Interstellar ma strukturę matrioszki, dzięki zagnieżdżeniu jednej rzeczywistości w drugiej, w trzeciej itd.
Interstellar wydłuża jedną linię czasową względem drugiej - "jeden dzień na tej planecie to jak okres od dzisiaj do wydania Steampunka 2077", czy jakoś tak.
W Tenecie czas staje się głównym/jedynym bohaterem. Film jest w zasadzie bardzo ładną i szybką odpowiedzią na "a co jeśli". Skomplikowaną, to fakt. Jeśli w pierwszym kwadransie filmu pojawia się brzydkie słowo "entropia" to wiedz, że coś się dzieje. I że film nie będzie miał wysokich not u krytyków, bo prędzej to pojęcie słyszeli na wybitnym albumie Muse "2nd Law" (drugie prawo termodynamiki, rzecz jasna), niż na fizyce. Koncepcja "cofania się do tyłu" jest piękna sama w sobie, wszystkie sekwencje z tym związane wywołują szczękoopad i rozkminy.
Dziury w scenariuszu pewnie się znajdą. Ale trzeba przyznać, że Nolan przynajmniej szuka odpowiedzi na pytania, których świat filmu, świat antropocentryczny, na ogół nie potrafiłby w ogóle zadać.
Przy okazji - ten wihajster do zmieniania kierunku czasu, to ma więcej sensu niż Delorean i "skoki w czasie". Wszechświat w każdej chwili się rozszerza, planety krążą, Ziemia się obraca. Delorean po skoku w czasie nie wyląduje w Hill Valley, tylko gdzieś w przestrzeni międzygwiezdnej. Albo w jądrze Jowisza... A to wahadło z grubsza jest w tym samym miejscu, co przed obrotem. Sprytne.
Mocne 8/10.
Zgadzam się Nolan przekazuje często wartości których nie sposób zrozumieć od razu. Film trzeba obejrzeć kilka razy tak jak w sumie kazdy jego film, nie robi lekkiego kina w którym efekty specjalne grają pierwsza rolę. Też się zgodzę że w scenariuszu można by zrobić poprawki. Ale, to co robi z każdym filmem jest jak ładowanie baterii, nabiera mocy. Uwielbiam Nolana I jego kino jako jeden z niewielu porusza tematy które po pierwsze nie są oklepane , a po drugie trzeba się trochę zastanowić.