PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=651932}

Kraina lodu

Frozen
2013
7,5 285 tys. ocen
7,5 10 1 284513
7,0 56 krytyków
Kraina lodu
powrót do forum filmu Kraina lodu

Hej :)
Moja nieobecność zaowocowała zakończeniem opowiadania, które mam zaszczyt wam tu zaprezentować.
Chcę tu bardzo podziękować Anonimowi, gdyż bez niego nie byłoby postaci Olafa. A także WielkiemuMou i Maryterkowi (jeśli źle odmieniam, to przepraszam) za okazaną pomoc.
Wymienię tu też imiennie Pawia i Wasczarka, którzy nie szczędzili sił, aby mnie wspierać.

1.W opowiadaniu występują smoki, ale nie takie jak są powszechnie znane, a których wizerunek jest kreowany przez np HTTYD
2. Mogą występować błędy, choć starałam się kilkakrotnie sprawdzać tekst.

Miłego czytania:) i zachęcam do komentowania

filmomanka_6

Prolog

- A co myślałeś, ze wrócisz po takim czasie i będę witać cię z otwartymi ramionami?!- Jej głos był inny niż pamiętał, nie zostało nic z jego dawnej delikatności, ten był ostry i suchy- Trzy lata! Trzy bardzo długie lata, czekałam. Byłam pośmiewiskiem całej okolicy. I myślałeś ze tak po prostu bez słowa wrócisz i wszystko będzie jak dawniej?! Nic nie jest jak dawniej. Rozumiesz!? Nic! - Patrzyła mu prosto w oczy, była jedyną osobą, która nie bała się tego robić. Przez pewien czas mierzyli się wzrokiem. Żadne nie chciało ulec. Dopiero dziewczyna przerwała ten nienaturalny bezruch. Nie spuściła wzroku. Przeciwnie, uniosła go. Odwróciła się i oparła o komodę. - Za miesiąc wychodzę za mąż. Uznałam ze powinieneś wiedzieć. Nie miałam pewności, czy wrócisz. A rodzina chciała mnie wydziedziczyć... A co warta jest panna bez posągu?
- Ja zawsze dotrzymuje danego słowa.- Odpowiedział spokojnie, a na głęboki ton jego głosu po jej ciele przeszły dreszcze. To wystarczyło, aby poczuła się bezbronna i całkiem podporządkowana. Poczuła dotyk na swoich ramionach, poniżej szyi. Delikatne, krótkie pocałunki.
- Nie.. Nie mogę..- Nie próbowała mu przerwać. Odwrócił ją do siebie twarzą.
-Cecilie...- Zaczął ją całować. Powoli rozwiązywał rzemyk jej gorsetu.
- Poczekaj -spojrzała na niego lekko się rumieniąc- nie zmieniaj dziś postaci... Nawet będąc gadem jesteś wspanialszy niż on..- Na jego twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności. Widać było, że postać człowieka go meczy. Po chwili pokrył ją swoimi skrzydłami, powoli rozkoszując się jej ciałem.


Rozdział 1


Niebo zaczynały rozświetlać tysiące gwiazd, gdy w końcu udało mu się dojść do wyznaczonego celu. Nie spieszyło mu się. Nie było, do czego. Jego świat już dawno przestał istnieć, a może to były tylko sny. Czasem patrząc w gwiazdy chciał być jedną z nich. Wyobrażał sobie jak gdzieś tam w przestworzach, ma swoje miejsce, porusza się z harmonijnie wśród innych, jednak słabiej świecących gwiazd. Chwile później poczuł uderzenie w ramie. Ocknął się i odruchowo przeprosił potrąconą osobę, nawet nie spojrzał, kto to był.
Zaczął wiać lodowaty wiatr. Nie zdziwiło go to, podróżował przez góry wiele razy. Wiedział co robić. "Znaleźć miejsce do spania, znajdź miejsce żeby iść spać"- powtarzał sobie w myślach. Spojrzał w gwiazdy. Ich delikatny blask znów przejął nad nim kontrole. Nie myślał o niczym innym, tylko o nich. Potknął się o kamień i wpadł w małe zagłębienie. Księżyc świecił na tyle mocno, że spokojnie widział co jest wokół niego. Uznał ze to wystarczająco dobre miejsce. Mech jaki wypełniał to zagłębienie był ukojeniem dla jego ciała, które nie odpoczywało już od kilku dni. To miejsce było luksusem jaki nie często mu się przydarzał. Zazwyczaj spal gdzieś na drzewie, albo na kamieniu. To był szczyt jego dotychczasowych marzeń. Wyjął z plecaka mały kawałek chleba. To było wszystko co miał. Podzielił go na pół i jedna cześć schował z powrotem. Mimo wciąż dokuczającego mu głodu zasnął.
****
Obudził go przeraźliwy krzyk. Otworzył leniwie jedno oko. Pisk nabrał na sile. Niedaleko stała grupka dziewcząt, które widocznie szły po wodę do pobliskiego strumyka. Usiadł, trąc kark, poczuł delikatna łuskę na swoich dłoniach. Nie chcąc aby krzyki sprowadziły większą ilość gapiów, odszedł. Za plecami jeszcze słyszał glosy, które spowodowały jego pobudkę.
-Widziałyście jego oczy?!
- A ta łuska?!
- To było straszne. Jakbym zobaczyła potwora!
Znów to samo. Ilekroć spotykał ludzi, nazywali do Potworem. Wszystko dlatego ze był inny. Jego gadzie oczy, choć wielu przerażały, były pięknego brązowego koloru, zawsze gościły w nich melancholia i smutek. Łuska pokrywała tylko jego dłonie, przez co ich ludzki kształt wydawał się zanikać.
Jego męka zaczęła się ponad piętnaście lat temu. Gdy zaczęła pojawiać się łuska. Nie było na to lekarstwa. Pewnego dnia, jego matka zamknęła go w domu i zakazała wychodzić. Wtedy zaczął obserwować gwiazdy. Były tak daleko, jednak tak blisko niego. Były jedynym jego ukojeniem. Jednak gdy jego, do tej pory figlarne piwne oczy nabierały. Bardziej gadziego wyglądu, kazała mu się wynosić. Podobno matki zawsze kochają swoje dzieci, bez względu jak wyglądają, ale ta kobieta była inna. Nie wyjrzała ani razu za nim. Wiele razy oglądał się czekając na choć jedno spojrzenie w jego kierunku. Ale ona nie obejrzała się, przecież był Potworem.


Rozdział2


Przy toaletce siedziała wysoka młoda kobieta, jej długie platynowe włosy swobodnie opadały na plecy. Jej dopasowana suknia koloru akwamaryny, zdawała się zanikać w ciemności rozjaśnianej jedynie bladym światłem świecy. Noc zdawała się być jak zwykle spokojna. Cisze mąciło jedynie ciche cykanie świerszczy. Właśnie splątała warkocz szykując się do snu, gdy do pokoju wbiegł mężczyzna, mniej więcej pięćdziesięcioletni, jednak z energią niejednego nastolatka.
- Wasza Wysokość, coś dziwnego dzieje się w bibliotece!- wykrzyknął ledwo łapiąc oddech
- Spokojnie, Kaj- uśmiechnęła się łagodnie i wskazała krzesło nieopodal siebie- przecież wiesz ze lekarz zabroni; Ci dużych wysiłków. Usiądź i powiedz na spokojnie co się stało.
-Nie ma na to czasu- pociągnął Królową za rękę i już biegł w kierunku drzwi. Kobieta nie miała nawet możliwości go jakoś zatrzymać, sama nadal będąc w szoku podążała szybkim krokiem. Po kilku zakrętach, zbieganiu i wbieganiu po niezliczonych ilościach schodów i przemierzeniu kilometrów korytarzy dotarli w końcu do celu. Jednak Kaj nie zwolnił tępa. Przybiegł do najbardziej skrywanego, a raczej tajemniczego zakątka bibliotek. Znajdywały się tu wszystkie "dziwne" księgi. Dotyczyły wymarłych kultur, ale także elfów, smoków i innych już nie spotykanych stworów.
Elsa dopiero zdarzyła przyzwyczaić oczy do ciemności, nie pomyśleli aby wziąć ze sobą świecę, a przed nią rozbłysło oślepiające światło. Blask jaki wydostawał się z jednej z ksiąg rozcinał otaczający mrok z olbrzymią siłą. Władczyni osłaniając ręka oczy podeszła i wyjęła ten tom. Otworzyła go w źródle światła. Puste dotąd stronice zaczęły zapełniać się pismem. Każde słowo jaśniało coraz mocniej. Trwało to kilka minut. Blask nasilił się. Przeszył niczym ostrze pomieszczenie. A potem znów zapadł mrok.
-Wasza Wysokość, nic Pani nie jest?
- Nie, spokojnie. Mógłbyś zapalić świece? Strasznie tu ciemno.
- Zaraz jak przyprowadziłem tu Waszą Wysokość, poszedłem to zrobić. Królowo, co się stało z Twoimi oczami?- w miejscu jej pięknych niebieskich oczu pojawiły się kule czarnej wrzącej cieczy. Kobieta poczuła jak coś spływa po jej policzku. Było lepkie i gorące. Ciecz jaka wypełniała jej oczy zaczęła wypływać, tworząc łzy.
-Chyba nie mamy innego wyboru. Trzeba jechać do Baltazara.- Pomógł kobiecie wstać z posadzki i asystując wyprowadził z biblioteki.


Rozdział 3


Gabinet był urządzony bardzo modnie. Wszystko, żorżety, dywany, obicia krzeseł pasowały jakby stworzyła je jedna ręka. Wśród jasnych kolorów panowały pastelowe żółcienie. Przed lustrem wielkości czterech dłoni siedziała co najwyżej dwudziestoletnia kobieta o ognisto czerwonych włosach, oczach w kształcie migdałów, miała kilka delikatnych piegów na nosie i małe usta. Obrazu dopełniała jasna cera, która sprawiała wrażenie, że była to postać wprost stworzona do wielbienia.
Powierzchnia lustra zaczęła drgać. Z jego wnętrza wyłoniła się głowa smoka o czerwonej łusce, czarnym grzebieniu i przenikającym wzroku. Zapewne także i ona pokazała się rozmówcy w tej postaci, gdyż także w jej żyłach płynęła smocza krew. Odkąd istoty te stały się źródłem przerażenia i strachu, a ludzie zaczęli je prześladować, atakować, smoki musiały wtopić się w środowisko. Najczęściej przyjmowały ludzką postać. W przeciwieństwie do smokotów, które były ulubionymi zwierzętami domowymi, ale nie miały za grosz rozumu, te mądre istoty musiały się ukrywać.
-Chluba Ci, Siostro.
- I Tobie, Bracie. Jakie wieści z Kręgu?
- Kazano mi przekazać kilka wiadomości. Pierwsza jest tak a iż Bracia zlecają ci bardzo ważne zadanie, jednocześnie przyłączając Cie do kręgu wtajemniczonych. Gratuluje Ellano. Gdyż takie imię Ci wybrano. - Obraz zaczął lekko się rozpływać. Jednak kobieta szybko przywołała się do porządku i znów stał się bardzo wyraźny- nie masz się z czego cieszyć. Ta misja będzie bardzo niebezpieczna. Dlatego do pomocy przysyłają Ci młodego mieszańca, ale za to bardzo zdolnego. Wyruszył przed kilkoma godzinami, wiec oczekuj jego przybycia.
-Dziękuję za zaufanie jakim mnie obdarzyliście -odpowiedziała nie ukazując żadnych emocji- Cóż to za zadanie?
- I za to Cie cenimy - smok lekko się uśmiechnął- zawsze jesteś konkretna i przechodzisz do sedna sprawy. Wiąże się to z druga wiadomością. - zapadła chwila ciszy, jakby starał się dobrać najodpowiedniejsze słowa, albo próbował podkreślić donośność tej chwili- Księga uaktywniła się.
- Czy to znaczy…
- Tak. Już niedługo..


