Tytuł posta miał brzmieć "Krew i odchody", ale postanowiłem dać coś bardziej chwytliwego ponad reprezentatywny nagłówek. Jednak wspominam o tym, bo to jest główna tematyka żartów wokół których kręcą się "Turyści". Głównymi bohaterami jest para podróżników, jeżdżąca po kraju i zabijająca ludzi. Między kolejnymi trupami muszą strzelić sobie dowcipem "może by tak urozmaicić życie seksualne wypróżnianiem się na siebie?". Jak już nic nie mówią to reżyser nie może sobie odpuścić możliwości skadrowania psich odchodów. To co piszę jest obrzydliwe, ale jeśli nie bardzo chce wam się czytać takich rzeczy, to tym bardziej będziecie woleli ominąć ten film.
Owszem jeśli ktoś lubi czarny humor, to tutaj znajdzie taki czarny jak smoła. Tyle tylko, że równocześnie drętwy i wymuszony, bo można się śmiać z zabijania zwierząt, ekskrementów, perwersyjnego seksu i pokiereszowanych ciał, tylko jeśli żarty mają jakiś kontekst, a tu one są tylko groteskowym przedstawieniem odrzucających scen. Sąsiadują z nimi jakieś szalone ujęcia "plastikowego namiotu dżdżownicy" i jeszcze dziwniejsze kłótnie damsko męskie.
Gdyby szukać jasnej strony filmu, można taką znaleźć, choćby wśród walorów turystycznych i w zakończeniu. Tyle tylko, że nie wiem czy opłaca się brnąć dla nich w tak amatorską produkcję. Tu zły jest bowiem nie tylko scenariusz, ale również sposób kręcenia scen, których nijak nie dało się zlepić w montażu co widać. Tak więc, raczej odradzam.
Czy ja wiem... a mi się to podobało. Oczekiwanie ostrej czarnej komedii może nieco popsuć odbiór, bo to jest bardziej dziwne, niż zabawne. Ja tego nie odbieram, jako wymuszonych żartów, po prostu wydaje mi się, że ten film nie do końca miał być śmieszny. Mnie z jednej strony fascynował, z drugiej - przerażał, wprowadził pewien dyskomfort. Zacytowane przez Ciebie żarty wydają mi się złym przykładem, bo ja w ogóle kupy i tekstu o kupie nie zapamiętałem, więcej tego chyba nie było... (?)
Wizualnie mi się to bardzo podobało i nie dostrzegłem błędów montażowych, ale to nie znaczy, że ich nie było. Jednak amatorką bym tego nie nazwał.
Tak czy siak mój odbiór filmu był zupełnie inny, o czym napisałem w oddzielnym komentarzu. Btw. polecam "KIll list" tego reżysera, flm również dziwaczny, ale nie pozuje na czarną komedię.
Z tego co pamiętam słowo "kupa" musiało się przynajmniej co jakiś czas pojawić. Nawet jeśli w kilogramach nie było go za wiele to stanowiło swego rodzaju refren tego utworu.
Ale dziwne to było na pewno. Kurde, namiot-dżownica do teraz pojawia mi się przed oczyma, mimo że nie pamiętam wyglądu głównych bohaterów. Tyle tylko że jakoś te dziwactwa mnie odrzuciły realizacją (z tego co pamiętam nie ma tu ciągłości przyczynowo skutkowej kadrów, jest chyba kręcone z ręki [tego nie pamiętam na pewno], muzyka zdaje się też niespecjalnie koresponduje z tym co widzimy) oraz w gruncie rzeczy taśmowym scenariuszem (ot, jeżdżą i zabijają). Choć zapomniałem wspomnieć o walorach turystycznych, bo można zobaczyć trochę Anglii w tym filmie :D One zdecydowanie na plus.
W tym taśmowym scenariuszu, wałkowanym wielokrotnie, urzekło mnie wplecenie autentycznych problemów, jakie w związku mogą wystąpić. Dla mnie ta laska odegrała to wiarygodnie i wręcz poruszająco, co w kontekście hobby jej bohaterki, było dość niepokojące :) Btw. z podobnej tematyki warto sprawdzić "Alleluia" Du Welza, w zupełnie innym klimacie.
kurcze, oglądałam film przed chwilą i nie znalazłam tam żadnych nielogiczności, a żarty o kupie jakoś też nie wysuwały się na pierwszy plan.. zresztą - ja w ogóle tego nie odebrałam jako próbę żartowania, a raczej coś, o czym było chyba wspomniane w recenzji na filmwebie - że film ma pozorować na "normalny", że często takie osoby można spotkać.. dla mnie ten aspekt - pomieszanie realizmu (np: całkiem prawdopodobne psychologicznie problemy w związku) z "hobby" głównych bohaterów dał niespotykany efekt, muszę chyba zobaczyć coś jeszcze tego reżysera...