Po pierwsze twórcy filmu postawili na realizm. Nie ma tu ani grama zbędnego słodzika tak typowego dla odpowiedników Arki Przyszłości jakich trochę już się pojawiło. Temat bowiem ostatnimi czasy jest bardzo popularny. Był poruszany w V jak Vendetta, Equalibrium czy Igrzyskach Śmierci. Oto mamy bowiem hierarhiczne społeczeństwo przyszłości. Przyszłości post apokaliptycznej. Na jego czele jak zawsze stoi wielki wódz otoczony aurą mistycyzmu i niemal boskiego kultu. Otacza go także elita społeczna w tym konkretnym ujęciu reprezentowana przez pasażerów pierwszej klasy. Ma ona dostęp do wszelkich zasobów produkowanych przez system. Ciągłości systemu bronią zaś klasy II i III spośród których rekrutują się siepacze wodza. Natomiast pasażerowie na gapę w tym ujęciu przedstawiają biedotę, liczną lecz pozbawioną dostępu do czegokolwiek. Można by więc powiedzieć że twórcy pokazują nam społeczeństwo w pigułce. Oczywiście jak to w takich historiach często bywa bohater nie należy do elity i jest żywotnie zainteresowany rewolucją która przyniesie jego ziomkom sprawiedliwość i wolność. Film zaś skupia się właśnie na znanym już motywie walki i rewolucji. Dostajemy więc początkowo klasyczny schemat według którego natchniony lider podrywa do walki uciemiężonych. Tyle że w tym wypadku obyło się bez zbędnej propagandy takim obrazom towarzyszącej. Nie uświadczymy więc klasycznego zbiorowego Freedom ! Zamiast tego pojawi się natomiast brud oraz chaos jaki niesie ze sobą nieuchronnie przewrót. Twórcy postanowili nam bowiem streścić historie rewolucji takich jakie są. Niszczycielskich oraz grabieżczych. Na koniec zaś pojawia się perełka za która film zyskał w moich oczach uznanie. Twórcy bowiem postanowili kazać nam wychylić puchar gorzkiej prawdy do samego dna. Pokazali więc jak wygląda świat po rewolucji. Pojawia się więc scena nieuchronnej kontrrewolucji wywołanej przez obaloną klasę wyższą. Pojawia się bogaty motyw liderów z których jeden po przewrocie staje i rozdziawia gębę widząc co zrobił a drugi, upojony władzą postanawia kontynuować przewrót i doprowadza do ostatecznego rozbicia (wykolejenia się systemu). Pojawia się również apolityczne pytanie kto tak na prawdę przewrotem kieruje i czy jest on oddolnym ruchem czy też odgórnie zaplanowaną zmianą. Film ma więc gigantyczne przesłanie oraz stanowi metaforę o wielu odcieniach. Za co twórcom osobiście przyznałbym Oskara. Przekaz oraz masa odniesień do współczesności, jest tak potężna że rekompensuje niedostatki niektórych aktorów oraz średniawą muzykę. Dlatego też daję z czystym sumieniem 10/10.
Film polecam widzom którzy nie boją się myśleć. Odradzam zaś dzieciom korporacjonizmu pochłaniającym bez protestu papkę z efektów 3D stanowiąca makijaż współczesnej propagandy.
Ciekawe że dopatrzyłeś się aż tyle w tym filmie. Mnie w tym filmie uderza głównie idiotyczny pomysł na przetrwanie ludzkości: oto ludzie którzy potrafili zepsuć klimat całej planety, zbudowali niepsujący się pociąg, poruszający się po niepsujących się torach, mostach i tunelach których nikt nie konserwuje, którego koła się nie rozpadają mimo milionów przebytych kilometrów, niezrywających się połączeń wagonów mimo ekstremalnych warunków, niezniszczalnych łożysk których nie trzeba smarować. Po prostu perpetum mobile. I to wystarczy żeby rozwalić całą fabułę. A jeszcze dochodzi kwestia społeczna , gdzie najniższa warstwa społeczna , te slamsy w ostatnich wagonach nie mają racji zbytu. Są w tym "ekosystemie" zbędne.
Pociąg się psuje. Jeśli byłoby inaczej dziadek będący maszynistą nie potrzebowałby dzieci żeby wykonywały pracę maszyn. Pociąg z resztą jeździ nie tak z kolei długo, jakieś 16 lat więc jakoś to można obronić. Niemniej ogólnie pociąg ma być jedynie metaforą ziemi również poruszającej się dokoła od której funkcjonalności zależy nasz los. Jeśli ją zepsujemy to możemy się pożegnać z egzystencją a teraz zepsuć ziemię nie trudno. Jeśli chodzi o klasę niższą to jak było w filmie powiedziane to pasażerowie na gapę. Czyli nie byli w założeniu wliczani w skład obsady pociągu. Jakoś do niego weszli a maszynista widać nie miał pomysłu co z nimi zrobić więc początkowo ich nie karmił i czekał aż powymierają a potem wpadł na genialny pomysł z powtarzającymi się rewolucjami które zapewnią stabilną liczbę ludności. Można by spojrzeć na to również jak na metaforę wojen. Rewolucje mają więc podwójne znaczenie w tym filmie.
Niech będzie że to metafora. Całkiem fajna, zresztą od zarania kolei żelaznej, czyli już od jakiś dwustu lat pociąg to był taki podróżujący kawałek naszej cywilizacji. Ale jak już ma być metafora to nie wdawajmy się w szczegóły które rozwalają spójność całego obrazu. Mamy tu przecież "genialnego" twórcę lokomotywy który nie przewidział konieczności jej konserwacji, ratuje go zabieranie dzieci pasażerom na gapę, którzy też nie byli przewidziani w projekcie. Mamy regularne powstania które znacząco regulują populację pociągu, sęk w tym że w ciągu tych kilkunastu lat ludzie nie dali by rady tak go zapełnić by były one potrzebne. Po wyrżnięciu większości dorosłych w pierwszym powstaniu w ostatnich wagonach powinny zostać praktycznie same dzieci. A przecież pada konkretna liczba - 74% zabitych. Miało by to może sens gdyby podróż trwała już kilka pokoleń, ale z wiadomych (technicznych) względów pociąg nie ma prawa tyle czasu być na chodzie.
Po prostu socrealizm. A co do sceny strzelaniny w pociągu, a dokładnie chodzi mi o fragment z zataczającym koło pociągiem (strzelanie przez szyby) jest dla mnie nie realne. Po prostu dobra, efekciarska sztuczka.