Często mówicie, że jakiś obraz był słaby w stosunku do piosenki?
Czasem są związki. Mona Lisa da Vinciego i piosenka legendarnego zespołu Papa Dance o Mona Lisie. Naprawdę ciężko ocenić które dzieło lepsze :D
Rzeczywiście o Papa Dance zapomniałem. Według mnie jednak szlagier Papa Dance stał na wyższym poziomie, ponieważ w przeciwieństwie do obrazu, można się nim delektować również po ciemku (aspekt szczególnie istotny dla osób, które chwilowo poróżniły się z elektrownią w kwestii płacenia rachunków). Jednak zgadzam się co do zasady.
No, nieprawda. Pomiędzy książką, a filmem (na podstawie książki) powiązanie jest ewidentne.
Podobieństwo jest oczywiste. Dwa dzieła z odrębnych dziedzin sztuki, z których jedno było inspirowane drugim. Skoro mozna porównywać film do książki, to i możnaby także muzykę do malarstwa. Oczywiście jest kwestia tego, czy ma to jakikolwiek sens. Moim zdaniem nie ma, ale niektórzy to lubią. Co ciekawe, na filmwebie są osoby, które na pytanie "czy lepszy jest Ojciec Chrzestny czy Chłopcy z Ferajny" odpowiedzą "po co to porównywać, dwa zupełnie różne filmy", ale już w pisaniu "książka lepsza od filmu" nie widzą nic złego. A przecież dwa, nawet skrajnie różne filmy mają ze sobą więcej punktów wspólnych, niż książka i film, które opowiadają - teoretycznie - tę samą historię.
A wracając do tematu piosenek, to Sam Peckinpah nakręcił kiedyś film "Konwój", dla którego punktem wyjścia była piosenka "Convoy". Ciekaw jestem czy ktoś rzekł sakramentalne zdanie "film taki sobie, ale piosenka lepsza".
Nie zgadzam się z Tobą. Film-książka to coś zupełnie innego niż obraz-piosenka. W pierwszym przypadku widzę wspólny mianownik (podobna forma wyrazu - opowiadana historia) , w drugim nie. W związku z tym widzę sens porównywania książki do filmu (ale raczej nie na takich zasadach jak robi to większość ludzi na tym forum) ale już sensu w porównaniach obrazu z piosenką nie widzę.
"A wracając do tematu piosenek, to Sam Peckinpah nakręcił kiedyś film "Konwój", dla którego punktem wyjścia była piosenka "Convoy"." Na takiej samej zasadzie Mickiewicz mógł inspirować Pana Tadeusza pięknym widokiem za oknem. Naprawdę nie widzisz że to jest poruszanie się w oparach absurdu?
W przypadku obrazu-piosenki też jest wspólny mianownik, przykładowo emocje zawarte w jednym i drugim dziele lub czynność namalowana. Znowu powołam się na Kaczmarskiego (bo i on jest najlepszym przykładem) - treść piosenki "Encore" nie wzięła się znikąd, tylko jest ściśle powiązana z obrazem i tym, co mogła myśleć namalowana postać oraz co robi w chwili uchwycenia na płótnie przez artystę. To nie jest jakaś luźna dywagacja. Podobnie jak "Krzyk" Kaczmarskiego i Muncha. W obu jest przedstawiony dramat, bezradność, rozpacz tej samej postaci, tylko że Munch przedstawił to za pomocą barw, ruchu pędzla, kształtów, wizualnej dynamiki, a Kaczmarski używa słów, ekspresji w głosie, szybkiej gry na gitarze itp.
Tak samo sytuacja ma się w przypadku filmów i literatury. Pisarz wykorzystuje środki charakterystyczne dla pisarstwa - między innymi opisy, reżyser korzysta z innych - montażu, pracy kamery, tła muzycznego, scenografii, gry aktorskiej. Zupełnie różne światy, gdzie porównanie jest bezsensowne. Mozna pójść nawet dalej - przecież jakąś czynność da się i sfilmować, i opisać i namalować i pewnie też stworzyć klimatyczny utwór muzyczny. Tylko jak to potem porównać?
"Na takiej samej zasadzie Mickiewicz mógł inspirować Pana Tadeusza pięknym widokiem za oknem. "
No nie na takiej, bo w piosence i w filmie pojawiają się te same postaci i wydarzenia. A tekst piosenki to jest tak samo utwór literacki, jak książka.
"Naprawdę nie widzisz że to jest poruszanie się w oparach absurdu?"
Widzę, bo dla mnie porównywanie książki i filmu jest tak samo absurdalne jak malarstwa i muzyki.
Poddaje się. Już nie mam siły. Te wypowiedzi są jakieś absurdalne. Aż dziw mnie bierze że ktoś może tego nie dostrzegać. Dalsza dyskusja zamieniłaby się w monolog.
To nie wiem w takim razie gdzie popełniłem błąd, skoro tak uważasz, bo jednak wydaje mi się, że uargumentowałem dość klarownie.
No oczywiście, "Encore" Fiedotowa nawet się nie umywa do piosenki Kaczmarskiego.
Proponuję zapoznać się z książką, akurat według mojej opinii film jest o niebo lepszy, a książka gdzie indziej rozkłada akcenty, co prawda niewiele znam filmów lepszych od książki ale w tym wypadku film tak jest.