PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=733678}

Godzilla Resurgence

Shin Gojira
6,2 3 155
ocen
6,2 10 1 3155
6,5 2
oceny krytyków
Shin Gojira
powrót do forum filmu Shin Gojira

To, co Hideaki Anno od*ierdolił tutaj przekracza moje pojęcie.
Godzilla Garetha Edwardsa był dla mnie dosyć sporym rozczarowaniem - film audiowizualnie był świetny, design Godzilli perfekcyjny, sceny z jego udziałem również, szkoda tylko że zajmowały jakieś 11 minut czasu ekranowego, potem mieliśmy jakieś niecałe 20 minut nieciekawych Muto, a resztę filmu stanowił sztampowy film katastroficzny z nieciekawymi bohaterami. Powiedziałem sobie - za mało Godzilli, za dużo nieciekawych ludzi.
Japończycy najwyraźniej chcieli to przebić, ponieważ w tym filmie Godzilli jest chyba jeszcze mniej (i już nie prezentuje się nawet w połowie tak ekscytująco), a sztampowe wątki rodzinne i katastroficzne zastąpiono jeszcze nudniejszymi wątkami politycznymi. Cały Shin Gojira to niekończący się tok ekspozycji. Film jest wieczną gadaniną bandy polityków. Nie jestem pewien, czy znalazła się chociaż 1 minuta pozbawiona dialogów. Cały czas słyszymy jak faceci w garniakach tłumaczą, dokładnie, absolutnie wszystko - jakie zagrożenie się zbliża, jakie są jego właściwości, jakie podjąć środki, jak dogadać się z innymi krajami, jakie będą tego skutki gospodarcze itd. Chyba 90% filmu zajmują sceny w zamkniętych pomieszczeniach w których ludzie siedzą na d*pie i opisują każdy najnudniejszy detal. Noż K*RWA, czy ja oglądam Godzillę, czy jakiś drętwy film polityczny?
W Godzilli 2014 mieliśmy dwuwymiarowych bohaterów z sztampowym back story. Tutaj nie mamy absolutnie żadnych. Pojawia się masa postaci, ale żaden z nich nie posiada nawet cienia charakteru, nie istnieje żadna relacja między nimi, nikt nie przechodzi żadnej zmiany, a jedyne co robią to tylko siedzą i gadają i gadają i gadają i gadają... W filmie nie ma żadnego poczucia zagrożenia. Żaden z bohaterów nie bierze czynnego udziału w walce z Godzillą, albo nawet w ucieczce. Nie ma ani jednego momentu, w którym życie któregoś z bohaterów znalazło się w niebezpieczeństwie. Prawie w ogóle nie oglądamy losów cywili, którzy są atakowani przez potwora. Większość filmu oglądamy z perspektywy bandy polityków, którzy tylko sobie bezpiecznie siedzą w swoich siedzibach i rozmawiają bez końca. Nie wiedziałem, że kiedykolwiek to powiem, ale naprawdę chciałem tutaj zapoznać się przynajmniej z jedną postacią, która stanęłaby w konfrontacji z Godzillą - byłaby jednym z cywilów uciekającym przed potworem, albo jednym z wojskowych strzelających do niego, co kol wiek.
W Godzilli Edwardsa położono nacisk na powolne (aż zbyt powolne) budowanie napięcia. Tutaj nie ma żadnego. Potwór wcale nie jest ukazany jakoś monumentalnie, pomimo ogromnych rozmiarów. Pierwsza scena z Godzillą wygląda żałośnie, jak z przeciętnego filmu klasy B. Po prostu widzimy potwora (w swoim żałosnym, rybopodobnym designem) i... tyle. Żadnego efektu wow, żadnej grozy, ani napięcia, nic.
No właśnie, pomówmy o Godzilli. Wygląda brzydko. Nawet nie groźnie, czy strasznie, tylko brzydko. Posiada strasznie nieproporcjonalne ciało - górne, nieruchome łapki jak od kurczaka, absurdalnie szerokie biodra, oraz zdecydowanie za długi ogon który cały czas unosi się w powietrzu i wije jakby był pusty w środku. Potwór nie wykazuje żadnej dynamiki i emocji. Po prostu sunie przed siebie lekko poruszając nogami i kręcąc ogonem jak jakiś kot. W każdym japońskim filmie Godzilla zachowywał się jak istota żywa, poruszał się, ukazywał jakieś emocje, ten zachowuje się po prostu jak wielka kukła (i nie chodzi mi tu o technikę).
