Zastanawiam się czy ktoś Wam wyciął scenę, gdy Banderas zajmuje się drzewkiem bonsai... chyba jaśniej już nie można... Film jest m.in. o tym, że nie można ogołocić człowieka z jego tożsamości, ponieważ ona zawsze zwycięży. Można ją zniekształcać i zmieniać "pod siebie" (tak jak owe bonsai), ale przy najmniejszej okazji, ona się obudzi.
Sądzę że można. Wybacz że nie zrozumiałem tego genialnego przesłania. Być może dlatego że jest banalne. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie zakładał że facet zacznie żyć życiem kobiety. To było jasne od początku, zakończenie też było do przewidzenia. Poza tym co to znaczy że tożsamość zwycięży? A co to jest tożsamość?
Co to jest tożsamość - odsyłam do google. Podejrzewam, że opłaciłeś licencję. Co do tego, że nie załapałeś genialnego przesłania - wybaczam.
Przeslanie jest, ale po co cos tak bardzo "sensownego" przesylac...Oczywiscie mozna zalozyc, ze jest ono genialne i tylko ludzie genialni je zrozumieja, ja zas jestem chyba z tych zwyklych ludzi i nie robi ono na mnie takiego wrazenia. Ps. Tozsamosc to taki film jest, chyba z Liamem Niesonem, czy jak mu tam...
Jak dla mnie film był bardzo dobry i bynajmniej w jego wyborze nie sugerowałam się tym kto był jego twórcą etc. Lubię filmy, które w jakiś sposób łamią konwenanse i pokazują rzeczy w nieco innym świetle niż jest to w zwyczaju. Może dla niektórych jest to film "bez przekazu" czy "bez sensu" (jak kto woli) bo oglądał go zbyt powierzchownie, a tutaj należy spojrzeć troszkę głębiej, aby doszukać się "tego czegoś". Film wg mnie na pewno pokazuje nas ludzi w dwóch różnych światłach: Roberta, który po strasznych doświadczeniach życiowych i przeżytej traumie zatracił się w zemście do tego stopnia, że sam stracił nad tym kontrolę.. Zmieniając płeć Vincentowi odbiera mu prawie wszystko, jego "jestestwo", to kim naprawdę był, zabiera mu jego moralność i intymność, przez co sam siebie pozbawia tej moralności... Utrata żony i córki tak bardzo wpłynęły na jego psychikę, że nie potrafi myśleć racjonalnie, swoje umiejętności wykorzystuje do złych czynów. Z kolei doskwierająca mu pustka, tęsknota i samotność sprawiają, że z oprawcy tworzy Verę-obraz ukochanej córki, którą ostatecznie potrafi obdarzyć uczuciem i zaufaniem. Widać tu ewidentnie, że jego psychika jest ogromnie zachwiana i rozstrojona. Niestety nie ma nikogo kto mógłby mu pomóc, dlatego kończy się ta dla niego ostatecznie tragedią. Natomiast Vincent/Vera psychikę ma o wiele silniejszą. Mimo utraty "siebie", tego kim był i kim miał szansę być jako mężczyzna, nie poddaje się. Wręcz odwrotnie, swoją nową tożsamość potrafi wykorzystać jako atut, w celu uwiedzenia Roberta, wzbudzenia jego zaufania, mimo, że musi to opłacić kolejną dawką moralnego poniżenia. Cechuje go zdecydowanie silna osobowość, nie zapomina kim naprawdę jest i gdzie jest jego miejsce, nie poddaje się.
Każdy człowiek jest inny, nie każdy jest na tyle silny aby samemu poradzić sobie z tragedią. Nasza psychika to zagadka, cecha indywidualna i należy pamiętać, że nie jesteśmy niezniszczalnymi robotami. Mamy uczucia.
Chyba nie oglądałeś uważnie bo Vera nie była "zrobiona" na podobieństwo córki tylko żony Roberta. Była o tym mowa kiedy Tygrysek wpadł z wizytą. Ileś tam lat temu żona Roberta zdradziła go z Tygryskiem i rozbili się samochodem- on wypadł a ona się całkowicie poparzyła. Kiedy przyszedł z wizytą i ją dopadł nie dowierzał i mówił, że myślał, że nie żyje.
