Dwanaście lat temu Lars von Trier wywołał na festiwalu w Cannes skandal, twierdząc, że rozumie Hitlera. Jeśli Jonathan Glazer wziął lekcje z tamtych wydarzeń, z pewnością będzie uważał na słowa podczas konferencji prasowych związanych z jego najnowszym filmem Strefa interesów, będącym próbą pokazania czasów II wojny światowej z perspektywy rodziny prominentnego nazisty Rudolfa Hössa, pełniącego funkcję komendanta obozu zagłady w Oświęcimiu.
Gdyby pozbawić film Glazera wątku wojennego, moglibyśmy traktować go jako lekką obyczajową historię o rodzinie, która ze względu na zmianę miejsca pracy ojca, będzie musiała opuścić swój ukochany dom. Kolejne sceny pokazują wszak wyraźnie, że Hössowie doskonale radzą sobie w Oświęcimiu. Rodzina mieszka w dużym domu z dostępną na każde życzenie służbą, wolne weekendy spędza kąpiąc się nad pobliską rzeką, a nawożone popiołem z krematorium kwiaty pięknie obrastają ich ogród. W takiej sielance nawet dzielenie działki z murami obozu koncentracyjnego nie wydaje się problemem. Owszem, czasami w nocy słychać krzyki, odgłosy wystrzałów czy widać buchający z kominów krematoriów ogień, ale można się do tego przyzwyczaić jak do głośnego sąsiada z klatki w jednym z bloków wymarzonego, strzeżonego osiedla.
Glazer pokazuje nam życie prominentnej niemieckiej rodziny ze spokojem. Nie znajdziemy tu emocjonalnych szantaży rodem z dzielącego tę samą tematykę Chłopca w pasiastej piżamie; dużo bliższym skojarzeniem może być Ostateczne rozwiązanie Franka Piersona, w którym zgromadzeni w Wannsee naziści rozmawiają o eksterminacji ludności żydowskiej tak, jakby mieli rozwiązać problemy łańcuchów dostaw owoców czy szukali nowej optymalizacji podatkowej. Hedwiga Höss traktuje siebie jako wzorową matkę i opiekunkę ogniska domowego, zdając się ignorować to, co jest źródłem jej wygodnego życia. Wyrzuty sumienia, o ile jakieś sumienie w ogóle ma, może zagłuszać dobrem dziecka czy też tym, w jakich żyje czasach. Mali Hössowie również mają swoje sprawy, nie interesuje ich, co dzieje się w obozie, chodzą do szkoły, bawią się i – jak na wzorową młodzież przystało – pozdrawiają się słowami: „Heil Hitler”. Ojciec czasami się stresuje, ale na ogół nie przynosi pracy do domu. Kocha swoje dzieci i czyta im bajki na dobranoc.
Twórcy Strefy Interesów nie dehumanizują nazistów, pokazują ich jako zwykłych ludzi, zajmujących się swoimi sprawami, ze spokojem przyjmujących to, co dzieje się tuż obok. Czasem podczas niezobowiązującego dialogu w ogrodzie może wymknąć się komuś kwestia „sprawy żydowskiej”, ale nie jest to temat wygodny do salonowych rozmów. Rodzina Hössów to nie pełne agresji, rozwścieczone bestie, a wygodnie żyjący przedstawiciele klasy średniej, podchodzący do zaistniałej sytuacji ze spokojem i poczuciem, że tak musi być.
Właśnie bijący z filmu spokój jest najcięższą z armat, które wytacza Glazer. Każda minuta bezproblemowej egzystencji beneficjentów rządów Hitlera stanowi emocjonalne przeżycie łączące frustrację z powodu jawnej niesprawiedliwości świata z poczuciem bezsilności wobec tejże. Bohaterowie zdają się widzieć siebie w roli reprezentantów cywilizacji i rozsądku, snują marzenia o tym, co będą robić, gdy skończy się już wojna, nie dopuszczając do siebie, że może ona zakończyć się rozstrzelaniem ich przez wykonujący karę za zbrodnie przeciw ludzkości pluton egzekucyjny.
