Cudowny, czuły film, który sprawia, że czujesz się członkiem meksykańskiej familii.
Po pierwsze, wspaniale pokazuje relacje człowieka ze zwierzętami - są blisko nas, na wyciągnięcie ręki i także one są częścią domu. Wie o tym główna bohaterka, która te symbole, totemy spotyka tak jakby poprzez nie przedstawiała różne, mityczne cechy rodziny. No i jeszcze ten wspaniały obraz, gdy ojciec uświadamia ją, że nie wszystko co kochamy możemy mieć blisko siebie, czasami jesteśmy zmuszeni obserwować to z oddali. To była piękna, poruszająca, nieziemsko mądra scena.
Po drugie - film przepełniony jest Meksykiem, wychodzimy z bańki europejskiej kultury i mamy małą podróż ukazującą inne postrzeganie świata. Czas jest spiralą zataczającą kręgi - o tak, proszę mi więcej takich mądrości sprzedawać. Przyjęcie, które jest jednocześnie przedstawieniem, ale w naprawdę dobrym tego słowa znaczeniu - nie przybieramy pozerskich ról, ale z pogodą ducha przyglądamy się poglądom innych lub oglądamy ich show. Cudownie odczarowuje płytkość spotkań rodzinnych.
No i w końcu - hiszpański latynoski. Jak oni się pięknie do tych dzieci zwracali. Ile tam było cierpliwości, miłości. Carinio! Dopełniło to całkowicie ten piękny obrazek.