczęła.- Przyszła do Jakuba i ta wariatka ją napadła, to było w obronie własnej.
- Co ze zwłokami?- zapytał zimno, czuł że atak furii zaraz nastąpi.- Gdzie są te cholerne zwłoki?
- Mają je Furter i Hajduk. Musieliśmy coś z nimi zrobić.- odpowiedziała, patrząc na rozłoszczonego byłego upiora.
- Cholera jasna ale jak ją za to skarzą?! Pomyśleliście o tym?!- ryknął
- Kurwa, Dammerig! Nie nasza wina że ta gówniara kłamie! Poza tym ta suka co prowadzi sprawę chce cię przelecieć!- Wiedźma ryknęła równie głośno co Erik.
- Nie przypominaj mi o niej…- mruknął
- A co? Dostałeś propozycje?- zapytała podejrzliwie. Dammerig odwrócił wzrok.
- Na miłość boską człowieku! Mów!
- Tak! Dostałem, jak ją zerżne to moja żona będzie czysta. Mam czas do jutra!- z furgotem odsunął krzesło i podszedł do barku nalać sobie whisky.
- To suka skorumpowana! Ja jej dam….- mruczała Wiedźma, wściekła jak osa.- Nie waż się spełniać jej zachcianki. Dzwonię po Zimińskiego!- wyszła na korytarz wołając Uwe.

Jakub przebudził się około godziny 21. Ubrał się i poleciał się posilić, gdy skończył udał się do podziemi domu profesora Helsinka. Stary dom na obrzeżach Krakowa z porządnym opiwniczeniem. Właściciela nie było w domu, poleciał do Chorwacji na zjazd. Draczynski dostał się do środa. Pomieszczenie było oświetlone ,tak jak i szklana trumna w której spoczywało ciało Iwetty. Wyglądała jakby spała, skóra w kolorze alabastru kontrastowała z czerwienią róż złożonych u jej stóp.
Wampir spoglądał na ukochaną istotę, zapomniał o całym świecie. O procesie o tym jak sobie poradzi dalej. W przypływie uczuć, otworzył szklaną pokrywę. Zabrał zimne ciało na ręce i wyniósł z pomieszczenia. Na podjeździe stał samochód profesora, kluczyki leżały na kredensie w salonie. Ułożył martwą dziewczynę na tylnim siedzeniu, po czym ruszył do swojego dworku. Bedąc już w środku położył ją na łóżku w sypialni a sam zszedł do salonu. Przygotował wszystko, meble zostały przesunięte na środku stał wysoki katafalk. Nie wiedzieć czemu zamówił go w tej samej firmie w której Sabina zamawiała rekwizyty do przedstawien. Wszystko przybrał krwistoczerwonymi różami. W całym pomieszczeniu płonęły świece. Wbiegł z powrotem do sypialni i wziął nieboszczkę, wszedł po schodkach na katafalk i ułożył na nim. Otaksował wzrokiem pomieszczenie. Salon tonął w blasku świec, wszędzie unosił się słodki zapach róż. Z głośników sączył się Der shleier falt. Ciałem Draczyńskiego wstrząsnął szloch. Płakał rozpaczliwie, wodząc palcem po twarzy ukochanej. Drugą ręką trzymał jej zimną dłoń. Nagle poczuł delikatne drgania jej palców,po chwili coraz mocniejsze. Pocałował blade usta, mocząc je słonymi łzami. Gdy odsunął twarz, powieki Iwetty zadrgały, po czym uniosły się ukazując szmaragdowe oczy dziewczyny. Zdębiały Jakub, przetarł dłonią załzawione oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i wstała.
- Iwetto, kochanie jakim cudem ty…żyjesz?!- zapytał nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. To tak jakby ktoś oddał mu duszę i serce.
- Nie Jakubie, ja nie żyję.- uśmiechnęła się przysuwając się do niego. Objął ją w talii i pocałował w usta, teraz ciepłe słodkie i zachłannie domagające się pieszczot. Porwał ją w ramiona i zaniósł na piętro kierując się do sypialni a później do łazienki.
Praktycznie rzecz biorąc nie można tego było nazwać łazienką. Był to pokój kąpielowy, większy niż niejedno krakowskie mieszkanie. Po środku królowała wielka marmurowa wanna z mosiężnymi kranami. Sufit pomieszczenia był ze szkła, więc kąpiąc się można było obserwować niebo. Dzisiejszej nocy wyglądało jakby ktoś na granatowym atłasie rozsypał migoczące diamenty. Draczynski nie przestając całować Iwetty począł ją rozbierać, wanna powoli napełniała się wodą. W pomieszczeniu unosił się zapach świeć zapachowych i olejku do kąpieli o nazwie Królowa Nocy.
- Iwetto, moja królowo nocy, ukochana…wyśniona.- całował, jej ramiona szyję i piersi. Ułożył ukochaną w wannie, sam zanurzając się również i znowu biorąc ją w ramiona.
- Na zawsze i na wieczność.- westchnęła gdy połączył się z nią.


ocenił(a) film na 9
Sabcia

Ożesz... O kurczę. Dlaczego ona(ja) żyje(ę)? Ja wiem, że martwi nie tracą nadziei, Wiedźma mi powiedziała, ale coś... Coś takiego przekracza moje najśmielsze wyobrażenia. Chwila! Ona nie żyje! Sama powiedziała Kubie, że nie żyje. Czyli kim/czym się stała? Wampirem? Zombie? Ale komplikujecie...

Czy tylko mi się wydaje, czy w żyłach Iwetty krąży(ła) krew Jakuba. Był kiedyś chyba taki wątek...

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 254

Wiedźma nerwowo bębniła palcami w blat stołu, patrząc na zalany deszczem swiat za kawiarnianym oknem.
- Zimciu, ja cię proszę, znajdź coś na tę zdzirę - powiedziała.
Zimiński wypuścił z ust kłąb tytoniowego dymu.
- Postaram się, chociaż czasu jest niewiele - powiedział. - Dobrze by było, gdyby rozprawę przerwano na jakiś czas.
- Dobra, naradzimy się z Korzeckim - mruknęła. - Ale tę dziwkę zyczę sobie uziemić. Na zawsze. Wygrzeb jej jakiś paskudny skandal, tak żeby wykopali ja z zawodu.
Zimiński uśmiechnął się lekko.
- Bardzo chętnie - odparł.
Gromkie chrapanie niosło się po salonie, odbijając się echem od wysokich sufitów i ścian na których lśniły za szkłem dyplomy doktora Żekilskiego. Edward Hajduk, beztrosko rozwalony na kanapie, eksponując światu w rozpietej koszuli pierś potężną i kudłatą, spał jak dziecko. No, prawie jak dziecko, jeśli nie liczyć diabolicznego usmieszku błąkającego sie na jego ustach.
Furter wsunąl się do pokoju, usiłując jak najmniej stukać obcasami wiśniowych szpilek.
- Haaajduś...- zaszeptał, nachylając okrytą czarnymi lokami głowę nad śpiącym. - Hajduś, kotek... Obudź się...
- Humpf? - Hajduk otworzył jedno oślepiająco błękitne oko. - Czego mi dupę zawracasz? Całą noc programowałem Jemimę, daj mi spać.
Furter zamrugał umalowanymi powiekami.
- Hajduś, ale to o nią chodzi - wsparł dłonie na obleczonych w jedwabne majteczki biodrach. - Dobrala się do twojego komputera i Simsy instaluje.
- Co?! - Hajduk zerwał się z kanapy tygrysim skokiem i chwycił Furtera za ramiona. - Pozwolileś jej na to?!
- Sama wlazła - powiedział Frank obronnym tonem. - No weź puść, siniaków mi narobisz, jak ja się na mieście pokażę? Brutalu ty!
Hajduk puścił go i zmierzwił dłonią swe złote, nader bujne, loki.
- Ale myśmy jej tego nie programowali, Franuś - powiedział.
Weszli do laboratorium. Ożywiona Jemima w rudej peruczce, jeszzcze z czerwonymi śladami elektrod na dekolcie i ramionach, siedziała przy komputerze.
- Dobra - mruknął Hajduk. - I tak miałem kupić nowy. Zadzwoń lepiej do Korzeckiego, jutro ogłoszenie wyroku.
Furter sięgnął po telefon.
Tuż przed rozpoczęciem kolejnego posiedzenia sądu Erik uzyskał widzenie z Sabiną. Była blada, oczy miała podkrążone. Erikowi scisnęło się serce gdy zobaczył jak ją wprowadzają do pokoju rozmów.
Stojący na środku pokoju stół dzieliła na pol, wraz z calym pomieszczeniem, ściana z krat. Dammerigowie usiedli po przeciwnych stronach stołu.
- Cześć kochanie - powiedział Erik. - Jak się czujesz?
- Jak człowiek w więzieniu - mruknęła. - Innymi slowy paskudnie.
- Wyciągniemy cię stąd - zapewnił. - Zobaczysz. Wiedźma postawiła pół miasta na nogi, Korzecki sypia w kancelarii a ja... głos mu się załamał.
Sabina przysunęła się do kraty, wystawiajac palce na drugą stronę.
- Brakuje mi was - powiedziała. -Ciebie, dzieci, teatru...
Erik pogładził pieszczotliwie czubki jej palców.
- Mnie też ciebie brakuje - powiedzial cicho.
Pocałowali się poprzez kratę, wyglodniali i namiętni.
- Ej! - rykneło gromko. Erik poczuł ze usta jego żony rozłączyły się gweałtownie z jego ustami i otworzył oczy. Śledź wlókł Sabinę za kołnierz do wyjścia.
- Kontakt osobisty jest zabroniony! To nie sala do mokrych widzeń! - wrzasnął.
- Kocham cię - krzyknął Erik.
Sabina i Śledź zniknęli za węgłem.
Ponieważ pojawił się nowy swiadek obrona złożyła wniosek o przerwe w rozprawie. Uradowana Wiedźma, razem ze swym małżonkiem, pędziła przekazać tę wieść Jakubowi, który nie pokazał się tego dnia w sądzie.
- Jezu, Uwe, on ma jakiegoś nowego świadka! - ekscytowała się Wiedźma, wysiadając. - Może uda się Sabinę wyciągnąć z tego bajzlu, a na pewno zyskaliśmy na czasie!
Uwe cmoknął ją w czubek głowy.
- Już się tak nie podniecaj, bo mi zupełnie odlecisz - powiedział czule. - Też sie cholernie cieszę że coś się ruszyło.
Nacisnął guzik dzwonka. W środku brzdękneło, szczękneło, zadźwieczały czyjeś kroki i drzwi się otwarły.
- O, cześć wam - powiedziała promiennie Iwetta, piękniejsza niż zwykle.
- Iw... Iw... Iw... - Wiedźma wybałuszyła oczy. - Ommójbożżżż...
I z tymi slowy straciła przytomność. Uwe ledwo zdażył złapać zemdloną małżonkę.
- Myślałem że cię zamordowali - rzekł, niosąc Wiedźmę do salonu. - W trumnie cię widziałem!
Iwetta wyszczerzyła w uśmiechu kły.
- Widzisz? - powiedziała. - Musialam się zakazić krwią Jakuba, gdy go opatrywałam. Albo może wypił mnie o jeden raz za dużo. Nieważne, ważne że żyję... to jest nie żyję, ale wiesz o co chodzi.
Uwe, kręcąc głową, złożył nieprzytomną małżonkę na kanapie.
- Cześć Uwe - Jakub w rozkosznie niedopiętej czarnej koszuli stanął w progu. - Widzę że Iwetta trochę wystraszyła Wiedźmę.
- Trochę... - mruknął Uwe, klepiąc żonę delikatnie po policzku. Zamrugała oczyma.
- Co jest? - wybełkotała, siadając.
- Kuba, macie jakiś alkohol? - zapytał. - Moja żona potrzebuje czegoś na wzmocnienie.
Iwetta popatrzyła na Jakuba.
- W sypialni widziałam jakąś whisky - powiedziała. - Przyniesiesz?
Jakub, z kocim wdziękiem odwrócił się na pięcie i pomaszerował na górę. Po chwili był z powrotem, trzymając w dłoniach butelkę dwudziestojednoletniej Glenfiddich Whisky. Na sam widok naczynia oczy Wiedźmy rozbłysły, ale zaraz potem osłabła znów, w obawie ze odmówią jej lekarstwa.
Draczyński nalał do szklanki hojną porcyjke i podał Wiedźmie. Pociągnęłaq tęgi łyk i spojrzala na Iwettę.
Kobieto, aleś mnie wystraszyła - powiedziała. - Jak ty zmartwychwstałaś, konkurencję Jezusowi robisz, czy co?
Iwetta roześmiała się. Jakub zawtórował, obejmując ją od tyłu.

