Zacznę może od tego co chcę najmocniej przekazać, a czego nie widzę jeszcze tutaj na forum.
Ostatnia scena.
Dla mnie jest to ewidentne nawiązanie do obrazu "Śmierć Marata" Jacques-Louis David'a. Fajnie, że reżyser zostawił nam pole do interpretacji czy Franz przeżył czy nie, ale jednak stylistyka tej sceny dla mnie jest jednoznaczna.
Dużo było nawiązań do wydarzeń rzeczywistych, np. do strzelaniny w Magdalence w 2003 roku czy do sprawy Igora Stachowiaka.
Było też dużo scen, które były bardzo naiwne. Postać grana przez Dorocińskiego w zwykłym T-shircie i kamizelce kuloodpornej biega z maleńkim pistolecikiem tuż za w pełni uzbrojonymi i wyposażonymi antyterrorystami. Czy Franz kradnący nowoczesne Audi przy pomocy kawałka druta. To mogło być możliwe 25 lat temu, ale teraz wydaje mi się, że nie tak łatwo ukraść naszpikowany technologią samochód przy pomocy takiego narzędzia? Ponadto to, że Franz po wyjściu z więzienia potrafi obsługiwać dotykowy telefon komórkowy? Mało prawdopodobne.
Pierwsza scena z Moralesem inspirowana pierwszą scena z drugiej części trylogii, trochę słabo. Wolf i Angela? Też jakieś takie nierealne i za przeproszeniem z dvpy. Wiem, że to miało zagrać na emocjach widza, no ale... Nope.
Bogusław Linda zagrał świetnie, człowieka, którego życie jest przegrane. Fabijański super, bo całkiem inaczej niż przeważnie. Dorociński za to momentami bardziej przypominał Lindę, niż sam Linda.
Podsumowując, według mnie to dobry film, na pewno obejrzę go jeszcze raz, żeby lepiej go zrozumieć. Ale...
Wczoraj byłam na pierwszym seansie. W kinie poza mną było może 9 osób.
Czy to coś oznacza?
Ps. Czy ktoś pamięta co dokładnie było napisane w ostatniej scenie w SMS?
Sporo osób podnosi, że Franz umiał obsługiwać telefon.. ale to nie jest tak, że więzienie jest miejscem odciętym od świata. Przecież wszyscy tam przynosili zdobycze nowoczesności, strażnicy, odwiedzający, Franz nie był wcale taki dziki. Pewnie nawet wiedział, że jest już metro i wrosła szklana zabudowa na rondzie ONZ ;)