Amerykanie lubią fantazjować o swym rzekomo niezbywalnym i danym od Boga prawie do przewodzenia ludzkości. Pragnienie porządkowania świata wymaga nie tylko sieci ponad stu pięćdziesięciu baz wojskowych poza terytorium USA, biliona dolarów rocznie topionych w podtrzymywanie militarnej machiny zastraszania i wyzysku. Kontroli muszą podlegać również płatne stosunki w samochodach zaparkowanych w ciemnych uliczkach amerykańskich miast.
Skoro tak trudno dostrzec potrzeby własnych obywateli, a odpowiedzią władz są penalizacja i prześladowania, to łatwiej zrozumieć globalną paradę politycznych porażek Waszyngtonu.