Bardzo nastawiłam się na ten film, słyszałam wiele dobrego. Niestety po pierwszej większej
scenie, w której Keira dała swój popis braku zdolności aktorskich, moje pozytywne
nastawienie drastycznie spadło. Przykro mi to stwierdzić, ale film jest fatalny, nie da się go
oglądać, głównie przez Keirę, która psuje każdą scenę. Swoją drogą, ktoś ją prowadził, więc
duże zastrzeżenia mam również do reżysera.
No coż, rzeczywiście Keira Knightley jest specyficzna. Jak dla mnie też nic specjalnego do filmu nie wniosła.
Nie rozumiem twoich zarzutów wg mnie kreacja Keira Knightley była bardzo dobra. Aktorka idealnie wcieliła się w grana postać. Wydaje mi się ze nawet jej fizjonomia idealnie pasowała do granej postaci. Krucha, chuda i delikatna ( jakoś tak sobie wyobraziłem taka niezrównoważona i zagubioną kobietę). Nie rozumiem Wg ciebie jak miała wyglądać i zachowywać się Keira Knightley???
Zacznę od tego, że słyszałam, że warto ten film obejrzeć. Niemniej, w połowie miałam kryzys, gdyż wymaga dużego skupienia ze względu na nieustanne rozmowy o istocie psychoanalizy, podstaw naszych zachowań itd. I choć "przegadane" filmy mnie nie odstraszają (Whatever works chociażby) to co do samej Keiry, mam mieszane uczucia. Jej szczękościsk mnie męczył, ni to dobrze "zagrane" ni to jakieś zbyt natarczywe i groteskowe. A może fakt, że Brytyjka, miała zagrać żydowską Rosjankę, mieszkającą w Niemczech... to trochę za dużo... (uwaga.. wkrótce Anna Karenina :P). Doceniam za to same "postacie" lekarzy. Spójny i nie do poznania Mortensen w roli Freuda oraz doceniony ostatnio Fassbender.. (świetny w "Głodzie") trzyma poziom i przyciąga charyzmą...
Keira odstraszyła mnie niestety już w pierwszej scenie. Świetnie to ujęłaś: "jej szczękościsk męczył". Pozostali wypadli lepiej. Cenię sobie Fassbendera. Tak jak powiedziałaś, świetnie zagrał w 'Głodzie', ostatnio też we 'Wstydzie'. Tutaj jednak nie przekonał mnie w żaden szczególny sposób. Najbardziej uwierzyłam Freudowi.
Właśnie wczoraj obejrzałam długo oczekiwany "Wstyd". Trudno mi jednak ocenić ten film. Rzadko chyba oglądam obrazy bez muzyki, która wzmaga emocje i przeżywanie (choć zapewne czasami pompatycznie i niepotrzebnie), a tam generalnie było cicho. Cenie Carey Mulligan, ale nie podzielam zachwytu nad sceną New York.. Przeciągnięta jak dla mnie. Świetny głos, ale nie w takim tempie. Jedno przyznam. Film, i obraz życia w nim przedstawiony mnie przeraził. Boję się, że właśnie do takie znieczulicy i wynaturzenia zmierza świat. I ten strach wydaje się być uzasadniony. A zagrożenie... przeraźliwie bliskie.
SPOILER - 'WSTYD'
Może i muzyka nie występowała cały czas (starałam skupić się na osobie Brandona, więc nie zwracałam na to za bardzo uwagi), ale są dwa momenty, w których pojawia się świetny motyw przewodni filmu (całkiem na początku i już pod koniec). Jeśli nawet panowała cisza to zapewne wszystkie emocje można było wówczas wyczytać z twarzy bohatera i podzielać je. Scena, w której Mulligan śpiewa 'New York, New York' zapewne do jednych trafiła, do innych nie. Można powiedzieć, że tylko w tej scenie Sissy mogła być naprawdę sobą i nikt jej za to nie potępiał. A Brandon patrząc na pełną nadziei, ale też smutku siostrę (znając fakty), nie potrafił pohamować łez. Obraz życia w filmie jest rzeczywiście przerażający. Moim zdaniem największe znaczenie mają wydarzenia z przeszłości (nieznane dla widza), które wywarły olbrzymie znaczenie na sposób postrzegania świata przez rodzeństwo.
Mi najbardziej w pamięci pozostaną dwie sceny, trochę zbieżne w swojej naturze. O ile oczywiste było, że nagości w filmie nie zabraknie, to jednak zaskoczyła mnie scena,. kiedy Brandon wszedł do łazienki gdzie kąpała się Sissy, i dłuższą chwilę, ona tak stała bez zażenowania naga. Kolejna "podobna" scena, kiedy szamotali się na łóżku, i wtedy to Brandonowi spadł ręcznik, też w klimacie "nic się nie stało". To podkreśla, że ich wspólna "przeszłość" naznaczona jest np. wykorzystywaniem seksualnym przez ojca... może obojga?
Zaraz nas zlinczują za te pogaduszki o 'Shame'. :p
Nie znam się na psychologii, więc nie potrafię stwierdzić czy Twoje wnioski są trafne.
Natomiast te dwie sceny, o których wspomniałaś zszokowały mnie.
A pamiętasz taką krótką wypowiedź jednego z rodzeństwa skierowaną do drugiego (nie mam tylko pewności które z nich to mówi) : ' to nie nasza wina, że tacy jesteśmy; to wina tego skąd pochodzimy'? To się przewinęło w momencie jak Sissy leżała w szpitalu.
Ciężko się nie zgodzić. Nawet taki laik jak ja nie dał rady zdzierżyć aktorzenia Keiry, mimo że z powodzeniem toleruję większość hollywoodzkich produkcji.
Popieram. Na filmie byłam znowu nie tak dawno temu, a jedyne co mi się w tym filmem kojarzy to teatralna szczęka Keiry. Jest bardzo cieniutka granica między byciem geniuszem aktorskiego kunsztu, a robieniem z siebie pośmiewiska. No, może trochę za ostro.. Robieniem z siebie klałna:) Od pierwszej sceny miałam wrażenie, że na sali w kinie króluje *zażenowanie*
Lubie Keirę - aktorkę, ale tutaj przeszarżowała. Jej gra z początku przypomniała mi kreację Daniela Day-Lewisa w "Mojej lewej stopie"...
Podpisuję się rekami i nogami,najgorsza,koszmarna i niepotrzebna rola w karierze Keiry, małoprzekonujący szczękościsk wręcz irytuje jej rola i anoreksja.Kiedyś to była dla mnie śliczna aktorka,po tym filmie straciłem do niej szacunek.Takie jest moje zdanie.
No cóż... szanuję ją jako aktorkę, uważam, że potrafi wczuwać się w swoje role, ale tak, czasem przesadza z mimiką. W tym filmie gra Keiry jest wyjątkowo nieprzyjemna i wręcz miejscami... komiczna. Sam film moim skromnym zdaniem średni, nie tego (patrz: nudy) się spodziewałam po jego reżyserze.
Zgadzam się, Keira była fatalna, nie dało jej się oglądać, nie wiem co kierowało reżysera obsadzając ją w tym filmie. A sam film może być.
Niestety, ale popieram. Uwielbiam Keirę w innych produkcjach, ale tutaj... Od pierwszej sceny przypominała mi opętaną, na której lada chwila mają odprawić egzorcyzmy, a później już się tylko wyginała i raziła dziwną mimiką... Chociaż nie widziałam nigdy nikogo z podobnymi schorzeniami, nie przekonała mnie, wyglądało to jakoś sztucznie, bezsensownie...