Proszę bardzo o pomoc: wyjaśnijcie mi, jakim cudem film mnie tak rozczarował. Nie urwał mi tyłka, nie poruszył, w ogóle nic.
Filmweb oświadczył, że Pogorzelisko jest w moim guście na 82% - bardzo wysoki wynik na tle pozostałych "do obejrzenia".
Z reguły uwielbiam dramaty wojenne, historyczne, lubię obyczajowe. Bardzo wysoko oceniłem Pianistę, Listę Schindlera, Wołyń, O jeden most za daleko, Życie jest piękne etc.
Dotychczas obejrzane dzieła Villeneuve'a zrobiły na mnie duże wrażenie: Labirynt oraz Nowy początek potrafiły mistrzowsko wciągać, budować napięcie; obydwu dałem 8/10.
A. Gonzalez Inarritu, który ma z Villeneuvem wiele wspólnego, zwłaszcza w świetnym Babel, zdobył moje serce wszystkimi swoimi filmami, które do tej pory widziałem.
A jednak Pogorzelisko nie potrafiło mnie choć na moment poruszyć. Film celuje w powagę i tragizm, a ja oglądałem go zimny i obojętny. Przyznaję, końcówka była dość zajmująca, ale poprzedzały ją 2 godziny nudy (jedynie scena w autobusie potrafiła mnie zaangażować). Przez większość czasu nie byłem w stanie odnaleźć żadnego dramatyzmu. Nawet po filmie nie czułem się wzruszony, a jedyną reakcją było "ja pierdzielę, co za porypany plot twist".
W sumie daję 5,5/10. Może gdyby skrócić to wszystko do 1h 20min...?
Tak więc moja własna reakcja wprawiła mnie w konsternację :) Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś wytłumaczył mi, czemu nie znajduję w obejrzanym właśnie filmie absolutnie NIC z arcydzieła, którym tyle osób się zachwyca.
kurcze.. w sumie miło mi to czytać i niestety muszę się pod tym podpisać.. myślałam,że tylko ze mną jest coś 'nie tak'. film ten czekał u mnie od dawien dawna na swoją kolej, miał być filmem na "10"... czy może to właśnie kwestia zbyt wysokich oczekiwań?
Niby jest to rozczarowanie spowodowane zbyt wygórowanymi oczekiwaniami, ale w moim wypadku ten mechanizm wcale nie funkcjonuje zawsze w ten sposób ;) Nawet w razie mych wyśrubowanych wymagań wobec filmów, o których dużo dobrego słyszę wcześniej, potrafię się nimi zachwycić "na świeżo", jak gdybym trafił na nie przypadkiem, jakbym nie widział wcześniej trailera, jakbym nie czytał ich recenzji etc.
Np. ostatnio fenomenalne wrażenie zrobił na mnie "Swiss Army Man", choć podchodziłem do niego z dość dużą znajomością tematu oraz ze świadomością, że obejrzę coś wybitnego. A z kolei o "Pogorzelisku" właśnie starałem się nie czytać, widząc wszędzie alert spoilerowy.
Podsumowując, imho dobry film obroni się niezależnie od poziomu oczekiwań ;)
Zachęcona przez znajomych oraz te wszystkie zachwyty w komentarzach obejrzałam wraz z mężem . Nic mnie nie zaskoczyło , wręcz moja reakcja była taka jak Twoja . Rzadko kiedy daję niską ocenę na filmwebie i musi to być prawdziwy gniot . Niestety ten film był gniotem.
Lubię to jak ktoś się odbija od czegoś dobrego i dlatego wyzywa od gniotów. Też nie jestem fanem niektórych wielkich filmów, bo po prostu nie dla mnie, ale nie przyszedłbym wyzywać od gniotów kawałka dobrego kina tylko dlatego, że mi nie podszedł. Po prostu nie każdy film jest dla każdego i część widowni żeby nie pisać „jest za tępa” po prostu nie odznacza się taka wrażliwością żeby jakiś konkretny film do niego trafił. Ale od gniotów nie wyzywaj, bo widzę, że Teściowie 2 dostali od ciebie 10/10 to tym sposobem mocna upada twoja wiarygodność jako osoby, która ma jakiekolwiek pojęcie o kinie.
Czasami jest tak, że to nie jest ten dzień w którym powinieneś obejrzeć ten akurat film. Coś cię rozprasza, coś innego zajmuje głowę, akurat tego dnia masz nastrój na coś innego, towarzystwo nie takie podczas oglądania, nie wychwytujesz detali, nie ważysz emocji, nie pochłaniasz przekazu, nie uderza cię w klatę tak, jak powinno.
