Świetne ukazanie dekadencji moralnej na przykładzie imperialnym Stanów Zjednoczonych. Krytyka ideologii wokeizmu (postmodernizmu), film pronatalistyczny, proelitarny (elitaryzm nietzscheański). Przedstawia w jaki sposób rewolucyjny motłoch wykorzystywany jest instrumentalnie do wywracania tradycyjnego porządku. W humorystycznym akcencie skrytykowani lichwiarze z Wall Street, którzy wykorzystują system finansowy do swoich partykularnych politycznych interesów.
Sztuka filmowa potrafi nieść ze sobą silny przekaz polityczny.
„Celem życia nie jest trwanie po stronie większości”. To jeden z pamiętnych cytatów Marka Aureliusza pojawiających się w nowym filmie Francisa Forda Copolli, który zyskał zdumiewająco niskie noty wśród progresywno-liberalnego środowiska krytyków filmowych. Film był krytykowany również w socjalistycznym, amerykańskim czasopiśmie The Jacobin.
Od ukazania dekadencji moralnej upadającego imperium amerykańskiego, po przedstawienie jak motłoch rewolucjonistyczny próbujący wywrócić tradycyjny porządek (monarchię) finalnie sam siebie pożera. Po przedstawienie uwikłania instytucji bankowych w niniejszy proces rewolucyjny - „Mamy bank - wypuścić motłoch”
Wymowny fragment to kawałek dialogu bohaterów, który oddaje hołd małżeństwu - tak współcześnie dziś niszczonej instytucji. W pewnej scenie bohaterka zadaje pytanie przywódcy - Spośród wszystkich instytucji, jakie miałyby przetrwać w Twojej utopii, która jest najważniejsza? Małżeństwo - odpowiada główny bohater.
Finalna scena jest również jak na standardy Hollywoodzkie zaskakująca - otóż to pstryczek w nos antynatalistów i innej maści ekologów nienawidzących prokreacyjnego celu małżeństwa.