EineHexe

Część 255

Na dzień przed koncowym werdyktem sądu, w gabinecie Sabiny odbyła się narada.
Aurelia, asystentka Sabiny i Marty zaparzyła kawę i wniosła do pomieszczenia.
- Czyli tak Erik, masz iść do Wiesiołowskiej z urządzeniem od Maksa tak?- zapytała Wiedźma popijając kawę.
- Tak dostałem podsłuch w telefonie komórkowy, to będzie działało jak dyktafon.- odpowiedział kompozytor.
- Chciałabym to zobaczyć.- zachichotała Aga.- Jak stara idiotka będzie się do ciebie ślinić ty to nagrasz i ją pogrążysz.
- Od kiedy jesteś taka rządna sensacji, skarbie?- zapytał Thomas, przytulając małżonkę do szerokiej piersi.
- Chce wiedzieć jak my wszyscy.- powiedział Aleks.
- Dobrze w takim razie powodzenia chłopie i mam nadzieje że wszystko się jutro wyjaśni. Tęsknie za Sabiną.- powiedział Uwe, puszczając oczko do żony.
- Kroeger, mam być zazdrosna?- zapytała
- Próbuję się przypodobać w nadzieji że będę miał rolę małżonka Elizabeth Batory.-odpowiedział z uroczą szczerością.
Kilka godzin później Erik zaopatrzony w podsłuch udał się do mieszkania Hanny Martyny Wiesiołowskiej. Otworzyła mu ubrana w różowy szlafrok z satyny podszyty żółtymi piórkami i krwiste szpilki.
- Zdecydowałeś się….- otarła się o niego, wpuszczając do pokoju. Złapała za rękę i zaprowadziła do sypialni. – Dobrze, że się zdecydowałeś. Nie pożałujesz. Ty mnie zerżniesz a twoja aktoreczka będzie wolna. Widziałam film z nią, nie dorównuje mi do pięt. Jest za baryłkowata, dziwi mnie że taki ogier zadowolił się taka podrzędną kobyłą.- prychnęła, po czym podeszła do stolika nalać whisky. Podała Erikowi szklankę i sama wypiła.
- Nie będziesz się odzywać? No cóż, ważne żebyś potraktował mnie jak przedmiot i wydmuchał bez miłosierdzia. – poczęła odpinać mu koszule, kontynuując swój monolog. – Wiesz, że jak mnie nie zaspokoisz to ją posadzę?- zapytała
- DOSC!-Erik odepchnął ją czując chęć zwymiotowania.- Nigdy, przenigdy nie zdradzę swojej żony. Kocham ją!- odwrócił się do wyjścia.
- Będziesz tego żałował Dammerig! A najbardziej twoja żoneczka i wasze bachory-ryknęła.
Sabina spędziła bezsenną noc. Na rozprawie wyglądała jak wszystkie nieszczęścia tego świata. Chciała żeby ten cyrk już się skonczył.
- Proszę wstac sąd idzie! Rozprawę prowadzi Hanna Martyna Wiesiołowska.- oznajmił strażnik. Sędzia posłała Erikowi tryumfujący uśmiech. Wiedźma miała żałowała że nie ma przy sobie tasaka. Jakub i Iwetta obserwowali wszystko, trzymając się za rękę.
Rozprawa trwała, wszyscy myśleli że skonczy się źle. Wiedźma dostawała szału, Uwe czerwieniło się przed oczami a Jakub obmyślał plan jak dziabnąc sędzię.
Z siedzenia podniósł się mecenas Korzecki.
- Wzywam na świadka Jemimę Sims!- oświadczył. Po chwili na sale weszła usmiechnięta ruda dziewczyna. Podeszła do barierki.
- Proszę się przedstawić. Powiedzieć ile ma pani lat i skąd pochodzi.- zapytała sędzia.
- Nazywam się Jemima Sims. Mam 22 lata i pochodzę z Bochni. – oświadczyła.
- Co masz nam do powiedzenia w tej sprawie?- pytanie zabrzmiało dziwnie, gdyż świadek był ponoć ofiarą morderstwa.
- Przyszłam tutaj, ponieważ oskarżyliście niewinną osobę. Sabina Dammerig to wspaniała pani dyrektor, ona by nie skrzywdziła nawet muchy. Wszyscy ją kochają za to co robi dla kultury w Małopolsce i nie tylko.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 256

Sala eksplodowała gwarem. Sędzia była sina ze złości, prokurator Bawełna zaś pobladł jak płótno. Hajduk i Furter siedzący w opstatnich rzędach bezgłośnie przybili piątkę. Sabina patrzyła wytrzeszczonymi oczyma na siedzącą na miejscu dla świadków Jemimę, wyglądając jakby zaraz miała zemdleć. Całkiem podobnie wyglądał też Erik
- Drugie zmartwychwstanie w ciagu czterdziestu ośmiu godzin - powiedziała Wiedźma, opierając czoło na meżowskim ramieniu. - To za dużo jak na moje nerwy.
Uwe przytulił żonę, chichocząc.
- Kupimy duży tort śmietankowy - powiedział. - I uczcimy Sabinę.
Wiedźma wyprostowała się.
- Ale drugi, mniejszy poproszę na potem - uśmiechnęła się lubieżnie i trąciła męża łokciem.
Wściekła Wiesiołkowska waliła młotkiem w stół jak oszalała.
- Cisza! - ryknęła - Cisza, do cholery, bo was wszystkich wsadzę za obrazę pieprzonego sądu!
Na sali ucichło jak makiem zasiał.
- Pani - sędzia wskazała młotkiem Jemimę. - Jest pani Jemimą Sims?
- Tak - odparła Jemima.
- Wysoki sądzie - rzekł Korzecki aksamitnie. - Chciałbym przedstawić kolejny dowód. Oto porównanie profili genetycznych obecnej tu pani Sims i profilu uzyskanego w laboratorium policji.
Wiesiołkowska rzuciła okiem na podany je dokument i spurpurowiała.
- To jest Jemima Sims - orzekła. - Oddalam sprawę z powodu niezaistnienia przestępstwa! - uderzyla młotkiem w stół. - A ty Bawełna masz przejebane!
Bawełna zmełł w ustach przekleństwo i obiecał sobie że zemści się na Śledziu. Ten pieprzony grubas zostanie posterunkowym w Szambowicach Małych i będzie wystawał po krzakach z radarem! Już jego, Bawełny, w tym głowa, nie na darmo jadał obiadki i grywal w golfa z komendantem głównym Krakowa.
Erik tulił zonę z taką siłą, jakby chciał ją udusić.
- Już po wszystkim - jęknął uszcześliwiony.
- Puść, wariacie, bo udusisz - stekneła Sabina. - Jakim cudem Jemima...
- Podziękuj Hajdusiowi i Frankowi - zaśmiała się Wiedźma. - To ich robota. Teraz jest zupelnie niegroźna i ma całkiem nowy mózg.
Sabina spojrzała na Hajduka, nonszalancko opartego o ścianę i zalotnie machającego ręką Franka.
- No dobra, mam propozycję - powiedziała Wiedźma. - Wy się nacieszcie sobą, my skoczymy po torcik i wpadniecie do nas. Obowiązkowo.
- Wolałabym czcić moją wolność tylko z mężem - mruknęła znacząco Sabina.
- Godzinkę, kobieto! - Uwe złapał ja za rękę. - Mamy niespodziankę.
Dammerigowie spojrzeli po sobie, śmiejąc sie.
- Chłopaki! - Wiedźma odwróciła się do Hajduka i Franka. - Wy też wpadnijcie, jak impreza, to impreza!
Torcik, kupiony przez Kroegerów był niewiele mniejszy od koła młyńskiego. Dodatkowo imprezę uświetniło kilka butelek wina. Jemima, zabrana przez Hajduka i Furtera, od razu zasiadła do komputera i z zapałem grała w simsy.
- No to gdzie ta niespodzianka? - zapytała Sabina, odstawiając kieliszek po kolejnym toaście za jej zdrowie.
Wiedźma, karmiąca torcikiem Pię, spojrzała na Uwe.
- Powinni już tu być - wysyczała konspiracyjnym szeptem. - Gdzie oni są?
- Tutaj - odpowiedział spokojnie Jakub zza jej pleców.
Wiedźma podskoczyła. Uwe o mało nie upuścił serwetki, którą wycieral właśnie umorusaną kremem buzię Thomaska.
- Jezu, Kuba, uprzedzaj! - jęknęła pani Kroeger.
- A ty nie bądź taka nabożna - mruknął, krzywiąc się.
- Iwetta? - wyszeptała osłupiała Sabina. - Ty żyjesz..?
- Technicznie nie - odparła Iwetta siadając. - Ale to nie szkodzi.
- Kuba, ty ją zwampirzyleś?
- Niechcący - usmiechnął się przepraszajaco, ale w jego oczach migotały diabelskie ogniki.
- Wujek wampil - powiedziała Pia. - I ciocia tez wampil?
- Wampil - przyświadczyła z roztargnieniem Wiedźma. - To znaczy wampir.
- Tez będę wampilem! - Tommy wyszczerzył ząbki.
Erik wzniósł w górę kieliszek.
- Panowie i panie! - oznajmił. - Zdrowie mojej cudownej żony, Sabiny, zdrowie Iwetty i chwała nieopanowanemu apetytowi Kuby!
- Zdrowie! - zakrzyknęli zebrani.
- I zdrowie tych dwóch panów cudotwórców, którzy nam pomogli - dodał Uwe.
Frank zarumienił się, zachichotal i zaczął skubać serwetkę zezując zalotnie na Uwe. Hajduk tymczasem oderwał się od kontemplacji dekoltu Sabiny i sięgnął po kieliszek.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Część 258



Po tak wyczerpujących przeżyciach Dammerigowie uznali że należy im się urlop i wraz z Borchertami i Kroegerami polecieli do Monte Carlo.
- To jest życie - mruknął Borchert, rozciągniety na leżaku pod parasolem, patrząc na roziskrzone morze. Pociągnął łyk zimnego drinka przez słomkę.
- Zgadzam się - mruknęła Aga z sąsiedniego leżaka, delikatnie pieszcząc stopą łydkę Thomasa. - Rajskie życie.
Wielki zamek z piasku wznosił się nad brzegiem morza. Samek budował właśnie wieżę, wytknąwszy w skupieniu język, obok zaś Uwe formował blanki na murach.
Po drugiej stronie budowli klęczał Erik i czerwoną łopatką w skupieniu kopał przepust, chcąc napełnić fosę wodą. Tommy przeleciał z warkotem na czworakach, popychajac zabawkową wywrotkę i podjeżdżając do Wiedźmy i Pii, zajętych zbieraniem muszel. Wrzuciły muszelki do wywrotki, a Tommy, trąbiąc i warcząc odjechał do zamku.
- Zobacz synku - Sabina postawiła kolejną babkę z piasku. - Zbudujemy całe podgrodzie pod zamkiem.
- Gudzie - powiedział Gabryś, klepiąc babkę rączką.
Erik odłożył łopatkę za siebie i krytycznym okiem przyjrzał się swemu dziełu. Do fosy jęla naplywać woda nieśmiałym strumyczkiem, jednak wkrótce przepust zamulił się i zatkał.
- Za płytki - mruknął Erik, sięgając po łopatkę. Jego dłoń natrafiła tylko na piach. - Co do licha?
Rozejrzał sie i zobaczył że jego narzędzie znajduje się teraz w rękach Uwe, który najwyraźniej potrzebował wilgotnego piachu.
- Ej, Kroeger, gwizdnąłeś mi łopatkę - rzekł Erik groźnie. - Oddawaj!
Uwe bezczelnie pokazał mu język.
- Jak sobie nakopię piasku to ci oddam - odpowiedział.
- Oddaj teraz! Przepust muszę pogłębić!
- Nie dam!
- Dawaj! - Erik sięgnął po narzędzie. Uwe schował je błyskawicznie za sobą.
- Nie!
- To moja łopatka!
- Teraz moja!
Plastikowe grabki śmigneły w powietrzu uniesione dłonią Sabiny, i pacnęły obu panów kolejno po głowie.
- Spokój! - zarządziła. - Bo was odeślę do pokojów i nie dam lodów na podwieczorek!
Wszyscy troje jak na komendę wybuchnęli śmiechem. Uwe wyłożyl się na piasku jak długi, trzymając sie za brzuch.
- A-ha! - Wiedźma usiadła na nim okrakiem. - Słyszałam że byłeś niegrzeczny!
- Tatuś był niegzecny! - Pia walnęła się na ojcowską pierś jak długa.
- Niegzecny, niegzecny! - Tommy porzucił wywrotkę i teraz skakał wokoło nich.
- Bar-dzo! - stęknął Uwe.
- Wiem co zrobimy - Wiedźma groźnie zmarszczyła brew. - Wyłaskoczemy go!
Wsród pisków i chichotów cala trójka rzuciła się na Uwe.
Sabina i Erik siedząc na piasku patrzyli na kłębiących się Kroegerów.
- Jakże słodko - mruknęła Sabina, uśmiechając się. - Rodzinna sielanka.
- Żeby nie przesłodzić - mruknął jej Erik do ucha - Będę miał dla ciebie coś pikantnego na wieczór.
- Mmmm - spojrzała w rozświetlone mężowskie oczy. - Moge zapytac co?
- Tajemnica - rzekł, uśmiechając się jak sfinks.
Położywszy dzieci spać i powierzywszy je opiece niani, zgodnie ze wskazówkami Erika, ubrała sie w białą wieczorową suknię w stylu lat trzydziestych, dlugą i odsłaniającą plecy. Starannie umalowana, ze szmaragdowymi kolczykami kołyszącymi się w uszach zeszła do hotelowego hallu. Tam czekał na nią posepny smagłolicy osobnik w perskim stroju, łącznie z zawojem i szarawarami.
Zaprowadził ją do lśniącej limuzyy i wyjechali za miasto. Opuścili główną arterię i jechali bocznymi drogami, malowniczo wijącymi się wśrod wzgórz, czerwonych od zachodzącego słońca. Wreszcie u stóp wzgórza, przy piaszczystej ścieżce, zatrzymali się i wysiedli. Pers opłacił kierowcę i opłacił limuzynę, po czym zaprowadził Sabinę na wzgórze, gdzie czekał już trzymany przez chłopaka w orientalnym stroju kary arab w pysznym wschodnim rzędzie.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Część 259

