Jeśli ktoś tak bardzo nie lubi Kościoła i ma do niego taki stosunek, jak tu zostało to przedstawione, to po co w ogóle brał ślub kościelny i od tego Kościoła kiedyś coś chciał? Ten ksiądz dobrze powiedział - po co mieszacie Kościół do waszych spraw? No i na koniec, jak już wymusili to stwierdzenie nieważności małżeństwa, jak już ten Kościół poszedł im na rękę i przeprowadził proces po ich myśli, to koniecznie trzeba było go obśmiać, że "hahaha znowu łączą parę w 'nierozerwalny' związek". Tymczasem obśmiać to powinno się tego bohatera granego przez Mecwaldowskiego, który znowu przysięga "do śmierci" jakiejś młódce, a za kilka lat znowu będzie żebrał o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Ludzie chcą od Kościoła jakieś prawa i przywileje, bo myślą, że im się należy, ale zapominają o jakichś minimalnych powinnościach z tego wynikających. Nawet nie mówię o obowiązkach, ale skoro coś od tego Kościoła chcesz, to obowiązują cię pewne zasady i spełnienie choćby minimalnych warunków, a nie "dajcie ślub i spadajcie, a potem jak będzie potrzeba, to ten ślub unieważnijcie i też spadajcie".
Ja nawet skomentowałem na serio film pt. Friendzone :) Każdy ma prawo do swojej opinii. Komedia komedią, ale jakiś temat porusza i każdy może się wypowiedzieć.
Obiecywanie komuś czegokolwiek ,do śmierci, nie jest minimalnym warunkiem umowy,, a to jest zwyczajnym absurdem, jeżeli już wtapiamh się w tematykę małżeństwa i umów kościelnych. Pytanie o motywy i zasadność takiego działania jest jak najbardziej słuszne.
Może i jest absurdem, ale tego niestety wymaga KK. Aby tego uniknąć, warto po prostu nic od niego nie chcieć, wtedy uniknie się tego problemu.
Sprawa która cię, aż tak bulwersuje nie była by zapewne tematem tej komedii gdyby nie fakt, że sam KK ma wywalone na te zasady dla "specjalnych" osób np: Kordek, Pazura czy małżeństwo Kurskich (tam absurd był JESZCZE większy).
Sama sprawa stwierdzenia nieważności małżeństwa mnie nie bulwersuje. Zwróciłem uwagę na coś innego. Natomiast mogłoby mnie bulwersować to, gdyby Pazura, czy Kurski faktycznie dostali stwierdzenie nieważności małżeństwa na specjalnych zasadach, w przyspieszonym trybie i może jeszcze za kasę. Nie wiem, czy tak było, ale w społeczeństwie utarło się, że tak. Natomiast umówmy się - każdy z nas korzysta ze znajomości, jeśli ma takie możliwości. Jak masz znajomego onkologa i potrzebujesz do niego iść i cię przyjmie choćby jutro, to idziesz, czy czekasz w kolejce kilka miesięcy w NFZ? Jak masz znajomego mechanika, to pójdziesz do niego, co ci zrobi dobrze i uczciwie, czy będziesz szukał obcych? To samo z prawnikiem, księdzem i każdym innym.
"Natomiast mogłoby mnie bulwersować to, gdyby Pazura, czy Kurski faktycznie dostali stwierdzenie nieważności małżeństwa na specjalnych zasadach, w przyspieszonym trybie i może jeszcze za kasę. Nie wiem, czy tak było, ale w społeczeństwie utarło się, że tak." Nie doczytałeś? Mam coś jeszcze dodać na ten temat? Nie wczytywałem się w jego sprawę, ale niestety różne rzeczy po znajomościach załatwia się w różnych miejscach, również w Kościele i akurat pisowcy w tym brylują. Jak Czarnek, który zorganizował sobie teraz spotkanie polityczne w kościele.
