Film jest na maksa przeciętny. Po obejrzeniu zacząłem szukać recenzji mądrych, gadających głów wierząc, że coś mi umknęło. Że jest jakaś klamra spinająca czasy 2WŚ z losami bohaterów czy inny jakiś głębszy wymiar, a ja gdzieś tego nie wyłapałem. Ale jednak nie… On po prostu jest bez większej puenty i nie wzbudza większych emocji podczas oglądania. Po prostu całkiem miło się ogląda i tyle.
Też mam takie zdanie. Przyjechali, przespacerowali się, pojechali. Po co? Sami chyba nie do końca wiedzieli. No i film w Polsce, a właściwie żadnych Polaków. Konduktor, facet w windzie i ta dwójka na balkonie. Reszta to tło. Męcząca muzyka (tak, wiem że to Chopin, ale moim zdaniem zupełnie nie pasuje). Można obejrzeć, ale właściwie po co?
Dokładnie. Film tak nudny, że nawet gdy się potem odkrywa trochę tego, co kuzynkowie noszą w sobie, to i tak już nie ma się serca do tej historii. Muzyka Chopina jest tu jak pięść do nosa. Gdyby nie oczy Benjamina w ostatniej scenie, byłoby zero real pain.
No właśnie ja mam wrażenie, że wszystkim umknęło to coś - bagatelizowany stan psychiczny Benji'ego i o tym jest ten film. Bo to taka rzecz, z którą facet musi sobie radzić sam i nikomu o tym nie mówić. A na samym końcu najbliższa obecnie osoba go zostawia samemu sobie, mimo że mówi wprost - że zostanie na lotnisku.
Sam jesteś ciul. Nic co napisałem nie ma wpływu na odbiór, ani nie zdradza istotnego zwrotu akcji. Więc nie ma spoilera. A że coś się stało na końcu było tak zaskakujące, że nikt z komentujących nawet tego nie zauważył.
Przecież on nie powiedział wprost dlaczego zostanie na lotnisku, poprostu odmówił pojechania do kuzyna na obiad i podwiezienia go do pociągu. A dlaczego, to my wiemy lub domyślamy się
Puentą jest trochę to, że nie ma puenty. To film o ludziach z własnymi traumami/problemami, które mierzone są z wielką traumą historyczną, to film o poszukiwaniu więzi z innymi ludźmi, z historią, z własnym dziedzictwem, ale niekoniecznie te więzi znajdując. Jeśli przeżywasz podobne problemy to ten film pozornie prosty i trochę o niczym pobudzi w tobie konkretne emocje i znajdziesz w nim głębię. Jeśli nie przeżywasz i albo chociaż nie jesteś w stanie tych problemów zrozumieć to odbierzesz go tak jak odebrałeś - przyjemny, średni film, z którego nic nie wynika.
Zgadzam się przeciętny film pokazujący Polskę jako kraj pomników i obozów koncentracyjnych.... no i trochę Lublina. Tak średnio.
dokładnie, żadnego Polaka oprócz tego w podkoszulku na balkonie. Oczywiście negatywnego. Bo nie ma fajnych, pozytywnych Polaków do pokazania.
ile razy jadąc na wycieczkę zagranicę poznajesz lokalsów? Sam Benji w pewnym momencie wybucha i mówi, że bez sensu jest ta wycieczka, bo nawet nie poznali żadnego Polaka. Błagam was, to nie jest film o Polsce. To jest o prawdziwym bólu zagubionego człowieka
ile razy jadąc na wycieczkę zagranicę poznajesz lokalsów? Sam Benji w pewnym momencie wybucha i mówi, że bez sensu jest ta wycieczka, bo nawet nie poznali żadnego Polaka. Błagam was, to nie jest film o Polsce. To jest o prawdziwym bólu zagubionego człowieka
No to akurat fajne było. Jak w końcu poznał zwykłego Polaka to się okazało, że on wcale nie chce rozmawiać na temat ważny dla Benjiego i bez znaczenia było to jakiej jest narodowości. Po prostu kazał im się nie wygłupiać :).
Nie mówię tu o interakcji w sensie poznawania, w sensie zawierania przyjaźni tylko o podstawowej interakcji z ludźmi. Tutaj to wychodzi aż tak groteskowo jakby cała scenografia była na deskach teatru a kraj i ludzie namalowanym tłem. Porównując do innych filmów tego typu, bo tak są inne filmy tego typu: na przykład "Darjeeling Limited" wypada po prostu blado. Nie, żebym miał jakieś patriotyczne zapędy, bo film mógłby się dziać równie dobrze w Rumunii, ale to jest po prostu dla mnie na minus.
Też mam podobne odczucie, że gdyby ten film był nakręcony w Stanach lub jakimś innym kraju to przeszedłby bez echa, a i mnie samemu też by się aż tak nie podobał. A tak może nie był wybitny, ale ciekawie się oglądało, jako osoba mieszkająca w okolicach Lublina, a teraz Warszawie , miejsca które się zna na co dzień.
Film o nijaki, bólu ze sobą nie niesie, emocji większych też nie. Nie tylko żydów tam mordowano. Każdemu dziadkowie już zdążyli odejść z tego świata. Niektórzy z nas też są na różnego rodzaju lekach i może co niektórzy mają za sobą nieudane próby samobójcze. Film o dupie maryny. Reklamowany, zrobiono wokół niego szum bo AZJENBERG (który w każdym filmie gra tak samo, azjenberg jest azjenbergiem, tak jak Łudi Alen zawsze grał Łudiego Alena, meczący są tacy aktorzy). Poszedłem z ciekawości by przekonać się, że jest tak źle jak sądze, ale nie, aż tak źle nie było. Co nie zmienia tego, że nie jest dobrze. Do odhaczenia i nic więcej.
Dosłownie, mam to samo, po wyjściu zacząłem się zastanawiać czy jest coś ze mną nie tak, ale nie, ten film poptostu był o niczym, taki film dla filmu, realizacyjnie i aktorsko ok ale nic poza tym, brak puenty, brak przemyśleń, brak... sensu?
Będę bronić prawdziwego bólu w "Prawdziwym bólu". Przede wszystkim, cały film jest, moim zdaniem, obrazem przeżywania indywidualnego bólu istnienia przez Benji'ego. To jego cierpienie nie ma nic wspólnego z wycieczką śladami martyrologii Żydów polskich podczas II Wojny Światowej, a jednak jego nadwrażliwość całą tę eskapadę naznacza i przemienia. Intuicja i wrażliwość Benji'ego pozwala głębiej wejść pozostałym uczestnikom wyprawy, w zbiorową pamięć o Holokauście. Otwarcie i zamknięcie filmu scenami z lotniska i z Benji'm - cierpiącym, to właśnie prawdziwy ból tu i teraz. Tak naprawdę nie jesteśmy bowiem w stanie wejść w cierpienie jakiejkolwiek innej osoby, poza sobą. Czy tak jest? Benji stara się współodczuwać z tymi, których już nie ma. Jako jedyny. Wzbudza tym konsternację i zdziwienie pozostałych protagonistów.