Ktoś ogląda film w kinie, ktoś inny w kinie domowym, w zaciemnionym pokoju, na dużym ekranie z dobrym zestawem nagłośnieniowym, dostarczającym pełni wrażeń audio. Inny ogląda na ekranie laptopa, robiąc trzy inne rzeczy przy okazji i przeglądając czaty na smartfonie.
Z pewnością nie jest to film zasługujący na ocenę 5 (dwójkę powyżej pominę milczeniem). Może powinieneś obejrzeć film jeszcze raz za jakiś czas?
Moim zdaniem film z założenia ma być emocjonalny, poruszający, ale jednocześnie stawia widza we względnym spokoju, w dystansie.
Postacie wydają się płaskie, strasznie słabo poznajemy bliźnięta, więc nie utożsamiamy się z ich misją, zresztą sam bliźniak podchodzi do misji beznamiętnie.
Do tego wszytko idzie zbyt gładko, wszyscy są bardzo pomocni, znajdują odpowiednie tropy, nie mamy przeszkód, niepowodzeń, urwanych tropów. W ten sposób widz szybko zdaje sobie sprawę, że zagadka zaraz się "sama" rozwiąże, co odziera seans z emocji.
Film cały przegadany, nudny, w dodatku cały czas czuć lewackie woke. W skrócie: okropni źli chrześcijanie brutalnie mordowali biednych, bezbronnych muzułmańśkich uchodźców i dzieci.
Bo reżyser za bardzo popłynął w zakończeniu. Ludzie się nim podniecają, och, szok, och sztos.... a to po prostu przesada.
Szanujmy wizję twórców, bo akurat tutaj jest coś bardzo dobrego i faktycznie poziom zagmatwania może przyprawić o ból głowy, bo informacji w filmie jest wiele i bez wiedzy na temat czasu, miejsca akcji, a także kontekstu historycznego, geograficznego i etnicznego moze być bardzo ciężko ogarnąć fabułę która jest naprawdę zagmatwana na poziomie na poziomie japońskich mang czy kina koreańskiego reżysera Chan-wook parka (autora trylogii zemsty i najbardziej o Old boy’u tutaj myślę), dlatego Pogorzelisko wymaga ogromnego skupienia i osobiście jak widziałem jakiś szczegół to potrafiłem pauzować i wracać do momentu gdzie pojawił się pierwszy raz żeby połączą kropki, bo te łączą się nawet z pierwszej sceny filmie z tą z połowy czy końca. Odnoszę wrażenie, że lepszy odbiór byłby dla niektórych jakby przy danej scenie było objaśnienie co się dzieje, bo nie każdy wszystko jest w stanie załapać w tego typu produkcji.
Mam pewien trop: Pianistę, Listę Schindlera, Wołyń, O jeden most za daleko, Życie jest piękne . O jeden most za daleko wyrzucam bo to totalnie nie ten klimat.
Ale wszystkkie pozostałe filmy to dramaty wojenne skoncentrowane na okrucieństwie i bezsensie wojny.
W pogorzelisku wojna jest tylko tłem. Tutaj kluczowa jest odpowiedź na pytanie czy chcemy znać całą prawdę o sobie i swoich bliskich. I czy oni powinni się z nami nią dzielić. Równie dobrze można w miejsce wojny podstawić jakiś dramat rodzinny, zmienić scenografię i ten film byłby tak naprawdę o tym samym. Tego nie ma w żadnym z filmów, które wskazałeś. Czy prawda nas wyzwoli, czy wręcz przeciwnie. (Ok w pewnym sensie można uznać, że gdzieś tam po tym temacie ślizga się Begnini w życje jest piękne ale to zupełnie inny rodzaj kina i inne akcenty.)
To trochę tak, jakby pociągnąć dalej Wołyń i pokazać relację matki i dziecka i tego jak będzie się ona kształtować po piekle, które przeżyła ta kobieta.
Pogorzelisko zaczyna się tam, gdzie kończy się Pianista, Lista Shindlera czy Wołyń.
Nie jest przez to ani lepszym, ani gorszym filmem, jest po prostu o czymś kompletnie innym.
Pokazuje co dzieje się po traumie wojennych zdarzeń i na czym może polegać poradzenie sobie z tą traumą.
Świetnie spuentowane! Nazwałabym “Pogorzelisko” filmem środka - oscyluje między kinem wojennym, a czystym dramatem. Nie kategoryzowałabym go jako filmu stricte wojennego. Bardziej jest to powieść szkatułkowa, rozprawiająca się o przeszłości głównej bohaterki z perspektywy jej dzieci.