tego filmu nie powinno nazywać się remake'iem Planety małp z 1968. roku. owszem, jest kilka podobnych wątków, ale to zupełnie inny film. Burton przez swoją skłonność do zmian, byle tylko film się różnił od oryginału (w Charliem i fabryce czekolady zmiany były trafione), pozbawił Planetę małp wszystkiego, co było najważniejsze w tamtym filmie, całej jego mądrości... tam było i przesłanie, i błyskotliwe dialogi, i inteligenty humor... tu jest tandetna akcja, kino dla głupawych mas... niepotrzebnie zrobił ten film. szkoda, jest jednym z moich ulubionych reżyserów, a tu takie rozczarowanie :/
niestety muszę się zgodzić z założycielem tematu - film zawodzi na całej lini.
Usprawiedliwić Burtona monża tylko pisząc, iż w przypadku tego filmu był typowym "director-for-hire" - tj. scenariusz był napisany wcześniej, producenci mocno wtrącali się do kręcenia filmu, Burton miał tylko film nakręcić (i może jakimś cudem wnieść coś dobrego do tej produkcji).
Myślę, że gdbyby historia kręcenia tego filmu wyglądała tak jak w przypadku reszty jego dorobku (tj. żeby nakręcenie tego filmu było jakimś jego "marzeniem"... gdyby robił to z pasją) film byłby dużo lepszy.
Niestety tu mamy przykład typowej rzemieślniczej roboty. Cóż... Zdarza się najlepszym.
Pzdr.
uff... dzieki za ten post - nie wiesz nawet, jaka ulga dowiedziec sie o tym! nie wiedzialam wczesniej, ze nie on to napisal - rzemieslnicza praca tez sie nie chwali, ale lepsze to, niz gdyby sam te bzdure wymyslil. dzieki raz jeszcze, moge nadal myslec o Burtonie jako o jednym z moich ulubionych rezyserow:)