Sabina siadła na koń, Pers prowadził wierzchowca za uzdę. Zjechali ze wzgórza w dolinę, wypełnioną liliowym cieniem. Slońce już zaszło, a pierwsza gwiazda rozbłysła nisko nad poszarpanym horyzontem.
Cykady grały glośno, pachniało tymiankiem i cytrusami. Sabina rozkoszowała się tym upojnym wieczorem, zastanawiajac się co też przygotował dla niej Erik.
Zza kolejnego wzgórza wyłonił a się kępa drzew pomarańczowych. Miedzy nimi rosła palma, pod palmą zaś stał namiot. Nie była to jednak beczułkowata turystyczna chatka, lecz prawdziwy, rozłożysty i przepyszny namiot arabskiego szejka.
Kolejny chłopak pojawił się znikąd i przytrzymał konia gdy Sabina zsiadała. Zniknął ze zwierzęciem w ciemności, tymczasem Pers uniósł zasłonę w wejściu do namiotu.
- Pan czeka - powiedział.
Sabina ostrożnie weszła do środka. W nozdrza uderzyla ją cieżka woń wschodnich pachnideł.
W mdłym swietle oliwnych lamp dostrzegła jakąś bosostopą postać, rozlożoną na jedwabnych poduszkach pod przeciwległą ścianą. Postać ta odziana była w orientalne wzorzyste szaty, na głowie zaś nosiła bialą chustę, zwaną ghutra, którą przytrzymywał czarny jedwabny sznur - igal. Z niejakim wysiłkiem Sabina rozpoznała w egzotycznym osobniku swego męża.
- A więc przyszlaś - rzekł Erik, podnosząc się z leniwym wdziękiem lamparta. - Zostaniesz dzisiaj moją niewolnicą.
- Ja należę tylko do siebie, szejku - odparła, wchodząc w rolę.
Podszedł do niej i spojrzal jej w twarz. Oczy miał podmalowane henną przez co wyglądały na jeszcze większe i jeszcze jaśniejsze.
- Opierasz mi się? - mruknął gardłowo. - Oddasz mi się na tym łożu i to zaraz!
- A jesli nie? - odsunęła się nieco.
- Nie nawykłem by opierano się moim rozkazom! - Erik odrzucił patetycznym gestem połę szaty.
- A ja nie nawykłam by mi wydawano rozkazy! - odparla dumnie, jednocześnie wystawiając prowokująco biodro.
Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, z taką siłą że uderzyła ciałem o jego pierś.
- Nikt nie sprzeciwi się szejkowi... - mruknął, nachylając się nad nią.
Zanim zdążyła cokolwiek zrobić wpil się w jej usta, zachłannie i drapieżnie, jakby chciał ją całą pochłonąć. Potem rzucił ją między poduszki i jął zdzierać z niej suknię. Delikatny materiał ustąpił z trzaskiem po czym niby biały motyl suknia wylądowała na zaścielających podłogę namiotu kobiercach.
- Jesteś moja - mruknął Erik, ssajac piersi Sabiny i całując jej brzuch.
- Nigdy! - sprawnym rzutem ciała Sabina znalazła sie na wierzchu i jęła zdzierać szaty ze swego szejka. - To ty jesteś mój!
Szejk Erik jęknął, jego oczy zaszły mgłą narastającej rozkoszy, gdy Sabina pieściła go i całowała, podróżując po najtajniejszych zakamarkach jego ciała. Po chwili oboje tańczyli już taniec wspólnej ekstazy, z wolna zmierzając drogą na sam szczyt.

EineHexe

Część 260

Wintermina rozsiewając wokół siebie woń jakiegoś specyfiku szła teatralnym korytarze do swojej kanciapy. Grześ Butelka stojąc przy garderobie całował z zapamiętaniem swoją małżonkę. Wintermina jednak nie skomentowała tego swoim ulubionym powiedzonkiem: „ Sodoma i Gomora’’. Przeszła nie zaszczycając ich spojrzeniem. Grześ z ociąganiem oderwał wargi od ust Carmen. Popatrzył na znikającą za rogiem Wintermine i roześmiał się głośno.
- Z czego się tak śmiejesz?- zapytał Aleks z uśmiechniętą małżonką pod ręką.
- Wintermina przeszła obok, podczas gdy ja obmacywałem bezczelnie Carmen.- uśmiechnął się łobuzersko Butelka. Małżonka trzepnęła go torebką w ramie.
- Grzesiek! Czemu ty musisz ze wszystkiego żartować?!
- Bo to było śmieszne Karmelito.- uśmiechnał się czule Grześ.
- Może jej coś jest?- wtrąciła Marta.- Powinna powiedzieć….
- Sodoma i Gomora…- dokończył za nią Aleks. – Rzeczywiście dziwna sprawa, ale nie mam czasu tego roztrząsać. Kochanie o szesnastej idziemy na wizytę do ginekologa. – przypomniał żonie.
- Do którego chodzisz?- zapytała Carmen
- Gustaw Dom. Trochę ironiczny ale całkiem fajny. – powiedziała Marta.
- Nie mów! Ja też tam chodzę.- wykrzyknęła pani Butla.
- Aleks chodźmy może do swoich obowiązków bo nasze małżonki będą się tak dwie godziny ekscytować tym całym Domem. Koleś jest co najmniej dziwny. Powiedział mi na dzien dobry, że jak nie potrafie utrzymać interesu w portkach to pozostaje mi rola tatusia.- zniesmaczył się Grzesiu.
Tymczasem Wintermina parzyła herbatki w filiżankach z różanym wzorkiem. Do pomieszczenia zajrzała krawcowa, przysiadając na krześle obok stołu. Rzepowa podała kokosanki i pączki.
- Pani Wintermino, jakaż pani dzisiaj promienna. – Goździkowa skosztowałą pączka z nadzieniem z budyniem.
- Jest ku temu okazja.- oczy sprzątaczki zalśniły wyciągnęła ku przyjaciółce dłon. Na serdecznym palcu prawej ręki błyszczał duży złoty pierścionek z czerwonym oczkiem wielkości ziarenka grochu. – Gerald mi się oświadczył. Nawet dostałam pięć róż!- oświadczyła Rzepowa pęczniejąc z dumy.
- Och, to wspaniale! Kiedy ślub i wesele? Mieszkacie już razem?
Oczy sprzątaczki spochmurniały, wyglądała jakby miała odwinąć szwaczce.
- Czy pani ta rozpusta na głowę się rzuciłą?!- ryknęła.- Ja jestem szanującą się panienką i nie zamierzam oddać mu się aż do ślubu!
- Ah tak rozumiem. – zapeszyła się Goździkowa, popijając herbatę. Do pomieszczenia bez pukania wpadł wygłodniały jak zawsze Oleander.
- Jest kiełbasa?- zapytał śliniąc się do tłuściutkich pączusiów. Jego wielka graba już wyciągała się ku jednemu. Już czuł smak na języku, gdy dostał łapka na muchy po łapach.
- Ja ci dam, szkodniku! Nie dla ciebie te pączki. A kiełbasy nie ma dzisiaj!
- Aj jaj jaj.- Oleander zrobił minę zbitego mopsa.- Ale ja głodny jestem.- kwiknął żałośnie, łapiąc się wymownie za brzuch.
- To idź coś sobie kup. – mruknęła sprzątaczka. Oleander wyszedł urażony ze łzami w oczach.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 261

Alejkami Jardin Exotique podążala niesłychanie wytworna para. Pan w białym letnim garniturze, błyskając spod ronda bialej panamy szarobłękitnymi oczyma, prowadził pod rękę panią w bialoniebieskiej kreacji i niebieskim kapelusiku.
- Patrz! - Wiedźma wyrwała się małżonkowi i podbiegła do drzewka o grubych, skórzastych liściach. - Grubosz! Ale jaki!
Uwe nie był tak rozentuzjazmowany sukulentami jak jego żona, ale ze spokojem dał się wlec poprzez ścieżki, od jednego okazu do drugiego. Wiedźma wśród okrzyków podziwiala opuncje, saguaro, agawy i draceny, on zaś cieszył się szcześciem swej lubej. Potem przelecieli jeszcze przez muzeum antropologiczne, gdzie Wiedźma trzasnęła małżonkowi wyklad o ewolucji człowieka. W drodze powrotnej zatrzymywali się kilkakrotnie by podziwiać imponujące widoki z klifów i o zachodzie słońca dotarli do hotelu.
Dzieci zostały oddane pod pieczę opiekunki, cały apartament był zatem do dyspozycji panstwa Kroeger.
- Co powiesz na kolację na balkonie? - zapytąl Uwe. - Nie mam ochoty schodzić do restauracji.
Wiedźma z entuzjazmem zaaprobowąła pomysł i spożyli kolację pławiąc się w powiewach bryzy znad morza.
- No dobrze - mruknęła, odkładając serwetke na pusty już talerz i spogladając na rozpartego na krzesle Uwe. - chodź no tu, panie Kroeger.
Ale podeszła do niego sama, nie czekając i chwyciła go za krawat, po czym bezceremonialnie zaciągnęła do środka. Jedną ręką rozpięła mu marynarkę, a drugą pchnęła na dywan.
Objął ją dłońmi w pasie gdy siadła na nim okrakiem. Pocałowali się.
- Może do sypialni? - mruknął.
- Pieprzyć sypialnię - odparla, nie wypuszczając z dłoni konca jego krawata. Rozpięła mu koszulę, i pomrukując niczym kotka jęła całowac obnażoną pierś, tymczasem jego ruchliwe dłonie buszowały pod jej spódnicą.
Nagle w oczach blysnęły jej szatańskie ogniki. Rozebrala Uwe do reszty z koszuli i przywiązała jego ręce do nogi ciężkiego stołu.
- Teraz, panie Kroeger, jestes zdany na moją łaskę i niełaske - powiedziala, zdejmując bluzkę i nachylając sie nad nim. Jej nagie piersi musnęły jego usta, podbródek, potem tors. Z upodobaniem patrzyła jak jego pierś i brzuch falują w coraz płytszym i bardziej niespokojnym oddechu.
Dammerigowie, wyciągnieci we trójkę z Samkiem na małżeńskim łożu oglądali Króla Lwa, co chwile wybuchając dzikim śmiechem (zwlaszcza Sabina) lub wzruszając się do łez ( w czym z kolei celował Erik). Mały Gabryś spał w pokoju obok
- O Boże, nie mogę - jęknęła Sabina po kolejnym ataku śmiechu, ocierajac mokre oczy. - Ten film jest kapitalny!
Samek popatrywał z upodobaniem to na mamę to na tatę, wciśniety między nich i niebotycznie tym faktem uszczęśliwiony.
Pumba znowu zrobil coś śmiesznego. Sabina kwiknęła, chowając twarz w ramieniu Erika. W przedpokoju coś cicho szczęknęło.
- Co to było? - zapytał Erik.
- Co? - zdziwiła się Sabina, wpatrzona w ekran.
Erik sięgnął po pilota i wyciszył dźwięk.
Wyraźne szczęknięcie naciśniętej klamki głównych drzwi dobieglo z przedpokoju.
Erik zerwał się z łóżka i poszedł otworzyć.
- Sabina! - zawołał. - Chodź no tu!
Za drzwiami stały, trzymając się za rączki, Kroegerzęta w piżamkach, jedno w prosiaczki, drugie w tygryski. Wylądały całkiem zupełnie jak aniołki.
- O no proszę - zdziwiła się Sabina.
- Thomas! Pia! - damski głos z wyraźnie francuskim akcentem przeciał ciszę hotelowego korytarza. - Dzieci, gdzie jesteście?
Opiekunka z rozwianym włosem wybiegła zza rogu.
- O mój Boże, co za niegrzeczne dzieci! - sapnęła. - Przepraszam państwa, już je zabieram.
- Nie! - rozdarły się bliźniaki unisono, chowając się za Dammerigów. - Pani gupia!
Sabina usmiechnela się szeroko.
- Bez obaw, jesteśmy przyjaciólmi państwa Kroeger - powiedziała. - Zajmiemy się nimi.
Opiekunka wyciągnęła z kieszeni komorkę.
- Wybaczą państwo, ale muszę sie upewnić - rzekła.
Wiedźma, w stroju nomen omen Ewy, odłożyla słuchawke i wrócila do swojego, wciąż związanego i nie mniej niż ona rozebranego męża.
- Czy wiesz kochanie - rzekła siadając obok niego, jednoczesnie odgarniając uważnie swoje długie włosy aby ich nie przysiąść.- - Czy wiesz ze nasze zdolne dzieci zwiały opiekunce?
Uwe szarpnął się niespokojnie.
- Gdzie są?
Wiedźma ucałowała go czule w brzuch.
- Bez obaw - zamruczała. - Są u Dammerigów.
Odetchnął z ulgą.
- To na czym stanęliśmy, zanim nam nie przerwano? - zapytał, uśmiechając się w sobie tylko właściwy lubiezno-niewinny sposób.
- Stanęliśmy - Wiedźma zmrużyła oczy i położyła obie dłonie na jego biodrach. - To dobre słowo, kotku...
Zamruczał niczym kocur nad miską śmietanki.
Film dawno dobiegł końca. Pusty ekran telewizora snieżył, obrzucajac błękitnawymi rozbłyskami śpiących na łożu Dammerigów i wciśniętą między nich trójkę jasnowłosych dzieci.

