Otóż, w istocie jest problem z oceną intencji pana Wajdy. Ukazuje on środowisko AK jako ludzi, którzy posłusznie (zgodnie z rozkazem kierownictwa organizacji) mordują każdego działacza komunistycznego bez względu na jego czyny. Sekretarz Szczuka przedstawiony jako człowiek, który ma dylematy, jako ideowiec, nie ma mowy o represyjnej działalności tegoż osobnika (czy taką się również zajmował z filmu się nie dowiemy) - bo przecież przede wszystkim za takie czyny AK wykonywała wyroki na komunistach. Przełożony Maćka - Drewnowski na pytanie dlaczego trzeba Szczukę zabić, odpowiada na zasadzie - "bo trzeba".
W rezultacie wychodzi taki zamglony obraz - ani się nie chwali postawy AK-owców, z drugiej strony potępienia dla ich czynów też nie ma.
Jednak słuchając i czytając ostatnie wypowiedzi pana W. mam coraz więcej wątpliwości czy jest to obraz chwalący patriotyczną postawę, środowisko AK. Kiedy obejrzałem film po raz pierwszy (patrząc tylko i wyłącznie przez pryzmat głównego bohatera) - oceniłbym go na 9. Jednak po kilku seansach całkowity wydźwięk filmu jest coraz bardziej mglisty - wg mnie więcej tu ironii i współczucia dla opcji AKowskiej niż chęci ukazania prawdy o tamtych czasach.
Za grę Zbigniewa C. jak zwykle 10 ale całość - chyba raczej karykatura postawy patriotycznej.
"Karykatura" to raczej nie jest dobre słowo, ale ogólnie cały nurt "Polskiej Szkoły Filmowej", którego "Popiół i Diament" jest jednym z głównych przedstawicieli (w mojej opinii - najlepszym), kontestował polski patriotyzm. A dokładniej - patriotyzm romantyczny, ten spod znaku "Bóg, Honor, Ojczyzna", spod znaku "Polska Chrystusem Narodów", tudzież "Dulce et decorum est pro patria mori"... Przyznasz, że to niejedyny typ patriotyzmu? I jeśli "Popiół i Diament" jest karykaturą, to jak w takim razie nazwać np. "Eroikę" Munka?
Moim zdaniem ten film nie jest "filmem o AK". To jest film o młodym człowieku, który się miota. Z jednej strony chce "po prostu żyć" i korzystać z tych ostatnich chwil młodości jaka mu zostały, z drugiej - chce być wierny "swoim". To o tych dylematach jest ten film, nie tylko akowcy je mieli (mają?).
Tu się zgodzę - jest to film o wrażliwym, dobrym człowieku oddanym pewnej idei. Tak przynajmniej jest zarysowana postać Maćka. Jeśli spojrzysz na obraz imć Wajdy tylko przez pryzmat walki właśnie tej jednostki o prawo do życia, posiadania rodziny itp to rzeczywiście film może wydawać się wręcz rewelacyjny.
Jest niestety problem z oddaniem ówczesnych realiów, faktów... bo takie szychy jak Szczuka to nie byli mili ludzie z rozterkami ale wredne kacapskie sługusy, które wydawały wyroki śmierci na polskich patriotów. W filmie Szczuka jest takim poczciwiną, niewiniątkiem, na które nie wiadomo czemu uwzięli się AKowcy i nie wiadomo dlaczego chcą go zabić - bydlaki jedne ;)
Dlatego całość niestety spierniczona - a Wajda mógł stworzyć mega dzieło. Potencjał był. Dlatego ja upieram się przy swoim - gdyby nie Cybulski, to nie byłoby czego w ogóle oglądać.
Oj, trochę uogólniasz... Wśród komunistów, nawet wysoko postawionych, też byli ludzie (w miarę) normalni, zwłaszcza w pierwszych latach PRLu. Albo inaczej - normalni "poza godzinami pracy", podobnie jak niektórzy nazistowscy kaci, np. Rudolf Hoess, który po "pracy" (był komendantem obozu w Oświęcimiu) był podobno człowiekiem wręcz wspaniałym - zawsze w dobrym humorze, życzliwym, mającym kochającą rodzinę i wielu przyjaciół - tak przynajmniej wynika z zeznań jednego z więźniów obozu (nie pamiętam nazwiska), który dostał pracę w wilii Hoessa jako służący.
