W obecnych filmach wartości przyjaźni stanowią chyba 50% morałów w obecnych bajkach dla dzieci. Jest to chyba najłatwiejsze do pokazania spośród wszystkich obecnych morałach , choć i tak łatwo to zniszczyć. W końcu czasami (a raczej dość często) twórcy za bardzo przyjmują do serca zdanie: ,,Dziecko nie jest dorosłe."
,,Mój przyjaciel pingwin" to film opowiadający o podstarzałym Joao (Jean Reno), którego życie zostało zrujnowane przez wypadek w którym stracił on syna. Jednakże kilkanaście lat później znajduje on nieprzytomnego pingwina, którego uzdrawia, a potem się z nim zaprzyjaźnia. No i się zaczyna.
Film ten jest trochę w formie familijnego dokumentu. Widać starano się nad ujęciami ( ujęcia z widoku pingwina), a aktorzy grają dobrze. Muzyka nie zachwyca, ale jest dobra.
Dobrze wzbudza wzruszenie, gorzej z humorem. Film ten ma tępo dokumentu:
Mija nawet szybko,ale nic się nie dzieje.
W prologu i pierwszym akcie widać przebłyski oryginalności, ale to tylko wtedy. Kiedy jest scena oznaczania Dimdima ( tak się nazywa ten pingwin),
można od razu zgadnąć co się stanie dalej.(Fakt, że głównego bohatera obchodzi bardziej pingwin, niż jego syn jest nieco dziwny). Prolog zdaje się być zapomniany w pierwszym i drugim akcie, jedynie w trzecim jest jakaś zmiana, co się wtedy stało.
Produkcja niestety odhacza wszystkie obowiązkowe cechy leniwych filmów dla dzieci. Znajdziemy tu:
-Pingwina srającego na podłogę
-Generyczną fabułę
Jednakże na szczęście, mamy równowagę pomiędzy wyżej wymienionymi punktami, a dobrym pokazaniem przyrody, oraz wartości przyjaźni i miłości.
Podsumowując:
Ten film jest strzałem w dziesiątkę, jeśli chcecie obejrzeć spokojną, naukową rozrywkę.
Jeśli chcecie super przygodówkę, z prędkością geparda na sterydach, to lepiej pójść na transformersy