prostacki zabieg retoryczny "nie wiem czy tak było" "nie znam sprawy". Czyli jak ktoś rzuca kazusem, który powoduje, że Twoja buńczuczna, wzniosła przemowa składa się jak domek z kart to wyjeżdżasz z wrzutkami o niewiedzy. Zdążyłeś już ocenić jakieś całe rzesze społeczeństwa jako głupie niedojrzałe i roszczeniowe i nie mające przyzwoitości a gdy przychodzi coś tak skrajnie nieprzyzwoitego i oburzającego jak kazus kurskiego, którego wyprowadziła z równowagi nawet spora grupa samych duchownych to udajesz, że nie wiesz o co chodzi. Już same powszechnie znane fakty jak to, że z pierwszą żoną bywał u JP2 jako gorliwy Katolik i mając z Nią 3 dzieci zmienia na młodszą laske jest nie do obrony. Z tonu wypowiedzi można wywnioskować, że sam jesteś księdzem albo bardzo blisko tejże instytucji stąd ten protekcjonalny ton. Zaraz użyjesz zaklęcia sugerującego, że w aktach sprawy Kurskiego mogą być jakieś nieziemskie dowody, które odmieniają oblicze sprawy. Chyba takie, że pierwsza żona okazała się reptilianką i przepoczwarzyła w jaszczurkę akurat w tym czasie jak poznał nową narzeczoną. Ale wydźwięk jest taki jak to zawsze u was "sprawa kurskiego niech was nie obchodzi głupi plebsie. Ty zachowaj pokorę". No i w tym wszystkim można chociaż było zachować pewną elementarną dyskrecję. Ale otóż nie. Zrośnięty z pisem kościół katolicki pokazał społeczeństwu gdzie jego miejsce urządzając huczną uroczystość w prestiżowym kościele Łagiewnickim. Problemem kościoła jest chyba to, że swój modus operandi ma skrojony dla funkcjonowania w społeczności, gdzie czytanie i pisanie nie jest domeną przesadnie powszechną i gdy społeczeństwo zaczyna być coraz lepiej wykształcone i poinformowane to już jest trudniej Robić kobietę lekkich obyczajów z logiki. I czy koniecznie kobietę? biorąc pod uwagę wyczyny diecezji Sosnowieckiej...
Ale to nie był wybieg retoryczny, bo ja naprawdę się w temat Kurskiego się nie wczytywałem. Ale ok - żebyś mi nie zarzucał, że się wykręcam - na potrzeby tego wpisu zakładamy, że Kurski załatwił sobie w Kościele, po znajomości i za siano, stwierdzenie nieważności małżeństwa. A więc zakładam to i komentuję sprawę Kurskiego, nie wykręcając się. Uwaga, uwaga: samo stwierdzenie nieważności małżeństwa mnie nie oburza. Wynika to również z pierwszego mojego wpisu. Oburza mnie za to, że Kurski zrobił to za forsę i po znajomościach, czyli w skróconej drodze i to na oczach wszystkich. I to jest skandal i ja nie zamierzam temu zaprzeczać. Ostatni tu jestem do bronienia pisowców i ich konszachtów z Kościołem. A od Kurskiego bardziej oburzyło mnie spotkanie Czarnka z wyborcami w kościele, bo to jest jawna bezczelność. Ale też napisałem i ponawiam to, że wiele osób w Polsce załatwia sobie sprawy po znajomościach. Nie jest to żadnym zaklęciem, które usprawiedliwia Kurskiego, ale tylko chcę to podkreślić. Chcę być dobrze zrozumiany - ja oceniłem rzesze społeczeństwa - ale nie tego, które bierze sobie "rozwód kościelny", tylko tego, które oczekuje od Kościoła szybkiej realizacji tego "rozwodu" i psioczy na Kościół, mimo że go nie znosi. Oceniam rzesze społeczeństwa, które nienawidzi Kościoła, nie lubi go, nie znosi, nie wierzy w nic, ma go gdzieś, a mimo wszystko tam łazi i coś od niego wymaga. Mam nadzieję, że to jest wreszcie zrozumiałe, choć przecież wynika z pierwszego wpisu. I nie jestem księdzem, ani nawet nie jestem jakoś specjalnie blisko tej instytucji, tylko wkurza mnie model człowieka, który niespecjalnie w coś wierzy, nie lubi Kościoła, nie znosi, nienawidzi, ale i tak się tam pcha, bo chce ślub, bo chce komunię dla dzieciaka, bo chce rozwód, bo chce zaświadczenie, bo chce pogrzeb. I jeszcze mają pretensję, że oni mają roszczenie wobec księdza, a ten ksiądz ma czelność mieć roszczenie wobec nich. Sam rozwód - podkreślam to jeszcze raz - mi osobiście nie wadzi, bo nie jestem purystą. I jeśli mam krytykować Kurskiego tylko i wyłącznie za samo stwierdzenie nieważności małżeństwa, to tego nie zrobię, tak jak nie krytykuję za to tej pary z filmu, ani nikogo innego.
