Amy Adams lubię bardzo, tu też nie zawiodła, ale film nudny i męczący. Bardzo stereotypowo i powierzchownie ukazane rodzicielstwo. Bo że nie zawsze jest słodko i różowo, to wie każdy rodzic, ale już tego pseudofeministycznego bełkotu na temat macierzyństwa nie mogę zdzierżyć. Jak zwykle, w tym wypadku reżyser robi to samo, próbujemy znaleźć jeden złoty środek na szczęśliwe macierzyństwo, a rozwiązanie jest jedno: „bądź matką, nie rezygnuj z kariery”. Jakby trudno było zaakceptować fakt, że ludzie są różni, pary są różne, kobiety są różne i to jaki model rodzicielstwa sprawdzi się w konkretnym przypadku zależy od wielu różnych czynników. Tymczasem znów dostajemy stereotypową papkę z zaledwie dobrymi momentami i ładnymi zdjęciami.
No właśnie, ciężko zaakceptować że jakaś kobieta mogła czuć tak jak pokazane w filmie? Przecież film nie mówi o odczuciach wszystkich matek czy większości więc w czym problem?