Zaczyna się dość ciekawie, chociaż od razu rzuca się w oczy płytkość wszelkich drugoplanowych ról. Jest jednak w tym filmie kilka takich scen, w których aktorstwo krzyczy "wyłącz to" - i zapewne zrobiłbym to, gdyby nie moja samcza natura i przyjemność jaką czerpałem z oglądania atrakcyjnej i pełnokształtnej Zoe Naylor. TYLKO z jej powodu nie wyłączyłem filmu po pierwszej "przykrej" scenie aktorstwa (mniej więcej w połowie filmu).
Generalnie - grupa dziennikarzy robi reportaż o mieście dla pracowników korporacji, w którym roboty żyją razem z ludźmi i wykonują wszelkie prace fizyczne (pomocnicze) - włączając w to ochronę (policja, pogotowie, etc.). W pewnym momencie, jeden z robotów zabija człowieka, co udaje się sfilmować ww. ekipie.
Sam pomysł był ciekawy, jednak jego realizacja dużo gorsza. Rozbawiła mnie w tym filmie stacja telewizyjne GNN (ciężko o bardziej oczywiste nawiązanie do stacji CNN;) i facet podający informacje. Jako że wychowałem się na serialu "Farscape", miło było też zobaczyć Lani John Tupu, chociaż facet nie ujął mnie w tym filmie (pomimo, iż był jednym z najlepszych tam aktorów).
Co do oceny - umieściłem ten film w kategorii B i w tej kategorii oceniłbym go na 6/10
W normalnej klasyfikacji, nie dałbym temu filmowi więcej, niż 3/10. Z czego 1 za pomysł a kolejne dwa za odpowiednio - twarz i piersi Zoe ;)
No nie wiem czy taki ciekawy ten pomysł - co trzeci film SF jest o buncie AI. A roboty wśród ludzi i wykonujące ciężkie pracy były ostatnio choćby w serialu "Caprica". I też wszyscy wiemy jak się skończyło :).
Ale jak na klasę B to da się do oglądać. Spodziewałem się czegoś gorszego. Gniot bo gniot, ale przynajmniej nie przynudza za bardzo.
Dla mnie był ciekawy sposób w jaki to się zaczęło. Później i tak wyjaśniło się dlaczego to wszystko się stało.
W każdym bądź razie pierwsze zabójstwo było w trakcie jakiegoś meczu za prezentującą informację Zoe. Nagle przerwali mecz, jakiś facet podbiegł do robota i zaczął na niego krzyczeć (tak to wyglądało) i wymachiwać ręką. Po kilku chwilach robot podniósł rękę, strzelił zabijając faceta na miejscu, opuścił rękę i stał dalej jak gdyby nic się nie stało. Tylko reakcja ludzi wskazywała na zmianę jaka zaszła - robot zaczął być zagrożeniem. Później większość wydarzeń była już przewidywalna.
Taki scenariusz może wydarzyć się naprawdę. Już jest wiele miast na całym świecie stworzonych przez międzynarodowe korporacje, gdzie prowadzą badania i testy nowych technologii. Tylko odpowiednio duże podmioty mogą samodzielnie realizować takie przedsięwzięcia (bez zaangażowania państwa). A obecnie roczne obroty największych korporacji są wielokrotnością budżetów większości państw na świecie.
Pomijam takie oczywistości, jak miasto, w którym widzieliśmy może ze 30 osób czy efekty specjalne (choć nie były wcale takie złe) - wiadomo, niski budżet robi swoje. Jednak w żadnej mierze nie usprawiedliwia kiepskiego aktorstwa, a od momentu pierwszego zabójstwa gra większości obsady (jedynie Tupu w roli Standisha jest przekonywujący) jest równie drętwa co całe te roboty ;] Zresztą głupotek w filmie jest co nie miara. Kto, do jasnej cholery, zamontował te wszystkie działka, ostrza i miotacze ognia w robotach pracujących na platformie czy przyprowadzających dzieci do szkoły? Rozumiem, sabotaż oprogramowania i takie tam, ale żeby włożyć takie śmiercionośne zabawki do KAŻDEGO egzemplarza (a ze skali zniszczeń wywnioskować można, że jest ich dużo) i nikt tego wcześniej nie zauważył? Wiele wątków jest wyraźnie doklejone na siłę i brak im jakiejkolwiek puenty, jak na przykład motyw dziewczynki, czy niezamierzenie komiczne pojawienie się Azjaty z granatami (znalazł sobie nawet kamizelkę taktyczną i pastę kamuflującą, ale choćby zwykłej klamki to nie ma). Oczywiście, nikt chyba nie liczył na to, że jest to film Triple-A, ale niestety, nie jest to nawet Triple-B. Film nie musi mieć ogromnego budżetu, by być dobrym. Musi być po prostu rzetelnie zrobiony. W Robotropolis nawet tego zabrakło.
Ja nie byłbym w swej ocenie taki surowy. Może dlatego, że dzień wcześniej widziałem "Dzień, w którym czas się skończył". Na tle tamtego gniota, starszego o ponad 30 lat, "Robotropolis"wygląda naprawdę dobrze. Tam mamy kino hollywoodzkie z aspiracjami, które można w szklance utopić z żalu, tu przyzwoite dzisiejsze niskobudżetowe S-F, które bije tego starocia na głowę jeśli chodzi o tempo, SPÓJNOŚĆ i LOGIKĘ wydarzeń na ekranie. Trochę mi się przypomniała konwencja "Dystryktu 9" i "Źołnierzy Kosmosu", gdzie akcja miesza się z wiadomościami TV. W "Robotropolis" fajnie jest też pokazany mechanizm tworzenia wiadomości (np. gdzie leży granica między gorącym newsem a bezpieczeństwem dziennikarzy). Trochę poczułem taki przyjemnie siermiężny klimat, podobny jak w "Lepszych niż my". Najgorszy jest początek filmu, dialogi producenta z asystentką bardzo niskiego lotu, irytujące banałem, postać milionera przerysowana. Później fabuła wciąga na tyle, że można nie zauważyć niedostatków (też się zastanawiałem, po cholerę robotowi w domu lub na platformie wiertniczej miotacz ognia).