Problemy bohaterów naciągane jak guma do żucia. Joseph Fiennes prezentuje przez cały film cielęce spojrzenie załzawionych ócz, i w zasadzie tylko to. W dodatku grany przezeń bohater jest tak obrzydliwie idealny, piękny, oraz wrażliwy, w kontraście z chamowatymi i egocentrycznymi kumplami, że aż się chce puścić pawia, takie to płaskie jak naleśnik i łopatologiczne. Równie dobrze mogli nad głowami bohaterów umieścić dymki z napisami: "Fiennes dobry, Sewell i ten drugi niedobry".
Cała ta trójca, z Martą na dokładkę, miota się bez sensu przez cały film, i co z tego że jedna męska rozmowa wszystko by wyjaśniła, nie byłoby scen rozdzierających, łez z niewinnych ócz Marty, i w ogóle. Albowiem, jak zaznaczyłam na wstępie, problemy pary romantycznej, czyli Marty i cielęcookiego Fiennesa, były rozdęte jak balon. Siedziałam, patrzyłam i nie rozumiałam o co właściwie ten cały hałas, łzy i sercowe dramata.
I w ogóle nie wiem co w tym całym bigosie robi Rufus Sewell, zresztą aktor o nieba lepszy od Josepha "Cielęcina" Fiennesa (swoją drogą czy gra głównie za pomocą cielęco zbolałego spojrzenia pięknych ócz jest Fiennesów cechą rodzinną? Bo Ralph ma to samo.)
"ócz"...? A co to...? :/ Ja znam tylko pojecie "oczu", ale wnioskuje, ze to raczej nie to samo....
no widzisz..... nie trzeba było na szkołę kamieniami rzucać..... to dokładnie to samo - język polski pięknym językiem jest....
zgadzam się...odliczałam minuty do końca filmu bo był nudny i strasznie irytujący.
Film aż taki nudny nie był, może trochę przewidywalny...
Co do Josepha Finnes'a to zgadzam się, że przeszedł przez film z jedną miną (miną daszkiem, hehe).
Natomiast Tom Hollander i Rufus Sewell zrobili swoje.Jak na dłoni widać talent aktorski tej dwójki a brak talentu młodszego Finnes'a.
Dzięki tym ostatnim ten film nie jest drętwy. To oni sprawili, że można się pośmiać.