EineHexe

Część 262

Następnego dnia państwo Kroeger dostali wolne od dzieci. Niania została odesłana a bliźnięta razem z chłopcami Dammerigów ich rodzicami i wujostwem Borchert poszły na plaże.
Uwe wynajął samochód i zabrał swoją małżonkę nad malowniczą bezludną plażę. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, tylko lazurowe morze, złocisty piach i oni. Kąpali się nago w ciepłym morzu, śmiejąc się i chlapiąc. Po kąpieli zjedli prowiant przgotowany przez Uwe, Wiedźma wypiła kilka kieliszków wina, po czym zasneli ukołysani szumem fal.
Sabina z Aga siedziały pod parasolami popijając drinki z palemką, Gabriel spał w wózku posapując cichutko. Samek budował coś na brzegu razem z ojcem, podczas gdy Thomas ze swoim małym imiennikiem i jego siostrzyczką chlpali się w cieplutkiej wodzie. Thommy wspinał się na plecy wujka, mała Pia cieszyła się do gdy Borchert uśmiechał się do niej.
- Powinniście mieć dziecko.- orzekła Sabina patrząc na wyczyny Thomasa.- Tylko popatrz jaki wspaniały z niego materiał.
- Myślimy o tym.- odpowiedziała Aga, uśmiechając się przekornie.
- Skarbie, o tym się nie mysli tylko się robi. Popatrz na naszego Gabrysia. I tą parkę, chociaż Samuś jest też cudowny. Żałuję że nie jestem jego biologiczną matką.
- Daj spokój, nikt kto cię nie zna nie powie że mały nie jest twój i Erika. On robi nawet takie miny jak wy. – zaśmiała się Aga. – Ciekawe co porabiając Kroegerowie?
- Jak znam życie to konsumują się nawzajem, albo coś z siebie.- zachichotała pani dyrektor.
- Taak. Widziałam jak Uwe szykował karmelowy balsam do ciała.- zawtórowała jej pani Borchert.
Erik podbiegł z do małżonki i złapał ją na ręce. Pisnęła i przewieszona przez jego ramię, poczeła walić go pięścami po opalonych na brąz plecach.
- Dammerig! Przestań się wygłupiać i postaw mnie!- rozkazała
Erik nic sobie z tego nie zrobił i już był w wodzie po pas, wrzucił Sabinę kawałek dalej.
Wynurzyła się parskając i ociekając wodą. Tusz do rzęs rozpłynął się tworząc wokół czarne kółka niczym u szopa pracza. Zmierzyła męża wściekłym spojrzeniem. Ten przyciągnał ja do siebie i jął całować wzdęte ze złości pełne usta.
- Nie denerwuj się kwiatuszku.- mruknął, biorąc ją na ręce i wynosząc na brzeg.
- Tata! Mama!- Samek rzucił się w ich stonę i po chwili wpadł w ojcowskie ramiona. – Pia i Thomasik będą u nas spać?- zapytał
- Tak, ich tatuś i mamusia pojechali na wycieczkę.- uśmiechnęła się Sabina podchodząc do małej Kroegerówny i biorąc ją na ręce.
Thomas wziął Thomasika, Aga zabrała wózek z Gabrysiem a Erik Samka.
Kilka godzin później dzieci zostały nakarmione, umyte i rządkiem ułożone w łóżku.
Sabina opowiedziała im bajkę o Pięknej i bestii, powstrzymując się od dodawania jak boski był Gaston. Erik zaśpiewał im kilka piosenek czym urzekł małą Pię bo powiedziała mu że jest boski.
Aga i Thomas udali się na kolacje do kasyna. Aga wystrojona w długą czerwoną suknie bez plecaów wyglądała prześlicznie. Borchert zaś włożył swój najlepszy garnitur.
Wiedźma obudziła się po zachodzie słonca, leżała na brzuchu z głową na klatce piersiowej Uwe. Kroeger prawie cały leżał w cieniu, natomiast pośladki jego małżonki w pelnym słoncu, czego skutkiem był okropny ból tylniej części jej ciała.
- Boli!- jęczała wkładając sukienkę.- Dupa mnie piecze…
- Już wracamy skarbie.- powiedział Uwe współczującym głosem.
Zajechali do hotelu w rekordowym czasie, jęcząca Wiedźma wyglądała jak siedem nieszczęść.
Sabinę obudziły hałasy na korytarzu, szybko włożyła peniuar i wyszła na korytarz. Kroegerowie wchodzili włąśnie do swojego apartamentu. Zapukała cicho i zaraz otworzył jej Uwe. Wiedźma stała przy łóżku, cierpiąc męki.
- Coś ty jej zrobił że tak jęczy?- zapytała pani Dammerig patrząc na Kroegera.
- Zasneliśmy na plaży i jej pośladki się troszkę przyfajczyły.- odpowiedział
- Przyfajczyły, cała dupa mnie piecze!- warknęla z wyrzutem jego małżonka.
- Hahaha…a ja myślałam że po winie dupa piecze.- Sabina złapała się za brzuch, z jej oczu pociekły łzy.
- Piła wino…- powiedział zdziwiony Uwe.- Skąd ty to wiesz..- nie załapał zartu.
- Ona się nabija gamoniu!- pani Kroeger trzepnęła męża w ucho.
- Aua! To nie moja wina że słonce grzało na twój tyłek.- jęknął urażony.
- Twoja!
- Nie moja!
- Dobra! Cisza!- krzyknęła dyrektorka.- Uwe idź poproś o zsiadłe mleko albo kefir. Cokolwiek, jak wrócisz zrób jej okład, lubicie artykuły spożywcze. Ja zejdę na dól i kupie maść na opażenia. Będzie dobrze.- uśmiechnęła się pocieszająco i chichocząc wyszła do swojej sypialni.
- Co się stało?- zapytał zaspany Erik
- Nic, nic śpij. Zaraz wracam.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 263

Tymczasem państwo Borchert bawili się w kasynie. Najpierw spożyli elegancką kolację w przyległej restauracji, potem zaś oddali się hazardowi.
Gdy weszli na salę Aga pociągnęła męża w kierunku stołu ruletki.
- Mam przeczucie! - oznajmiła stanowczo obstawiajac. - Wyjdzie piętnaście czerwone!
- Z wrodzonej przekory postawię na czarne - powiedział Thomas.
- Rien ne va plus! - oznajmił krupier. Po chwili kulka zatańczyła na wirującym kole rulety. Aga śledzila ją rozpalonym spojrzeniem dopoki koło się nie zatrzymało.
- Piętnaście czerwone! - oznajmił krupier.
Thomas uniósł brwi, patrząc na stosik żetonów przesunięty przez krupiera w stronę Agi..
- Pięknie - rzekł. - Mam zdolną żonę.
Aga nie słuchała.
- Siedem - powiedziała pchając wszystkie żetony na upatrzone pole. - Będzie siedem.
Ruletka zawirowala znowu. I wyszło siedem.
Borchert patrzył na swoją żonę, która z rumieńcami na twarzy i lśniącymi oczyma wyglądala wyjątkowo pięknie. Traafiła jeszcze dwa razy, po czym zgarnęła wygraną i powędrowali dalej. Aga w wypiekach próbowała to blackjacka, to kości, by wreszcie zasiąść przy automatach. Wygrała jakąś potężną kwotę pieniędzy, ku rozbawieniu Thomasa, któremu wiodlo się raczej cieniutko. Ktoś z obsługi wypisał im kwit do kasy.
- Jesteśmy bogaci, panie Borchert - Aga powachlowała się kwitem. - Co pan na to?
- Ja na to - rzekł, sterując nią w kierunku wyjścia na balkon. - Że już dłużej nie wytrzymam tylko patrzeć na ciebie.
Nie dbając o rozświetloną panoramę nocnego Monte Carlo, Thomas wciągnął Agę w zaciszny, osłonięty pnączami kąt i zaczął całować. Aga nie pozostawała mu dłużna, namiętnie oddajac pieszczoty.
Oparła się plecami o drzwi balkonowe, szkło było niemal lodowate pod jej rozpalonymi plecami. Thomas stanął nad nią, wsparty obiema dłońmi na szybie i patrzył na nią, pożądliwym, głodnym i drapieżnym wzrokiem. Potem przysłonił rozjarzone oczy powiekami, pochylił głowę i jął wędrować ustami po dekolcie żony. Objęła go i przyciągnęła do siebie, jedna dłonią mierzwiac sztywne kędziory na jego głowie.
- A jak nas ktoś ze środka zobaczy? - zapytala nagle.
- Nie zobaczą nas - mruknął między jednym pocałunkiem a drugim. - To nieużywane skrzydło.
Aga wymacała za sobą klamkę i zniknęła w środku. Thomas sapnął krotko, z zawodem i podążyl za nią.
Pomieszczenia w tym skrzydle były niedawno remontowane, jescze pachnialo swieżym tynkiem. W niektórych salach stały już nowe, lśniące meble.
Aga biegla po lśniących posadzkach, uciekajac przed mężem. Wpadła do sali pokerowej i przysiadła na pokrytym zielonym suknem stole. Borchert z poluzowanym krawatem i rozpiętymi górnymi guzikami koszuli stanąl na progu i oparl się ramieniem o futrynę.
- Teraz mi nie uciekniesz - powiedział. Kocim krokiem podszedł do żony, kusicielsko wystawiającej nogi sod sukienki i położył dłoń na jej udzie. Aga miala wrazenie ze ta dłoń niemal parzyła.
Powoli podwinąl czerwoną materię sukni i położył Age delikatnie na zielonym stole.
Wiedźma leżała na łózku, wyciągnięta na brzuchu, z chłodzącym kompresem na tylnej cześci ciała i klepała z zapalem w klawiature laptopa.
Uwe wyciągnął się wygodnie na boku i łypnął na żonę jasnym okiem.
- Nie sądzisz że czas spać? - zapytał.
- Wyspałam się na plaży - mruknęła, nie odrywajac palców od klawiszy. - A nasz dzisiejszy dzionek akurat zainspirowal mnie do napisania jednej z tych uroczo grafomańskich scen miłosnych, z których słynę.
Kroeger schował jasną, potargana głowę w poduszce, by stłumić chichot.
- Cały dzisiejszy dzionek? - zapytał. Oczy mu się smiały.
- Pewne... rzeczy ominęłam jako niedostatecznie romantyczne - odparła Wiedźma z godnością. - Na przykład jęczenie pod cieknącym kompresem z jogurtu naturalnego.
- To uważam za najlepsze - powiedział, smiejąc się. - Za dwadzieścia lat będziemy opowiadać o tym, pękając ze śmiechu.
- Dobra, nastepnym razem tylek przypalasz sobie ty - powiedziała Wiedźma, nieco cierpko.
- Nie mów że by ci się nie podobało przykładanie mi kompresów - Uwe szelmowsko mrugnął.
Wiedźma wydarła poduszkę spod laptopa i walnęła nią małzonka w głowę.
- Gdybym cię tak nie kochała - powiedziała, przyciągając go do siebie za kark. - Dawno bym cię zamordowała. Brutalnie.
- Mhm - odparl biorąc się do całowania żoninych usteczek.