Muzyka. Kawałki Akiry Ifukube zawsze i wszędzie będą wymiatały, ale to tylko recykling klasycznych utworów, tradycja w tej serii. Jak reszta? Muzykę skomponował Shiro Sagisu, którego najlepiej możemy kojarzyć z świetnej ścieżki dźwiękowej Neon Genesis Evangelion (anime autorstwa Hideaki Ano, czyli reżysera Shin Gojiry) i o mój boże co tutaj się wydarzyło. Większość muzyki zajmuje chamsko, bez zmian, skopiowane DECISIVE BATTLE, czyli jeden z najsłynniejszych utworów z NGE! Mało tego, muzyka która w anime towarzyszyła w trakcie scen batalistycznych, tutaj towarzyszy (zgadnijcie) kolejnym scenom ekspozycji. Poważnie, bohaterowie siedzą na tyłkach, gadają, a w tle słychać epicką muzykę instrumentalną, jakbyśmy oglądali walkę Evangeliona z Aniołem. To jest tak źle dobrana muzyka...
Nie jest to może najgorszy film z Godzillą (zawsze będzie istniał Rewanż Godzilli i Godzilla kontra Megalon), ale jeden z gorszych, a na pewno jeden z najnudniejszych. Godzilla z 1954 kładł nacisk na grozę, nastrój i bohaterów (którzy mieli jakąś relacje między sobą, kierowali się jakimiś ideałami, posiadali jakąś przeszłość, a jeden z nich doznawał nawet katharsis na końcu), późniejsze filmy to głównie rozrywka - często bezpretensjonalna, pełna widowiskowych starć i uroczego absurdu. Godzilla z 2014 próbował nawiązać do pierwszego filmu, ale nie do końca to wyszło (sceny z Godzillą, owszem klimatyczne, ale zabrakło wciągającej historii i ciekawych postaci). Shin Gojira zdecydował się na realizm. Sam pomysł wydaje się kuriozalny - przecież nie da się tak absurdalnego konceptu, jakim jest Godzilla ukazać w realistyczny sposób. Ale skoro się uprzeć to czemu nie. Tylko dlaczego, cały realizm ograniczono się do polityki? Słuchanie dyskusji o gospodarce w Japonii, czy polityce zagranicznej nie jest ciekawe nawet w rzeczywistości, a co dopiero w filmie o j*banym Godzilli. Żeby było bardziej interesująco, w filmie przewijają się parosekundowe ujęcia z udziałem cywili, które wyglądają ciekawiej niż... w zasadzie reszta filmu. Przez jakieś 5 sekund słyszymy np: pochód wyznawców Godzilli. Czemu tego nie rozwinięto? Pomysł z fanatykami religijnymi, którzy otaczają potwora kultem wcale nie jest taki głupi i na pewno jest ciekawszy od dyskusji o polityce.
Film oczywiście musiał mieć przesłanie, które brzmi... Amerykanie tylko nas wykorzystują, chcą nas zniszczyć, chwała silnej, niezależnej Japonii (w uproszczeniu). Shin Gojira jest chwilami nieznośnie patetyczny i niesubtelny w komentarzu. Godzilla to boski jaszczur, symbol zagłady nuklearnej - to już było tyle razy wałkowane... No i oczywiście kolejne rozliczenie się z bombardowania atomowego w Nagasaki i Hiroszimie... ILE-MOŻNA? Jeżeli już tak bardzo chcieli poruszyć ponownie ten problem, nie mogli tego rozegrać... subtelniej? Premier Japonii w jednej scenie mówi wprost "Amerykanie po raz trzeci nas zbombardują", to już zaczyna popadać pod autoparodię. No i oczywiście mamy fetyszyzację militariów - patetyczne ujęcia na śmigłowce, czołgi, żołnierzy, normalnie jakby Michael Bay z Emmerichem zasiedli na 5 minut na stołku reżyserskim.
Shin Gojira nie jest żadną rozrywką. Otrzymujemy jakieś 5 minut fajnych scen z udziałem dorosłego Godzilli, drugie 5 minut mniej fajnych scen z dorastającym Godzillą, oraz całą masę niekończącej gadaniny z udziałem postaci, które w ogóle nas nie interesują.

