porównywanie tych filmów to chyba nie jest dobry pomysł...mało ze sobą mają wspólnego - hiszpański rodowód i tajemniczy, mroczny klimat to chyba wszystko co te filmy łączy. oprócz świetnego wykonanie może jeszcze :)
oba filmy to jak dla mnie świetne kino
tak, to prawda, ale patrzyłam bardziej na porównanie "dzieł" Del Toro.
No i w końcu każdy z nich to piękny, wzruszający film.
"Sierociniec". Ma klimat. Jest pozbawiony naiwności. Nie upraszcza świata (raczej go komplikuje). Czyli ma wszystko to, czego "Labirynt Fauna" nie ma. :P
Moim zdaniem porównywanie "Labiryntu Fauna" z "Sierocińcem", to jak porównywać "Baśnie" Andersena do "Reksia".
A dlaczego nie ma? Moim zdaniem oba filmy można sprowadzić do wspólnego mianownika: oba są o mrocznym świecie dziecięcych wyobrażeń, który w finale nie okazuje się tak mroczny, jak się pierwotnie wydaje. Sęk w tym, że DelToro zrobił film przereklamowany, choć ładny dla oka (niekoniecznie jednak dla umysłu i ciała -nie podnosi adrenaliny w ogóle, ani niczym nie intryguje). Oba mówią o możliwości życia po śmierci w niewidzialnym, ale obecnym obok naszego świecie. Oba są o dzieciach zagubionych w świecie mrocznych sprawek dorosłych (tam wojna, tutaj zbrodnia Benigny) itd.
Tu się nie zgodzę ;]
Nawiązując do poprzedniej wypowiedzi muszę powiedzieć stanowcze NIE. Otóż moim zdaniem to właśnie Labirynt pozbawiony jest uproszczeń. Bardziej komplikuje i tak zawiłe sprawy o których opowiada. Projekcja wydarzeń, która ma miejsce w tytułowym labiryncie, inna od rzeczywistości (także tej ekranowej) nadaje większego znaczenia i większej głębi niż można by przypuszczać.
W Sierocińcu nie ma zbyt wielu uproszczeń- to fakt- ale co tam można uprościć? Film jest skonstruowany pod względem emocji fatalnie. Nijak nie oddaje rozpaczy. Czy ktoś z Was widział tam rozpacz? Co najwyżej obłęd (a i tak są to sceny bodajże trzy- bieg do jaskini, szopa i ostatni obiad). W sierocińcu nie ma realistycznej gry emocji. W Labiryncie zaś, mimo baśniowej oprawy (matko! pamiętajcie, ze była ona tylko tłem) emocje są przerażająco realistyczne.
Co do porównań obu filmów pod względem wykonania- znów stawiam na Labirynt. Pod względem muzycznym wygrywa zdecydowanie. Co do dźwięku się nie wypowiem bo w kinie w którym byłem nawet głos matki wyzwalał takie basy, ze trzeba się było trzymać foteli by nie spaść :P
Zdjęcia. Tu jest różnie moim zdaniem. Lepszy chyba jednak labirynt- za trzymanie poziomu. W Sierocińcu zabrakło mi jakiejś koncepcji zdjęciowej. Ograny schemat ujęć z karuzelą na placu zabaw (mogła by być huśtawka, koniki vide co innego-klasyczne ujęcie horrorów); do tego pełne, panoramiczne ujęcia np. piwnicy; a do smaku tragiczne ujęcia biegu przez fale kręcone niczym z możliwego sequela "BlairWitchProject:Przygoda na plaży" (moja propozycja).
Montaż. Oba są średnie pod tym względem moim zdaniem, ale znów pozwolę sobie poprzeć Labirynt. A wynika to z prostego faktu, iż mając kiepskie zdjęcia montażem wiele nie zdziałasz i wiele z niego nie wykrzeszesz- w myśl zasady "z pustego i Salomon nie naleje".
