Tak, ale nie tylko. Przede wszystkim uratowała ludzi przed ich własną głupotą i chciwością. Krótkowzroczni szefowie korporacji Wayland-Yutani widzieli w schwytaniu bestii jedynie nadzieję na zbicie fortuny i atrakcyjne kontrakty dla armii. Czyżby nie wiedzieli, że z Obcego nie da się zrobić tresowanego pieska? Czy z wydarzeń na Fiorinie wyciągnięto jakieś wnioski? Niestety, po 200 latach historia się powtórzyła. Mam nadzieję, że ten film to tylko fikcja (nie mam na myśli potworków, tylko postępowanie "elit przy władzy".
Ripley, popełniając samobójstwo jednocześnie przyczynila sie do rozpadku korporacji Wayland-Yutani.
Ripley, popełniając samobójstwo jednocześnie zmusiła scenarzystów do wymyślenia niezłych bzdetów w "czwórce" :)
To zabawne, bo tego typu zachowania "elit" są całkiem popularne... weźmy takiego StarCrafta, gdzie Konfederaci sobie ubzdurali, że potrafią kontrolować Zergów...
Ale nie odchodząc zbytnio od tematu, dziwi mnie panika wokół rozprzestrzeniania się Alienów. Raz, dlaczego zakładają, że po dostaniu się na Ziemię, Obcy wykończyliby ludzkość? Przecież ludzie mają broń i potrafią z nimi walczyć (dowodzi tego film "Aliens", gdzie Alieny zmusiły Marines do odwrotu przede wszystkim dzięki temu, że było ich za dużo - a żołnierze i tak zabrali do grobu znacznie więcej Obcych, niż sami stracili ludzi; nie wspominając już o Ripley, która w pojedynkę zniszczyła całe gniazdo). Obcy może i by wygrywali, walcząc w zamkniętej przestrzeni (ciasne korytarze baz i statków), ale jak wyobrażacie sobie np. bitwę w otwartym polu? Przecież ludzie po prostu by ich zmasakrowali z broni konwencjonalnej (w ostateczności pozostaje jeszcze broń masowego rażenia), zanim zdążyliby się zbliżyć. Po drugie, czemu robią z upadku jednej planety taką tragedię? Czy na tym etapie ludzie nie powinni już mieć wielu samowystarczalnych kolonii?