film wibitnie dydaktyczny, swietnie przedstawiony problem powstania, przebieg i szczesliwy koniec choroby alkoholowej u glownego bohatera. przedstawione poszczegolne etapy powstawania uzaleznienia alkholowego sa ukazane w sposob czytelny i zrozumialy nie tylko dla alkoholika jako widza.dramaturgia tej choroby swietnie przedstawiona i zagrana przez jamesa woods'a jako bill w. zostala uznana, a sam aktor zdobyl wiele nagrod za te role. polecam.
Z jednym zastrzeżeniem: choroba alkoholowa nie ma końca, jest nieuleczalna. Istotą wyzdrowienia jest rozwój osobowości, program AA- i właśnie powstanie ruchu AA jest głównym tematem filmu, Bill W. i dr Bob stali się założycielami tej wspaniałej wspólnoty, dającej milionom ludzi nadzieję na życie szczęśliwych alkoholików. Bo każdy alkoholik kiedyś przestaje pić. Niektórym udaje się dokonać tego jeszcze za życia...
Stąd (widać to w filmie) każdy przedstawia się: "Nazywam się (imię) i jestem alkoholikiem". Alkoholik NIE jest "byłym alkoholikiem" tylko "alkoholikiem" który wie, że jeden łyk alkoholu stoczy go z powrotem. Czyż Bill nie przestawał? A jego słowa: "A tak naprawdę chcę tylko jednego. Chcę się napić".
"Szczęśliwy koniec choroby alkoholowej?" - nie masz pojęcia co to jest alkoholizm, czy inne uzależnienie. Alkoholizm nie ma końca to po pierwsze, a po drugie na pewno nie jest szczęśliwy. Alkoholik, który przestaje pić nigdy nie będzie szczęśliwy, ani jego rodzina, co zostało pokazane w filmie i wyrażone przez żonę Bill'a: "czy kiedykolwiek będziemy normalnie żyć?, czy kiedykolwiek będziesz miał [do Bill'a] stałą pracę? i czy kiedykolwiek przestaniemy się włóczyć po kraju i zajmować tylko alkoholikami?" Tego nie można nazwać normalnym, szczęśliwym życiem. Owszem zaprzestanie picia ratuje alkoholika od śmierci, ale nie daje nic w zamian, zero nadziei z masą problemów. Taki alkoholik, który przestaje pić żyje tylko z biologicznego punktu widzenia, natomiast w środku jest martwy i przechodzi takie samo, jak nie większe piekło kiedy pił.
Jestem uzależniony i podążam w życiu drogą Wspólnoty i programu 12 kroków. Właśnie tą cudowną drogą, którą założył Bill W. i Dr. Bob. To co napisałeś jest strasznie niesprawiedliwe i błędne. To, że historia Billa W. tak się potoczyła wynika z tego, że jako jeden z pionierów bardzo się poświęcił. Wziął na siebie po prostu zbyt dużo. Zmagał się dodatkowo z depresją. Jego trzeźwego życia faktycznie bym nie opisał jako normalnego i szczęśliwego. Niestety nie było mu dane dobrze odnaleźć się w życiu rodzinnym. Moim zdaniem właśnie dlatego, że miał za dużo na sobie. Później wraz z rozwojem Wspólnoty zaczęło wyglądać to zupełnie inaczej. Ta organizacja polega na tym, że każdy uzależniony pomaga innym. W wyniku trzeźwienia tych osób zaczęło być coraz więcej i obciążenie pomocy rozłożyło się na wiele jednostek. Założyciele mieli trudniej, ale to dzięki ich poświęceniu ten ruch tak się rozwinął. Dzisiaj osoba uzależniona dzięki Wspólnocie i programowi 12 kroków może przestać pić, brać itp. i rozwinąć wspaniały sposób trzeźwego życia. Ja dzisiaj od 4 lat jestem trzeźwy i zaświadczam, że prowadzę normalne i bardzo szczęśliwe życie. Też oczywiście pomagam innym chorym bo to fundament mojej trzeźwości, ale jestem bardzo obecny w życiu rodzinnym. Nie radzę na podstawie tej jednej historii stawiać wniosków takich jak ten Twój. Poznałem w swoim życiu już kilkaset trzeźwych osób, które mają szczęśliwe rodziny i mimo choroby żyją całkowicie normalnie. Ogromna wdzięczność za poświęcenie Billa W. i Dr. Boba oraz wszystkich kolejnych osób, które często kosztem swoich bliskich tak bardzo zaangażowali się w początkowy rozwój Wspólnoty. Dzięki temu dzisiaj chore osoby mogą z tego korzystać i żyć pełnią życia. Trzeźwego i pięknego życia!
I jeszcze jedno. Bill W. zamienił alkohol na rozmowy i grupę wsparcia - uzależnił się od rozmawiania z innymi alkoholikami, bo to pozwalało mu przestać pić i zapewne sprawiało przyjemność. Tymczasem zaniedbywał żonę, nie pracował na stałe, nie przychodził na obiady do domu, nie jadał z żoną, itp. Przestać pić jest łatwo, ale bardzo trudno jest nie zastąpić picia czymś innym, innym uzależnieniem niszczącym tak samo życie jak alkohol. A w dzisiejszych czasach jest tyle rzeczy, które sprawiają przyjemność, że uzależnić można się praktycznie od wszystkiego. I często podchodzę z dystansem do ludzi, którzy przechwalają się, że nie są uzależnieni a alkoholików mają w pogardzie.