EineHexe

Część 264

Po powrocie z wakacji, Sabina wpadłą w wir roboty papierkowej. Okopana dokumentami, nie wpuszczała nikogo do gabinetu, przyjmując tylko kawę. Wiedźma kończyła libretto a Erik siedział nad muzyką.
Wintermina była w siódmym niebie, zbliżały się jej zaślubiny z Geraldem Meryvilem. Wybrała już garsonkę w kolorze lawendowym i na tę okazję poszła do fryzjera zrobić sobie trwałą ondulację i wyfarbowac włosy na popielaty blond. Bez pukania weszła do gabinetu dyrektorskiego, pani Dammerig podpisywała włąśnie umowę dla Dominika Paciorkowskiego.
- Ekhm…- zakaszlała Rzepowa, Sabina podniosła oczy w gustownych wiśniowych oprawkach.
- Pani Rzepowa coś chciała?- zapytała szukając teczki w szufladzie.
- Wychodze za mąż.- odpowiedziała sprzątaczka.
- Wiem, gratuluję pani serdecznie, coś jeszcze?
- Przyszłam panią poinformować, niektórzy mają tyle kultury że nie pobierają się cichcem ukrywając nieślubne dzieci.- mruknęła, patrząc wymownie na pracodawczynię.
- A kto tak robi? Nie rozumiem o co pani chodzi? Chce nas pani zaprosić na ślub?- zapytała, Sabina, pololi wytrącając się z równowagi.
- Niech pani nie udaje. Ja głupia nie jestem Ten starszy pani nie jest wcale adoptowany, wykapana pani. Oddaliście go bo nie pasował do was, cóż owoc grzechu, dlatego oszpecony był.
- Rzepowa!- ryknęła dyrektorka.- Znoszę pani humory od dwóch lat. Guzik mnie interesuje pani ślub! Niech go pani bierze nawet z ojcem dyrektorem ale od moich dzieci wara! Usłysze jeszcze raz coś takiego a wyleje panią na zbity pysk! A teraz won z tego pomieszczenia!- Rzepowa przelękłą się błysków w oczach dyrektorki i czym prędzej uciekłą mrucząc pod nosem.
- Diabeł jak nic…Sodoma i Gomora.
Zwabiona krzykami Marta również bez pukania weszła do pomieszczenia.
- Dlaczego tak krzyczysz?- zapytała
- Mam ochotę rzucić tą pracę, spędziłam cudowny urlop. Tylko wróciła ta stara bigotka wyprowadziła mnie z równowagi. Wymyśliła że Samek to moje i Erika nieślubne dziecko i wstydziliśmy się go bo był oszpecony. Nie mam już siły do tej kobiety.- popatrzyła smętnym wzrokiem. – No ale dobrze, zaraz mi przejdzie. Siadaj napijemy się kawy. Opowiadaj jak tam wizyta u ginekologa?
- Całkiem dobrze, dzieciątko rozwija się prawidłowo. Przyznam się że ten Gustaw Dom jest ekscentryczny ale to świetny lekarz. – uśmiechnęła się obejmując dłonmi brzuch.
- To się ciesze. Nie planujecie się przeprowadzić?
- Myślimy o tym, ja chcę mieszkac blisko lasu. Aleks też lubi przyrodę, mamy jeszcze troszkę czasu.- uśmiechnęła się pani wicedyrektor.- A co tam u Wiedźmy, nie pokazała się w pracy.
- Pewnie leczy dalej tyłek, jak ją widziałam to skóra schodziła jej płatami.- zachichotała pani Dammerig.
- Tak, Uwe też dzisiaj jakiś taki nie swój.
- No nie swój, bo małżonka mu jęczy to co ma chłopina zrobić?
Z lustra wyłonił się Erik w błękitnej koszuli i jeansach. Na ramieniu miał przewieszoną marynakę.
- Skarbie, pamiętasz że Gabriel ma wizytę u pediatry a Samka trzeba zapisac do tego prywatnego przedszkola?- zapytał uśmiechając się do małżonki.
- Pamiętam, dokończę jeszcze to co tu mam i możemy jechać.
- Dobrze to ja idę pogadac z Tytusem. Pa Martuś.- uśmiechnąl si do pan i zniknął za drzwiami.
- Już dwa lata jesteście po ślubie. Jak ten czas szybko leci.- Marta uśmiechnęła się do Sabiny.
- Czuję się staro, dopiero co poznałam go w szpitalu Dietla. Jak sobie przypomne akcje ratunkową to śmiać mi się chce. – zaśmiala się pani dyrektor.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 265

Następpnego dnia Wiedźma jednak pojawiła się w pracy, radosna i ożywiona jak nigdy, nawet jeśli od czasu do czasu usiłowala się dyskretnie podrapać w pośladek.
- Dzień dobry, panie Dominiku - powiedziala, wbiegając tylnym wejściem, z plikiem papierzysk pod pachą. Ochroniarz uśmiechnął się.
- Dzień dobry, pani Ewo - odparł. - Długo dzisiaj będą te próby na głównej scenie?
- To zależy od aktorów i humoru pana reżysera - odparła.
- Który jest raczej podły - rzekł Grześ Butla, wyrastajac znienacka za plecami Wiedźmy. - Ponieważ pani fotograf ostatnio gada tylko o jakichś Francuzach. Więc pewnie posiedzimy do północy.
- To dobrze... - Dominik ugryzl się w język. - To znaczy to niedobrze, ale ja zaraz schodze i nastepną zmianę o pólnocy zaczynam.
Wiedźma raźno pobiegła na zebranie do sali prób. Dyrektorka przypomniała wszystkim że za parę dni próba generalna Elżbiety Batory, napomniała ponurego Mate żeby do tego czasu dopracował wszystko co go nie satysfakcjonuje, omówila parę zagadnień natury gospodarczo-organizacyjnej, po czym wyjęła z torebki obficie złoconą kartę.
- Ostatnia sprawa - zagaiła. - Zostaliśmy zaproszeni na ślub Winterminy Rzepowej i Geralda Meryvila.
Sala wybuchła gwarem rozbawienia.
- Niestety, jak zaznaczyła panna młoda - dyrektorka uciszyła zebranych gestem. - Ten zaszczyt spadnie tylko na jedną parę. Dwie osoby. Które trzeba wybrać z naszego zacnego grona.
- My chyba podziękujemy - rzekł Borchert, gentleman jak zawsze.
- Na nas nie licz - powiedziała równocześnie Aga.
- Na nas też - dodala szybko Zena.
- Kto zostaje w puli? - Sabina powiodla spojrzeniem po sali. - Draczyńscy, Kroegerowie, Butlowie, Bohuńscy...
- I Dammerigowie - Uwe uśmiechnał się złośliwie.
- I Dammerigowie, ale myśmy dostali osobne zaproszenie.
- No tak, dyrektorstwo - zachichotał zlośliwie Grześ.
Zagrali w marynarza. Wypadlo na Kroegerów.
- Toż ja tam zwariuję... - mruknęła Wiedźma.
- Bądź dzielna, kochanie - Uwe, teatralnym gestem poklepał żonę po plecach.
Ceremonia ślubna połączona była z mszą. Integralną zaś cześć mszy stanowi kazanie. To akurat było dlugie, nudne i przeraźliwie upolitycznione. Wiedźma patrzyla na państwa młodych, czyli na Geralda w najlepszym granatowym garniturze i Winterminę w lawendowym kostiumie, przestudiowała druhny - rządek pań w wieku bardzo srednim, w identycznych beżowych kostiumikach, z miniaturowymi berecikami wpiętymi w klapy, gości, potem zaczęła oglądać wystrój kościoła, barokowe zawijaski i aniołki, malowidła, rzeźbienia na ambonie...
A ksiądz gadał, gadał i gadał...
- Musimy stawić czoła cywilizacji śmierci! - grzmiał. Panna młoda energicznie skinęla głową w geście poparcia. - Zalewającej nas rozpuście i pogardzie dla życia i Boga! Musimy wnieść fundament zdrowej, chrześcijańskiej wiary do gnijącej Europy!
Potężne chrapnięcie rozległo się w kościele niczym grzmot, wzbijając się pod malowane sklepienia. Ksiądz zamarł przy ołtarzu, wśród wiernych zapanowała koncentracja. Wintermina piorunowala wzrokiem ławki, usiłując odnaleźć winowajcę.
- Kto to był? - zapytał surowo ksiądz.
Uwe dyskretnie szturchnął małżonkę, wspartą o jego bark.
- Obudź się - syknął kątem ust. Siedząca po jego drugiej stronie Sabina, własnie tłumila chichot w rękawie marynarki męża. Erik z kolei porwał z pulpitu przed sobą książeczke do nabożeństwa i schowal za nią twarz.
Wiedźma chrapnęla, chrząknęła i otwarla oczy. Teraz już wszyscy, z ksiedzem wlącznie, patrzyli potępiająco na Kroegerów.
- Co jest? - zapytała nieprzytomnie.
Uwe, w geście desperacji, plasnął się ręką w czoło zasłaniając oczy.
- Nie chrap w kościele - poradzila życzliwie Sabina.
Wiedźma gwaltownie zczerwieniała.
- O rany... - jęknęła żałosnym szeptem. - Przepraszam, ale ksiądz tak przynudza...
Sabina nie wytrzymała i parsknęła glośnym śmiechem. Wintermina wyglądala jakby miała ochotę zawinąć im obu ślubną wiązanką i poprawić lewym sierpowym.

EineHexe

Wesele panstwa Meryvil odbyło się w remizie strazackiej pod miastem. Stoly uginały się od ciężkostrawnego staropolskiego jadła i wódki.
Sabina siedziała obok kuzyna panny młodej Maksia Pączka, mezczyzna co rusz zaglądal w dekolt pani dyrektor.
- Jest pani wspaniała, oglądałem film z pania.- męzczyzna patrzył na nia lakomym wzrokiem.
- Wybaczy pan ale macha do mnie znajomy.- powiedziala uprzejmie Sabina. W istocie na drugim koncu sali, stał Uwe i machał do niej.
- Dzięki za wybawienie.- usmiechneła się do Kroegera, który podał jej dlon zapraszajac do tanca.
- Widzialem ze twoj adorator nie daje ci spokoju.- powiedzial usmiechajac sie i wykonujac obrot.Nagle w jego jasnych oczach dostrzegła błyski przekory. Pochylił swa jasna glowe do jej ucha i konspiracyjnym szeptem opowiedział to co ma na mysli. Pani dyrektor zachichotała po czym dala się sporowadzic z parkietu i nalac sobie kielonek czystej.
Godzinę pozniej staneli na podwyzszeniu, orkiestra zaczela grac utwor z nowego musicalu, ktory mial byc wystawiony na dniach.
Uwe złapał Sabinę w ramiona i oboje zaczeli spiewac rozerotyzowanymi glosami. Wiedzma i Erik udajac oburzenie naradzili się chwile i przytuleni poddali sie wibracja muzyki. Uwe okrazal pani Dammerig, ta zaś ocierala sie o niego niczym kotka. Wiedzma spogladala na Erika z udawana ekstaza.
- Lasdne show.- mruknal jej na ucho kompozytor.
- Popatrz lepiej na mojego męża...- zachichotala pani Kroeger.
Swiezo poslubiona pani mloda kipiala zloscia. Jej twarz przypominala kolorem raka.
- Sodoma i Gomora! Przez nich strace reputacje i nie bede mogla przewodzic w kolku rozancowym wyznawcow Radia Maryja.
- Siostra kto to jest! Co to za ludzie!?- zawtorowala jej siostra Winterminy, Genowefa.
Reszta gosci nic nie robila sobie z jekow pani mlodej.
Kuzyn Geralda porwal w objecia siostre meza kuzynki Winterminy, Zośke. Cala sala swietnie sie bawila.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 267