ocenił(a) film na 3
szmyrgiel

Popieram w 100 procentach. Miałem identyczne odczucia i dam ocenę 3+

szmyrgiel

Nic dodać nic ująć - z tego co mi się podobało to nowy sposób przedstawienia "ziania" Godzilii fajnie zrealizowany , co do nowej jego mocy mam dość mieszane uczucia. Natomiast to co mnie absolutnie zachwyciło to celność ostrzału ( 100% ) . W starych Godzillach strzały w 90-99 % były niecelne ( toż kurna rzucając kamieniem byłoby celniej ) a tu była tak jak być powinno strzały celne aczkolwiek oczywiście nieskuteczne. Dodam ze to jedyny film z Godzillą który poi 15 min oglądałem na szybkim przewijaniu zatrzymując się ( te 3-4 razy na sceny z potworem ) - reszta dno i 3 metry mułu.

qqq_2

Właśnie to są te fajne 5 minut o których wspominałem :) Dopiero w scenie z atomowym oddechem zacząłem się bawić i łudziłem się, że teraz film na dobre się rozkręci. Ale nie, Godzilla musiał wpaść jakiś stan hibernacji (w ogóle po co?) i znowu musieliśmy się męczyć z tą nieznośną bandą gadających głów. Finał też był mało spektakularny - ok, zrzucanie wieżowców było efektowne, ale przez resztę starcia oglądaliśmy tylko jak dźwigi wpakowywały mentosy do paszczy potwora.

PS Nie podoba mi się ta moda na powiększanie Godzilli w każdym kolejnym filmie (nieważne, czy japońskim, czy amerykańskim). Większy wcale nie znaczy lepszy, czego tutaj mieliśmy dobry przykład. Przez to, że Godzilla miał te 118,5 metrów nie wchodził już w "interakcję" z większością budynków i pojazdów militarnych. Gdzie te przewracanie budynków, strącanie ogonem, rzucanie obiektami, czy deptanie pojazdów? Jest teraz tak duży, że nie pozostaje mu nic innego jak tylko iść przed siebie i może zionąć atomowym oddechem w razie problemów.

PPS Szczerze mówiąc, zaczynam teraz wątpić w talent Hideaki Anno. Rebuild of Evangelion: 3.0 był spektakularnym rozczarowaniem, a teraz to. Gość najwyraźniej się wypalił :/ Mam nadzieję, że gość przejdzie na emeryturę i powierzy kręcenie sequeli Godzilli i Evangelionów komuś bardziej kompetentnemu.

ocenił(a) film na 4
szmyrgiel

nic dodać, nic ująć po prostu za mało Godzilli w Godzilii...

typisb

Mało tego, poza Godzillą nie otrzymujemy praktycznie nic, tylko gadające głowy prowadzące między sobą ekspozycje które nikogo nie obchodzą. Czy kogo kolwiek interesuje gospodarka, albo polityka zagaraniczna? I to w filmie pod tytułem Shin Gojira?

ocenił(a) film na 3
szmyrgiel

Muszę się zgodzić w całej rozciągłości. Jestem miłośnikiem japońskich Godzilli, ale ten niestety mnie kompletnie rozczarował. Trailer i fotosy były nawet obiecujące, ale na tym się skończyło. Już pierwsze 20 minut jest niemiłosiernie nudne. I produkcja wygląda jak jakiś fanmade niż profesjonalnie kręcony film. A efekty jak z gier komputerowych.

