Nieszczęściem reżysera "Róży" jest to, że ja jeszcze żyję i pamiętam. Żyją i pamiętają inni świadkowie i uczestnicy powojennych dziejów Mazur.
I my mówimy: "Panie reżyser ten film to humbug i bzdura, która praktycznie niewiele ma wspólnego z powojenną rzeczywistością Mazur. "Stara baśń" dostarcza więcej
obiektywnej :-), informacji o średniowiecznej Polsce niż Pana film "Róża" o Mazurach po 1945 roku".
To prawda Pana film był/będzie obsypywany nagrodami na polskich festiwalach, ale tylko dlatego, że nasze "obiektywne i nonkonformistyczne (inaczej)" jury
bez trudu dostrzega, że to dzieło jest zrobione "po linii i na bazie" dla praktycznie wszystkich ugrupowań politycznych i opiniotwórczych RP.
Nieszczęściem tego filmu jest scenariusz, który wygląda jakby był pisany przez człowieka, który sztukę scenopisarstwa opanował na krótkim kursie dla zaangażowanych pisarzy epoki socrealizmu. Dlatego w filmie są tylko bohaterzy jednoznacznie negatywni i pozytywni; tylko dziwne, że zawsze brzydocie moralnej pierwszych towarzyszy ich ordynarnie brzydka fizjonomia i odwrotnie bohaterzy pozytywni są umieszczenie w ciałach fizycznie ładnych i wręcz natchnionych. Nawet w kinematografii propagandowej początkowego okresu PRL, nie spotykało się tak ordynarnie goebbelsowskich chwytów zohydzających postacie negatywne. Celowo przywołałem tu ministra propagandy III Rzeszy, wszak podobny schemat zaznaczania bohaterów zastosowano w filmie "Jud Süß". Myśle, że nawet przeciętny historyk z IPN napisałby bardziej obiektywny, niż ten który Pan wybrał, scenariusz dla filmu o powojennych Mazurach.
Panie reżyserze W. Smarzewski, kiedy z perspektywy tych kilkudziesięciu lat patrzę i poznaję "czarne i białe" charaktery, które spotkałem w swoim mazurskim życiu to
najczęściej dochodzę do wniosku, że te czarne charaktery nie były tak całkiem czarne, a to białe, też cholera jasna, są jakieś takie szare, albo nawet czarnawe :-).
No taka jest ta nasza rzeczywistość, nie tylko mazurska, Panie Smarzewski.
w.j.
Podpisuję się pod wypowiedzią Bald86. Jagatau49, czy mógłbyś podać jakieś konkrety, bo Twoja wypowiedź to jedynie same ogólniki? Po Twojej wypowiedzi widać że nie jesteś Mazurem ani Warmiakiem i być może też nie potomkiem repatriantów zza Buga. Bardziej obstawiał bym kogoś z mazowieckiego albo z Kurpi, ewentualnie z Podlasia. Ci to mieli negatywny stosunek do autochtonów.
Co do filmu Smarzowskiego, to przedstawia on dokładnie to co działo się na tych terenach w drugiej połowie lat 40-tych.
Trochę nie rozumiem o co chodzi w pierwszym tekście założonego wątku,hmm...
Filmu jeszcze nie widziałam. Natomiast wiele na jego temat słyszałam. Jestem bardzo ciekawa przedstawionej w nim historii, m. in. dlatego, że sama mieszkam na mazurach i moja rodzina została przesiedlona z Litwy. Z opowieści mojej rodziny wynika, że ten czas był dramatem dla Polaków przesiedlanych na te tereny z Litwy i Ukrainy jak również dla rodzin, które były z tych terenów wywożone do Niemiec. W końcu jednym i drugim zabrano dom, wypędzono w inne miejsce twierdząc, że od teraz tam (Niemcy, Mazury) będzie ich dom. Jak czasem rozmawiam ze starszymi ludźmi pamiętającymi jeszcze te czasy... to twierdzili, że jakoś szło się przystosować a najgorzej wspominają Rosjan, którzy upadlali, rabowali (np. patrz przyczyny zburzenia mostu w Kruklankach), gwałcili i niszczyli.
Tak czy owak film z miłą chęcią obejrzę. Mam nadzieję, że się nie rozczaruje ;)
Cytując klasyka.. " Ja tu widzę niezły burdel". Napisałeś się człowieku tyle, a nic z tego bazgrolenia nie wynika, nawet nie wiadomo o co chodzi ???
ale to chyba nie o tym filmie, bo tekst jest kierowany do pana Smarzewskiego. A ten, o ile wiem, został wyreżyserowany przez Smarzowskiego.... A tak serio ten tekst przypomina różne wywody myślicieli, najczęściej wywodzących się z polonijnych środowisk, którzy mają papiery, listy, teczki z nazwiskami agentów, Żydów etc. Zero konkretu, dużo jadu.
