Pierwszy z serii filmów spod znaku "Bullets, Bombs and Boobs", które Andy Sidaris produkował i reżyserował w latach 1985-1998.
Bohaterem "Malibu Express" jest prywatny detektyw Cody Abilene (ex-dziecięca gwiazda, Darby Hinton), który w posiadłości milionerki tropi zabójcę szantażysty. Jest też wątek szpiegostwa elektronicznego, choć obie te sprawy łączą się ze sobą w wysoce podejrzany sposób.

Nieistotne jednak "o czym", ale "jakimi środkami": Sidaris wypracowuje tutaj formułę, którą w późniejszych swoich filmach doprowadzać będzie do perfekcji. Liczy się wartka akcja, pościgi, strzelaniny, eksplozje i obfite biusty Playmates. Tutaj na pierwszym planie mamy bohatera płci męskiej, modelki z Playboya i Penthouse'a stanowią jedynie tło (co w późniejszym okresie ulegnie zmianie). Jest to jednak tło barwne i wręcz nieodzowne w tym przypadku. Prywaciarz Cody działa bowiem na kobiety, jak lep na muchy, a jego przygody przypominają jurne przypadki z dorobku Johnny'ego Wadda - jedyne czego brakuje to sceny porno. Facet cieszy się wyjątkowym zainteresowaniem ze strony każdej napotkanej niewiasty, nie potrafi strzelać, cytuje teksty Brudnego Harry'ego, jeździ czerwonym DeLoreanem i wygląda jak kopia Chucka Norrisa, z której ktoś spuścił powietrze. W tle brzęczy muzyka country, co jakiś czas ktoś komuś nakopie w tyłek, ktoś kogoś postrzeli i tak sobie owa historia płynie.
"Malibu Express" to bez dwóch zdań rozrywka bardzo obciachowa, ale też samoświadoma. Sidaris puszcza do widza oko, kreując komiksową rzeczywistość, która rządzi się własnymi prawami. Akcenty humorystyczne z reguły są przaśne, ale jedyne co można zrobić, to kupić jest z całym dobrodziejstwem inwentarza. Mówiąc krótko: zabawa na niezbyt wysokim poziomie, ale na wieczorny relaks jak znalazł.