Powiem szczerze kościół krzywdzi właśnie akurat tych dla których to jest ważne. Zwłaszcza w przeszłości, gdy sprawy sakramentów miały dla ludzi istotne znaczenie. Mój dziadek był z kresów, miał pierwszą żonę w wieku 19 lat. Bardzo podobny kejs jak na filmie. Mieli dziecko, ktore niedługo potem umarło. Później wojna i po wojnie ten proces kanoniczny trwał ze 30 lat. I nigdy tego unieważnienia nie uzyskał. Przeżywszy w zasadzie całe życie dorosłe z moją babcią. A świadków możliwość powoływania miał ograniczoną możliwość z uwagi na drugą wojnę.. I potem wjeżdża taki Kurski plując w twarz wielu ludziom, którzy się tym przejmowali i żyli w poczuciu winy. Dla mnie małżeństwo mojego dziadka było wzorowym małżeństwem. ale według prawa kanonicznego poszli do piekła:) Za to w niebie będzie Kurski z jedraszewskim
Tylko ja zakładam, że twój dziadek był wierzący. Chciał stwierdzenia nieważności małżeństwa, ale jednak zakładam, że wierzył w Boga i nie odwrócił się od Kościoła. Więc w takiej sytuacji ja tego nie oceniam źle. Oczywiście, miło by było, żeby ludzie nie brali rozwodów kościelnych, ale pewnie miło by było, żebym i ja nie miał tych grzechów, które mam na swoim koncie :) Więc nie mnie oceniać innych. W sytuacji twojego dziadka, tak jak to opisałeś, nie widzę nic zdrożnego. Na pocieszenie mogę ci napisać, że w dzisiejszych czasach by pewnie to stwierdzenie nieważności małżeństwa uzyskał, bo jednak się to zliberalizowało. A Kurskiemu w tamtych czasach może by nie poszło tak gładko, może by nie trafił na skorumpowanych duchownych, którzy mu to załatwili szybko i sprawnie po znajomości. Osobiście nie przepadam za Kurskim, a od bp. Jędraszewskiego wolę kard. Krajewskiego. Bóg każdego oceni sprawiedliwie, wg intencji, a nie wg prawa, które zostało napisane przez ludzi :)
Przypominam sobie, tylko ja nie krytykuję samego "rozwodu", że ktoś robi coś takiego, tylko krytykuję zupełnie coś innego. Przeczytaj jeszcze raz. Nie może być tak, że ktoś coś chce od KK, a jednocześnie go krytykuje, nie lubi, gardzi nim itd., ale i tak czegoś od niego wymaga.
Oczywiście, że może tak być. Kościół nie udziela ślubów, pogrzebów, chrzcin, komunii, itd. za darmo. Trzeba płacić za usługę. W związku z tym ma się prawo z niej zrezygnować. Tak samo jak z subskrypcji Netflixa.
Ale po raz kolejny informuję - nie krytykuję samego "rozwodu" kościelnego, tylko zupełnie coś innego. Doczytaj. Poza tym Kościół to nie sklep, że przynosisz kasę i dostaniesz to, co chcesz. Jak mi by KK nie pasował, to bym tam nie łaził i nie zawracał swoim życiem głowy tej instytucji.
Totalnie nie wiem o co innego Ci chodzi. Nie wytłumaczyłeś tego jasno. I KK to jest sklep, od czasów sprzedaży odpustów do teraz.
Więc tłumaczę jeszcze raz - niektórzy nie lubią Kościoła, nie szanują go, gardzą nim, nie wierzą w to, co Kościół mówi itd. itd. itd. I dobrze by było, aby tacy ludzie po prostu tam nie chodzili i od tego Kościoła nic nie chcieli - ani ślubów, ani chrztów, ani pogrzebów, ani rozwodów, ani zaświadczeń, ani po prostu niczego. Tymczasem są takie osoby, dla których KK jest nic nie warty, ale tam łażą i ciągle coś chcą od niego, a potem marudzą, że ksiądz również chciał czegoś od nich. Bo oni przyszli z kapuchą i ma być załatwione od ręki, a tak to nie działa (a przynajmniej nie powinno). Nie lubisz KK, to nie chodź tam i o nic nie proś. Mam nadzieję, że jest to wystarczająco jasno.
Kościół katolicki włazi z buciorami w życia ludzi, którzy nie są z nim związani, np. niekatolickich kobiet i ich brzuchów poprzez wpływanie na politykę. I również nimi (kobietami) gardzi. Czyli KK może, ale w drugą stronę to już nie można, tak?
KK może tak samo wpływać na politykę jak każda inna instytucja w tym kraju, np. fundacja proaborcyjna, która lobbuje w drugą stronę, czyli - stosując twój tok myślenia - gardzi nienarodzonymi dziećmi. To po pierwsze. A po drugie - nadal nie zrozumiałaś tego, co napisałem. Chyba twój potencjał intelektualny ci na to nie pozwala, ale spróbuję jeszcze raz. Więc tak, można gardzić Kościołem i go nienawidzić - ale niech wtedy się nic od niego nie chce. Pojmujesz? Czyli - nie lubisz KK = nie łazisz na plebanię i nie załatwiasz spraw typu ślub/chrzest/pogrzeb. Dotarło?
