Jak oceniacie szanse Adele na wygranie statuetki? Nie ma wątpliwości co do tego, iż ta Brytyjka zdeklasowała w ubiegłym roku dosłownie wszystkich. Powrót do korzeni w jej wykonaniu to czyste mistrzostwo. Słuchając Skyfall na myśl przychodzą wielkie tego świata jak Turney czy Bassey co jest nie lada osiągnięciem po 17 latach swoistej posuchy. Utwór jest perfekcyjny w warstwie wokalnej jak i modulacji głosu, do tego świetnie współgra z dźwiękami instrumentów orkiestry. Adele niewątpliwie nadała piosence głębi, kolejne skoki po linii melodycznej przekazują coraz to nowe, mocniejsze emocje, rozpoczynając od spokojnego początku aż po wgniatający w fotel finał. Samo użycie orkiestry jako podkładu było strzałem w dziesiątkę, gdyż wzmacnia to odbiór utworu. Kwestia liryczna tekstu również bez zarzutów gdyż jest przepełniona licznymi metaforami, nadającymi innego wydźwięku i drugiego dna. W takim bądź układzie, czy jest utwór który mógłby stać się prawdziwą konkurencją dla Adele?
Lista tegorocznych faworytów w dziedzinie "BEST ORIGINAL SONG" plasuje się następująco:
1. "Suddenly" (Hugh Jackman, from "Les Miserables")
2. "Skyfall" (Adele, from "Skyfall")
3. "Learn Me Right" (Birdy/Mumford & Sons, from "Brave")
4. "Ancora Qui" (Ennio Morricone, from "Django Unchained")
5. "From Here to the Moon and Back" (Dolly Parton, from "Joyful Noise")
Jestem ciekaw Waszych opinii.
owa piosenka jest w moim odczuciu po prostu kiepska a Oskary, he - już od dawna nie są wyznacznikiem.
Akurat w kwestii muzyki czy utworów specjalnie skomponowanych jeszcze są wyznacznikiem gdyż nie raz wybrali piosenki, które były rewelacyjne. Co do piosenki to można jej nie lubić, ale nie można przy tym zaprzeczać, że jest perfekcyjnie wykonana pod względem wokalnym jak i dźwiękowym.
oj ja nie jestem tzw. autorytetem :D abym się porywał na ocenę wykonania i udźwiękowienia. Jednakowoż w dalszym ciągu mi się ani nie podoba, ani nie uważam aby była specjalnie dobra - ot taka tam pioseneczka jakich wiele. A co do oskarów to generalnie uważam, że nie są wyznacznikiem, to iż w jednym czy kilku kategoriach być może jeszcze trzymają poziom, nie zmienia ogólnego wydźwięku tej nagrody. Wszak oskar to coś więcej (albo też przyjęło się tak uważać) niż nagroda za udźwiękowienie czy też scenariusz. Za scenariusz nagrodę może przyznać stowarzyszenie dźwiękowców, jednak oskar za scenariusz ma w powszechnym odczuciu wyższą rangę ;)
Cóż, wiadomo, że nikt nie jest alfą i omegą w kwestii oceny wartości danego utworu muzycznego (no poza akademią przyznającą nagrody Grammy, choć czasami nominacje co poniektórych są czystym absurdem) jednakże słysząc taki ogrom muzyki filmowej, można sobie wyodrębnić pewne bariery. Weźmy chociażby wielce zachwalane "Breath of Life" Florence and the Machine. Piosenka wśród społeczności internautów była faworytem i dawano jej miano najsilniejszej. Ja osobiście również utwór lubię, a samą artystkę darzę ogromną sympatią przez jej unikatowość i również uważałem, że statuetkę ma w kieszeni, lecz wraz z pojawieniem się "pełnokrwistego" Skyfall moja ocena uległa weryfikacji. Fenomen utworu Adele polega na tym, że przepełniony jest sporą dozą emocji. Zaczynamy nutką nostalgii wymieszanej z melancholią, następnie odrobina żalu, smutku, po czym kończymy na swoistym buncie, co natomiast bardzo dobrze odzwierciedla założenia nowego Bonda. Niewielu artystom udało się przenieś tak wiernie przekazu filmu na warstwę wokalną i liryczną. Sam tekst jak już wspomniałem zawiera w sobie drugie dno, które można interpretować na wiele sposobów, co oznacza, że każdy powinien znaleźć w nim coś "swojego". Na koniec samo tło dźwiękowe. Jak dla mnie Adele wykazała się ogromną brawurowością, wybierając na tło dźwięki orkiestry. W dzisiejszych czasach rzadko zdarza się, iż rzeczone dźwięki znajdują posłuch. Tutaj naprawdę brawa dla niej za odwagę. Tym zabiegiem wróciła do istnych korzeni serii, dała powiew lekkiej świeżości. Mnie osobiście dopadł lekki sentyment, gdyż myślami wracałem do wspomnianej Bassey. Od razu było wiadomo kto w tym roku zdominuje wszelkie przyznawane nagrody. Poza tym czekam na jej występ na gali. Ciekaw jestem jak to wyjdzie w praktyce.
Co do Oscarów to nie ma wątpliwości, iż straciły one na znaczeniu, lecz nie można dokonywać aż takiej generalizacji bo to mija się najzwyczajniej w świcie z celem. Moim zdaniem, takie pożądanie Oscarów wynika z faktu czystej próżności niektórych filmowców. Po prostu chcą się pokazać i powiedzieć w myślach "O jestem lepszy od Was" co bardzo mocno było widoczne w przypadku "Czarnego Łabędzia". Nie wspominając już o samej Portman, której z oczu aż waliło tekstem "Możecie mi teraz podskoczyć, bo zagrałam w pseudoambitnym filmie".