Nie wiem na ile 'Roza' jest autentyczna i wierna historii, bo w tamtym czasie nie bylo mnie jeszcze nawet w planach, a moi dziadkowie nie pochodzili z tamtych rejonow. Wiem jednak, ze film rzuca na kolana i wierze, ze nie bezpotrzebnie.
Nie zgadzam sie jednak z opinia, ze scenariusz jest o osobach skrajnych osobowsciowo i jedynie 'dobrych' lub 'zlych'. Pierwsze przyklady, ktore przychodza mi do glowy to chocby Roza, ktora zdaje sie cnotliwa bardziej niz wszyscy, a mimo to gosci w swym gospodarstwie sowietow. Lub Tadeusz, ktory pomaga i ratuje a jednak zabija (oczywiscie z samoobrony, choc pacyfisci mogliby sie klocic). Lub jeden z sowieckich zolnierzy, od ktorego Roza dostaje wiele cierpien, rzuca sie z piesciami na kolege, ktory ja poniza. Lub nawet stara dewota, ktora wykluczyla Roze jako zdrajczynie, przychodzi pokornie i bez slowa na jej pogrzeb. Kazdy bohater ma okreslony zestaw cech charakteru, ale tak jest chyba w kazdym filmie. Mimo to nie odczulam, zeby tworcy 'Rozy' nie pozostawiali widzowi miejsca na indywidualne przemyslenia.
Mnie też zastanawia jedno: po co tyle czasu człowieku zmarnowałeś i napisałeś,, Wywód o niczym i przeciwko Smarzewskiemu"( nie zadałeś sobie trudu, żeby sprawdzić jak brzmi w oryginale nazwisko reżysera, ale zarzucasz, że zrobił on kolokwialnie mówiąc: totalnie beznadziejny film). Dobrze, ale ja piszę w innej sprawie. Pochodzę z Warmii i moja cała rodzina należy do rdzennej ludności tych ziem. Dziadkowie zmarli dopiero ostatnio, ale miałam to szczęście i słyszałam z ich ust wiele historii. Co prawda Warmia i Mazury to dwie rzeczy, ale ludzkie losy były dość zbliżone. Byłe ziemie niemieckie zostały poddane po wojnie okrutnej polonizacji. Część mojej rodziny musiała wyjechać do Niemiec, bo byli szykanowani za swoje pochodzenie. Babcia pomimo wykształcenia nie mogła znaleźć pracy, bo miała niemiecki akcent. Wracając jednak do wcześniejszych lat... Kiedy weszli Rosjanie działy się rzeczy okropne- myślę, że film i tak nie pokazuje jeszcze wszystkiego. Dochodziło do naprawdę dramatycznych zdarzeń. Niektóre kobiety wydawały miejsce ukrycia innych, żeby tylko uchronić swoje córki przed gwałtem. Niemieckie kobiety, które były gwałcone, a w efekcie i tak musiały wyjechać na Zachód porzucały swoje dzieci dosłownie na ulicach. Nazywano je ,, Wolfkinder"- później zabierały je do siebie rodziny przesiedleńców, ponownie chrzciły i wychowywały. Jeszcze dzisiaj niektórzy starsi mieszkańcy warmińskich miasteczek wiedzą, kto się urodził z gwałtu Rosjan. Prawdą jest też, że wiele kobiet brało za mężów Polaków, aby móc zostać na Warmii. Niektóre trafiły w dobre ręce, ale innych koszmar był jeszcze większy- wtedy myślały, że uda im się wziąć ślub tymczasowo( sytuacja je po części do tego zmusiła- jak uciekać z małymi dziećmi do Niemiec? Małżeństwo ratowało życie). Także do dzisiaj nie wszystkie kobiety chcą opowiadać historię swojego życia.
Niedługo wraz z moimi znajomymi rozpoczynamy projekt, którego efektem będzie film dokumentalny o autochtonach Warmii i Mazur. Mam nadzieję, że uda mi się poznać jeszcze nie jedną ludzką historię, a wracając do filmu to uważam, że oczywiście nie wszystko jest zgodne z prawdą historyczną i film pokazuje tylko jakiś wycinek czasu i wybrany problem, ale dla mnie istotne jest to, że zaczynamy mówić o tych problemach. O ile środowisko żydowskie ze swojej historii utworzyła pewne sacrum i przewija się to już przez wiele lat, o tyle ludność niemiecka nie miała odwagi, aby sama zwrócić uwagę na ten problem. Dla wielu to wciąż zbyt świeża rana. Dlatego ja ślę ukłony panu Smarzowskiemu, że jego twórczość dociera do trudnych i problematycznych kwestii. Do takich o których nikt nie chce mówić, a przeciętny człowiek nie chce nawet pytać...
Ale się rozpisałam... Dziękuję za uwagę i cierpliwość =)
No. To jest konkret. Powodzenia z projektem, daj znać jak będzie ukończony i będzie można się z nim zapoznać.