Twój potencjał intelektualny chyba nie pozwala ci pojąć, że KK realnie wpływał i wpływa na politykę w przeciwieństwie do np. organizacji proaborcyjnych. Ile miliardów dostał od Państwa z podatków wszystkich, również niewierzących. KK wpieprza się z buciorami od zawsze w interesy i kasę innych. Ale jeśli ma być na odwrót, to tobie to nie pasuje tak bardzo, że w złości musisz obrażać intelekt ludzi inaczej myślących.
KK realniej wpływa, bo jest bardziej wpływowy. Może kiedyś organizacje proaborcyjne będą bardziej wpływowe, zobaczymy. Na razie nie są. Natomiast jestem przeciwny dotowaniu KK z podatków. Tylko po raz kolejny - nie o tym pisałem :) Nadal nie pojmujesz.
Pojmuję. Przerośnięte masz ego, dając sobie prawo do oceniania czyjegoś potencjału intelektualnego, zakładając jednocześnie, że Twój jest na wyższym poziomie. Pojmuję lecz się nie zgadzam. Moim zdaniem, jeśli ktoś chce sobie gardzić KK i jednocześnie kupować u nich imprezę - droga wolna. Uważam zresztą, że większość Polaków korzysta z kościoła tylko pod kątem obrządków, nie duchowości.
O, teraz widzę, że pojęłaś. Dla mnie jednak nie ma sensu korzystanie z usług instytucji, której się nie lubi. Tym bardziej, gdy to ma być tylko obrządek bez duchowości. Wtedy zawraca się Kościołowi głowę swoimi sprawami i jeszcze ma się pretensje, że ten Kościół chce coś w zamian (nie tylko kasę). To tak, jakbym ja nie lubił Biedronki, ale bym tam łaził na zakupy i potem marudził, że mają porozwalane kartony. Tymczasem powinno być tak, że nie lubię = nie chodzę.
Przecież padła odpowiedź na pytanie, które zawarłeś w swoim pierwszym zdaniu. Poszli do tej chorej, krwawej i chciwej sekty wziąć ślub, bo byli młodzi i niedojrzali.
Ta odpowiedź padła, to fakt. Tzn. dotyczyła kobiety, bo facet zaraz po stwierdzeniu nieważności małżeństwa, znowu podreptał do tej "krwiożerczej" instytucji, wziąć kolejny ślub. I tym razem zrobił to dobrowolnie. Natomiast niedojrzałość, czy młodość, czy nacisk rodziców - cokolwiek by to nie było, to trzeba potem ponieść tego konsekwencje i podjąć trud, aby się z tego wymiksować, jeśli ma się na to ochotę.
Przecież ten film bardzo dobrze obrazuje sytuację/problem w Polsce, gdzie społeczeństwo mocno osadzone w tradycji chrześcijańskiej niekoniecznie żyje w tej wierze. Młodzi ludzi robią często co każą rodzice czy jak tu dziadkowie - jak to bez ślubu w kościele, jak to bez chrzcin itd, a 20-letnie dzieciaki się nie zastanawiają nad czy to sakrament czy przysięga na całe życie czy szopka żeby wszyscy dali im spokój, albo nawet żeby wszyscy dali im kasę, bo może uzbierają w ten sposób na wkład własny. I moim zdaniem wcale nie należy mieć do nich o to pretensji, to edukacja kuleje. A potem im dalej w las, gdy wychodzimy już spod rodzicielskiej władzy, żyjemy własnym zyciem, często mając gdzieś kościół faktycznie nic od niego nie chcemy, tak jak i tu, a decyzje z wczesnej młodości, czasem nawet nie nasze a rodziców owocują absurdami. Bo założę się że 90 procent z nas tu jest ochrzczonych, a ile z tych 90 procent czuje się członkami kościoła?
Jak ktoś chce oddzielić tradycję chrześcijańską od wiary, to niech nie miesza w to Kościoła. Co to za podejście, że "wezmę ślub kościelny, bo taka jest tradycja", a potem narzekanie na księdza i parafię, bo my coś chcemy od nich, a oni - o zgrozo - chcą też coś od nas. I tym bardziej jest to słabe, jak ktoś robi to dla kasy i prezentów. 20-letni "dzieciak" jednak jest dorosły i jak się w coś pakuje, to potem musi ponosić tego konsekwencje. Chrzest to inna sprawa, bo tutaj faktycznie inni za nas decydują, ale ślub już niekoniecznie.
Ja miałem 20 lat i mi rodzice będą coś kazać? Mamy XIX wiek? :) Jak ktoś ma 20 lat i ulega wpływom rodziców, no to niech potem się z tym szarpie. Pisałaś jednak o tradycji i forsie, wiec się do tego odniosłem.
Świetna parodia z tego twojego KK i tych zaślepionych, nierozumiejących normalnego życia odklejonych od rzeczywistości czarnych.