Programista komputerowy - Paul (Griffin Dunne), prowadzący dotąd spokojne życie, udaje się w wyniku przypadkowej znajomości na jedną noc do Soho, na Manhattanie. Tutaj ludzie z marginesu mieszkają w byłych fabrykach. W ciągu tej jednej nocy Hackett spotyka przeróżne typy ludzi, które całkowicie różnią się od jego otoczenia.
Film jest świetny. Tak jak muzyka - wzbudzająca napięcie i niepokój.
Tak na koniec...jaki morał z tego filmu? Każdy może być wariatem i każdy
ma swoje problemy. I jeszcze jedno. Jesteśmy na tym świecie absolutnie
samotni...nawet gdy mamy towarzystwo.
Film, który ogląda się tak, jakby cała rzeczywistość jednej nocy była wymysłem faceta na dragach.
I w środku nasz bohater desperacko próbujący z tego koszmaru uciec. Czy mu się uda? Polecam
ten film, jest naprawdę bardzo przyjemny. Komedia która doskonale wpisuje się w klimat
wspaniałych komedii z lat 80 -...
Pod koniec lat 80-tych, na wakacyjnym obozie wędrownym, poszliśmy na to do kina całą grupą, łącznie z opiekunem. Miałem 16-lat i ten film zrył mi banię solidnie, pojedyncze sceny zapamiętałem dokładnie ze szczegółami. Przyjemnie było go sobie odświeżyć w czasach, kiedy na nowych filmach przeważnie zasypiam.