To takie grymasy moje :)
wiem że są miłośnicy Sierocińca, którym mocno podpadłem, ale naprawdę,trochę obiektywnego spojrzenia. :P
Pozdrawiam
"Labirynt Fauna" upraszcza świat. Przede wszystkim wojna domowa w Hiszpanii sprowadzona jest do obrazu okrutnych faszystów (a komuniści są wspaniali, choć to z prawdą historyczną ma to niewiele wspólnego). Sceny "naturalistyczne" są rodem z pierwszej lepszej baśni dla dzieci (choćby autorstwa braci Grimm). Świat "fikcyjny" za bardzo nie ingeruje w rzeczywisty. Od początku ma się wrażenie, że to tylko projekcja wyobrażeń głównej bohaterki (w "Sierocińcu" oba światy są nieustannie "mieszane"). Końcówka w "Labiryncie..." też jest z gatunku tych "banalnych". Ot, dziewczyna umiera -i okazuje się, że świat, który widziała istnieje naprawdę (przyjmuje ją do siebie po śmierci). W "Sierocińcu" nie tylko odtworzenie linii fabularnej jest trudniejsze, ale także pojawia się kilka pytań zupełnie innej natury: chociaż widzimy, że "duchy" są "realne" można się zastanawiać, czy przypadkiem wszystko nie jest obrazem/projekcją uczuć rozhisteryzowanej, kochającej syna kobiety. A więc gra z rzeczywistością przebiega w inną stronę. Widzimy świat, ale w niego wątpimy. W "Labiryncie..." widzimy i ani przez chwilę w niego nie wierzymy (końcówka jest lekko zaskakująca i dodaje zbędny happy-end, ale nie poprawia ogólnego wrażenia). Poza tym "Labirynt..." jest pozbawiony KLIMATU. Nie wyzwala ani jednego dreszczu emocji. Poza tym jedyną naprawdę interesującą postacią wymyśloną/wykreowaną przez DelToro jest to coś, co ma oczy na rękach. :P Resztę widział każdy w wielu bajkach/baśniach tysiące razy. Pod tym względem w "Sierocińcu" jest podobnie, co nie zmienia faktu, że zmysł twórczy DelToro jest w tym wypadku mocno przereklamowany. Co do strony technicznej -to oczywiście spór jest bezsensowny. W "Labiryncie..." jest świetna, ale "bezużyteczna". W "Sierocińcu" buduje ów KLIMAT (bo przecież opiera się on głównie na zdjęciach/montażu/muzyce). A więc jest lepsza (bo bardziej "filmowa", tzn. czemuś służy).
Nie mogę się do końca zgodzić. Moim zdaniem, uproszczenie wojny było tu poniekąd niezbędne - w końcu to baśń, widziana oczami dziecka. Poza tym szczerze mówiąc, oglądając Lybirynt nie myślałam w kategoriach stron konfliktu (w sensie wojny), tylko w kategoriach ludzi ("ten to skur...", "ta to fajne babeczka" etc).
Jeśli chodzi o samo zestawienie świat realny vs bajkowy - dla Amelii jak najbardziej te dwa światy się zlewają i ten drugi ingeruje w pierwszy. Jeśli zaś przyjąć, że to wszystko były tylko wyobrażam dziewczynki (jak tak uważam) - to okrutne realia formowały jej wyobraźnie - jak inaczej mała dziewczynka mogłaby wymyślić coś takiego jak potwór z drugiego zadania.
Jeśli chodzi o końcówkę - nie wiem skąd pomysł, że rozwiązanie jest jednoznaczne... ja na przykład byłam przekonana (i dalej jestem), że Amelia zmarła i nigdzie jej nie przyjęto. Tak też zresztą odczytałam końcówkę Sierocińca - happy end bez happy endu, bo co to za happy end, gdzie główna bohaterka popełnia samobójstwo.
Osobiście byłam Sierocińcem zawiedziona. O ile w Labiryncie wszystko układało się w logiczną całość, tak Sierociniec wydawał mi się trochę pod tym względem niedopracowany. Ot taki sobie horror, gdzie motywy postępowania mszczących się zjaw i tak tak naprawdę nie są istotne. Wystający znacznie ponad przeciętne horrory, ale bez specjlanych ochów i achów.
mam problem z jasnym okresleniem wyzszosci jednego z filmów, oba sa bardzo dobre ale chyba skłaniam sie bardziej ku Sierocińcowi.