Poza tym z każdego filmu można by było wyciągnąć sens bardzo naciągając, tylko trzeba się zastanowić czy Almodovar robi te filmy właśnie po to. Mi się wydaje że nie. On się nie zagłębia w jakieś super piętrowe relacje tak jak to opisałeś. Czarno na białym obnaża ludzkie instynkty, pragnienia czy pożądania. I to właśnie ta jego "otwartość" ma nas powalać. Szokiem chce zachwycać. Na mnie to nie działa ale rozumiem, że ktoś jego filmy lubi.
Pozdrawiam
>> Zawiera spoilery <<
Sens... Dla każdego sens filmu i przesłanie będzie inne. Jak ktoś się uprze, to w każdym filmie znajdzie przesłanie i drugie dno, bo każdy film opowiada o czymś.
Jak dla mnie film opowiada o dramacie jaki przeżywają 2 osoby. Robert i Vera/Vincent. Pierwszy z nich wiele przeżył w swoim życiu. Zdrada ukochanej, wypadek, śmierć, choroba córki, jej samobójstwo. Taka mieszanka potrafi zmienić psychikę. Do tego moralność lekarza, robiącego nielegalne operacje zmiany płci. Wszystko to pozwala zaplanować i zrealizować plan zemsty, kary za zgwałcenie córki.
Vincent - młody chłopak, nie stroniący od narkotyków. Popełnia błąd. Niestety niewybaczalny. Słono za to płaci. Ale czy jest jak drzewko bonsai, które poddaje się modelowaniu? Drzewo nie uwolni się, on będzie miał taką możliwość. Próbował wiele razy. W końcu udaje się. Odzyskuje wolność. Ale nie jest już tym, kim był. Jego wolność jest pozorna, bo przeszłości nie można wymazać. Nigdy nie uwolni się od wspomnień, tak jak Robert ciągle pamiętał.
Dlatego wg mnie film nie mówi o odzyskiwaniu tożsamości. Bo Vincent nigdy jej nie stracił. Nie chciał być kobietą mimo, że nią fizycznie został. Był mężczyzną zamkniętym w ciele kobiety...
W filmie każdy może więc znaleźć sens dla siebie. Dla Ciebie to odzyskiwanie tożsamości, dla mnie to wyniszczająca historia roberta, a ktoś inny może doszukać się wyrazu zrozumienia dla osób chcących zmienić płeć, bo pokazuje osobę w nie swoim ciele. Ile osób, tyle interpretacji. Na tym to polega.
no ja też napisałabym że film jest ''bez sensu" gdybym na swoim profilu miała "króla Lwa" , "kung fu pande" i "gdzie jest nemo" ocenione na 10/10...
żeby nie było, nie czepiam się Ciebie.. po prostu cieżko oceniać dramat obędąc fanem bajek.
przykro mi słońce bardzo, jeśli porównujesz ocenianie dramatu do oceniania bajek, oceniam bajki pod względem innych bajek - w swojej kategorii, a ten film oceniam pod względem swojej. w przypadku tego filmu nawet nie oceniałam bo mi się nie podobał, więc nawet nie chce mi się myślec nad oceną. baw się dobrze w świecie dramatu :)
(SPOJLER!!!!!) Dla mnie przede wszystkim ukazał chorą, wręcz obsesyjną miłość Roberta do tragicznie zmarłej żony. Gwałciciela swojej córki "przerobił" na Verę, praktycznie identyczną kopię żony. Jak musiał ją kochać, skoro pozwolił sobie w sumie na takie zatracenie moralności. Postawa samego Vincenta daje do myślenia: próbował ucieczki, potem nagle wylądował z nim w łóżku, w ostateczności ucieka. Myślę, że rzucił się w ten stosunek seksualny, żeby zdobyć zaufanie, bo w między czasie uświadamia sobie i przypomina kim był naprawdę. Obejrzałam ten film, bo filmy Almodóvara budziły właśnie wiele wątpliwości. I z pewnością, nie polecam Wam oglądać kolejnych, bo ten w sumie jest najlepszy. Na pozostałych dwóch jakie widziałam wynudziłam się.
być może M jak miłość okaże się dla Ciebie bardziej zrozumiałe..i z głębszym przekazem
tez za bardzo sensu w nim nie widze,spodziewalem sie czegos lepszego a po obejrzeniu stwierdzam ze to nudnawy knot.
