Wydaje mi się, że ten film powstał na zamówienie jakiejś prospołecznej organizacji, śmiesząc ukazywać problemy, pokazywać sposób ich rozwiązywania, zachęcać i uczyć. I wypalać mózg pozytywną energią. Zapewne Amerykanie łykają to jak hamburgery, ja rzygałem tęczą. Omijać. Polecam 'The Florida Project'.
a Ty masz świadomość tego, że ten film bazuje na prawdziwej historii, a dokładnie doświadczeniach samego reżysera Seana Andersa?
Oczywiście. Połowa filmów, na które ostatnio trafiam 'bazuje na prawdziwej historii' to sprawdzony, bardzo skuteczny chwyt. Osobiste doświadczenia, któż ich nie ma, niektórzy z ich opowiadania uczynili z nich swój zawód.
Ale co to ma do rzeczy?
Ma to do rzeczy, że reżyser pokazał swoją historię w tym filmie, a film nie powstał na zlecenie żadnej organizacji adopcyjnej. Wiadomo, że to co widzimy na ekranie jest na swój sposób promocją adopcji, ale co w tym złego? Poza tym, biorąc się za oglądanie komedii familijnej czego się spodziewałeś? Krwawego zwrotu akcji i drastycznego zakończenia?
Ale co ma do rzeczy?
Nie napisałem, że powstał na zlecenie organizacji adopcyjnej tylko prospołecznej.
W filmach występuje czasem coś co nazywamy lokowaniem produktu, co w tym złego? Jednak jest to w złym stylu i jak można, wszyscy starają się tego unikać.
Napisałem czego się spodziewałem.
Kiedyś skrytykowałem landszafcik z jeleniem na rykowisku o zachodzie słońca, zapewne potwierdza to mój brak wrażliwości na prawdziwe piękno.
Zdajesz sobie sprawe z tego, ze to jest na prawdziwych zdarzenaich ? To teraz palnij sie w czache, dziekuje :)
"Florida Project" jest absolutnie genialny, ale porównywać te dwa filmy to jak zestawiać ze sobą "Tron we krwi" i "Kill Bill", tylko dlatego że w obu pojawiają się japońskie miecze. "Florida..." to obraz bardzo dojrzały i emocjonalnie trudny w odbiorze, a "Rodzina..." to sympatyczna amerykańska komedyjka. Nie rozumiem, co tak bardzo Cię w niej zirytowało? Bo chyba nie brak realizmu - tego w komediach z definicji nie uświadczysz i nikt go się tam nie zobaczyć nie spodziewa. A nawet nie chce.