Może ignem (ang. ignition - zapłon) to rozpalić, czyli rozpalę ogień... Z kolei feram kojarzy mi się z ferrum - żelazo, czyli: będę kuł żelazo... itd. Szkoda, że łacina to martwy język...
"Ignem" to celownik rzeczownika "ignis", który znaczy ogień; "feram" natomiast to czas przyszły czasownika "fero" - nieść. Łacina może i jest martwym językiem, ale nadal są tacy, którzy się jej uczą ;)
Ała! Wyszedłem na $%%&#$%... No, ale kto by przypuszczał, że trafi się znawca? Szacunek za znajmość łaciny. Ale jedno znam (i odniosę do siebie ;-) ): Gloria victis...
Ale czy na pewno dobrze? Powstają nowe przedmioty, nazwy, wyrażenia w "żyjących" językach... niszczuk pewnie wypowiedziałby się bardziej autorytatywnie, czy łacina przystosowuje się do zmieniających się ciągle czasów i innych okoliczności przyrody... ;-)
"Wbrew powszechnej opinii j. łaciński nie jest językiem stricte martwym lub wymarłym (pomimo, że nie ma żadnej grupy etnicznej, dla której byłby językiem ojczystym, tzw. L1, ani też nie działają w nim prawa głosowe, które zmieniałyby jego strukturę fonetyczną, a co za tym idzie fleksyjną i syntaktyczną) ale w oparciu o kryteria klasyfikacji języków naturalnych (a dokładniej o kryterium funkcjonalności języka) winien być nazywany językiem wegetującym, ponieważ jego znajomość w pewnym środowisku nigdy nie wygasła[1], jest językiem urzędowym Państwa Watykańskiego, liturgii Kościoła rzymskokatolickiego i obrządku ambrozjańskiego (czy też mozarabskiego) oraz nieustannie poszerza zakres słownictwa na potrzeby codziennego użytku jego użytkowników i dokumentów wydawanych przez Stolicę Apostolską"
Aaaaa... popatrz pan, czego to się człowiek nie dowiaduje prawie codziennie... A to z czego jest cytat?