Goro_Gondo

Wkurza mnie trochę hype wokół tego filmu. Fani mówią - "hołd dla Godzilli 1954", "czułem się, jakbym oglądał pierwszego Godzillę". Tha Fvck? Po pierwsze - parę lat temu powstał już Godzilla "hołdujący" film z 54 (w dodatku lepszy). Po drugie - co oznacza "hołd dla Godzilli z 1954"? Jedyne co się zgadza to muzyka i czas ekranowy tytułowego potwora. W filmie Ishiro Hondy byli jacyś bohaterowie, którzy posiadali osobowość, dylematy moralne, relacje między sobą, motywacje. Tutaj nie ma nic! Banda polityków o których nigdy niczego się nie dowiadujemy, którzy przez cały film tylko prowadzą ekspozycję. To nie są bohaterowie, tylko gadające głowy, puste kukły. Na dodatek w pierwszym filmie przywiązano dużą wagę do szkód jakie wyrządza Godzilla i nie chodzi tu do cholery o kryzys gospodarczy, czy politykę zagraniczną, tylko śmierć tysięcy niewinnych ludzi, rodzin i dzieci. Widok małej dziewczynki żegnającej się z umierającą matką, albo dziecięcego chóru śpiewającego pieśń żałobną jest autentycznie wzruszający. A nie inflacja w Japonii do kvrwy nędzy! Po trzecie - film wykorzystuje tą samą symbolikę i przesłanie co film z 1954. Tylko że robi to bardzo niesubtelnie - tłumaczy wprost symbolikę Godzilli, nawet etymologię jego nazwy. Wszelkie podobieństwa do bombardowania na Hiroszimie i Nagasaki tłumaczy nam wprost, jakbyśmy byli debilami ."Amerykanie po raz trzeci nas zbombardują" - dziękuję premierze Japonii którego imienia nie pamiętam, wcale nie przyszło mi to do głowy. Poza tym, pierwszy Godzilla powstał niespełna dekadę po bombardowaniu, dlatego problem ten był aktualny, wielu ludzi pamiętało, doświadczyło tych wydarzeń. Tutaj mamy odniesienia dla samych odniesień. Minęło już ponad 70 lat, czy Japończycy naprawdę ciągle zmagają się z traumą po Hiroszimie i Nagasaki? W najnowszej części wychodzi do bardzo sztucznie i pretensjonalnie.

Shin Gojira to nie tylko nie miłosiernie nudny film, ale także najzwyczajnie pusty, płytki, nijaki i banalny. Nie cierpię tej części. Przyznam szczerze, że wolę Godzillę Emmericha - był to durny, kiczowaty, infantylny film nieszanujący japońskiej serii, ale przynajmniej posiadał JAKIEŚ walory rozrywkowe, była JAKAŚ akcja i postacie z JAKIMIŚ cechami charakteru (już nawet burmistrz zajadający się cukierkami jest ciekawszy do gadających główn z SG).

ocenił(a) film na 3
szmyrgiel

Dokładnie. Też nie rozumiem zachwytu nad tą częścią. Niektórzy ją oglądają z ręką w spodniach, chyba tylko dla tego, że odpowiadają za nią Japończycy. Chamskie podłożenie muzyki i odgłosów z 1954 to żadne oddawanie hołdu. To już "Final Wars" był bardziej subtelny. Właśnie wnerwiała mnie ta "prezentacja" postaci. Powiedziałbym nawet, że niema głównego wątku ludzkiego. Na ekranie przez cały czas przedstawiają nam polityków jak w dokumencie jakimś. Miało to realizmu dodać?
Zgadzam się - "Shin Gojira" jest o wiele gorsza niż film Emmericha i Edwardsa. Nawet od większości filmów Showy jest słabsza. Tam byli jacyś bohaterowie. Ciąg przyczynowo-skutkowy, akcja. Tutaj w sumie film o niczym. Są politycy, pojawił się jakiś CGI animek, zamrozili go...i tyle?

