Wybaczcie to co za chwilę napisze, ale gdy oglądałam ich finałową walkę to myślałam ze pęknę ze śmiechu. Naprawdę. Matko Bosko czego tam nie było? Błyskawice, wielka ulewa, zwolnione tempo, latanie w powietrzu i bawienie się w rakiety, uderzenia tak silne że wygladały jak małe bomby atomowe... No tylko dziada z babą brakowało jak dla mnie. W trakcie tej sceny zaczełam dochodzić do wniosku że niewiele bym straciła nie ogladając filmu, a takie przemyślenia nachodzą mnie naprawdę rzadko. Scena spaczyła moje uprzednie uwielbienie do Matrixa. Czy tylko mnie ta walka tak wkurzyła
Mnie cała ta część rozbroiła. Totalne dno. Zero logiki, wszystko zrobione na "a jakoś to będzie". Dostarczanie amunicji robotom "taczkami". Ślepy Neo wszystko widzi (z jakiej to niby racji?) i rozwala roboty wystawioną ręką. Utworzenie twarzy przez roboty na końcu (po jaką cholerę?) "Ckliwych" momentów jak w telenoweli i masa innych bzdur.
Tak najlepiej oczywiście usprawiedliwić wszystko - Neo to Wybraniec. Może wytworzyć dmuchnięciem z dolnego otworu Myszkę Miki która będzie potężniejsza od największego wroga ludzkości. Fanów Matrixa i usprawiedliwienia " Neo to Wybraniec " nie zdziwi i nie zniesmaczy nic. Trzeba brać film takim jest i nie komentować. Trzeba wyłączyć myślenie, bo przecież Neo to wybraniec i prawa systemu go nie obowiązują troche ani troche. W takim razie po co w ogóle musi walczyć skoro jako Wybraniec mógłby mrugnięciem zgasić Architekta, pocałować w czarne dupsko wyrocznię, zadowolić Shmita zwalniając go z systemu, a przy okazji uwolnić wszystkich ludzi??? Bo Neo to Wybraniec - może zawstydzić samego siebie w taki sposób że będzie z siebie dumny z samego siebie i niezawstydzony. Neo to Wybraniec dlatego walczy chociaż nie musi. Dla jaj. For Money. Bo nic go już nie kręci, bo mogą mu łeb urwą a i tak będzie widzieć, słyszeć i mówić. Neo to Wybraniec. Dla całej ludzkości, Neo zrobi wszystko i pomyśli o wszystkim. Dlatego ludzie nie muszą już myśleć, nawet nie powinni za dużo myśleć bo się okaże że Neo działa wbrew logice. Ludzie nie muszą już nic robić, mogą usiąść na kanapie bo Neo walczy chociaż nie musi. Bo mógłby podnieść łapkę i rozpieprzyć wszystkie maszyny pokazaniem " Fakera ".
Tak właśnie działa katolicyzm, chrześcijaństwo, Islam i cały judaizm. Jest Wybaraniec któremu nikt nie podskoczy, nawet on sam chociaż mógłby. Nie trzeba myśleć i nic robić. Trzeba patrzeć i płacić, bo jest Wybraniec.
Ale przeszkadza Ci to? o to właśnie chodzi nie o logikę na tym polegała właśnie jego rola.
O ile wiem Matrixy aspirowały do filmów ambitniejszych od całej reszty Hollywoodzkiej siekanki. Skoro tak to reżyser, scenarzysta i producent mimo wszystko powinni zdać sobie sprawę że nawet Wybraniec - niezależnie kim jest powinien mieć swoje ograniczenia i ograniczenia powinni mieć jego przeciwnicy. Skoro tkwią w SYSTEMIE który MA SWOJE PRAWA oparte na świecie REALNYM. Ohh tak jasne zrozumiałem... Walko Neo - Smith to odpowiedz na pytanie "co się stanie gdy siła której nie można zatrzymać napotka przedmiot nie do poruszenia". Ale i tak ferment sieją dialogi - bohaterowie pieprzą głupoty od rzeczy, filozofia wschodu, zachodu i ch..j wie jakiego południa jest w częściach 2 i 3 wciśnięta na chama i przez to człowiek czerwienieje ze wstydu że w ogóle zaczął to oglądać. Wszystko jest niesamowicie plastikowe i tandetne jak wizerunek Buddy na majtkach.
Dwa. Fabuła - jaka kur..a fabuła??? Od początku wiadomo że Neo spuści łomot Shmitowi. Owszem chylę czoła nad faktem że Neo nie zakończył wojny, że ludzie tak czy inaczej mają przej..bane. Ale co dalej ??? I dlaczego głównym przeciwnikiem był Smith???
O wiele lepszym pomysłem dla części 2 i 3 byłoby odkrywanie powoli, powoli, powoli i stopniowo faktu że świat realny - dla Morfeusza, Niobe, Trinity i całej bandy Zionu a nawet dla maszyn, Architekta, Wyroczni, Smitha to też wałek, kolejna warstwa fikcji i symulacji, stworzona przez kogo??? Nie wiem - Obcych, wielowymiarowych kosmitów - starożytnych bogów ludzkości z wyższych wymiarów Uniwersum. Liczyłem na coś co zburzy i zgniecie w pył powszechne dla ludzi - ignorantów pojmowanie materialnego świata, a dostałem tandetny akcyjniak. A recepta na sukces była taka prosta i oczywista.
Czasami co proste i oczywiste jest dobre nie utrudniajmy na siłę, spuścił jak spuścił moim zdaniem celowo dał się wchłonąć w ostatniej scenie bo jej nie wygrał w momencie wcielania neo architekt czy też Matrix wpuścił Smithowi antywirusa i tak się to skończyło. Taki film i tyle mi to odpowiada.
Ja rozumiem jaki miał cel Neo w poddaniu się Smithowi, wpadłem na to już przy pierwszym oglądaniu trzeciej części. Ale nie o to tutaj drę koty. Tłumaczyłem chyba dosyć jasno że - część pierwsza była w miarę dobra bo pomimo że była totalnym plagiatem potrafiła zasiać ziarno niepewnosci, zmusić ludzi do myślenia, sprawić żeby ludzie zastanowili się nad możliwością istnienia czegoś czego nie widzą ale czego nie mogą ignorować jak np. kwestia UFO, wielowymiarowość, alternatywne do naszej rzeczywistości itp. Jedynka nie potrzebowała także nadmiernego mastur.bowania się całym wachlarzem filozofii, dętych wypowiedzi, słowami i definicjami rodem z hindusko - buddyjskiego odpustu, gdzie można dostać plastikową figórkę Kryszny jadącego tyłem na koniu, co jak mu się ogonem pokręci to Kryszna świeci oczkami. Cześć pierwsza nie robiła z Noe nikt nie wie jak utalentowanego wybrańca co go się kule nie imają, co potrafi latać i pewnie strzelać liście z użelowanej fryzurki.
Tą całą tandetę przejęły 2 i 3 część. Matrix już nie zaskakuje, już nie zmusza do myślenia - on zmusza do wyłączenia mózgu, bo jak człowiek pomyśli podczas seansu, to go krew zalewa że traci czas na taką tandetę.
Część 2 i 3 jadą do zajechania na grzbiecie części 1, bo nic innego nie mają do zaoferowania, poza dymaniem legendy oczywiście.