Jedynie za banderasa mozna dac 6/10
Już kilka razy słyszałam, że filmy Almodovara albo się kocha albo się nienawidzi. Ja należę zdecydowanie do tej drugiej grupy.
To szósty i ostatni obejrzany przeze mnie film tego pana, którego oglądanie w głównej mierze jest teraz bardzo "modne" i może stąd te wysokie oceny? . Skoro to Almodovar to przecież wstyd ocenić słabo skoro większość mówi, że to takie dobre. Ale ja takiego kina po prostu nie trawię. To, że to film Almodovara i że gra tam Banderas to jeszcze za mało żebym piała z zachwytu nad czymś takim.
Jestem wielce ciekawa, co o tym filmie mówiłoby się gdyby nie było tam nazwiska Almodovar... Już gdzieś wcześniej zażartowałam, że nawet z Ludzkiej stonogi można by zrobić arcydzieło gdyby w reżyserii był Almodovar (Banderas w roli chirurga szaleńca ). I ciekawe czy wtedy wielbiciele Almodovara uznali by ten film za kino na poziomie? Pewnie tak, bo przecież Almodovar nie może zrobić kiepskiego filmu. Wiem, że to głupi przykład ale sami widzicie, że wiele tu takich osób, które przyznając ocenę sugerują się wyłącznie opinią większości.
Przyznaję, że jego filmy są dość klimatyczne i to lubię ale fabuła w tym dla mnie leży totalnie..... Dla mnie ten film jest chory i o mdłości przyprawia mnie w ogóle zastanawianie się nad jego sensem. Dostrzegam go ale zupełnie nie mam ochoty tego analizować po tym obrazie. Jedyny film, Pedra, który "jakoś" przetrawiłam to "Porozmawiaj z nią" chociaż też nie jest to typ filmu jaki wali mnie na kolana , za pozostałe już serdecznie dziękuję.
Wiem, że jego twórczość taka jest- ma oburzać. Ale w sumie czy on nie idzie na łatwiznę? Oburzyć i obrzydzić jest bardzo łatwo. Moim zdaniem bohaterzy jego filmów są dość płytcy i przejaskrawieni. Czasami zupełnie nie odnajduję sensu ich obsadzenia- np. Zeca jako Tygrysek? WTF? Czytałam gdzieś, że Pedro zaczynał swoją "karierę" od filmów pornograficznych" i chyba trochę mu została rysa na psychice bo jego filmy aż za nadto epatują chorą seksualnością.
Na koniec dodam, że jeśli ktoś będzie klikał "odpowiedz" przy moim poście to niech to będzie jakaś wypowiedź na pewnym intelektualnym poziomie bez bezsensownych, dziecinnych odzywek
" obejrzyj M jak miłość to zrozumiesz"
"Ten film jest głupi- sama jesteś głupia"
bo tu nie ma wiele do rozumienia. Albo jego filmy się łyka w całości, albo ma się odruch wymiotny. Szanujmy tylko nawzajem swoje wypowiedzi.
Większość znajomych pytała mnie "no jak nie widziałeś, przecież to Almodovara!?". Wczoraj obejrzałem i historię uważam za fantastyczną, tyle że to adaptacja książki, więc jej złożoność to nie zasługa Don Pedro. Sceny gwałtów bywają w kinie różne - czasem szybko "wygaszone", czasem aż nadto realistyczne, a Almodovar zrobił z nich teatr telewizji, groteskę przesyconą idiotycznymi dialogami i - wyobrażam sobie - chyba dziwnym zachowaniem samych gwałconych. Zamiast mroku i ziarna otrzymujemy kolory i tygryska, szarość została zastąpiona jaskrawością. Wszystko to razem jest układanką dla mnie nie do końca zrozumiałą (nie w sensie treści, a w sensie formy jej przekazania). Generalnie film złapał mnie historią, ale geniuszu reżysera zwyczajnie nie chwytam.