Bardziej przypadł mi do gustu
Wole kino pokazujace rzeczywistosc a wiec wybieram Sierociniec co nie oznacza ze labiryn był kiepski
Nie ma co porównywać. To dwa zupełnie różne filmy i jedyne co je łączy to to, że są hiszpańskiej produkcji. Mnie osobiście bardziej przypadł do gustu Sierociniec. Labirynt Fauna jest trochę zbyt baśniowy, ogląda się niczym smutną bajkę. Sierociniec to dobry horror, z nutką tajemnicy, niepewności i z fajnym klimtatem tworzonym przez te wszystkie zgrzyty, dźwięki i jęki.
ku Sierocincowi sie sklaniam bo jestem tuz po obejrzeniu filmu, bardzo mi sie spodobal a z tego co mi sie przypomina laboryn mial troche inny klimat.
Niestety nie widziałam 'Labiryntu Fauna' :( Może go gdzieś dostanę. Bo po obejrzeniu 'Sierocińca' jestem zachwycona..
Dla mnie zdecydowanie Sierociniec. Trzyma w napięciu, straszy, porusza. Labirynt to dla mnie taka bajka...
Nie widzę związku pomiędzy tymi 2 filmami:) Labirynt Fauna to baśń, różniąca się zupełnie od Sierocińca.
Uważam, że oba filmy były niezłe, nie potrafię zdecydować, który lepszy.
No dokładnie. Jak można porównywać dwa tak różne filmy? Nie można. Mnie do gustu bardziej przypadł Sierociniec, bo po pierwsze lubię dobre horrory, a po drugie Labirynt był taką trochę bajeczką, nie dla mnie. Sierociniec nie jest tandetny, nie straszą nas komputerowe potwory i może dlatego właśnie robi takie wrażenie - wszystko wydaje się takie realne. Scenariusz dopracowany w każdym szczególe, nie naciągnięty. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to bardzo polecam.
Dlas mnie "Labirynt Fauna" dużo lepszy, film jest kompletny i sensowny na każdej płaszczyźnie, istnieje taka delikatna, ale wyraźna linia, która oddziela magiczny świat Ofelii od realistycznego świata dorosłych, przesłanie jest jasne i przemyślane.
"Sierociniec" na każdym poziomie jest dziurawy i zawiera duże pole do interpretacji zaleznie od woli widza, czyli z jednej strony można puścić w ruch wyobraźnię, z drugiej nie wiadomo, co tak naprawdę miał przekazać. Nie kupuję tego zakończenia, gdzie mistyczna ofiara macierzyńskiej miłości łączy się z Pana-Piotrusiową logiką, odwołanie do umysłu dziecka, bo dorosła głowa tego nie kupi? Hmmm...
Poza tym "Labirynt..." subtelniejszy dużo. I nie bawi się w straszenie, tylko przenika grozą do kości.
Dla mnie Sierocieniec jest jak najbardziej spójny, a to, że pozostawia pewne rzeczy wyobraźni widza działa zdecydowanie na jego korzyść. Nie ma rażących braków czy luk w scenariuszu.
Zakończenie jak dla mnie jest kapitalne - niesztampowe, zaskakujące. I nie przesadzone.
Z kolei Labirynt...hmmm...nie przypadł mi do gustu...jakiś stworek z wyobraźni to już bajka nie dla mnie.
Zdecydowanie polecam Sierociniec.
sierociniec nie był spójny. jak wytłumaczysz fakt ze matka nie słyszała krzyku własnego dziecka słysząc inne odgłosy?
"Poza tym "Labirynt..." subtelniejszy dużo. I nie bawi się w straszenie, tylko przenika grozą do kości."-totalnie się zgadzam. Zastanawiam się jakim cudem Sierociniec został przypisany do gatunku horror... .Za to 'Labirynt' bardzo szanuję za barwny,może i wyidealizowany świat,bo jak postrzega świat dziecko w tym wieku.Ucieczka od problemów przez zamknięcie się w swoim bajkowym świecie.Bardzo prawdziwe.