Nakagawa nakręcił najprawdopodobniej pierwszy horror gore w historii kina, jednak mocno różni się od większości filmów z tego gatunku. Pierwsza godzina filmu to w zasadzie nudny, bezpółciowy i kiczowaty dramat opowiadający o prześladującego fatum Shiro. Ta część to istna męka- okoliczności w jakich giną ludzie to jakiś żart- dziewczyna ginie wypadku, ponieważ kierowca gwałtownie skręca na pustej drodze, kobieta, która próbuje pomścić śmierć męża potyka się o własną nogę i spada z mostu, a zaraz po nim przyjaciel Shiro itd. Dochodzi do tego masa nudnych pobocznych wątków, długich ujęć z pijackiej imprezy itd. Jedyne co mogę dobrego powiedzieć o tym fragmencie to ładne zdjęcia i praca kamery. Film tak naprawdę zaczyna się po godzinie. Kiedy śledzimy losy bohatera w samym Piekle. To co tam się dzieję to bardzo brutalna i psychodeliczna jazda bez trzymanki- istna Boska Komedia Dantego. Masa surrealistycznych ujęć i brutalnych scen tortur, a to wszystko oblane świetną oprawą artystyczną. Zaskakująca jest ilość gore w tym Jigoku, ciekawe jakie wrażenie robił w dniu premiery. Oczywiście w tej części filmu w zasadzie nie ma fabuły, co i tak jest ciekawsze od tego długiego i pretensjonalnego wstępu. Ci, których interesuje początki gore równie dobrze mogą przewinąć pierwszą godzinę, bo naprawdę nie ma tam nic ciekawego i wartego uwagi. Gdyby tą część nakręcono, napisano, zmontowano i zagrano sprawniej to był by z tego bardzo dobry i klimatyczny horror. A tak- mała ciekawostka dla wytrzymałych fanów klasyki azjatyckiego kina grozy i gore.
Nie ma takiej wersji. Tzn. jest w necie, ale to po prostu standardowy film + dograne bonusy od Criteriona i dlatego tyle trwa.