Tylko leciwe druhny z berecikami w klapach siedziały nieruchomo, a ich miny były coraz kwaśniejsze.
- Pani Rzepowa, co to jest? - syknęła jedna. - Dlaczego ten wymalowany zboczeniec obłapia zamężną kobietę? I to przy ludziach?
Nastąpiła chwila przerwy. Erik, z ulgą prostując zgięte w pałąk plecy, wypuscił z ramion Wiedźmę, która podbiegła do męża i szepnęła mu coś na ucho. Ten uśmiechnął się szeroko i poszedł porozmawiać z orkiestrą. Pełna złych przeczuć Wintermina patrzyła jak pani Kroeger mowi coś do Sabiny.
Orkiestra zaczęła grać znaną melodię.
- Now I have the time of my life... - zaczął Uwe, nisko i zmysłowo.
Goście zareagowali śmiechami i aplauzem. Czoło Winterminy pokrył kroplisty pot.
- Dobrze się czujesz, żabciu? - zapytał troskliwie Gerald. Zabiła go ciężkim spojrzeniem.
- Przerwij to! - zaządała wściekłym szeptem. - Przerwij te zberezieństwa!
Na scenie Uwe, z koszulą rozpiętą do pępka, stanął za Sabiną i jął wykonywać nader sugestywne ruchy biodrami. Znad szeregu druhenek uniósł się obłok ciężkiego potępienia, tymczasem Wiedźma porwała w tany brata pana młodego, kręcąc przy tym tyłkiem, jakby tańczyła sambę na ulicach Rio de Janeiro. Erik obtańcowywał jakąś starszą damę z fioletową trwałą, która (dama, nie trwała) wyglądała jakby miała paść za chwilę na zawał z nadmiaru wrażeń zmysłowych.
Purpurowofioletowa na twarzy Wintermina osunęła się w ramiona męża, który jął wachlować ją czyimś beretem.
- To jest moje wesele... - jęczała. - A co oni tu robią, ruję i porubstwo... Obraza boska... Ohyda moralna!
- Pani Wintermino, w dechę wesele! - wykrzyknął jakiś odległy krewny, odstawiajac na stół świeżo opróżniony kieliszek. - Ci artyści to się umią bawić, szkoda gadać!
Zanurkował w rozkołysany tłum na parkiecie.
Zmęczona Sabina zeszła ze sceny, tymczasem Uwe robił to co lubił najbardziej, czyli uwodził publikę. Rozkręcając się coraz bardziej wciągnął na scenę Erika i dał znak orkiestrze. Popłynęły pierwsze tony "Die Schatten werden langer" Panowie stanęli bark w bark, Uwe zaś obdarzył Dammeriga wybitnie powłóczystym spojrzeniem.
Jasny tenor Uwe i ciemny baryton Erika mieszały się, tworząc interesujacą harmonię. Zachwyceni goście patrzyli i sluchali, w niektorych momentach dając głośny upust swemu entuzjazmowi.
Utwor dobiegał końca. Uwe obrócił dłonią ku sobie twarz Erika, ich usta niemal się zetknęły. Gęsta homoerotyczna atmosfera spowila salę.
Erik cofnął gwałtownie głowę i w tym samym momencie z końca sali rozległo się głuche łupnięcie. Jedna z druhen zasłabła i osunęła się z krzesła.
- Lekarza! - wrzasnął ktoś. - Dzidka zemdlała!
- Księdza! - zagłuszyły go pozostałe druhny.
- Krwi! - wycharczała Wintermina pod nosem.
Tymczasem Erik i Uwe zakończyli utwór efektownym tanecznym pas i zeszli ze sceny.
- A teraz idziemy na jednego..! - ryknął wodzirej.
Zdyszany i spocony Kroeger opadł na krzesło obok żony, piorunowany spojrzeniami przez siedzące naprzeciw druhny. Przy nim mościli się już Dammerigowie.
- To było bezcenne - zachichotała Wiedźma, wznosząc kieliszek wódeczki. - Panowie, jesteście boscy! Wasze zdrowie!
- Zdrowie! - zagrzmiał brat pana mlodego. - Równe chłopaki jesteście!
- Panie Kroeger, to bylo świetne! - rozemocjonowało się dziewczę w wieku gimnazjalnym, poruszajac zdobną w kolczyk brwią. - Myślałam że naprawdę chciał pan pocałować pana Erika!
- Nie wyprę się ochoty - rzekł Uwe, teatralnie łopocząc umalowanymi rzęsami. - Erik jest cholernie seksowny.
Oblicza druhenek przyoblekły się przez chwilę w jednolity wyraz zgrozy.
- Zgadzam się z panem! - oznajmiło dziewczę entuzjastycznie. - Pan Erik jest boski i ma słodki tyłeczek! Nie zeby pana dupci coś brakowało.
Erik prychnął śmiechem, Uwe rozpromienił się jak wiosenne słoneczko, a Sabina i Wiedźma zarżały w sposób nieopanowany. Tymczasem świeżo docucona druhna Dzidka na wzmiankę o dupciach jęła na nowo blednąć i słaniać się.
- Klaudia, ty się nie odzywaj! - warknęła Wintermina. - Ciebie diabeł opętał, zobaczysz że ci załatwię tego egzorcystę!
Dziewczyna spojrzała na nią lekceważąco.
- Ciocia zupełnie niedzisiejsza jest - zwierzyła się Uwe. - Gada jak ze Średniowiecza. Diabły, opętania, cnota i inne pierdoły.
- Wiem - odparł, rozbawiony. - Pracuje w teatrze w którym gram.
- W dym zapomniałam - zachichotała. - A pan to był kiedyś z facetem, nie? Jak to jest, całować mężczyznę? I w ogóle, no wie pan, w łóżku?
Sabina kwiknęła z uciechy i rąbnęła w plecy krztuszącą się ciastem Wiedźmę. Uwe wzniósl oczy w udawanej zadumie, na twarz wypłynął mu błogi uśmiech.
- Bardzo przyjemnie, choć inaczej niż z kobietą - odparł.
Dzidka zabiła go wzrokiem, po czym teatralnie zemdlała. Jej koleżanki podniosły się z krzeseł.
- Ani chwili dłużej nie zniosę tego pedalstwa - oznajmiła jedna z nich. - Dziewczęta, wyprowadźcie Dzidkę. Idziemy. Wintermino, zostajesz zawieszona w prawach członka naszego kólka różańcowego.
Poprowadziły pod ręce slaniającą się ostentacyjnie Dzidkę, która w progu drżącą dłonią dała znak by się zatrzymać.
- Porządni ludzie - rzekła słabym głosem. - Porządni katolicy nie zadają się z takimi dewiantami z piekła rodem.
- Prawdę mówiąc, Wintuś - rzekł mąż siostry świeżo upieczonej pani Meryvil. - Dobrze, że te dewoty sobie poszły. Zupełnie przy nich glupiejesz. No, zdrówko państwa młodych i gorzko! Gorzko!
Gerald Meryvil bez namysłu i siarczyście ucałował nabzdyczoną, wściekłą twarz małżonki.

EineHexe

Część 268

Państwo młodzi przy akompaniamencie orkiestry opuścili przyjęcie zaraz po oczepinach.
Starsze towarzystwo opuściło przyjęcie, ludzie w grupkach przy stolach popijali trunki. Muzycy grali jakis smetny utwor do ktorego bujały się przytulone, calujace sie pary. Wsrod nich byl pan Kroeger i jego malzonka. Erik i Sabina pili razem z kilkoma mezczyznami, pani dyrektor ochoczo popijała z kielonka.
-Pani Sabciu! Jest pani zajebista! Hik!
- Moja żona jest najwspanialsza! Jej zdrowie!- ryknął Erik.
- Zdrowie żony Erika!- panowie stukneli się kieliszkami.
Wiedźma całowała Uwe, który masował dłońmi jej pośladki.
Klaudia, która po złapaniu welono beretu zapałała miłością do kelnera teraz macała go pod stołem.
Kilka godzin później słynna librecistka, dyrektorka, gwiazdor musicalu i kompozytor koślawo maszerowali przez krakowskie ulice.
- Przeżyj to sam! Nie zamieniaj serca w twardy głaaaazzzz!-śpiewał Uwe
- Wina, wina wina dajcie....
- A jak dacie to sie zabezpieczajcie!- dokonczyła Sabina
- Erik, hik twoja żona się nawaliła!- zachichotała Wiedźma opierając się o tors męża, ten zaś począł ja całować.
- Karmelku, nie pchaj jej łap pod sukienke po mnie zawstydzasz.- Sabina usiadła na chodniku, sciagajac wysokie szpilki.
- Dammerig! Ty sie odstosunkuj od mojego męza.
- NA weselu ci to nie przeszkadzało. - odpowiedziała hardo pani dyrektor.
- Bzycza muchy i komary, człowiek zaś jak chce se bzyknąc musi być do pary.- zaintonował mrocznym barytonem Erik.
- Własnie Kroegerki, bzykniecie sie w domku.- Sabina poczeła ciagnac meza do w strone taksowki.
Wiedźma z mozolem oderwala sie od swojego ksieciunia i powlokla si e do samochodu.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 269

Wnętrze teatru było ciemne, tylko nad tylnymi drzwiami paliło sie światło. Marta wyciągnęła klucze, ale zanim zdązyła wlożyć je do zamka, z ciemności za szybą wychynęła barczysta sylwetka Tytusa.
- Zapomniałaś czegoś? - zapytał, otwierając drzwi. Uśmiechnąl się się łobuzersko.
- Tak - westchnęła. - Całego stosu papierów i próbek tkanin na kostiumy. Chciałam je jeszcze przejrzeć.
Zamknął za nią drzwi i rozpłynąl się w mroku tak samo cicho jak się zjawił.
Marta wzięła grube tomiszcze z próbkami i dokumenty z gabinetu, zamknęła drzwi na klucz i wyszla na ciemny korytarz. W foyer zatrzymala się na chwilę, wydało jej się bowiem że z widowni dobiegał śpiew. Na palcach podeszła do drzwi prowadzących widownię i uchyliła je, wstrzymując oddech.
Na ciemnej, pustej scenie stał mężczyzna i mocnym, nieco rockowym tenorem, śpiewał piosenkę Szymona Zeloty z musicalu "Jesus Christ Superstar". Pani wicedyrektor stała z rozdziawionymi ustami zastanawiając się kim jest ten człowiek i dlaczego właściwie nie należy do zespołu aktorskiego Otchłani. Wytężając wzrok dojrzała na jego głowie bandanę i zrozumiała ze tajemniczym artystą jest Dominik Paciorkowski, ochroniarz.
Z wysiłkiem domknęła usta i dala krok w przód, w nie do końca sprecyzowanym celu. Tom z próbkami wymknął jej się z rąk i rąbnąl z hukiem na posadzkę. Dominik zamarl jak spłoszony królik, urywając w pól tonu, po czym ruszył gwałtownie i pomknął za kulisy.
Wesoła grupka imprezowiczów wysiadła z taksówki pod domem Dammerigów.
- Moooże pan jechać... - oznajmiła Wiedźma, machając ręką. - A sio! My sobie z księciuniem przejdziemy ten kawałeczek.
Sabina skupiła nieco mętny wzrok na Kroegerach, podczas gdy jej mąż usilowal trafić kluczem w dziurkę.
- A dojdziecie do domu? - zapytała. - Nawaleni jesteście oboje.
Uwe wypiął pierś bohatersko.
- Damy radę! - rzekł wznosząc w góre dłoń, gestem godnym kardynała Richelieu.
- Pewnie że damy - Wiedźma oplotła się wokoł męża niczym bluszcz. - Mój piękny księciunio mnie obroni, bo on jest najwspanialszy na świecie! - ucałowala usta Uwe z rozmachem. - Najsłodszy, najlepszy i w ogóle naaaaaj...!
Sabina skrzywiła się.
- Dammerig, idziemy! - oznajmiła stanowczo. - Mdło mi od tej słodyczy! I koniecznie musimy się pokłócić!
- Kooochanie - jęknął Erik. - Przyszymaj mi tę... dziurkę, bo ucieka.
Frank N. Furter w skorzanej minispodniczce wylonił się spośród drzew.
- Frannnnuuuuś! - zapiszczała Wiedźma, szeroko rozkładając ramiona. - Ty bestio seksowna, ty, świetnie wyglądasz w tej kiecce!
Furter uśmiechnął się z aprobatą.
- Dziękuję - rzekł. Popatrzył na zawiane towarzystwo i zasępił się. Klucz w dłoni Sabiny omsknął się po metalowej obudowie zamka i łupnął w drewno z głuchym odgłosem.
- Psia-kość! - oznajmiła pani dyrektor śpiewnie.
- Fhrranek, a co ty tu własciwie robisz? - Uwe zmarszczył brew.
- Ach, Hajduś ma kłopoty - mruknął Furter. - Ale widzę ze to niedobry moment... Może jutro...
- Może lepiej - rzekła Wiedźma z pijacką powagą. - Franiu, kocham twoje nogi w pończochach. Są prawie tak cudne jak nogi Uwe. A on ma najcudniejsze nogi w galaktyce.
- Ona mnie kocha - wyjasnił Uwe, tkliwie patrząc na kołyszącą się małżonkę.
Sabina oderwała się od zamka i udała że wymiotuje.
- Franula, wal jutro jak w dym - Erik klepnąl Furtera potężnie w łopatkę. Frank zatoczyl się i wylądował w ramionach Uwe.
- Tyyyy! - ryknęła Wiedźma. - Zostaw mojego złotowłosego, bo kudły powyrywam!
Sabina zdzieliła ją torebką w ucho.
- Dzieci śpią, nie drzyj mordy! - syknęła.
Frank pospiesznie odsunąl się od Uwe, poprawiając na sobie odzież.
- Szszepraszam - powiedziała Wiedźma.
- To był tylko wypadek - rzekł z godnością jej mąż. - Przecież ja bym cię nie zdradził, moja ty najsłodsza...
- Szszepraszam, Frrraniu. Uwe, idziemy.
Trzymając się za ręce i halsując w pół nieistniejącego wiatru Kroegerowie potoczyli się w stronę swego domu. Furter westchnął rozdzierajaco.
- Będę jutro rano w teatrze, tylko nie klinujcie, błagam - rzekł nieco żałośnie, wykrzywiając umalowane usteczka w smutną podkówkę.
Dammerigowie pomachali mu, zamykając za sobą drzwi.