ocenił(a) film na 3
Goro_Gondo

Jeszcze parę lat temu uważałem, że serię powinno ciągnąć się, bo powstało tyle dobrych filmów. Ale teraz uważam, że na "Final Wars" powinno się skończyć. Co prawda film nieco przekombinowany, ale w jakimś tam stopniu ponawiązywał do starych części, Godzilla w nim jest "true" i nawet nieźle zamkną tą serię. Tak w nowoczesny sposób. Nie najlepiej, ale zawsze jakoś.
Film Edwardsa miał bym czymś ambitnym, powrotem do korzeni, a na obietnicach się skończyło. W sumie produkcja na raz - w kinie jakieś wrażenie nawet zrobił. Przy każdej powtórce w domu to coraz gorszy, nudniejszy i głupszy się wydaje. I z obietnic o niepohamowanej sile nic nie zostało. Godzilla się pojawia na jakieś 5-6 minut, żeby zabić MUTO i ocalić ludzkość.
"Shin Gojira" też miał być powrotem do 1954, a jeszcze gorzej to wypada niż u Edwardsa, bo on bezczelnie nie usiłował przebić oryginału.

Goro_Gondo

Uważam, że zawsze jest miejsce na kolejne filmy z Godzillą. To postać z którą można zrobić absolutnie wszystko - poważny horror antywojenny, radosną rozwałkę, komedię, pastisz, film o inwazji kosmitów, mutantach, mitologicznych potworach, robotach, superbohaterach itd. itd.

Tutaj próbowano dramat polityczny. Ten pomysł ze wszystkich wydaje się najgorszy, ale nadal można było by coś z tego wyciągnąć - wyobraź sobie takie House of Cards z Godzillą, gdzie głównym bohaterem był by taki Frank Underwood, który czerpie korzyści z ataków potwora, wspina się po szczeblach kariery politycznej i na końcu osiąga władzę nad Japonią, albo nawet światem. Gdyby podeszli do tego z odpowiednim dystansem, stworzyli by ciekawe postacie i fabułę, ekspozycje zastąpili by normalnymi dialogami i dodali więcej Godzilli, to kto wie? Na pewno by to było lepsze od Shin Gojira.

Zawsze mi się marzył Godzilla w klimatach postapo - zdewastowany świat opanowany wieczną wojną między potworami, niedobitki ludzkości starają się odbudować niszczyciel tlenu, Mechagodzillę, albo jakąś inną super broń. Z jednej strony miałbyś walki potworów, a z drugiej wątki ludzkie pełne akcji w stylu Mad Maxa.

Zawsze chciałem też, aby rozwinięto koncept Wyspy Potworów. Coś jak King Kong, tylko że z Godzillą i innymi potworami. Z jednej strony miałbyś walki między potworami, a z drugiej kino przygodowe, survival, w którym grupa bohaterów stara się przetrwać w dżungli opanowanej przez mutantów. Zabawne, bo niedawno powstał Kong: Skull Island, który wyglądał niemal dokładnie tak jak sobie wyobrażałem.

Teraz jest moda na superbohaterów, czemu by tego nie wykorzystać? Taki reboot Godzilla kontra Megalon, tylko zrobiony dobrze.

Prawdę mówiąc, mogą tworzyć Godzillę bez końca i wymyślać coraz bardziej kuriozalne pomysły. Grunt, żeby to dostarczało rozrywki. Już do tego stopnia eksploatowano tę markę, że można wymyślać dosłownie wszystko i nadal by to pasowało do wizerunku serii.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones