To po prostu opowieść o starym umierającym mężczyźnie z (najpewniej) demencją, który ze strzępków wspomnień stara się wrócić do przeszłości. Jednak jak to bywa ze starszymi ludźmi podświadomie je zniekształca, tak jak chciałby je pamiętać. A wątki z jego życia są tu porozrzucane jak puzzle. Ten film to refleksja o młodości, starości i nieubłaganym upływie czasu. Trochę jak u Prousta.
Oczywiście można z tego filmu wyciągnąć dużo więcej, ale sam niedawno obejrzałem i jeszcze nad nim rozmyślam.
IMO słaby żart. W dobie internetu łatwo można sprawdzić kto jest kim a przyznawanie się, że się nie zna czołowego pisarza XX wieku i jednego z najważniejszych twórców strumienia świadomości, prekursora współczesnej literatury, nie jest czymś mądrym.
Może i nie musi ale mamy rok 2020 i łatwo sprawdzić w internecie kto jest kim a nie się chwalić, że się nie zna np. Szekspira.
Nie każdy musi wszystko wiedzieć. Każdy będzie uważał że inna wiedza to jest na zasadzie wstyd nie wiedzieć.
Można by odpowiedzieć inaczej ale po co? Niektórzy muszą pieścić swoje ego by się wybić ponad innych przechwałkami kogo to twórczości nie znają. Dopiero wtedy czują się dowartościowani.
@Lukasz_Broda do Twojej interpretacji przekonuje mnie jedna z ostatnich scen, ktora jest kopią i w moim odczuciu troche karykatura sceny z "Pieknego umyslu" z Russelem Crowe. Mimo to film to kopalnia doswiadczen zyciowych w takim sensie, ze kazdy znajdzie cos dla siebie z czym moze sie utozsamic.
To nie jest opowieść o starcu, tylko opowieść o tych młodych ludziach. Skąd ojciec mógłby wiedzieć o czym rozmawiali w samochodzie? To opowieść o związku z którym kobieta chciała skończyć już po 6 tygodniach, a trwała całe życie.
Jake to ten właśnie starzec co był na końcu woźnym w szkole. To są jego wspomnienia. Jego dziewczyna też była wymyślona, bo nawet obrazy jej obrazy są podpisane jako Jake. A on jest tym starcem, bo miał koszulki woźnego ze szkoły w pralce.
Książka, na której wzorowany był film, a właściwie jej koniec, rozwiewa wszelkie wątpliwości. Cała historia jest wymyślona przez woźnego - być może przywoływał wspomnienia, być może zmyślał, żeby pocieszyć sam siebie i uleczyć odrobinę swoją samotność. Historia, którą widzimy na ekranie jest przeniesiona z dziennika, który znaleziono przy nim, gdy popełnił samobójstwo
Warto szukać prawdziwej wiedzy, a nie emocji. Ktoś kto ma zepsuty umysł zawsze będzie miał popsute emocje.
Nie rozumiesz o czym jest film i oceniasz go na 3? Aha. Moim zdaniem w takim przypadku nie ocenia się w ogóle.
Kilka słów ode mnie.
Uwaga spojlery:
Wg mnie mamy tutaj do czynienia z postacią woźnego Jakea, który cierpiał na jakiegoś rodzaju zaburzenia psychiczne i który stworzył sobie wyobrażony świat. Był zdolny i miał potencjał w młodości, ale przez swoją osobowość i nieśmiałość nie osiągnął nic. Przez to żył wyobrażonym życiem. Nigdy nie miał dziewczyny, prawdopodobnie rzeczywiście ją spotkał, ale nigdy nie dał jej numeru telefonu, jak sobie wymyślił i stworzył całą kreację ich związku. Na zasadzie co by było gdyby.... Choć nawet tu, wczuwając się w postać swojej niedoszłej dziewczyny myśli o zakończeniu przez nią - związku - czyli i tak miał poczucie, że by go rzuciła.
W momencie, w którym go widzimy przechodzi chyba coś w rodzaju załamania nerwowego, jest bardzo samotny, analizuje różne sytuacje z życia i myśli o samobójstwie.
Nie zapominajcie też, że film powstał na podstawie książki. Ja akurat nie czytałam, ale ktoś kto czytał na pewno wyjaśni więcej.
Że oni wszyscy byli Jakiem i on nie zagadał do tej dziewczyny i był (najpewniej) chory psychicznie i myśli tej dziewczyny były jego myślami i może pora z tym skończyć odnosiło się do jego życia i na końcu popełnił samobójstwo. I cała książka jak się okazało, była jego pamiętnikiem.
Sama się zastanawialam jak wyjaśnić to co zobaczyłam, @radioactive_ ładnie to opisał. Dodatkowo różne imiona oraz profesje jakimi określana jest bohaterka, może nam sugerować, że Jake nigdy do niej nie zagadał. Wyobraził sobie idealną "partnerkę" która przystosował do swojej rzeczywistości. W filmie pada zdanie z ust matki (parafrazuję) "byś była na jego 50'tych urodzinach" - to może dać nam zamysł konceptu, że bohater kłamie rodzicom co do obecności kobiety w swoim życiu i jaby to się stało gdyby spotkała jego rodziców.
Ogólnie film od pierwszych minut karze nam patrzeć na szczegóły i je analizować. Zdecydowanie nie pasuje na "film w tle"
Tak, mniej więcej tak to jest przedstawione w książce. A tytuł okazuje się koniec końców nawiązywać do samobójstwa.
Czyli dozorca Jake ze świadomością analizuje swoje życie, czy patrzymy na efekty jego choroby psychicznej? Zaburzenia psychiczne czy wspomnienia z interpretacją?
Ciężko odpowiedzieć na tak — i moim zdaniem źle — postawione pytanie. Zanim zapytamy o co chodzi? może najpierw warto zastanowić się nad samą problematyką znaczenia/symbolu w przestrzeni dzieła sztuki czy tekstu kultury. Wydaje się, że w Im Thinking of Ending Things Kaufman wykonuje najpierw rzetelną pracę dekonstrukcji (czy może raczej kontynuuje pracę wielu wcześniejszych autorów i autorek na tym polu) podstawowych pojęć zachodniej metafizyki takich jak Bóg, mężczyzna, kobieta, stałość tożsamości, określoność bytu, a następnie próbuje nam tę metafizykę przywrócić wraz z bardziej wiarygodnymi podstawami epistemologicznymi. I z nową sferą symboliczną wolną od owych dawnych wyobrażeń które żyły własnym przez nikogo niekontrolowanym życiem. Z początku możne się wydawać, że ów obraz to manifestacja i apologia światopoglądu tragicznego, choć później okazuje się, że nawet jeśli tak jest, to na pewno nie jest to stanowisko wyłączne i absolutne, o czym świadczy finałowa mowa noblowska. Kaufman niewątpliwie zaprasza nas do refleksji nad czasem i relacją bycia/bytu z nim z perspektywy Kanta (czas i przestrzeń jako formy naoczności) Heideggera (Sein und Zeit) czy wreszcie współczesnych nauk przyrodniczych. Wszystkie postacie są tu ciężką pracą świadomości skonfrontowanej z byciem, wrzuconej w życie zimne i przerażające jak krajobrazy za oknem samochodu, którym Jake podróżuje wraz z dziewczyną. Wszystkie są też wolnymi symbolami, które tą wolnością dzielą się z widzem/widzką dając mu/jej oświeceniowe prawo do własnego wyboru. Dlatego nie pozostaje nam nic innego jak wykonanie własnej i samodzielnej pracy deszyfracji tego obrazu.
Lepiej zdeszyfruj swoją osobowość a nie wypowiadaj się o filmach. Myślisz że jak obejrzysz pseudo mądry film i w recenzji dodasz kilka mądrych słów to znaczy że jestes ekspertem kina ? Heh
A jakim niby prawem zabraniasz mu wypowiadania się? Ignorancja, chamstwo i wąskie horyzonty w natarciu.
Ej, _therion, przykro mi, że Ci w życiu źle, ale nie przelewaj swoich frustracji na innych. Zacznij pisać pamiętnik, albo po prostu idź do terapeuty.
Ja nie wiem co jest nie tak ze społecznością filmweba czasami. Nie udało Ci się tych paru mądrych słów zrozumieć, że tak Cię to sfrustrowało? Idź być toxiciem gdzie indziej człowieku
To nie są żądne mądre słowa. tylko pseudo mądrości które jak widać mają swoich adresatów :) Pozdrawiam
cokolwiek starałeś się powiedzieć zrób to prościej, a przynajmniej nie próbuj proszę zgrywać pseudointelektualisty. Gdzie tu widzisz dekonstrukcję pojęć metafizycznych? O jakich podstawach epistemologicznych mówisz? O czym w ogóle chciałeś powiedzieć pisząc to wszystko?
Może chciał powiedzieć dokładnie to co napisał? Fakt, że nic nie zrozumiałeś z jego wypowiedzi to Twój problem, nie jego.
Oh, przepraszam że w ogóle się wtrącam i zadaje pytania. Może w takim razie kolega raczy mi wytłumaczyć w którym momencie filmu następuje dekonstrukcja podstawowych pojęć metafizycznych a w którym tworca przywraca te pojęcia z bardziej 'zrozumiałymi podstawami epistemologicznymi'? A może również kolega, skoro zrozumiał wypowiedz Miesa, raczy przełoży słowa, które mej pustej 'nieoswieconej' głowie wydają się tak skomplikowane?