Poza tym cóż - nie można było pokazać Szczuki jako "wrednego kacapskiego sługusa", bo cenzura, mimo chwilowego zelżenia, wciąż czuwała. Maria Dąbrowska napisała w swym dzienniku po obejrzeniu filmu: "Być może film Wajdy pokazał maksimum prawdy możliwej do pokazania w dzisiejszej sytuacji." Trzeba o tym pamiętać.
Zaskocze Cię, że sporo byłych AKowców, o ile miałą troche oleju w głowie, to zajmowała mocne stanowiska w państwie, radze poczytać pare książek, a nie tylko artykuły z "Uwarzam Rze". Nie wszystko jest takie czarno-białe albo biało-czerwone. Komuniści nie wymordowali po 1945 pół miliona Polaków z AK i BCh jak co niektórzy próbują nam teraz wmówić.
Nikt nie chciał powrotu do II RP, a komuniści cieszyli dosyć znacznym poparciem wśród społeczeństwa (de facto przejeliby władze bez brudnych gierek, zajełoby im to więcej czasu, a do głosu doszłoby więcej umiarkowanych komunistów - czyli największych wrogów stalinowców).
Do tego społeczeństwo było zmęczone okrucieństwami wojny i miało serdecznie dość "wojaczki", tak samo jak większość AKowców. Żołnierze Wyklęci rabujący wioski, nie mieli żadnego poparcia wśród społeczeństwa, dlatego komuniści tak łatwo ich wybili.
Ten film robili i grali w nim ludzie, którzy na własnej skórze poczuli co to znaczy wojna, śmierć i Powstanie Warszawskie. Największa krytyka tego powstania płyneła nie ze strony komunistów ale właśnie uczestników tamtych wydarzeń. Rozgoryczonych, złamanych, zawiedzionych.
Dlatego filmy ze "szkoły polskiej" należy traktować jako odreagowanie przegranej, goryczy i zawodu młodego pokolenia 44.
Popieram!
Już w innej dyskusji napisałem o jednym z przesłań filmu, jakim może być potępienie postawy egoistycznego buntu jednostki wobec narzuconej nań powinności. W filmie mamy dwa takowe przypadki - Macieja i Drewnowskiego. Ten pierwszy jest typowo europejskim romantykiem pragnącym normalnego życia normalnego człowieka; drugi zaś to tak naprawdę pozbawiony osobowości element motłochu(przepraszam, jeśli to brzmi dla kogoś pejoratywnie). Maciej ma wątpliwości co do sensu zabicia Szczuki, i wątpliwości te rosną wraz z miłością do Krystyny; Drewnowski o nic nie dba, upija się i rozrabia, choć nie przystoi to sekretarzowi prezydenta miasta. Poza tym obu bohaterów łączy motyw białego konia w tle(pojawiający się, gdy triumfuje ich osobista idea - gdy Maciej całuje namiętnie Krystynę i gdy Drewnowski pozostaje zadowolony z siebie, choć narobił sobie problemów) i ostateczna porażka.
Moim zdaniem bardzo ważne w tym filmie są różnice między losami obu buntowników. Maciej co prawda ostatecznie wykonuje rozkaz, lecz zwycięstwo to jest w jego mniemaniu pyrrusowe (przepięknie to obrazują fajerwerki, które radują wszystkich tylko nie jego). Przeżywając silne emocje zwraca na siebie uwagę żołnierzy i ginie marnie(niezależnie od tego, czy w praniu czy na śmietniku - żadna śmierć nie jest tu piękna). Tymczasem Drewnowski - mimo z pozoru większego przewinienia - kończy nieco lepiej, bo chociaż stracił swą posadę i reputację, zachował życie.
Domyślam się, że Wajda celowo potępił tu postawę romantyka - ten bowiem jedyną słuszną ideę patriotyzmu zastępuje swoją własną, która dla podobnych mu ludzi ma znaczenie pierwszorzędne, a w gruncie rzeczy jest jedynie egoizmem przeistoczonym w ideę (a jak powszechnie wiadomo, idee są przyczyną zarówno czynów wielkich, jak i strasznych). Innymi słowy, najwyraźniej dla sprawy bezpieczniejszy jest pozbawiony idei element motłochu aniżeli fanatyk szkodliwej idei - jak już masz mieć jakąś ideę, to tą właściwą albo wcale.
Filmy, o które mówisz, powstają teraz. Tylko teraz z kolei mamy narzekania, że ciągle jedziemy na tematach martyrologicznych.
Film, którego oczekiwałeś, mógłby się okazać wydmuszką lub laurką. Nie wspominając już o tym, że piszemy o 1958, a Ty oczekujesz otwartego potępienia komunistów, co raczej było wtedy nie do zrealizowania.