EineHexe

Rodzial 270

Niedziela upłynęła Dammerigom pod znakiem kaca giganta. Sabina wytrenowana przez studiowanie krakowskie wstała w miare wybudzona. Erik zwlókł się z łóżka z niajkimi problemami. Wiedźma cały dzień chodziła wkurwiona a Uwe spał chrapiąc donośnie.
W poniedzialek podniecona Marta wpadła do gabinetu Sabiny, która rozmawiała właśnie przez telefon ze swoja starsza siostrą, dyrektorka jednego z banków.
Gdy skonczyła, wypiła potężny łyk kawy, po czym spojrzała na lekko juz zaokraglona zastepczynie.
-Sabina! Nie uwierzysz co się wczoraj stało!- krzyknęła Marta wpychajac do ust czekoladowego cukierka.
- Slucham?
- Ten nowy ochroniarz, Dominik Paciorkowski, on cudnie śpiewa!
- A skad ty to wiesz, zajelas sie castingiem?- zapytala pani Dammerig.
- W sobote przyszlam po papiery i stal na scenie spiewajac piosenke Szymona Zeloty z Jesus Christ Superstar.- wicedyrektorka relacjonowala przebieg owego wieczoru.
- Sprawdzimy to.- powiedziala jej szefowa. Telefon wewnetrzny zadzwonil, Sabina nacisnela guzik interkomu.
- Pani dyrektor, przyszla pani Furter.- oznajmila Aurelia Zollner.
- Tak wprowadz ją.
- Co Franek chce od ciebie?- zapytala zaciekawiona Marta.
- Nie wiem spotkalismy go po weselu Winterminy, ale wiesz.- zrobila wymowna minę.
- Tak, wiem, wiem...-zasmiala sie pani Bohuniewicz.- Slyszelismy od samej zainteresowanej. Przed podroza poslubna przyszla nas zawiadomic o waszym skandalicznym zachowaniu.
- Rozkrecilismy jej imprezke. Niech nie gledzi.- zirytowala sie Sabina. W tym momencie do pomieszczenia wsunal sie Frank. Mial na sobie letnia sukienke bez ramiaczek i wysokie buty na koturnie.
- No, no Franek wygladasz bosko.- zasmiala sie Marta.- Zostawiam was, musze pogadac z ksiegowym.- pozegnawszy sie z Furterem i przelozona pani Bohuniewska poszla do siebie.
- No co tam?- zapytala Sabina
- Nie zgadniesz. Ten sukinkot, Sledz weszy wokol sprawy Jemimy Sims. Zostal przeniesiony na komisariat w Kobylnikach Malych i teraz czuje sie w obowiazku zemscic sie na Hajduczku. Napisal anonim do towarzystwa lekarzy, ze Hajduczek nie ma uprawnien i siada na nas.
- A to cham!Ale poczekaj Kroegerowa ma znajomosci no i nasza kolezanka Ortega- Butla cos pomoze. Nie beda nam Hajduczka zamykac w pudle.- zakrzyknela Sabina.
- Racja Honney! Sorki bejbe ale muszę iść bo wiesz że ta zadra może mieć tutaj wtyki. A i ten twoj lowelas Lampert, zostal komisarzem.- zaswiergotal Franek poprawiajac make up.
- Zwisa mi to i powiewa. Niech zostanie generalem, byle trzymal sie ode mnie z daleka.
- Kpisz? On cie kocha i zrobi wszystko zebys rzucila Erika. Chociaz lubie Erysia, bo ma boskie cialko to wiesz Adaś tez nie jest najgorszy.
- Dobra, dobra. Idz jeszcze do Wiedzmy bo nie przezyje ze go nie odwiedziles. A o Hajduczka nie sie martw. Zalatwimy sprawe na tip top.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 271

Na wiejskiej drodze, tuż obok tablicy z napisem "Kobylniki Małe" drzemal sobie strudzony obywatel. Nogi w obszarpanych, brudnych dżinsach rozrzucił szeroko na asfalcie, a do obleczonej w poplamioną kraciastą flanelę piersi przytulił mocno kierownicę zdezelowanego roweru marki ukraina. Nieopodal leżała porzucona butelka po "Łzie sołtysa". Z szyjki wyciekała cieniutka strużka cieczy, znacząc ciemniejszą linią szarą nawierzchnię drogi. Z zabudowań nieopodal nioslo się poszczekiwanie psów, a gdzieś na wsi ryczała krowa.
Starowinka w kwiaciastej chustce na głowie przedreptała zarośniętym poboczem, patrząc z wyraźnym dyzgustem na śpiącego. Po kilkudziesięciu krokach przystanęła, obejrzala się i mlasneła gniewnie zapadniętymi ustami.
Za ladą miejscowego sklepu spożywczo-przemysłowego królowala rumiana dziewczyna o bujnych kształtach opiętych ściśle granatowym nylonowym fartuszkiem. Na widok wchodzącej do sklepu babuleńki odlożyla krzyżówkę, wstrząsnęła burzą żółtoblond włosów i westchnęła rozdzierająco.
- Co dla pani, pani Narzyńska?- zapytala głośno.
- Kostkie smalcu - powiedziała staruszka. - I dwa pomidorki ale żeby dojrzałe byli.
Poprawiła chustkę i rozejrzala się po sklepie, tymczasem ekspedientka wybierała pomidory.
- Pani zadzwoni po milicje - rzekła babuleńka. - Barciak zechlany na soszy śpi, jeszcze ktuś go przejadzie.
Ekspedientka wzruszyła ramionami i wyłowiła smalec z lady chłodniczej.
- A co mi do tego? Mam na tego pijaka kasę marnować? - zapytała wzgardliwie. - Coś jeszcze?
- Pani zadzwoni! - uparła się Narzyńska. - Nieszczeście jakie bedzie!
Dziewczyna wywrocila oczami, po czym wyjęla z kieszeni fartuszka różową komórkę.
Posterunkowy Śledź, starając się nie sapać za głośno, pedałował na swym służbowym rowerze przez wieś. Kogut zamocowany na długim drązku, kiwał mu się za plecami w rytm podskoków pojazdu na dziurach i nierównościach.
- Cho-ler-na Dam-me-rig! - wystękał Śledź przez zęby. - I pier-do-lo-ne dok.... Ugh! Torki!
Zjechał na parking przed sklepem. Stojąca w drzwiach ekspedientka machnęła niecierpliwie ręką.
- Tam, pod tablicą! - powiedziała, wskazując palcem.
Śledź zacisnął zęby i wrócił na szosę.
Barciak z początku obojętny jak głaz, potem doznał nagłego acz niekompletnego przebłysku świadomości i nabrał wielkiej ochoty na amory.
- Chchchoźźź do mnie... moja dupeńńńko - wybełkotal, odgarniajac zamaszystym ruchem ramienia rower i zarzucajac druga rekę na szyję policjanta. - Sssrobię siii dop... Hiik! Dopsze!
Schwytany w żelazny uścisk Śledź znalazl się znienacka w niewygodnie intymnej bliskości z pijaczyną.
- Puszczaj! - ryknąl, wyrywając się. - Posadze cię za napaść na funkcjonariusza!
Barciak obdarzyl go czułym spojrzeniem przekrwionych i zamglonych oczu.
- Tylko się tak draszszszniszsz, ty... - oznajmił, siadając i tuląc Śledzia do łona. Posterunkowy wstrzymał oddech, bowiem higiena osobista nie zaliczala się do atutów jego niespodziewanego wielbiciela.
- Choźźź na siano - zaproponował Barciak. - Małe bara bara riki tiki tak!
Śledź szarpnął się rozpaczliwie. Jego adorator rzucił go bezceremonialnie na drogę i nachylił się wydymając zaślinione usta.
- Ratunkuuuu! - wrzasnął posterunkowy. - On chce mnie pocałować!!! Wezwijcie wsparcie!!! Na pomoooooc!!!
Zionące wysokoprocentową atmosferą usta Barciaka nieubłaganie zbliżaly się ku wargom Śledzia. Policjant zamknął oczy i przygotowal się na najgorsze gdy tuż obok z cichym pomrukiem zatrzymał się samochód.
Trzasnęły zamykane drzwiczki, Barciak odfrunął nagle do rowu, rymnął głową w znak drogowy i osunął się z głupawym uśmiechem. Śledź otworzył oczy. Nad nim stał elegancki mężczyzna w czarnym garniturze, wsparty nonszalancko o maskę czarnego, lśniącego i luksusowego samochodu.
- Pan komisarz Śledź? - zapytał miękkim, jakby sennym głosem. - Szukał mnie pan podobno.
Śledź zerwał się z asfaltu i rzucił ku nieznajomemu.

EineHexe

Rozdzial 271

Juz tylko kilka dni, dzielilo krakowski teatr Otchlan od premiery najnowszego dziala. Gwiazdy i tworcy spedzali w nim cale dnie a niekiedy nawet noce, aby wszystko wyszlo perfekcyjnie.
Mate poirytowany pil siodma kawe, podczas gdy skupiona Wiedzma notowala cos w obszernym kajecie. Orkiestra rozpoczela wstep na scene weszla Sabina w dlugiej granatowej sukni. Obok niej stal Uwe, ubrany stosownie do wymogow epoki w ktorej rozgrywala sie akcja.
Za kulisami Thomas w ciemnym stroju i Aga w krwistoczerwone sukni oddawali sie z ozywieniem rozmowie. Grzes bawil zartami Marte, ktora smiala sie wesolo okraglutka jak pileczka.
- No i mowi...po winie dupa piecze...- nie dokonczyl zartu.
Na sale w asyscie siedmiu ochroniarzy wpadla niejaka London Tipton.
Byla to corka i spadkobierczyni fortuny hotelarskiej. Bawila wlasnie we Wiedniu, gdy byl tam Thomas Borchert. Stwierdzila ze w tym ciemnogrodzie, jak ocenila Polske sa bardzo przystojne ciasteczka.
- Witam.- usmiechnela sie rozsiadajac sie kolo Erika, ktory notowal cos na partyturze. Wiedzma siedzaca obok kompozytora, zmierzyla ja zniesmaczonym wzrokiem.
- Dzien dobry pani.- odpowiedzial Erik uprzejmie jak zawsze.
- Szukam Thomasa, gdzie go moge znalesc?- zaswiergotala London.
- Pan Borchert,zaraz bedzie mial probe. Teraz sie przygotowuje za kulisami.- oznajmila lodowato Wiedzma.
Panna Tipton, nie raczyla spojrzec na librecistke. Przysunela sie do Erika tak ze poczul mdly zapach firmowanych jej nazwiskiem perfum.
- Prosze mu przekazac, ze London Tipton go szukala. Bede na niego czegac w Tipton Pallace.- usmiechnela sie jak lalka barbie i podala mu rozowy karteluszek.
Wiedzma zmarszczyla nos, podobnie zrobil Dammerig.
- Co, to to bylo?- zapytala zagladajac na napisane brylancikami nazwisko.
- A co tu robila ta dziedziczka z Ameryki?- zapytala sie MArta wychodzac zza kulis.
- Szukala Thomasa, nie mam pojecia skad go zna.- odpowiedzial Erik.
- Zeby sie Aga nie dowiedziala, bo im zrobi taki burdel.- zachichotala Wiedzma.
Sabina okrecila sie wokol Uwe, po czym potknea sie o koronke i wylozyla jak dluga na ziemii.
- Nosz do do stu piorunow! - huknela, podniesiona przez partnera scenicznego. - Jestem glodna, koniec proby!- podwinela spodnice sukni i wyszla do bufetu. Ku jej zaskoczeniu librecistka siedziala przy stole i palaszowala tort czekoladowy.
- Jest jeszcze?- zapytala patrzac na przysmak lakomym wzrokiem.
- Jest a co tesz buys zaadla?- zapytala pani Kroeger z pelnymi ustami.
- No jasne, o niczym innym nie marze. I jeszcze o pieczonych ziemniaczkach i cacykach.- rozmazyla sie pani Dammerig.
- Tak i o soczystych brzoskwiniach i sledziku.- dodala Wiedzma.
Bufetowa patrzyla na obie kobiety z przerazeniem.

Sabcia

Rozdzial u gory to rozdzial 272, mala pomylka :):)

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 273

Pusta butelka po wódce opisała łuk i roztrzaskała się o ścianę, o włos mijając oprawny w szkło dyplom doktora Żekilskiego.
- To skurwysyn! - ryczał Hajduk, powiewając połami rozpiętej koszuli. - Zajebię tego glinę, utnę mu ten pierdolony łeb! Łyżką!!!
- Ale... Hajduś, skarbie, czemu łyżką? - Furter zatrzepotał palcami i rzęsami.
Wściekłe spojrzenie błękitnych, nabiegłych krwią oczu spoczęło na Franku.
- Po to, wyskrobku niedojebany, żeby go bardziej bolało - rzekł Hajduk jadowicie. - Przez ten zasrany donos nie wpuszczą mnie do szpitala, do laboratorium Żekilskiego. A nie mogę się w niego przemorfować , bo nie mam składników do tego gównianego eliksiru!
Furter zagryzł umalowane wargi.
- Będzie gorzej, złotko - powiedział. - Dzwonili nasi dostawcy leków i chemikaliów. Zerwali wspólpracę, wszyscy jak jeden.
Hajduk ryknął niczym zwierz i rąbnął krzesłem o ścianę, roztrzaskując je w drzazgi. Minął Furtera bez slowa, podszedł do szafy i wyciągnął z niej butelkę wódki, trzy czwarte litra. Odkręcił i chlapnąl sobie rzetelnie z gwinta.
- Idę po kefirek - rzekł Furter, biorac torebkę. - Przyda ci się jutro.
- Nie trudź się, nie będę trzeźwiał przez najbliższy tydzień. Albo i dwa - Hajduk przeczesał palcami włosy.

