Oglądałam film chyba 7 razy i może to głupie, ale nadal siedzę jak na szpilkach i gdy Rett wychodzi z domu mam nadzieję, że za chwilę wróci...
Ta nadzieja... mam tak samo. Film oglądałam miliony razy, a zawsze miałam przy nim nowe odczucia, jakbym oglądała go po raz pierwszy.
To jeden z niewielu filmow, ktore ogladalam tak wiele razy. Zakonczenie jest bardzo wzruszajace i niepokojace zarazem. Film jest arcydzielem kina, a pomyslec ze od premiery w kinie minelo juz ponad 70 lat. Dzisiejsze filmy juz tak bardzo nie wzruszaja. Wlasnie czytam ksiazke Margaret Mitchell, ale czytajac ja odtwarzam obrazy z filmu, bo prawie znam go na pamiec :)
Jeszcze nie przeczytalam ksiazki do konca. Moge tylko powiedziec, ze tworcy filmu niemal doskonale odtworzyli postacie i krajobrazy wykreowane przez Margaret MItchell. Gdyby nie pare szczegolow, to film bylby idealna kopia ksiazki. Podam przyklad, w ksiazce Scarlet ma syna z Charlsem- jej pierwszym męzem, a w filmie go nie ma :)
W tym przypadku trudno stwierdzić co jest lepsze. Pozostawiają ogromną chęć: wrócenia do fragmentów książki i do ponownego obejrzenia filmu, która najczęściej kończy się tym, że czyni się to wielokrotnie ;)