Zacznijmy od tego, że stężenie dialogów w tym filmie jest wręcz absurdalne. Chyba nigdy nie widziałem filmu w który mówiliby aż tyle. Bledną przy tym nawet filmy zamknięte w pojedynczych pomieszczeniach takie jak np "Rzeź" Polańskiego. Nie byłoby to złe gdyby te dialogi miały jakąś większą energię, rytm, sentencje warte zapamiętania. W pewnym momencie zaczynają po prostu nużyć, zwłaszcza w chyba najsłabszej sekwencji w 1988 roku.
Męczy się też chyba sam Boyle, owszem świetnie prowadzi aktorów, Fassbender i Winslet grają znakomicie, a i nie ma tutaj słabych ról. Jednak można wyczuć, że aż rwie się do jakiegoś wymyślnego montażu, ciekawych ujęć charakterystycznych dla swojej twórczości. Jest kanarkiem zamkniętym w złotej klatce, może ze dwa razy udało mu się odetchnąć w swoim stylu.
Nie potrafię obronić formy jaką przyjął ten film, podział na trzy sceny burzą retrospekcje, a w ich trakcie mocno razi powtarzalność, mówiąc pół żartem pół serio rodem z gagów z "Powrotu do przyszłości". Wiadomo, że tuż przed Bardzo Ważną Prezentacją zawsze wpadnie Daniels i Stuhlbarg, Jobs pomyli z nim boleśnie niewykorzystaną Sarę Snook i pokłóci się z Winslet o córkę. Forma służyła naszkicowaniu postaci i oddaniu powtarzalności zdarzeń, nawet stara się rozwijać fabułę skupioną wokół córki Jobsa, ale wygląda po prostu na eksperyment dla samego eksperymentu. Podobnie jak filmowanie na trzy różne sposoby które ostatecznie nie prowadzi do jakiegoś ciekawego uchwycenia ówczesnej rzeczywistości.
Właśnie to z 3ma wydarzeniami przez cały film to atut, największa wada to zakończenie
W skrócie: dialogi do niczego nie prowadzą, wydarzenia do niczego nie prowadzą, sam film do niczego nie prowadzi.
Prowadzą. Wchodzimy coraz głębiej w głowę Jobsa, a dzięki drugiej i trzeciej historii lepiej rozumiemy pierwszą. Ale jest to potwornie męcząca podróż.
Był taki film Broadcast News, tam też dużo gadali ale to było o czymś, miało swoją akcję i cel. Tu nie bardzo wiem, no tak, pokazać wizjonerstwo Jobsa?! Tylko to?
Moja Żona usnęła w kinie na "drugiej" scenie, ale widząc "pierwszą" i "trzecią" można powiedzieć, że nic nie opuściła ;) Jedyna kwestia, która się rozwija to relacje Jobsa z córką, ale chyba nie o tym miał być ten film.
Offtopic:
Tytuł piosenki z ostatniej sceny podczas premiery Mac'a?
Coś w tym jest, że jedynym wątkiem, który się 'rozwija' jest relacja Jobsa z córką. A i ten wątek nie wybrzmiewa szczególnie przekonująco, bo jeśli sprawy osobiste i zawodowe miały jakoś na siebie w scenariuszu 'rzutować' to finałowa sielanka z córką po kłótniach Jobsa z Hertzfeldem i Wozniakiem wypadła raczej sztucznie.
Ale też nie będę jakoś szczególnie narzekać, bo sam pomysł podziału narracji na trzy akty, powtarzalność wydarzeń, aktorstwo itp. podobały mi się na tyle, że przymykam oczy na wady scenariusza, trochę jednak rzeczywiście niedopracowanego.
Myślę, że cała działalność Jobsa była wielką walką o córkę oraz o wolność kreacji wszystkich ludzi. Stworzył narzędzia, dzięki którym mogli oni realizować oni siebie: jedni zostali pogardzanymi przez innych „fanboyami”, zapatrzonymi w swojego guru, koczującymi przed sklepami w oczekiwaniu na nowe modele produktów z logo nadgryzionego jabłka. Pozostałych zainspirował do kroczenia własną drogą, nawet na przekór wszystkim. Przyjazny laikowi komputer nazwał ku czci córki „Lisa”, a toporny przenośny kaseciak – słynnego „Walkmana” Sony zamienił w wygodnego iPoda. Tworząc swoje produkty musiał godzić wodę z ogniem – firma musiała przynosić zysk, więc zrobiono z użytkowników iThings jedną wielką wyciskarkę pieniędzy, w zamian za wygodę użytkowania. Historię o projekcie „Skylab” NASA można tłumaczyć jako przejaw braku dalekosiężnej wizji i braku odpowiednio zaawansowanych technologii, co doprowadziło do tragicznego końca stacji.
Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz, ale..przyjemnie się czyta takie wypociny :)
Także ją lubię i ostatnio mnie nie zachwycała, ale tutaj była świetna. Wręcz wyrywała się z ograniczonej scenariuszem roli i unikała zakrycia trikami reżysera. Jeśli ten film pozostaje dobry, to głównie dzięki niej i Fassbenderowi.
Co do absurdalnych i długich dialogów to chyba nic nie przebije Nienawistnej ósemki... Przegadania filmu tam sięgnęło zenitu!:-)
Ale dialogi Tarantino mają cudowny rytm i styl, mogę ich słuchać nawet jeśli gadają o przysłowiowej dupie marynie. Quentin zdaje się być zakochany w sobie z coraz większą wzajemnością, zatem może słusznie planuje emeryturę po (chyba) 10 filmach.