EineHexe

Czesc 274

Wiedźma przebudziła się w dzień premiery z dziwnym przeczuciem. Uwe lezał rozłożony na łóżku pochrapujac przez sen. Dzieci jeszcze spały gdy schodziła na dół zrobić sobie kawę. Wlewała właśnie mleko do wysokiego kubka z podobizna prosiaczka, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Sabina? Jest siódma rano, co ty tu robisz?- zapytała patrząc spod zaspanych powiek na przyjaciółkę.
- Wiedźmo...-zaczęła płaczliwie pani Dammerig. Librecistka wyczuła w tonie koleżanki znajome dźwieki przerażenia.
- Jesteś w ciąży!- zakomunikowała
- Nie wiem, od wyjazdu do Monte Carlo nie miałam okresu. Matko Bosko kochano, co ja teraz zrobie? Co zrobi Erik?- spanikowała Sabina
- Na pewno? Przeciez mówilas, ze jak Gabrys sie urodzil mialas nieregularny. Wzielas tabletki? Zabezpieczyliscie sie?- pani Kroeger robila wywiad srodowiskowy.
- No brałam tabletki! Nastepne dziecko?! Jezusie...- jeczala pani dyrektor.
- Trudno nie panikuj, dzisiaj premiera. Jutro sprawdzimy ale teraz ani pary z geby.
- Latwo ci mowic to nie ty jestes w takiej sytuacji...
- Do jasnej ciasnej anielicy! Przeciez urodzilam dwojke dzieci, wiec sie nie porownuj.
- Dobra, dobra. Ale do Gustawa Doma pojdziesz razem ze mna!
- Dobrze, napij sie inki, dobrze ci zrobi.
- Inki? Ja chce espresso...
- Oł noł! Jak jestes w blogoslawionym stanie, nie wolno ci pic kawy.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Premiera zakończyła się, rzecz jasna, oszałamiającym sukcesem. Teatr pękał w szwach, aktorów nagrodzono owacją na stojąco i orgią kwiatów. Sabinę ledwo było spod bukietów widać, Uwe natomiast został uhonorowany największym bukietem przez swoją fankę numer jeden, czyli Wiedźmę, siedzącą jak zwykle w loży numer pięć. Borchert za to dostał wiązankę orchidei z wetkniętymi w środek stringami i bilecikiem panny Tipton, która wraz z koleżankami zasiadała w jednym z pierwszych rzędów.
Oleander spojrzał na obficie zastawiony stól szwedzki w sali balowej Otchlani, przygotowanej już do afterparty.
- Mogę spróbować tego węgorzyka w galarecie? - zaskomlał żałośnie. - Tylko odrobinkę!
Zastępująca Rzepową pani Jola, kobieta o posturze armaty, z wąsem jakiego pozazdrosciłby niejeden licealista, spojrzała na niego srogo.
- Odrobinkę, akurat! - huknęła basem. - Znają cię! Wszystko byś zeżarł, ty... studnio bezdenna! Jazda mi stąd!
Dawid przełknął gorzką łzę, obrzucajac bufet ostatnim, przesyconym tragizmem, spojrzeniem.
- Och, Kudełku - jęknął cicho, wychodząc. - Ty mi pozwalałeś jeść do woli... Jak ja za tobą tęsknię!
Wśród blasków fleszy na salę wchodzili goście i aktorzy. Szybko odpracowano część oficjalną, po czym rozpoczeła się zabawa.
Wiedźma i Sabina spotkały się przy bufecie. Pani Kroeger zagryzała właśnie sernik czarnymi oliwkami, dyrektorka zaś degustowała połączenie wędzonego łososia z musem czekoladowym.
Sabina rzuciła okiem na talerzyk librecistki.
- Czy ty aby... - zaczęła. - Czy ty też nie powinnas odwiedzic lekarza?
- Co? - Wiedźma nie zrozumiała. - Dlaczego?
Znaczące spojrzenie Sabiny skierowało się na talerzyk pisarki.
- A! - Wiedźmę oświeciło. - Nie, ja brałam tabletki... chyba...
Librecistka zasępiła się.
London Tipton odziana w różową suknię i ostentacyjnie brylantowy naszyjnik podeszła do Thomasa Borcherta, ostentacyjnie kołysząc biodrami. Otaksowała aprobującym spojrzeniem jego szerokie ramiona, wąskie biodra, dlugie nogi i przystojną twarz.
- Jest pan cudowny - rzekła, nachylając ku niemu dekolt. - Tak... męski.
- Dziękuję - rzekł Thomas z rezerwą.
Rudowłosa, piegowata pannica w odwaznie wyciętej czarnej sukni podeszła do nich, pociągając martini z kieliszka.
- London, co my tu mamy robić? - spytała z niechęcią.
- Zajmij się sobą, Lorray - odparła panna Tipton. - Nie widzisz ile tu mięska chodzi? Mae-Catty i Alley już coś upolowały.
Istotnie, dwie drobniutkie, wychudzone pannice, z czarnym, rozmazanym makijażem, podkreślającym ich wielkie oczy, zaatakowały śmiało Jakuba i Erika.
Ruda prychnęła i rozejrzała się po sali, Paris zaś wpila spojrzenie w Thomasa.
- A może tak... - zamruczała, wodząc utipsowionym palcem wokół górnego guzika jego koszuli. - Może byśmy sie wymknęli stąd? Możemy to zrobić w limuzynie, kanapa jest taka wygodna...
Thomas spojrzał na odęte usteczka dziedziczki milionowej fortuny i stłumił chichot.
- Przykro mi, ale jestem żonaty - odparł.
- A w czym to przeszkadza? - panna Tipton wybuchnęła perlistym śmiechem. - Jesteś nawet bardziej sexy z tą obrączką.
- Dla mnie to jednak ma znaczenie - odparł Thomas, odsuwając się. - Pani wybaczy...
Tymczasem Lorray dryfowała przez salę, rozglądajac się dookoła. Przechodząc koło podwyższenia z mikrofonem trąciła kogoś ramieniem.
- O, przepraszam - powiedział jasnowłosy mężczyzna. Ruda podniosła głowę i ujrzała parę oczu o cudownej szaroniebieskiej barwie.
- To ja przepraszam - odparła, czując jak grają w niej hormony. Facecik może nie był przesadnie wysoki, ale za to barczysty, muskularny i nader urodziwy. - Nazywam się Lorray Hohan. A pan..?
Uwe uśmiechnął się, starannie kryjąc irytację.
- Uwe Kroeger - odparł.
- Rany, pan przecież dostał Oskara! - Lorray położyła rączkę na gorsie Uwe. - Jest pan słodziutki.
Na poły rozdrażniona, na poły rozbawiona Aga dobiła do librecistki i dyrektorki, nadal siejących spustoszenie wśród przekąsek.
- Czy wy widzicie co się tu wyrabia? - zapytała. - Ta lalka barbie przykleiła się do Thomasa i ciągnie się za nim jak guma do żucia. A jej koleżanki oblazły resztę chłopaków.
Panie uniosły oczy znad talerzy i skontrolowały sytuację na sali. Istotnie, London wytrwale ścigała Borcherta, ruda, niby to przypadkiem prezentowala Uwe swe udo i krocze w rozcięciu sukni, a May-Catty i Alley zwisały z Jakuba i Erika.
- Dziewczyny! - Iwetta, zataczając się od śmiechu dobiła do damskiej grupki. - Ta mała, May-Catty Kelso, właśnie namawia Kubę żeby mnie rzucił.
Panie wybuchnęły zgodnym śmiechem.
- Poważnie? - zapytała Sabina. - Biedne, bezmózgie dziecko.
- Dzieci - skorygowała Wiedźma. - Dolicz jej siostrę bliźniaczkę, uczepioną rękawa twojego męża, Hohan, napastującą Uwe i pannę Landrynkę Tipton, przed którą biedny Tomaszek umyka po całej sali.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

To była, oczywiście, część 275.

EineHexe

Rozdział 276

Frank N Furter w czarnej ołówkowej spódnicy i czerwonych czółenkach, przemierzał korytarz jednego z krakowskich komisariatów, odprowadzany przez spojrzenia policjantów.
Stanął przed drzwiami z napisem A. Lampert- Komisarz.
- Wejść!- odezwał się męski głos zza drzwi. Frank z gracją i lekkością gwiazdy filmowej zasiadł przed Lampertem.
- Panie komisarzu. Chcialabym zobaczyć się z panem Hajdukiem.
- Niestety jest to niemożliwe w mieszkaniu pana Hajduka znaleziono podejrzane specyfiki. Do czasu wyjasnienia pozostanie w areszcie.
Frank wyszedł na korytarz, po czym otworzył najnowszy model telefonu komórkowego.
- Sabusia? Skarbenku, Hajduczek jest w pace! Zamknał go twój Lampercik, musisz mi podać numer do mecenasa Korzeckiego. Tak, mam przyjsc do was wieczorem. Dobrze sloneczko,bede. Ciao!
Sabina odłozyła telefon, siedziała właśnie w poczekalni prywatnego gabinetu doktora Gustawa Dom.
- Pani Dammerig! - glos recepcjonistki wezwał Sabine do srodka.
- Witam pania dyrektor. Prosze usiasc, mam pani wyniki i musze powiedziec ze ma sie pani czym martwic. Pani mezus okazal sie jurny jak mlody byk.
- Slucham?- zapytala zszokowana kobieta.
- Jest pani w ciąży. To szósty tydzien, nie domyslila sie pani?- poloznik popatrzyl z politowaniem na bladą twarz Sabiny.
- Ale..ja..brałam tabletki.
- Przechodziła pani może grypę? Brała antybiotki?
- Miałam anginę.
- No to ma pani odpowiedź.- uśmiechnał sie Dom. - Termin porodu wyznaczam na 19 marca. Proszę przyjsc za miesiac i zrealizowac ta recepte.
- Dziękuje.- Sabina jak w amoku, zabrala recepte i nie wiedzac co robi pojechala do domu.
Z salonu dobiegały odglosy zabawy. Erik lezal na dywanie na jego klatce piersiowej siedzial usmiechniety Gabrys a Samek wydawal indianskie odglosy.
- Czesc kochanie.- Erik wstal z mlodszym synkiem w ramionach, po czym wkladajac go do wozka ucalowal zone.
- Mama!- Samek rzucil sie do calusow.- Tata byl upolowany, jestem idnianerem!
- Indianinem synku.- poprawil go ojciec.Sabina patrzyla na swoich chlopakow z rozczuleniem.
- Kochanie co ci jest?- zapytal malzonek
- Jestem w ciazy!- wypalila
- Ciąży!- Erik stanal jak wryty.- Jak?
- Erik chyba nie muszę ci mowic jak.- powiedziala placzliwie Sabina.
- Blagam cie, tylko nie rob mi powtorki z przed dwoch lat.- przytulil jka do siebie.- Ciesze sie moje kochanie, to na pewno bedzie coreczka.- usmiechnal sie.
- Naprawde sie cieszysz?- zapytala
- Nawet nie pytaj.- pocalowal ja.
- Tata, nie caluj mamusi. To jest be, mnie Andzia tez kciala pocalowac.- Samek zrobil zniesmaczona minke.
- Nie chciales syneczku?- zapytala Sabina, powstrzymujac sie od smiechu.
- Nie! Ja sie ozenie z Pijką, to jes moja dziewczyna!- powiedzial powaznie Samek.
- Syneczku, za kilka miesiecy w domu bedzie dzidzius. Co bys chcial?- zapytal tata.
- Siostrzyczke, bendem sie nia opiekowal.- usmiechnal sie Samek, po czym pobiegl do swojego pokoiku.
Kilka godzin pozniej lezac na lozku Sabinie przypomniala sie rozmowa z Furterem
- Erik..
- Tak skarbie?- zamruczal przez sen.
- Zapomnialam ci powiedziec. Lampert przymknal Hajduczka, dzwonilam do Korzeckiego. Ale z tego co mi wiadomo Lampert nie chce wypuscic go za kaucja, Wiedzma chciala zaplacic. Moge jutro do niego jechac?-zapytala
- Dobrze, ale jak zacznie sie do ciebie przystawiac to...- jego oczy zalsnily szmaragdowym blaskiem.
- To go zdziele.- pocalowala go z czuloscia, po czym oboje zasneli.