Bohaterowie filmu w czasie studiów tworzyli grupę przyjaciół, która rozpadła się po wydarzeniach marcowych 1968 roku. Po latach przypadek sprawia, że znowu spotykają się, by pomóc jednemu z nich. Witek, inżynier elektronik, nie chce tolerować nadużyć i oszustw w jego zakładzie pracy. Ujawnia, że jeden z dyrektorów skopiował swoją pracę doktorską z angielskiego wydawnictwa. Zakładowa klika postanawia się go pozbyć
jak już zresztą przemknęło się po tym forum. Dla widza przyzwyczajonego do chłopaka 'z serduchem na wierzchu' (jak to mówi Stallone w 'Paradise Alley') może być to ciekawe doświadczenie. Ale byłabym ostrożna z nazywaniem tego filmu arcydziełem.
Czy ten film ma coś wspólnego z kung fu? Są tam jakieś sceny walki? (wiem ze to nie o to chodzi w tym filmie ale czy jest sens go oglądać tylko pod kątem kung fu?)
W ostatniej rozmowie w filmie między Witkiem (Piotr Fronczewski) a Zygmuntem (Daniel Olbrychski) Witek zwraca się do Zygmunta imieniem Daniel. Ciekawe czy był to osobisty przekaz dla Daniela Olbrychskiego czy może wynikało to z pomyłki Fronczewskiego?
Ja skłaniam się do tego pierwszego, że to było świadomy i prywatny...
Sceptykom i malkontentom, którzy wytykają fabule dziury, zaś film porównują do meczu „all stars game” – z którego absolutnie nic nie musi wynikać, mówię stanowcze: macie rację. Z tym jednak zastrzeżeniem, że z filmu wynika, i to dużo.
1.
Po pierwszym obejrzeniu filmu odniosłem podobne wrażenia. Brakowało mi postaci...