"Quentin zdaje się być zakochany w sobie z coraz większą wzajemnością" pod jaki adres przysłać kwiaty i czekoladki za to zdanie? <3
Sorry ale nawet 2 kawy wypite podczas fimu nie uchronily mnie przed zasnieciem.Boyle nakrecajac film o kolesiach na lawce w parku zrobilby lepszy uczynek,a poziom pozostalby ten sam.
Ta ekranizacja na pewno jest lepsza od poprzedniej, może niewiele ale jest. Ale... Za dużo dialogów, można było wykorzystać ten czas na dalsze opowiedzenie historii. Melodramaty z córką w tle wyszły niesamowicie sztucznie i karykaturalnie. Powtarzalność niektórych scen doprowadziła mnie do zwykłego deja vu. Chaos, pomieszanie z poplątaniem i kiepski szkic postaci (poza Jobsem) położyły ten film. Wszystko widać po boxofficie - "dzieło" ledwie na siebie zarobiło.
Pojawia się teraz pytanie: Czy był sens w produkcji kolejnego filmidła o człowieku, który był arogantem, złodziejem, ignorantem i nieodpowiedzialnym dupkiem?
Lepsza od poprzedniej, ale nadal słabsza od "Piratów z Doliny Krzemowej" z 1999 roku.
Trafiłeś. Jobs (Fassbinder tak tu pasuje jak Sukova do Arendt; czego oni się wstydzą?) ginie w informatycznych, prawniczych i biznesowych gadkach. To, że ktoś - tu Jobs - odniósł komercyjny, dość szemrany zresztą, sukces, to jeszcze za mało, żeby przed nim i filmami o nim klękać, co czynią liczni FWebowicze.
A co właściwie powinno być w tym filmie, jeśli nie dialogi? Przecież to nie film akcji, w tego rodzaju produkcji fabuła musi się opierać na rozmowach.
Ciekawe dialogi :) Poza tym Boyle już wiele razy pokazywał, że potrafi dostać się do głowy swoich bohaterów poprzez wizualia, nawet będąc ograniczony przestrzenią.
Akurat lubię przegadane filmy, więc dla mnie to zaleta. Nie porównywałaby go z Rzezią, bardziej z Birdmanem, pod wzgledem teatralnosci i dialogow, a jeśli już z Polanskim to może raczej Wenus w futrze. W kazdym razie spodobal mi sie bardziej niż wersja z Ashtonem K w roli dlugowlosego Mesjasza, wieszczącego pod drzewem. Zastanawiam się tylko nad akcentami. W obu tych filmowych biografiach story konczy się przed Macbookiem Air, Ipodem i Ipadem, a to one wydają mi sie prawdziwą rewolucją. Komputer osobisty, nawet wypasiony disignersko, to w koncu tylko klamot, ktory stoi na biurku, tyle ze bardziej wyględny. Na początku filmu pada zdanie, ze dzieki nowym komputerom biznesmeni beda mogli pracowac, skąd chca. No dobra, ale sprobuj byc mobilny z komputerem rozmiaru pudła przeprowadzkowego. Dopiero z Macbookiem Air, ktory bez problemu wlezie do zwyklej aktowki i tabletem mozesz se robic interesy z pobliskiej kawiarni. Więc dlaczego oba filmy zatrzymują się tuż przed?
Myślę, że trzeba spojrzeć na ten film w świetle otwartości/zamknięcia platformy i oprogramowania. Steve Wozniak był entuzjastą „otwartych” systemów, które można rozszerzać i modyfikować według uznania użytkownika sprzętu. Steve musiał się z nim liczyć, bo podobnie jak Gates, nie był informatykiem, potrafił tylko sprzedawać marzenia masom. Pierwszy komputer spółki Jobs-Wozniak – Apple I, był w całości (płyta główna i system operacyjny) dziełem tego drugiego. Jobs jest przedstawiony w tym filmie jako genialny strateg i taktyk z aspiracjami konesera sztuki, który stworzył informatyczny Hollywood, sprzedający marzenia, czyli „niepsujące się” (w znaczeniu: „idiotoodporne”), estetycznie wyglądające komputery szerokim amerykańskim masom. Wozniak zaś to genialny “hardware hacker”, cały czas pieprzący jak katarynka, że byłoby słuszną rzeczą (“the Right Thing” – to określenie jednej z idei hakerskiego ethosu, zainteresowanych odsyłam do tzw. “The Jargon File”) publiczne podziękowania ekipie pracującej nad komputerem Apple II. Oczywiście osi sporu jest o wiele więcej, mamy więc konflikt ojciec–córka, Jobs-Sculley itd. W czasach coraz większej popularności systemów otwartych i wolnych (Linux, Android, Raspberry Pi), wypierających te zamknięte (Windows, dramatyczny spadek konsumpcji produktów Apple’a po śmierci Jobsa), ten film to nowe spojrzenie na tę problematykę. Ponadto ten film o potędze rozmowy i konstruktywnego dialogu: mamy narzędzia, dzięki którym możemy wszyscy w jednej chwili przestać istnieć ale mamy też inteligencję i języki, używajmy ich w dobrej wierze, zanim nie będzie za późno.