Kino dało nam wiele obrazów psychopatów, seryjnych morderców, zbrodniarzy wojennych, często pokazując zarówno ich dobrą, jak i przesiąkniętą złem twarz. Twórcy Strefy Interesów poszli jednak o krok dalej, zbudowali obraz rodziny nazistów, pokazując jedynie ich ciepłe relacje i sielankę wspólnego życia i to właśnie tym sposobem, stworzyli niezwykle przekonujący obraz bezdusznych potworów, tolerujących codzienne transporty tysięcy skazanych na zagładę więźniów, w rytmicznie stukających o szyny pociągach przejeżdżających tuż obok ich domu.
https://pelnasala.pl/strefa-interesow/
No właśnie ten obraz wcale nie był sielanką. Relacje małżonków były zimne, nudne, pozbawione miłości , namiętności. Ona go zostawiła w momencie przeniesienia. Dziećmi zajmowały się inne osoby. Ona głównie pławiła się spełnieniem - dostanie życie, sukienki i futra odebrane ofiarom, liczone w gabinecie pieniądze odebrane więźniom. Zimni, wyrachowani , nawet dla siebie egoistyczni.
Właśnie, podbijam. Ich relacje są wyjątkowo oschłe, żonka egoistycznie myśli tylko o swoich luksusach, świadomie rozdzielając rodzinę na czas jego przenosin do Oranienburga, seksu (możliwe) nawet nie uprawiają, a sam Rudolf zaspokaja potrzeby z (no właśnie) Żydówką? prostytutką? Trudno całą tę "otoczkę" nazwać jakimś urzekającym ogniskiem domowym, jak w powyższej opinii. Zimno aż przewierca się przez ekran do widza.
norma czasow wladzy i tyle. Ma do wyboru tysiace niewolnic, a ma zajmowac sie zona? Wyrachowany, ewolucyjny instynkt w wartunkach nieograniczonego dostepu do srodkow. Ani to smutne, ani sprawiedliwe, po prostu tak funkcjonuje swiat i eksperymenty sztuczne to udowadniaja ze straznicy bija wieźniow, a ludzie raza prądem innych uczestnikow ekspetymentu. A co dopiero w naturalnych warunkach przy posiadabiu takich srodkow karnych jakie mieli nazisci. Na film czekam, choc jestem bardzo wybredny, nie chce kału wojennego, wole obyczajowke wlasnie ale z mechanizmami ewolucyjnymi ukazaną bardziej.
Co za ignorancki komentarz. To jest obraz idealnej rodziny wg mieszczańskich standardów. Absolutnie nie było tam mowy o żadnej czułości czy seksie. Nawet łóżka mieli oddzielne. Przecież to katolik a jedynym celem pożycia była produkcja dzieci i później ich odchowanie. To jest podstawowe zadanie rodziny i z tego zadania się wywiązywali najlepiej jak mogli: on, tępe narzędzie. gotowe na wszystko, żeby zapewnić rodzinie dostatek, ona, matka skoncentrowana głównie na dzieciach i walcząca o to, aby wychować je w swoim raju, willi pod obozem. Wszystko związane z partnerstwem, troską partnerów o siebie wzajemnie, to lewackie wynalazki, pojawiły się w efekcie rewolucji kulturalnej i rozwoju psychologii. I absolutnie nikomu w dobie autorytaryzmu i nazizmu nie przyszłoby do głowy oczekiwać czegoś innego: człowiek był całkowitą własnością rzeszy i miał za zadanie bez zadawania pytań realizować jej cele. Ślepe posłuszeństwo w wykonywaniu rozkazów, a najważniejszym było mnożyć się i powiększać siłę aryjskiej rasy. Wzmianka o prostytutce wskazuje na totalny brak empatii i znajomości realiów: przecież to obóz koncentracyjny. Za krzywe spojrzenie dostawało się kulkę, więc niewolnictwo seksualne było na porządku dziennym, mimo iż relacje z Zydówkami były zakazane. Ona została wysłana na śmierć przez żonę.