Rozdział 4


Obudził się rano. Bardzo wcześnie. Nie mógł zasnąć całą nocy, ale już nie takie niewygody wytrzymywał. Ciągle czuł to dziwne uczucie, jakby odzyskał coś już dawno utraconego. Spojrzał na swoje dłonie, które były jakieś inne niż zawsze. Łuska jaka je pokrywała zaczęła przybierać zloty kolor. Czy to normalne? Żył już prawie dwadzieścia pięć lat, a nigdy nie widział czegoś takiego. Może dlatego, że był jedynym takim jakiego znal?
- No dobra, Tyrese, czas wstawać- powiedział do siebie. - Nie ma co dłużej siedzieć w tym ponurym miejscu. Dziś musisz znaleźć lepsza miejscówkę.
Polana rzeczywiście nie należała do przytulnych. Otoczona starymi drzewami, które musiały przeżyć już nie jeden pożar czy lawinę śnieżną, a zwłaszcza to drugie, były połamane i nie dawały zbyt dożo schronienia. Na szczęście lata spędzone w podobnych sytuacjach, nauczyły go nie przejmować się zbytnio takimi rzeczami. Zebrał swój plecak, stanowiący jedyny majątek jaki posiadał i udał się w drogę. Dziś jednak nie szedł po prostu przed siebie. Szedł w wyznaczonym przez jakaś siłę kierunku, któremu chcąc, nie chcąc musiał się podporządkować.


Rozdział 5


Dolina wydawała się aż za spokojna. Żywe jak dotąd trolle stały w ciszy wokół zrozpaczonej postaci. Ze słabego zarysu sylwetki, można wnioskować, ze kobiety.
-Wybacz Elso. To smocze zaklęcie . Nie jestem w stanie jego zdjąć. Najsłabszy z tych gadów jest po tysiąckroć silniejszy niż ja. - Baltazar ze smutkiem spoglądał na Kobietę, która miała zawiązane oczy, a mimo to spod chustki spływały ciemne łzy. - Co to za księga, o której mówisz?
- Chciałam ją wziąć, ale gdy zbliżały się do niej moje ręce, one... one po prostu odmawiały posłuszeństwa. Nie kontroluje ich. - Rudowłosa dziewczyna obejmująca Else, zwróciła się ku trollowi- Była taka czerwona i...
- Anno, Baltazarowi pewnie chodzi o ten dziwny znak na środku.
- Jakbyś mi nie przerwał już bym o tym mówiła!
- Aniu proszę. Nie ma czasu na głupie sprzeczki- Blondynka uniosła głowę w stronę dziewczyny- Ja nie chce tak żyć... Ja się tego boje..-powiedziała Elsa odsuwając się gwałtowne od siostry.
Jak na zawołanie trawa wokół niej pokryła się szronem, a z oblodzonych drzew zaczęły wyrastać lodowe kolce.
- Spokojnie, jestem przy tobie. Razem jakoś damy sobie rade. Będę twoimi oczami, dopóki nie uda nam się czegoś z tym zrobić.- mocno przytuliła biedaczkę, zostały w takim bezruchu przez jakiś czas. Nadal panowała przerażająca cisza.
- Miejmy nadzieje, ze stanie się to jak najszybciej. - dało się usłyszeć cichy szmer. Troll jednak szybko uciszył zebranych- Jeśli się nie mylę, zaklęcie stanie się nie odwracalne w najbliższa równonoc, a to przypada za dwa tygodnie.


rozdział 6


Na dziedziniec dworku wjechał młody mężczyzna na koniu. Twarz miał przystojną, co uwydatniały regularne rysy i tak zwany trzydniowy zarost. Na czoło opadał mu niesforny kruczoczarny loczek. Ciemne oczy z zaciekawieniem przyglądały się ludziom, którzy wyszli mu na spotkanie. Ubrany był dość niechlujnie. Niezapięta kamizelka i rozpięta do polowy koszula odsłaniały umięśniony tors młodzieńca. A zawadiacki uśmiech i właśnie ta niedbałość jeszcze dodawał mu uroku.
- Witam- skłonił się mężczyźnie, chyba lokajowi i nieznacznie mrugnął do młodej służącej, która przechodziła obok- Nazywam się Larenz von Drachen, hrabina powinna mnie już oczekiwać.
- W rzeczy samej, proszę tedy.
Zaprowadził go do gabinetu, wskazał krzesło i prosił aby poczekać. Larenz rozejrzał się po pomieszczeniu. Ciężkie dębowe meble kontrastowały z ogólnym wystrojem. Jasne barwy, głownie zieleń i żółcień, sprawiały iż pomieszczenie zdawało się być przytulne i przyjemne do zadania mu powierzonego. Podszedł do półki z książkami. Zalegało tam wiele tomów starych dzieł, bardzo cenionych w jego kręgach. Jednak zezłościł go fakt, złego traktowania tych białych kruków. Jego uwagę przykuła księga, podobno tylko jedna ocalała z ognia, kilka wieków temu. Widział ją u swego mistrza, jeszcze przed wyjazdem. Czyżby ta kobieta coś okrywała? Albo była potężniejsza niż wszyscy śmią myśleć? Co prawda bardzo szybko pięła się hierarchii Bractwa. Wyciągnął rękę.
- Nie ruszaj! - w drzwiach ukazała się ognistowłosa kobieta, w zielonej sukni z smokiem z masy perłowej na gorsecie. Złość szybko znikła z twarzy dziewczyny, która natychmiast uśmiechnęła się do gościa. Obok kobiety szedł czarny smokot.- Mnie tez często korci aby do niej zajrzeć, ale takie księgi trzeba szanować. Żałuję że nie mogę tu mieć prawdziwej biblioteki, w której z należna czcią bym je przechowywała. - Usiadła na jednym z foteli i wskazała młodzieńcowi aby usiadł na wprost niej. Smokot usiadł przy swej pani opierając o jej kolana swój pysk. Patrzył szeroko otwartymi zielonymi oczyma na gościa. Zaczął wydawać dziwne dźwięki, jednak uciszył się delikatnie skarcony przez hrabinę, ale posłuszeństwo zostało mu szybko wynagrodzone pieszczotliwym drapaniem za uchem, na co wyraził aprobatę, machając lekko trochę przy dużymi skrzydłami-Mam nadzieje, ze znasz szczegóły naszej wspólnej misji?
- W rzeczy samej. Nie wydaje się być, aż tak niebezpieczna. Musimy po prostu zdążyć na czas.
- Ehhh... Jednak nic nie wiesz. - uśmiechnęła się dobrodusznie- widocznie nowe informacje zostały ujawnione po twoim wyjeździe. Nastąpiły małe komplikacje. Teraz nie tylko czas jest naszym wrogiem. Zgodnie z legendą nie każdy ma zaszczyt czytać z Księgi Tworów. Tyle wieków czekaliśmy aby w końcu znalazł się przepowiedziany wybraniec. Wielu z naszych braci... - Larenz nie mógł oderwać oczy od hrabiny. Wyobrażał ją sobie jako starą kobietę, zgrabiałą, a przed nim siedziała raptem dwudziestoletnia dziewczyna. Jakim cudem ona mogła już być w Kręgu Wtajemniczonych? Przyglądał się uśmiechowi i niebieskozielonym oczom hrabiny. Była po prostu piękna. Chyba zauważyła jego spojrzenie, ale nawet nie speszyła się. Podsumowała to tryumfalnym uśmiechem i mówiła dalej:... Tak wiec skoro Księga miała sama wybrać, nie mogliśmy nic zrobić. Ku naszej radości stało się to teraz.
Niestety Mistrz nie ma pojęcia kim i gdzie jest wybraniec. Musimy odebrać nie tylko Księgę, ale i odnaleźć tego smoka. To fascynujące. On musi być najpotężniejszym z nas wszystkich. Legendy mówią o złotej łusce i że okręgi jego mocy tworzą czarny okrąg. Nikt nie ma takich możliwości.
- Czarny okrąg?
- Nigdy o tym nie słyszałeś? Każdy z nas ma trzy poszczególne siły. Wole, Kreatywność i Moc. Niewielkimi ich pokładami posługują się nawet ludzie. Im bardziej centralnie są względem siebie ułożone i są zbliżonych rozmiarów, tym większą potęgą posługuje się dana istota.
- W takim razie, zdecydowanie to niezwykły zaszczyt, że to właśnie my będziemy rozmawiać z nim jako pierwsi.
- My tu rozmawiamy, a czas leci. -zganiła go z uśmiechem- zostało nam 13 dni. Na nasza korzyść trzynastka to moja szczęśliwa liczba. Gabriel zaprowadzi cię do pokoju gościnnego. A przy posiłku, na jaki cię zapraszam jako gospodyni, omówimy resztę szczegółów.
Larenz skłonił się i odprowadził hrabinę wzrokiem do drzwi. Gdy wyszła, w progu stanął lokaj, wskazał kierunek i prosił aby szedł za nim. Ruszył we wskazanym kierunku.

filmomanka_6

Rozdział 7

W bibliotece było pełno ludzi, każdy chciał zobaczyć cóż to za niezwykła księga i jak zdjąć klątwę z ukochanej Władczyni. Wśród zebranych było wielu walecznych rycerzy, odważnych mężczyzn , którzy są w stanie wskoczyć dla Królowej w ogień. Ale tez wielu zwykłych gapiów. Nastał najważniejszy moment, kilka osób próbowała wziąć stary tom z podłogi, nikomu się nie udało. Nagle tłum zaczął się rozchodzić. Miedzy ludzi weszła Elsa prowadzona przez swoja siostrę. Była lekko przestraszona i na pewno zmieszana nastałą sytuacją. Na znak Anny schyliła się po książkę. Bez problemu ją podniosła i z pomocą siostry podeszła do pulpitu, aby ja otworzyć. Szepty umilkły, każdy czuł napięcie wiszące w powietrzu. Jeszcze biskup podszedł i odmówiwszy modlitwę na zaś, pokropił księgę woda święconą, aby odgonić ewentualne siły nieczyste. Elsa otworzyła księgę. Przewróciła pierwsze kartki.
-Przecież to są puste kartki!- Anna nie wytrzymała- nigdy nie dowiemy się co się stało!
- Jak to puste? -Elsa cicho zwróciła się do stojącej obok dziewczyny, a szum wśród zebranych robił się coraz głośniejszy, może to z powodu szybko obniżającej się temperatury i lekkiego szronu jaki pokrywał ściany- Aniu, ja tu widzę pismo, jak to możliwe?
-Nie wiem, chyba trzeba wrócić do Baltazara, ale ty nie dasz rady tam jechać. Poprosić Kristoffa żeby go tu przywiózł.
- Tak, proszę. Ale najpierw zabierzmy stad księgę i zaprowadź mnie do mojego gabinetu musimy coś załatwić.
- Dobrze.


W pomieszczeniu było już kilkoro ludzi. Była to arystokracja Arendelle. Kilku starszych, jednak bardzo modnie ubranych mężczyzn, których Elsa często pytała o zdanie. Gdyby był taki urząd jak doradca, oni na pewno by go piastowali. Był tez Kaj. Ostatnie wydarzenia bardzo złe wpłynęły na jego zdrowie, ciężko oddychał i często musiał odpoczywać. Królowa osiadła przed wszystkimi. Zatrzymała Anne, która chciała od razu wyjść. Czuła że wszystkie oczy są skierowane na nią. Wzięła głęboki oddech.
- Moi drodzy. W związku z zaistniałą sytuacja, tymczasowo nie mogę sprawować władzy. Nie będę w stanie podejmować decyzji. Dlatego na ten czas przekazuje koronę mojej siostrze, Księżniczce Annie. - poprosiła Kaja o podanie jakieś kartki i pióra, próbowała coś pisać. Mimo utraty wzroku jej pismo nadal było równe i bardzo ładne. Oddala kartkę Kajowi , a ten od razu zaczął czytać.
"Ja, Elsa Królowa Arendelle, na oczach tu zebranych i niżej podpisanych, świadków, przekazuje do czasu mojego uzdrowienia, władze królewską Księżniczce Arendelle, Annie."
Elsa odwróciła twarz do zebranych - proszę was o podpisanie tego pisma
- Ale Elso, ja nie będę umiała, nie dam rady.-powiedziała wyraźnie przerażona Anna.
- Spokojnie, przecież każdy z tych szlachetnie urodzonych mężczyzn, ja i Kaj będziemy ci pomagać. Wierze w ciebie siostrzyczko.
- Ale wiesz jak to się ostatnio skończyło.
- Dasz sobie rade, uwierz.
- A co z Tobą?
- zabierzesz mnie do Lodowego Pałacu i tam razem z Baltazarem postaramy się znaleźć wyjście z tej sytuacji.
- Skoro tak chcesz. - Anna złożyła pierwszy podpis


Rozdział 8


Na horyzoncie ukazała się wielka budowla. Bardziej przypominała pałac zimowy niż, stale zamieszkały budynek. Postanowił zaryzykować i iść w jego kierunku. Im był bliżej tym bardziej imponująco wyglądał pałac. Nic dziwnego. Ogromne łuki , kopuły i sama monstrualna wielkość dowodziły o niezwykłych zdolnościach twórcy.
Po kilku godzinach marszu dotarł do stóp pałacu. Wmurowało go. To co z daleka wyglądało jak marmur, tak naprawdę było lodem. Kto był na tyle szalony aby budować tak niepraktyczne rzeczy? Jednak to było jedyne odpowiednie schronienie w promilu kilkudziesięciu kilometrów. Zaczął wiać silny wiatr, jaki mógł zapowiadać tylko niebezpieczne zawieje śnieżne. Nie miał wyboru. Musiał się tu schronić. Gdy wchodził po lodowych stopniach, dokonał niezwykłego odkrycia. Lód nie tylko nie topił się przy spotkaniu z jego skórą, ale był ciepły. Czyżby to zwiastowało jeszcze jakieś niespodzianki? Wrota nie były zamknięte. Nic dziwnego. Kto mógłby się tu włamać. Zaczął rozglądać się po konstrukcji. To co widział zatkało mu dech w piersiach. To był istny popis zdolności. Znalazł kilka pomieszczeń z łózkami. Oczywiście miały lodowa pościel, jednak i ten twór nie topił się i był całkiem ciepły. Zatrzymywało o wiele więcej ciepła niż to co miał na sobie. Dziękował, nawet nie wiedząc komu, za to wszystko. Mógł w końcu spokojnie i ciepło wypocząć. Dopóki nie zjawi się właściciel i nie karze mu się stad wynosić.
Tyrese jeszcze przez chwile oglądał to niezwykle miejsce. Szkoda, ze nigdzie nie znalazł zapasów jedzenie. Trudno nie można mieć wszystkiego. Jutro może na coś zapoluje. Zastanawiał się kim jest właściciel i kiedy przyjedzie. Miał dwie opcje. Pierwsza jakiś stary miliarder aż tłusty od obfitości stołu i wiecznie opity winem, który na jego widok karze go zabić. I druga, bardziej nieprawdopodobna, starszy bogacz, obfitujący w zapasy, ale możne zezwoli mu tu przenocować jeszcze jedna noc przespać i możne zamiast go wygonić da mu jakiś bochenek chleba na drogę. Nie było co nad tym rozmyślać. W końcu i tak będzie musiał opuścić to miejsce. Poszedł do łazienki. Mieli tu bieżącą wodę. Co prawda lodowata, gdyż pochodziła z roztapiającego się lodowca, ale na szybka kąpiel w sam raz. Rozebrał się. Złota łuska na jego plecach odbijała światło zachodzącego słońca, tworząc na lodowych ścianach niezwykła poświatę. Wszedł do wody. Jego ciało lekko zesztywniało w kontakcie z tym przerażającym zimnem. Po chwili się rozluźnił. Było mu przyjemnie. Bardzo przyjemnie. Długo nie wychodził z wody ciesząc się chwilą, w której nie musiał się o nic martwic. Wyszedł dopiero gdy zaczął robić się siny. Otarł czymś co możne i wyglądało jak lód, ale dobrze wsiąkało wodę i było przyjemne w dotyku. W szafce było kilka kobiecych i męskich strojów. Wziął jeden z nich i skierował się do wcześniej upatrzonej sypialni.
Chłopak czul ze znalazł miejsce dla siebie, ale był świadom , ze je straci, tak jak wszystko do tej pory. Jednak dopóki może, zostanie w tym kawałku raju. Z ta myślą zasnął.


Rozdział 9


Jak zwykle hrabina kazała na siebie czekać. Od czasu gdy poinformował ja o małych niedogodnościach do teraz minęło piec godzin. Miła być już dawno. Ale jak zwykle zatrzepocze tymi swoimi długimi rzęsami i nic nie będzie w stanie powiedzieć. Po co w ogóle chciała się z nim spotkać? Czyżby nie miała zaufania do jej sług. A może do kogoś z Bractwa? W każdym bądź razie kazała mu zaczekać ze szczegółami aż do niego dojedzie.
Z tych rozmyślań wyrwał Larenza stukot końskich kopyt. Hrabina jak zwykle miała efektowne wejście. Śnieżnobiały koń z idealnie przystrzyżona grzywą i ogonem był przybrany w krwisto czerwone lejce zdobione złota nicią. Sama Ellana była ubrana w te kolory, a swoje ogniste włosy upięła w elegancki koczek tuż nad karkiem. Kilka małych loczków okalało jej twarz.
- Chwała Ci Siostro.- zaczął tradycyjnym powitaniem
- I Tobie Bracie.
- Jak zwykle się spóźniasz Ellano.
- Nie.. To ty jak zwykle przybyłeś za wcześnie.
Miał już coś powiedzieć, jednak dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się tak cudownie, ze nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Machnął tylko ręka. " Tak Larenz idioto, jak zwykle. Masz przygotowana cala listę złorzeczeń, ale ta dziewucha siw uśmiechnie i już nie masz jej nic za złe. To nie sprawiedliwe. Kretyn z ciebie." Zganił się sam w myślach.
- Wiec będziesz tak milczał, czy w końcu powiesz jakie to niespodzianki na nas czekają?- Ellana zaczęła się chyba trochę niecierpliwić.
- pierwsza jest taka ze księga zniknęła. Przebrałem się za jednego z strażników i zajrzałem do biblioteki. Szukałem dokładnie. Nie ma jej.
- Kretyn! Tak trudno znaleźć głupią książkę. Co niby nóg dostała i gdzieś poszła?
- Teoria z nogami jest całkiem prawdopodobna.
-Co?! Mów jaśniej.
- Ponoć księga odebrała wzrok Władczyni i aby odnaleźć sposób na przywrócenie, zabrano ja i razem z jakimś pół trollem będą szukać w księdze rozwiązania. Przynajmniej takie pogłoski chodzą po zamku.
- Momencik.. jak to odebrała wzrok? A z reszta nie ważne. Gdzie jest teraz Królowa, a co za tym idzie Księga?
- I tu jest ten problem. Nie wiadomo. Zapadła się pod ziemie. Ostatni raz widziano ja gdy oddawała władze swojej roztrzepanej siostrze. A ta nic nie chce powiedzieć.
- Zajmij się szukaniem wybrańca, a ja zajmę się księgą. - rzuciła oschle spinając konia i po chwili już jej nie było.
-Taaa... znajdź wybrańca. Oczywiście. Jakby miał napisane na czole wielkimi literami, to nie ma problemu. Następnym razem jej powiem co z niej za zarozumiała, głupia i ... i... Nie oszukuj się bezmózgu, nie powiedział byś jej tego prosto w twarz.
Larenz jeszcze chwile patrzył w stronę, w którą odjechała i ruszył w przeciwnym kierunku.


Rozdział 10


W końcu dojechali pod Lodowy Wierch. Sanie Kristoffa odznaczyły się niezwykła pojemnością. Jechali on, Anna, Elsa i Baltazar, który ze zdziwieniem przyglądał się jak zmienił się świat podczas jego zamknięcia w Dolinie Trolli. Jechali w ciszy, którą mąciła jedynie melodia skrzypiącego śniegu pod kopytami renifera.
- Wreszcie w domu- Elsa uśmiechnęła się gdy sanie stanęły, nie chciała aby Anna jej pomogła dojść do schodów. Sama to wszystko stworzyła. Znała każdy zakamarek, nie ma żadnych nierówności. Wszystko jest przecież idealne- proszę nie ograniczaj mnie chociaż tutaj.
- Ale.. - rudowłosa zagryzła wargi, jednak łez nie mogła powstrzymać
-Przepraszam, wiem ze chcesz mi pomoc. Ale będę musiała nauczyć się tak żyć. Nie chce być dla ciebie utrudnieniem.
-Nie jesteś. Jak mogłaś tak pomyśleć?
Na twarzy Elsy pojawił się lekki uśmiech. Podchodziła powoli do schodów, siostra szla obok niej, gotowa w każdej chwili przyjść jej z pomocą. Królowa potknęła się zawadzając o pierwszy stopień.
-Nic mi nie jest. Spokojnie żyje. - Lekko odepchnęła rękę Anny i z niemałym trudem wstała. Wchodzenie po schodach było dużo łatwiejsze niż zwykły spacer. Wkrótce stawiała kroki pewnie jakby utrata wzroku nigdy nie nastąpiła.
Dotarcie na gore trochę im zajęło czasu, ale jednak wszystkim, łącznie z Svenem, udało się pokonać te przeszkodę.
Drzwi były lekko uchylone. Dziwne… Zawsze były zamknięte. Nie było potrzeby zamykania na klucz, bo nikt tu się nie zapuszczał, ale ktoś tu ewidentnie przebywał.
Królową zaprowadzili na piętro gdzie w swoim ulubionym pomieszczeniu usiadła na lodowej sofie. Usłyszała jak wychodzą przeszukać pałac w poszukiwaniu intruza.
To co ostatnio przeżyła było niewyobrażalne. Los uszczęśliwił ją dając taką wspaniała siostrę, możliwość przebywania z nią, uniósł ją pod same niebiosa, aby w jedną chwilę zrzucić boleśnie na dno piekła. Najpierw moc. Przecież byłą straszliwym zagrożeniem, o mało nie zabiła Anny. Lata w osamotnieniu, ciągłym kłamstwie i strachu. Potem kolejny cios. Śmierć rodziców. Dopiero po kilku dniach ocknęła się i dotarło do niej co się stało. Jedyna ostoja jaką miała się zawaliła. Nie miała już po co żyć. Ale ona żyje. Dzięki Annie. Nie jest już tą skorupą, jaką była kiedyś. Ożyła dla życia, dzięki miłości tej szalonej dziewczyny. Jest przy niej. Może zawsze na nią liczyć. Odkąd wyszła z zamknięcia, cieszyła się każdą chwilą spędzoną z siostrą. Życie stało się tak piękne. Tylko po to, żeby znów cierpiała. Po policzku Elsy spłynęła ogromna czarna łza. Za nią kolejna i następna. Straciła wzrok, a z nim wszystko to co ją otaczało. Nie widziała już jak Ania się uśmiecha. Nie widziała tego co sprawiało jej radość. Wszystko straciło tę namiastkę wspaniałości. Wszystko, z wyjątkiem jednego. Uczucia jakie jej towarzyszyło, gdy Anna się nią opiekowała. W oczach innych była nic nie warta, ale dla niej była nadal najważniejsza.
Z tego zamyślenia wyrwał ją krzyk. „POTWÓR!!”
Zaraz czyj to głos?
Anna!


Rozdział 11


Wchodziła do każdego z pomieszczeń na piętrze. Nadal nie mogła się nadziwić temu co widziała. Była w Lodowym Pałacu już tyle razy. Jednak To wszystko wydawało się jej takie niezwykłe. Powoli przemierzała korytarz. Już tylko dwie komnaty. Może po prostu im się coś przewidziało. Anna nie musiała już starać się utrzymywać równowagi na lodowej posadce. Nauczyła się tego już dawno.
Co się stanie z Elsą jeśli nie uda im się odkręcić zaklęcia. Czy ona...? Nie. To nie możliwe. Anna nawet nie chciała dopuszczać takiej myśli. Obowiązki jakie siostra jej przekazała były już wystarczającym jarzmem. Nigdy nie uczyła się do takiej funkcji. Wychodziła z założenia, że podstawy podstaw jej starczą, przecież była Elsa. A teraz...Nie. Nie warto o tym myśleć. Wszystko się ułoży. Będzie dobrze.
Tak rozmyślając Dziewczyna weszła do ostatniej komnaty w tej części budynku. Był to jeden z jej ulubionych pokoi. Czasem tu nocowała. Z okien widać było panoramę Arendelle na tle wspaniałej przestrzeni oceanu. Podeszła do jednego z nich i oparła się o ramę. Próbowała tego nie pokazywać, być twardą, ale to wszystko bardzo ją przytłaczało. Gdzie podziała się jej charyzma? To coś co zawsze wspierało ją w trudnych chwilach i pchało do przodu, kazało działać? Spojrzała na łóżko. Z chęcią by się przespała. Zarwała ostatnio kilka nocy siedząc przy Elsie. Ona bardzo jej potrzebowała. Annie było trudno. A co dopiero jej? Zaraz, chwileczkę... Coś jest z tym łóżkiem nie tak... Tam ktoś leży.
- POTWÓR!!- wyrwało się rudzielcowi, gdy odsłoniła kołdrę, a jej oczom ukazała się postać z łuską na karku i dłoniach. Poczuła że jest jej słabo.
Tyrese otworzył oczy, nagle przebudzony. Osłonił oczy przed światłem jakie go oślepiało. Był już ranek? Na krzyk, chciał już się zerwać i uciekać. Jeszcze nie widział co się dookoła niego dzieje. Jak zwykle jego oczy musiały przyzwyczaić się do otoczenia. Zauważył, jak jakaś postać osuwa się na ziemie. Złapał ją nad samą ziemia.
- Zostaw ją! - usłyszał tylko, gdy kładł na łóżku dziewczynę. Była niezwykle lekka. Chwilę później zauważył napastnika, który lada chwila go uderzy. Nie ma czasu na najmniejszą reakcje. Nawet osłonięcie. Nagle pojawił się przy drzwiach. Co jest? Teraz zobaczył mężczyznę który go zaatakował. Był to dobrze zbudowany, młody blondyn, który właśnie wstawał z ziemi. Był nie mniej zdziwiony niż Tyrese. Mieszaniec nie wiedział co się dzieje. Jego mózg przepełniały obrazy. Stal. Ogień. Latające ostrza. Lód. Tak, lód. To nie zniszczy konstrukcji. Ku zdziwieniu młodzieńca, nad głową nieznajomego zawisł ogromny blok lodowy. Spadał na niego. Był tuż nad jego głową. I nagle rozpadł się na tysiące, jak nie miliony płatków śniegu.


Rozdział 12


- A więc tak tu się dostałeś?- głos kobiety, która uratowała całą sytuację był bardzo łagodny, przyjemny do słuchania.
-Przepraszam za to co się tam stało. Nie wiedziałem, że tak umiem i.. i trochę spanikowałem. - Zwrócił się do blondyna, który właśnie przykładał sobie lód (o ironio...) do skroni.- nie miałem zamiaru nikogo skrzywdzić
- Wiemy - uśmiechnęła się Anna- tak w ogóle, to się nie przestawiliśmy, to chyba wbrew kulturze. Ja jestem Anna, ta lodowa ślicznotka to moja siostra Elsa, a ten tu to Kristoff. Zaraz a gdzie Baltazar? Przecież był z nami?
-Spokojnie on, czasem lubi znikać, żeby wszystko przemyśleć.- uspokajał ją Kristoff.
- A ja jestem Olaf… I trochę brakuje mi ciepła :D
-ciepła? Przecież jesteś bałwanem- mieszaniec jeszcze nie do końca pojmował co się wydarzyło, ale zauważył, że dobrze mu wśród tych jeszcze nieznanych mu ludzi. Traktowali go nie jak odmieńca, lecz jak zwykłego człowieka i to może nawet dość wartościowego. Było to dla niego nowe doświadczenie, coś czego się nie spodziewał.
- A Ty jesteś?-bałwanek pomachał swoimi gałęziowymi rączkami, jakby chciał zachęcić go do mówienia.
-Ja?-westchnął- Ja jestem nikim. Nie mam imienia, bo nie mam rodziców. A to, które sobie nadałem nic nie znaczy.
-Znaczy więcej niż myślisz chłopcze- Zapadła cisza, którą przerywał dźwięk stóp Baltazara.- Jesteś wyjątkowy. Pamiętaj o tym. Widziałeś kogoś o takiej łusce? Albo o takich zdolnościach? Wiem kim jesteś, ale to może ci się nie spodobać.
Nikt nie rozumiał słów Trolla. ten podszedł do grupki. Za sobą ciągnął na worku książkę . Patrzyli, jeśli można tak powiedzieć o wszystkich, gdyż Elsa także odwróciła głowę w kierunku Baltazara. Wiec patrzyli na trolla lekko zdziwieni tym sposobem transportu.
-no co? Skoro nie można jej wziąć do reki to trzeba było coś wymyślić . No dobrze. Chłopcze zbliż się tu. pomóż staremu.
-Co miałbym zrobić?- mieszaniec był nieco zmieszany, że mając tu tyle znajomych ludzi troll poprosił go o pomoc.
- Sam tej księgi na stole nie położę.
-Ale mówiłeś ...
-Nie denerwuj już i tak starego trolla. - prawie wykrzyczał, co dziwne, ponieważ z natury był raczej spokojny, Baltazar
podniesienie księgi nie było dla Tyresa żadnym problemem. Anna z Kristoffem stali z szeroko otwartymi oczami, a bałwanek relacjonował wszystko Elsie.
-Wow! Zrobił to! Tak jak ty.
- Co w tym dziwnego? żarty sobie ze mnie robicie?- powiedział mieszaniec kładąc tom na stole - przecież to zwykła książka .
- To udowodniło że się nie myliłem-Baltazar usadowił się na jednym z krzeseł i kiwnął na Anne- pokarz mu.
dziewczyna wyciągnęła rękę po księgę. Początkowo normalnie, nic się nie działo. Dopiero po chwili jej dłoń uciekła w bok. Wyglądało to jak ucieczka dwóch jednakowo namagnesowanych magnesów.
-Chłopcze, otwórz ją!- skierował swe słowa do Tyresa. Ten natychmiast wykonał polecenie- co widzisz?
-Jakieś pismo...
-My widzimy puste stronice. Potrafisz je rozczytać?
-Niestety nie- pokiwał z rezygnacja chłopak- rozpoznaje kilka slow, kiedyś pokazywała mi je matka, ale to nie za dużo.
-Pokarzcie mi księgę -Elsa, asekurowana przez Kristoffa stanęła obok Tyresa. Chwile dotykała kartek, jakby szukała jakiegoś słowa- To oznacza pełnia, a tu obok ruiny? Prawda?
-Elsa ty widzisz?- Kristoff nie ukrywał zszokowania- Tyle czasu uznawaliśmy ze straciłaś wtedy wzrok.
-Nie zupełnie. Widzę tylko to co jest w księdze. Nic innego nie mogę zobaczyć
-Nie wiem, czy wolno mi pytać. Ale co się stało?-Tyrese starał się spytać w najbardziej taktowny sposób jaki znał, jednak to nie spodobało się Kristoffowi. Jednak powstrzymał się od komentarza.
-To ja powiem! Ja!-Olaf podskakiwał w górę machając raczkami jak małe dziecko- Wiec...Bo ta księga była w pałacu... no i... no i zaczęła świecić. I Kaj... taki służący... pobiegł po Elsę. No i ona to zobaczyła. I ta księga świeciła mocno. Baaaaardzo mocno- pokazuje rękoma jak mocno świeciła- Elsa wtedy dotknęła jej... i... i... i wtedy jej oczy zmieniły się w... paskudne czarne kule- Bałwanek zrobił minkę jakby połknął szklankę tranu. Co tylko rozśmieszyło zebranych. Jednak szybko spoważnieli.
- Bardzo mi przykro. Musi być ci ciężko. - Tyrese zwrócił się do Elsy, z przepraszającym tonem.
-Nie jest źle. Co prawda jest ciężko, ale wszystko trzeba jakoś przeżyć. - Elsa leciutko się uśmiechnęła-A teraz trzeba wyjaśnić kilka kwestii. Baltazarze mógłbyś?
- To prostsze niż myślicie - zaczął Troll- smocze legendy mówią o Wybrańcu każdej księgi. Ta to Księga Tworów. Jedna z najpotężniejszych wśród Smoczych Ksiąg Magicznych. Jej wybrańcem, według legend, musiał być ktoś o czarnym okręgu mocy i łusce z czystego złota.
-Czarny okrąg? Co to? - Annie coraz bardziej podobała się przygoda jaka zaczęła się tego niefortunnego dnia.
- Anno później wam to wyjaśnię. Ogólnie chodzi o to, że nie ma istot o większej mocy. Nie wiemy Tyrese jaka masz moc, ale gdybyś to nie był ty, nie mógłbyś dotknąć aktywnej księgi i nie widziałbyś pisma.
- Ale Elsa nie ma łuski, ale też widzi i tez może jej dotknąć .- Anna nie mogła powstrzymać się od komentarza- I wiemy że ma moc. ona może być wybrańcem.
- Właśnie tu sprawa się komplikuje... nie wiemy czemu Wasza Wysokość może to zrobić, ale wybrańcem jest ktoś o smoczej krwi, a tego o tobie Królowo powiedzieć nie można. Gdybym mógł przeczytać księgę może czegoś byśmy się dowiedzieli. - Baltazar rozłożył ręce w geście bezradności.
- Hej! To czemu ty mu nie powiesz, co tam jest napisane?- zawołał Olaf kierując swoje pytanie do Tyresa. Jednak jego już nie było, a razem z nim księgi.

filmomanka_6

Rozdział 13


A wiec nim jestem? A możne raczej tym... Czemu matka mi nic nie powiedziała? Może nie wiedziała... albo miała nadzieje ze nie. Była jaka była, ale mnie kochała. Na pewno ja to bolało, gdy musiała wyrzucić mnie z domu. Może gdyby nie ojciec... Czyli on nie był moim ojcem... Cale życie żyć w kłamstwie... Najpierw ze jestem normalny, później ze wyjątkowy, w końcu potworem...
Niby czemu miałbym wierzyć temu glazakowi.
To nawet troll nie jest. Jeśli już to jakiś podgatunek. Ale ta księga. Dobrze ze nie wiedza jak dużo z tego pisma rozumiem..
Tyrese otworzył tom, przyglądał się pięknym zdobieniom jakie okalały pierwsza literę każdego wyrazu zaczynającego rozdział. Istne arcydzieła.
niezwykle połączenie barw, wzorów, linii sprawiające ze każda litera wyglądała jak smok. Żywy smok. Patrzący na czytelnika mądrym wzrokiem. Tyrese przekręcił kolejna stronice, później kolejna. Powtarzając rytualnie swoja czynność. Natknął się na przepiękna ilustracje. Obraz smoka. Jego łuska zdawała się falować, lśnić. Odwrócił łeb. Spojrzał na Tyresa. Zaczął wić się po całej stronie. Chłopak chciał zamknąć książkę, jednak żadna cześć jego ciała go nie słuchała. Smok zaczął się unosić.
Wirował wokół mieszańca. Pomieszczenie błyszczało od blasku jego łuski. Było coraz jaśniej. Tyrese poczuł uderzenie w klatkę piersiowa... jego ciało nadal było bezwładne. Stwor jednoczył się z nim wnikając w niego. Czul jak odrywa się od ziemi. Przymknął oczy. Jego dusze zalała fala przyjemności, wolności i spokoju. Znalazł się w połowie wysokości pomieszczenia. Zrobiło się jasno jak nigdy. Rozległ się przeraźliwy ryk. Powoli opuszczał się na podłogę. Oparł się o nią klęcząc. Wciągnął mocno powietrze. Mięśnie trzęsły się mocno. Jednak w miarę napisania ich trząsanie malało. Powoli uspokajał zbyt szybko bijące serce. Uniósł wzrok zerkając w stronę tafli lodu, która odbijała obraz niczym lustro. Krzyknął na widok swojego odbicia. Podszedł bliżej. Może mu się zdawało. Jednak nie...
Odbicie nie przypominało jego. Ręce i nogi zamieniły się w potężne łapy z niezwykle ostrymi pazurami. Łuska pokrywała całe jego ciało, ta sama łuska. W końcu coś podobnego. Pysk, zęby, skrzydła.. Zaraz. Skrzydła? Ogromne o prawie pięciometrowej rozpiętości. Silne. Majestatyczne. Nie był już sobą w tej dziwnej postaci. Stal się smokiem. Smokiem o złotej łusce. Takim jakiego według Baltazara szukała księga.
-No kolego... chyba pierwszy raz od dawna będziesz musiał komuś zaufać- pomyślał kierując się do wyjścia.- Nie mogą mnie tak zobaczyć. Co ja teraz zrobię... jakbym znów mógł wrócić do swojej poprzedniej postaci- jak na zawołanie i bez większego wysiłku znów przybrał swoja dawna postać.


Lekko zdezorientowany znów pomyślał o tym aby stać się smokiem. Zadziałało. Człowiekiem. Znowu- to może... kot.. ciekawe czy mogę stać się kotem- Udało się. Rozbawiony poznana umiejętnością zaczął zmieniać postacie. W końcu pozostał przy ludzkiej wersji i skierował się do reszty.

rozdział 14

-Wszystko jest pod kontrola, Bractwo nie ma co się martwic- Ellana starając się ukryć malutkie kłamstewko, zrobiła bardzo przekonująca minę. Ciekawie to musiało wyglądać u jej rozmówcy, który widział ja w postaci smoka.- Aktualnie poszukujemy wybrańca, z którym według naszych informacji jest także księga. A jeśli już o tym mowa, to czy możliwe aby wybrańcem był ktoś, kto nie ma żadnego związku z nasza rasa?
- Ellano, mnie nie oszukasz. Zbyt długo cie zanim i uczę abyś mnie przekonała- jej Mistrz wydawał się być rozczarowany jej postawa, ale no cóż.. zdarza się
-To przez tego imbecyla, którego mi przysłaliście. Sama bym już skończyła... Znalazłabym księgę, wybrańca i już wszystko byłoby gotowe. On wszystko spowalnia. Chce robić wszystko zgodnie z kodeksem... Gdyby nie jego zasady..
-Właśnie... zasady. Ty zawsze kierujesz się według swoich zasad.- głos rozmówcy był surowy. Trochę jak głos ojca karcącego nieposłuszne dziecko- Naucz się ze nie możesz zawsze rządzić. Sam wybrałem ci go na pomocnika.
-chyba po to aby mi wszystko utrudnić -odpryskowa dziecinnie
- Raczej żebyś się czegoś nauczyła. Żebyście oboje mogli się czegoś nauczyć- obraz zaczął się rozmywać- Możesz zostawić to zapchlone bydle i się choć na moment skupić?
- Onyks nie jest zapchlony, tym bardziej nie jest to bydlęciem! Sam mi go podarowałeś! - zaczęła już prawie krzyczeć
-Dlatego posłałem do ciebie Larenza, to dobry chłopak, prawy, działa zawsze zgodnie z zasadami ustanowionymi przez naszych praojców. Jest tez spokojny i wyrozumiały i przede wszystkim nie postępuje pochopnie... Niestety ty odznaczasz się jedynie niezwykła wiedza i ponadprzeciętna mocą.
-Tak, tak, pamiętam... Gdybyś zaczęła nad sobą panować mogłabyś zajść naprawdę daleko- zaczęła przedrzeźniać Mistrza.- Może byś jakoś pomógł zamiast tyle gadać. Masz możliwości do sprawdzenia rzeczy, której nie wiem.
- Mówiłem ci już ze zachowujesz się jak dziecko? Mogłabyś już w końcu dorosnąć. Fakt, ze znam miejsce przechowywania księgi to tylko potwierdzenie świetności naszych wywiadów.
-Masz racje... to bardzo dziecinne prosić cie o pomoc wiedząc, że i tak mi nie pomożesz... Zawsze muszę sobie radzić sama.- Ellana zrobiła nie zwykle smutną minkę, jakby miała się rozpłakać- No nic... Zmuszasz mnie do łamania zasad. Tylko później nie mniej o to wyrzutów.
Hrabina przerwała rozmowę, obraz znikł. Odwróciła się do swojego pupila i podrapała pod broda.
- O ile zakład ze nawiąże łączność jeszcze dzisiaj? - smokot przekręcił lekko głowę i przypatrywał się swojej pani- Masz racje, po co się zakładać skoro oboje jesteśmy tego pewni. - beztrosko pocałowała go w łeb.


Rozdział 15


Po całym pałacu roznosiły się krzyki. Znikniecie mieszańca dałoby się jeszcze znieść, możne to byłoby i lepiej, ale zabrał ze sobą księgę. A bez księgii... lepiej nawet nie zapeszać. Królowa musi odzyskać wzrok. Po prostu musi.
po sali chodził w te i z powrotem Kristoff, energicznie wymachując rękoma i podkrzykujac.
-Od razu mu nie wierzyłem! Ale oczywiście... Ja nigdy nie mam racji! Bo Pani Arcymądra i Arcymiłościwa musiała postawić na swoim.
- A może w końcu Pan Jawiemwszystkolepiej, się w końcu zamknie i pomoże coś wymielecie.
-Jak zwykle musisz się rządzić.
-Ja?! Ja się rządzę?! Elsa słyszałaś?
- A co niby to moja wina?!- Kristoffa poniosły nerwy- Jak zawsze...
- Ze niby co? Ja cie zawsze obwiniam?!- Anna raczej tez już przestała nad sobą panować- Zawsze tylko Sven, Sven, trolle... A ja gdzie?!Ile można?!
- Masz coś do Svena?! To mój przyjaciel, nie porzucę go dla jakieś rozpieszczonej i zadufanej w sobie pannicy!
Baltazar i Olaf pomogli Elsie wyjść. Uznali ze lepiej zostawić ich samych. Nie warto się wtrącać, to tylko pogorszyłoby sytuacje. Zawsze jedno czułoby się poszkodowane. A cala trojka wiedziała ze żadne nie ma racji.
Biegł korytarzem, chciał jak najszybciej Trollowi i tej dziewczynie z mocami, powiedzieć co się stało. Im chyba może ufać, w końcu jadą na tym samym wózku. Jeszcze jeden zakręt i potem prosto do sali. Ale krzyki. Czyżby to przez niego. Przyspieszył. Już tylko skręcić...
-Ach... - zapadła mu przed oczami ciemność. Leżał jak długi. Pod nim leżała Elsa. Niezręczna sytuacja. Wpadli na siebie przewracając.
-Przepraszam, nie chciałem. Nic ci nie jest?
- Nie spokojnie- lekko się uśmiechnęła i pozwoliła aby pomógł jej wstać.- Nic się nie stało. Gdzie tak zniknąłeś? Trochę się martwiliśmy.
- Nie kłam - odpowiedział Tyrese z uśmiechem- martwiliście się o Księgę, nie o mnie. Musiałem to przemyśleć i... stało się coś dziwnego.
- Wyjdź! Już mi się więcej na oczy nie pokazuj! nienawidze cie!- krzyku Anny nie można było nie usłyszeć. Możliwe ze był słyszalny w promieniu 100 km.
- O niczym innym nie marze! - wykrzyknął jeszcze Kristoff wychodząc z pomieszczenia, przeszedł koło grupki nawet się nie odzywając. Po prostu ominął ich jak zwykła przeszkodę.
- Co im się stało?- Tyrese spytał niepewnie.
- Troszkę się pokłócili. Ale to nic. Zaraz się pogodzą- Olaf zrobił wielkie oczka i uśmiechnął się najszczerzej jak to było możliwe.
-Obyś miał racje.- szepnęła Elsa i dodała głośniej- Tyrese nie obrazisz się jeśli zostawię cie z Baltazarem i pójdę do Anny, ona mnie potrzebuje.
-Po co się pytasz? To twoja siostra. Nawet dobrze się złoży, bo muszę coś mu powiedzieć. - Elsa wzięła Olafa za rękę i szla przez niego prowadzona- I jeszcze raz przepraszam - zawołał jeszcze gdy znikała za drzwiami.
- Cóż takiego masz mi do powiedzenia?- Baltazar zwyczajowo potrząsnął głową
-Może przejdźmy gdzieś gdzie będzie więcej miejsca.
- Kretyn!..Idiota!..No jak on mógł!? To ja się poświęcam. Stawiam czoła krytyce. A ten co?! Rozpuszczony bachor! Tak mnie nazwał! - Anna jeszcze się nie uspokoiła. Jej oczy strzelały iskrami. Z pewnością samym spojrzeniem godziła by bardziej niż słowami czy sztyletem.
-Aniu spokojnie. To już minęło. Nie masz czym się denerwować. -Elsa bez powodzenia starała się uspokoić siostrę. - Niby co to ze się denerwujesz teraz zmieni. Pamiętasz co zawsze powtarza Gerta?
-Denerwowanie się to mszczenie na własnym zdrowiu za cudza głupotę... I to jaka głupotę...- Anna zaczęła nerwowo chichotać. Był to znak ze poziom jej frustracji już przekroczył stan alarmowy. Po chwili przestała, czując nieprzyjemny chłód. - Elso, czemu to robisz? Przecież nie musisz się tutaj niczego bać.
-Przecież nic nie robię.
- Nie żartuj. Nie czujesz ze zrobiło się przeraźliwie zimno?
- To naprawdę nie ja.
-Elso...
- Ona ma racje. Tym razem ja to zrobiłem- Anna odwróciła głowę w kierunku nieznajomego. Jego ciemne oczy błyszczały. Mężczyzna poprawił niesforny czarny loczek opadający mu na oczy i uśmiechnął się szelmowsko - Witam moje drogie panie.


Rozdział 16


Elsa obudziła się w jakimś nie przyjemnym, ciemnym miejscu. W powietrzu unosił się zapach wilgoci. Pod palcami poczuła zimne, wilgotne kamienie. Nie można było się o nie oprzeć, ponieważ były obrośnięte mchem. Zaczęła szukać Anny. Nie było jej obok.
-Szukasz siostry? Nie ma jej. - usłyszała znajomy męski głos.
-Tyrese? Gdzie jesteś? - poczuła jak ktoś bierze ja za rękę i przyciąga w swoim kierunku. - co się stało?
-dużo nie wiem. Przybiegliśmy z Baltazarem gdy usłyszeliśmy krzyk Anny. Nagle oni... Nie wiem co się stało. Nie reagowali, jakby zamienili się w słup lodu, albo w kamień. Ty nadal mogłaś się poruszać. I to tyle. Więcej nie pamiętam, bo chyba dostałem w głowę- w jego głosie można było usłyszeć nutkę wstydu. - Księga?! Miałem ja przy sobie?
- O czym ty mówisz? Nic nie rozumiem.
-Miałem przy sobie księgę, a ona zniknęła. Nie ma jej.
-Czego oni od nas chcą. - podłoga zaczęła pokrywać się lodem, ciemnym przytłaczająca swoją obecnością, z niego wyrastały ostre kolce. Chłopak objął ja nieśmiało i lekko przytulił.
-spokojnie, nie musisz się bać. Wszystko będzie dobrze. Skoro żyjemy to znaczy że jesteśmy im potrzebni.
-Dlaczego to robisz?
-Co?
- Zawsze Anna próbowała mnie uspokajać,l.
- Ale aktualnie jesteśmy tu tylko my- gdyby Elsa mogła widzieć, ujrzałaby jak mieszaniec walczy ze sobą, aby nie dotknąć jej delikatnego policzka
-jedziemy na jednym wózku, musimy się wspierać. - odpowiedział po dłuższej chwili, kolce przestały narastać, jednak lód nie znikał.
-Mogę Cię zobaczyć?
-Niby jak? - Elsa wyciągnęła ku jego twarzy rękę, objął jej dłoń i położył na swoim policzku.
Miał ostre rysy twarzy, dobrze zarysowane kości policzkowe, nos.... Chyba niezbyt duży, wysokie czoło. Gdy dziewczyna dotknęła jego ust, lekko się uśmiechnął. Były wąskie, ale na pewno bardzo często gościł na nich uśmiech, świadczyły o tym zmarszczki dookoła nich.
-Jakie masz oczy? - spytała po chwili, dalej ze skupieniem "przyglądając" się jego twarzy.
- brązowe, takie bardziej w miód gryczany. Wiesz jaki to kolor?
- U nas tylko taki gości na stole - roześmiał się, na co i Elsa się uśmiechnęła. Przyglądał się jej. Była taka piękna gdy się uśmiechała. Dotknęła jego włosów.
-A włosy? Tylko błagam nie mów ze rude, albo kasztanowe.
- nie brązowe. Nie lubisz rudych? Twoja siostra tez jest ruda.
- nie.. Po prostu przypominałbyś kogoś, kto próbował mnie zabić, ją też.
pominął te uwagę milczeniem, wiedział ze takich tematów nie należy drążyć. Elsa położyła ręce na kolanach.
-I co teraz? Przecież nie będą nas tak trzymać wiecznie. Nie chce znów żyć w zamknięciu, gdy w końcu z niego wyszłam. - Elsa była załamana tym co się stało, zdarzyła odzyskać wolność, mogła znów cieszyć się towarzystwem siostry. Razem chodzić na spacery. Robić wojny na śnieżki. Chodzić na spotkania z delegatami. Właśnie... Arendelle. Co z nim teraz, gdy nie wiadomo co się z nią stanie i co z Anią... Zaczęła cicho szlochać. Zawiodła swoich podwładnych, zawiodła siebie, Annę, Kaja.... Zawiodła swoich rodziców.
-Ci się stało? Ej nie płacz, wszystko się jakoś ułoży.
- Nie nic się nie ułoży! Zawsze tak jest.. - wybuchła płaczem. Tyrese przytulił ja do siebie i próbował uspokoić. Zapadła cisza, która nic nie mąciło, żadnego dźwięku.
-Przepraszam.. - Elsa odezwała się po jakimś czasie, opierając łzy z policzków - nie powinnam była.
-Spokojnie, czasem każdy nie wytrzymuje i musi jakoś sobie z tym poradzić - chłopak uśmiechnął się z troską
- Wiesz to zaczęło się jak miałam kilka lat... - Elsa zaczęła opowiadać jak to o mało nie zabiła Anny, została zamknięta w swoim pokoju, musiała się uczyć nie odczuwać nie przeżywać, ukrywać swoją zdolność. Opowiedziała o koronacji, balu... Słowa tak lekko jej przechodziły przez gardło, jakby rozmawiała z zaufanym przyjacielem, a on słuchał. Słuchał i to uważnie, co jakiś czas komentując czy zadając pytania, aby źle nie zrozumieć tego co mówiła. Zaczęła opowiadać o Hansie i tym jak Anna ja uratowała. Mogła sama się obronić, ale po co jej było żyć, skoro wszystko co kochała, to co było dla niej ważne straciła. Chciała żeby ją zabił. Czekała na cios... I wtedy usłyszałam głos Ani, chwile później była soplem lodu. I to przez nią. Królowa płakała w czasie tej opowieści ale nie kreowania się tych łez, tego co mówi, to jej historia, to co sprawiło ze jest taka jaka jest.
-To właśnie ona nauczyła mnie ze miłość może wiele zdziałać. To że we mnie nie zwątpienia, zawsze pomagała i kochała sprawiło ze teraz nie boje się swojej mocy, mam inne leki, ale wiem ze nie zrobię nikomu krzywdy... - zakończyła swoją opowieść w nieco melancholijnym nastroju- A ty? Tez jesteś inny. Nie dokuczali ci z tego powodu? Nie nazywali potworem?
-Żeby tylko raz - Tyrese nie wiedział czy na miejscu, ale się roześmiał- już nie robi mi to znaczenia. Nie mam nic ani nikogo. Ty masz Annę, jej kochasia, ludzi którzy cię uwielbiają. Ja nie mam nikogo. Matka wyrzuciła mnie z domu, bo mężczyzna którego miałem za ojca brzydzi się mną i zagroził ze ja zabije, ja, mnie, moje rodzeństwo... Dla dobra ogółu... Niewiele z tego pamiętam... Miałem może z 10 lat może 14... To już odległa przeszłość, staram się o tym nie myśleć.
-Ale tęsknisz za nimi?
-Czasem tak, najbardziej za młodsza siostrą i młodszym bratem. Bliźniaki. Takie dwa małe szkraby, których zawsze wszędzie było pełno. Bylem ich bohaterem, bo Tyrek zawsze pomoże, on jest taki silny, on jak zawołaj to nawet tego dużego Gybka pobije”. To był taki cwaniak z sąsiedztwa, wszystkich małolatów głębi ładnie. Nawet nie wiem czy umiałbym ich teraz rozpoznać.
Elsa położyła dłoń na jego ramieniu i oparła się o nią.
- Ale już nie jesteś sam- odparła z lekkim uśmiechem. - masz przecież nas.
-Was?
-Mnie, Annę, Olafa i resztę.


Rozdział 17


- Kristoff mordka, co się dzieje. Coś taki markotny.? - trolle okrążyły biedaczek, tak że nie było mowy aby jakoś przed nimi uciec.
-Ja wiem!! - wyrywał się przed rząd jakiś maluch. - Pewnie Sven jest chory.
-Nie... Najpewniej nie to- pokręcił głową jakiś dorosły.
- Może po prostu jesteś zmęczony co, skarbie? - jedna z trollic objęła jego twarz- ciężko pracujesz, a jeszcze pomagasz Królowej i Annie.
- Możecie dać mi spokój?! - wykrzyknął wygrywając się gromadzie.
- Sprawa jest poważna.... Pokłócił się z księżniczką. Kristoff najpewniej nie chcesz tego z siebie wyrzucić... Będzie Ci łatwiej- jeden z starszych trolli wziął go na bok- to normalne że czasem się możecie pokłócić, baaa ... Nawet znienawidzić. Ludzie kłócą się nie dlatego że się nie kochają, ale gdy się kogoś kocha, łatwiej jest przebaczyć. Czasem mówi się głupstwa gdy jest się w złości a potem tego żałuje. - nad Dolina zerwał się wiatr jakiego tutaj jeszcze nie było
-co jest? - Kristoff osłonie oczy przed pyłem jaki unosił się w powietrzu, usłyszał dziwny dźwięk niczym śpiew, ale bez słów.
Gdy otworzył oczy dolina była jakaś inna, spokojna, cicha.. Odwrócił się do swojego rozmówcy.
- Messidor... Co się stało? - zero reakcji- Messidor - przyjrzał się trollowi, stał się rzeźba z kamienia - Messidor! Nie... Nie... - biegał od jednego do drugiego, starając się obudzić któregoś z trolli.
- Sven... Sven.. Kristoff! ja nie mogę... Nie jestem w formie - na polane wbiegł. Olaf ciężko oddychają- Kristoff!
- Olaf? Co się stało?
- Anna i Baltazara... I jeszcze Elsa... I te nowy... - zaczął próbując złapać powietrze - zaraz się roztopie...
- Co z nimi? Gdzie są? No mów - Kristoff zaczął podrzucić bałwankiem
- w pałacu... Na Wierchu
Chłopak złapał Olafa za rękę i wskoczył na renifera
-Gazu Sven.. Szybko!


Wbiegł do sali prowadzony przez Olafa. Na środku stała jego ukochana. Nie reagowała na żadne zawołanie. Dotknął jej twarzy ze łzami w oczach..
-Aniu... ANIU.. ja.. Ja cie przepraszam... Gdybym tu był wszystko ułoży dobrze... Aniu proszę.. Odezwij się..
Dziewczyna nadal stała wpatrzony w jeden punkt. Jej ciało było ciepłe, wiec musiała żyć. Jednak sztywne, jak u kogoś kto zamarzł. Pod wielkim oknem stał Baltazar. Tak samo jak inne trolle zamieniony w posąg.. Mężczyzna ukląkł przy przyjacielu. Nie był w stanie powstrzymać łez. Po cichu podeszli do niego Olaf z Svenem. Renifer oparł. Pysk o ramię chłopaka, a bałwanek stał obok cicho popłakując.


Rozdział 18

Całe pomieszczenie, w którym przebywali Tyrese i Elsa, było w sznurkach i różnych brzęczących przedmiotach. Całą tę konstrukcje wymyślił mieszaniec. Poskładał to z wyhandlowanych materiałów, talerzy, kubków, łyżek i innych dostępnych tam rzeczy. Nie było tego dużo ale jak na przyrząd do szybkiej rozbiórki i składania, nadawało się idealnie.
-To proste. Ja poruszam czymś,to wydaje dźwięk a ty strzelasz w to lodem. Nie ma co się bać. W dodatku przyda ci się jakaś rozrywka. - chłopak mimowolnie uśmiechnął się widząc zakłopotaną minę Elsy. - Dasz radę spokojnie.
- A jak trafię w ciebie, albo ktoś będzie wchodził i go ugodzę?
- Z pierwszym to ty się nie martw..a z drugim – już nie wytrzymał ze śmiechu.- najwyżej szybciej stąd wyjdziemy.
- Ja mówię poważnie... Musisz wszystko obracać w żart?!
-Tak.. - Elsa westchnęła zrezygnowana, wiedząc jaką on ma radość z takiego droczenia się, a ona i tak z nim nie wygra.
Tyrese pomógł jej wstać i zaczęli zabawę. Pociągnął za sznurek. Gdzieś w pomieszczeniu coś zabrzdękało. Elsa próbowała ustalić gdzie się to znajduję. Chybiła. To jeszcze raz.. Znów błąd.
-Spokojnie... w końcu Ci się uda. Trafisz. - chłopak stał obok niej z wiązką sznurków w rękach. Pociągnął za jeden z nich. Elsa minimalnie spudłowała. - Jest coraz lepiej..
Kolejny sznurek. Kolejny dźwięk. Kolejne pudło.
- Spróbujmy jeszcze raz – Stanął za nią wziął z ręce- Przestań myśleć. Jesteś tylko ty i ten dźwięk- szepnął – Nic poza waszą dwójką nie istnieje.- Zamknął oczy. Szarpnął jakiś sznurek, rozległo się brzdęknięcie. Poruszyli rękami. Trafione. Kubek pokryty był gruba warstwą lodu. - Mówiłem że dasz radę – Uśmiechnął się otwierając oczy.
- To było niesamowite... - Elsa nie była w stanie powiedzieć coś więcej. Odwróciła się i objęła Tyresa, po chwili jednak zrobiła krok w tył trochę zmieszana. Nastała chwila przytłaczającej ciszy.
- To co próbujesz jeszcze raz? - chłopak złapał za sznurki, a Elsa przygotowała się na reakcję na najmniejszy szelest.

filmomanka_6

Rozdział 19

-wejdź.... I jak? - Hrabina stała na niewielkim podwyższeniu. Przeglądająć się w ogromnym lustrze. Dookoła było pełno różnych materiałów i przyborów do szycia, które same się poruszały tworząc dla Ellany piękny strój. Suknia w ciemnozielonym kolorze wyglądała jakby była wiązana za właścicielce. Przewiewna spódnica opadała podkreślając figurę, a wiązanie pod biustem przykuwało ku niemu wzrok. Rękawami były opłacone aż po same palce wstążki tego samego materiału.
- założę ją na ten wielki wieczór. Jak będę się prezentować? - odkąd Ellana zauważyła ze przyciąga coraz rzadziej męskie spojrzenia, zaczęła aż przesadnie przejmować wyglądem. A jeszcze skoro Larenz nie zwraca na nią uwagi... Było bardzo źle. Nadal nie rozumiała co się stało. Do tej pory był zapatrzony w nią jak w święty obrazek, a teraz traktuje ją jak pierwszą z brzegu kobietę jaka spotyka na ulicy.
-Nie mamy powodu do świętowania. Gdy to wszystko się skończy będziesz miała wystarczająco dużo czasu żeby się stroić. - odpowiedział nawet na nią nie patrząc, co doprowadziło ja do szału. - Może zamiast teraz marnować czas, zajęłabyś się czymś pożytecznym. A co do tego jak będziesz się prezentować... Równie dobrze mogłabyś iść nago i tak nikt nie zwróciłby uwagi, bo wszyscy będą skupieni na księdze.
- Skoro tak sugerujesz... - Ellana wypowiedziała w myślach zaklęcie i wszystkie przedmioty znów stały się nie ożywione, suknia leżała gdzieś z boku na materiałach, a ona stała bez niczego.
- Weź się ubierz... Nie wydurniaj się.
- Czy próbujesz powiedzieć, że nie jestem pociągająca ? - Hrabina spojrzała na niego z lekkim udawanym wyrzutem.
-Dlaczego ty to robisz? - chłopak odkrył czymś z troską - przecież nie musisz być taka.
- A co ty możesz wiedzieć- dziewczyna walczyła z łzami. Nie, nie mogła pokazać słabości. A łzy to najgorszy jej przejaw. Ona musi być silna. - Nawet mnie nie znasz, a już osądzasz. Myślisz ze wszystko o mnie wiesz.
-Fakt nie znam Cię zbyt dobrze. I to właśnie dlatego widzę więcej. Widzę i nie rozumiem, jaki jest tego powód. Tylko grasz taką, naprawdę nie jesteś ani próżna ani zarozumiała.
- Nie osądzaj mnie skoro mnie nie znasz. - Ellana poszła za parawan i po chwili wyszła ubrana w prosta zielona sukienkę, w przeciwieństwie do dotychczasowych strojów skromną. Jeśli można tak powiedzieć o ubiorze z aksamitu czy jedwabiu. Larenz nie umiał określić. W końcu nie znał się na tym.
-Nie próbuje cie oceniać -podjął znów temat, czując ze Hrabina coś ukrywa. - możesz myśleć, że łatwo mi tak mówić. Bo cała moja rodzina jest w Bractwie wiec i ja kiedyś będę na jego szczycie, a ty nie masz nikogo, musisz sama zapracować na wszystko. Ale tak nie jest. O ileż bardziej wolałbym być na twoim miejscu. Nikt niczego od ciebie nie wymaga. Sama podejmujesz decyzję. Możesz wyrazić własne zdanie i mieć poglądy różne z zasadami Bractwa. Mistrz będzie Ci wszystko tłumaczył. A ja? Byłem tak wychowywany. Mam obowiązek i nikogo nie obchodzi co myślę.
-Liczysz na współczucie? - podsumowała to z ironią
- Jedyne na co liczę to szczerość i współpraca . Nic więcej. - wypowiedział już wychodząc z pomieszczenia.
Ellana długo stała tak w bezruchu. Nie wiedziała dlaczego tak proste słowa tak bardzo ja zabolały. A najgorsze jest to ze ten dureń ma rację. Po co ona to robi? Głupie pytanie. Tylko tak ją ktoś zauważa. Wtedy się ktoś z nią liczy. A ile można podpisywać się mocą... I tak już z tego wyrosła, to było dobre jak miała 15 lat, nie teraz gdy jest już dorosła kobietą. Może wykorzystywać różne metody, aby być w centrum uwagi. A tylko tego jej potrzeba. Tylko by ktoś się nią zainteresował.

Rozdział 20
Larenz szedł do baraku w którym byli więźniowie… o ile można nazwać to barakiem. Był to budynek dość wysoki, na dwa piętra wysokości, jednak to jego niezliczone piwnice powodowały lęk. Miały one cztery kondygnacje, ale sieć tych lochów wiła się na naprawdę wielką odległość. Największych zbrodniarzy wsadzano do Studni lub Wazonu. Pierwszy z nich był to dół o idealnie pionowych ścianach o głębokości prawie 8 metrów, zawilgocony, śmierdzący pleśnią. Więźniowie nie wytrzymywali dłużej niż tydzień. ostatni jaki tu przebywał zmarł podczas tortur. Uznał, że woli zginąć w ten sposób niż w tej obleśnej melinie. Jedzenie, czyli głównie zasuszony chleb, często lekko zapleśniały, wrzucano tu przez kratę na stropie. Wazon był płytszy, miał zaledwie 5 metrów, ale jego pochylone ściany i mała powierzchnia podłogi nie pozwalała na w miarę wygodne usadowienie się.
Elsie i Tyresowi oszczędzono luksusów i Wazonu i Studni, znajdowali się w Rynsztoku. Chociaż większość wolałaby być w Studni niż tam. Zawilgocony, śmierdzący, płynące ścieki po podłodze, szczury. Istna wylęgarnia chorób. Larenz wszedł do środka z lekkim obrzydzeniem, nie przeszkadzało mu to jednak w nachalnym gapieniu sie na Elsę. Najpierw jej rysy twarzy, idealny kontur szyi, kształt piersi. Zawiesił wzrok. Gdyby Tyrese nie miał zakutych nóg mogło by to się źle skończyć. Zaraz… przecież on może.. Chłopak nie mógł nic sobie wyobrazić jakby to miejsce zakłócało pracę jego mózgu, albo blokowało jego zdolności.
-Co się tak gapisz? Nie masz lepszych zajęć - wycedził przez zęby
-Może mam, może nie. Ciebie akurat to powinno najmniej obchodzić - nie pozostawał dłużny
- Na twoim miejscu liczyłbym się ze słowami.
-Nie możesz mi nic zrobić. To miejsce ma specjalnie takie pole magnetyczne aby nikt posiadający dar rysunku, nie mógł z niego korzystać.
To uczucie bezradności… Gdy chcesz chronić przyjaciół, ale zdajesz sobie sprawę, że nic nie możesz zrobić. Nie ma nic gorszego, zwłaszcza gdy połączy się to z szyderstwem i lekceważeniem ze strony drugiej osoby. Zawsze odpowiadał tylko za siebie, a teraz.. Musiał chronić przyjaciółkę. Pierwszy raz od tylu lat jest za kogoś odpowiedzialny i zawodzi na całej linii. Nie.. tak być nie może. Zaufała mu i on pokaże że jest tego godny. Dla niego nie ma żadnych ograniczeń… Jakiś laluś nie będzie mówić co on ma robić. W jego wnętrzu kotłowały się wszelakie uczucia, zaczynając os złości, frustracji, kończąc na cieple i oparciu jakie dała mu Elsa. Dotknęła jego ramienia… nie chciała się w to mieszać ale wiedziała że potrzebuje on wsparcia. Nie miał siły trzymać tego w sobie.
Niespodziewane w pomieszczeniu pojawiły się ciemne chmury, skłębione, groźne. Pociemniało, mimo ostrego słońca wpadającego przez kilka wąskich okienek. Zebrały się nad Larenzem. Na chłopaka spadły strugi deszczu. nie to nie były strugi. To wyglądało jakby ktoś wylewał niekończące się wiadro wody, na nieszczęśnika. W ciągu kilku sekund szlam na którym stał młodzieniec zamienił się w obrzydliwe bagno, w którym powoli zaczął się on zapadać. Próbował z niego wyjść ale tylko przewrócił się lądując twarzą w tej paskudnej mazi. Wszystko jak szybko pojawiło się, tak też znikło. Tyrese nie mógł powstrzymać śmiech, tak samo Elsa, której chłopak powiedział co się zdarzyło. Tymczasem wysłannik Zakonu podnosząc się nie mógł wyjść z podziwu... Ale jak? Przecież pole? Jak to jest możliwe.
- Czasem wystarczy wsparcie kogoś bliskiego, a nie ma żadnych granic. Nie ma niczego czego trzeba się bać. - Elsa w końcu odezwała się spokojnym i łagodnym głosem. Opierając się o ścianę podeszła do Larenza i chciała pomóc mu wstać. Chłopak jednak tylko ją lekko odtrącił, wstał i zaciskając zęby wyszedł z pomieszczenia.
To stawało się coraz bardziej męczące. On ma na głowie całą brudną robotę i nic w zamian. Ta lafirynda przynajmniej dostanie się do kręgu.. tyle można dostać jeśli ma się ładną buźkę i trochę większą moc… A tacy jak on to tylko popychadła… Gdyby jeszcze to co robi miało sens. A tego nie miało. Już dawno przestał być zagorzałym, ślepym fanatykiem. Wpajane od małego wartości przestały się liczyć. Wystarczyło tylko to co zobaczył. Zawsze uważał, że Zakon chroni swoich, jest siewcą pokoju, zależy mu na kulturze przodków i na tym aby ją ochraniać, każdy ma równe szanse i wszystkich się szanuje. Tego dnia, dość dawno aby o tym zapomniano, ale na tyle wcześnie, aby w jego sercu nadal kłębiły się gorycz i gniew, zobaczył jak przywódcy Kręgu z zimną krwią mordują biedną rodzinę, bo ci nie chcieli sprzedać za marne grosze swoich ziem. A po co im był ten kawałek pola? Wierzyli, że tam znajdą pewien relikt, który wspomoże ich zdolności. Bestialsko zadusili głowę rodziny, synów rozszarpali na kawałki, a kobiety najpierw zgwałcli, a następnie wbili im drewniane kołki w szyję, przygwożdzając do ziemi. Był jeszcze chłopcem, miał może 10 lat, bał się. Jakby go zauważyli jego los byłby przesądzony. Nadal to pamięta.. tak dokładnie jakby to było wczoraj. Poprzysiągł zemstę. Ale nie można bezkarnie zabić kogoś z Kręgów, nawet w takim akcie. Krąg ma władzę, on ustala zasady, reszta Zakonu może jedynie ślepo podążać za tymi zaślepionymi ambicją i chęcią zdobycia nie ograniczonej mocy fanatykami. Postanowił zniszczyć ich od środka. Gdyby ta dwójka była chętna do współpracy… Ale nie jest. Nie dadzą mu szansy. Dla nich jest taki jak reszta zakonu.
W tym zamyśleniu dotarł do swojej komnaty. O ile ten mały pokoik można tak nazwać. prosto z drzwi wpadało się na stół zajmujący centralną część pokoju. Na lewo mała skrzynia na najpotrzebniejsze rzeczy. Jej wieko całkiem wiekowe ledwie trzymało się na zawisach. Po drugiej stronie pokoju, pod oknem stało równie spracowane łoże. Mimo ponurego wrażenia jakie robiło owo pomieszczenie, było ono schludne i czyste. Jakby nigdy nikogo tutaj nie było. Usiadł przy stole już lekko zmęczony tym co się dzieje, nadal zastanawiając się co teraz. Nie ma już odwrotu. To jest ten moment.

Rozdział 21

Co to było? Wóz nagle zatrzymał się i to z takim impetem, ze oboje spadli z prowizorycznej ławki na podłogę. Tyrese wykazał za małe okienko w drzwiczkach. Mimo dość gęstej kraty widać było ogromny ruch, co jak na tę porę dnia nie wróżyło nic dobrego.
-Pamiętasz co masz robić? - Elsa lekko przyciągnęła chłopaka do siebie aby nikt poza nim nie usłyszał tego szeptu.
- O ile tamten dotrzyma umowy... Nie do końca mu wierze.
- Wybacz.. Jakoś bez niego pomocy się stąd nie wydostaniemy. To po pierwsze, a po drugie sam mówiłeś ze nie umiesz zdjąć tych kajdan.. że to jakiś dziwny rysunek.
-Elsa.. - chciał coś odpowiedzieć, ale akurat drzwiczki się otworzyły a w nich stanął jakiś zamaskowany mężczyzna. Miał szatę, coś jak rzymska tunika, sięgającą do samej ziemi. Była ciemna.. Przez panujący mrok, więcej nie dało się określić. Maska tez dość dziwna.. Jedyne co miała to dwa małe otwory na oczy nic więcej.. Jakby była to jedynie wyprofilowana deska.
- No pisklaki, wychodzić. Mam nadzieje, że podczas uroczystości będziecie bardziej gadatliwi. - mężczyzna dosłownie wypchnął z powozu Tyresa i tylko trochę delikatniej wyciągnął Elsę, która o mało nie upadła na ziemię.
Mieszaniec rozejrzał się po miejscu w którym przebywali. Były to ruiny świątyni, na pewno jakieś świątyni, ponieważ na środku stało coś jakby ołtarzyk? Podwyższenie? Miejsce do składania ofiar? Sam nie wiedział.Brakowało dachu, ścian, ale ogólna konstrukcja i kolumnady nie zostały naruszone, jedynie kilka uszczerbków spowodowanych upływem czasu. Na tym co zostało widać było już wyblakłe malowidła przestawiające różne stwory. Pozostałości pozłoceń mocno oślepiały w blasku zachodzącego słońca. Ale nie to przykuło jego uwagę. W jednej z ścian był otwór szeroki na dwie długości dłoni a wysoki na całą wysokość budynku. po przeciwnej stronie znajdował się jakby zegar wyrzeźbiony w skale.
-Dziwny ten wasz zegar słoneczny. Nie powinien być na zewnątrz?- Tyrese zaryzykował zapoznanie się z zaistniałą sytuacją.
- To zegar księżycowy pisklaku.. - nieco oschle odpowiedział prowadzący ich jegomość
- Księżycowy? I czemu Ciągle nazywasz mnie pisklakiem? - Na te pytania już nie było dane usłyszeć odpowiedzi. Zamknęli ich w jakimś pomieszczeniu. Fakt że był przestronniejszy i wygodniejszy od poprzedniego lokum, nie rekompesował nadal nie zaspokojone głodu czy pragnienia.
Tyrese obserwował plac stojąc na jakimś pudle no tylko tak sięgał kraty umieszczonej tuż pod sufitem. Wielu mężczyzn biegało ustawiając trybuny, podest. Kobiety, wywnioskować można było to jedynie po sposobie układania się materiału, dekorowały wszystko jak na bardzo ważna uroczystość.
-Gotowy? - Elsa cicho podeszła do współwięźnia
-Jeszcze go nie widzę. Poczekaj..Musisz się mnie tak kurczowo trzymać? Zaraz stąd spadne.
-Przepraszam.. po prostu ten brak możliwości zobaczenia tego wszystkiego.. a to co słyszę nie zaspokaja mojej ciekawości. - Gdyby Tyrese spojrzał wtedy na Elsę zauważyłby że się rumieni, na szczęście tego nie zrobił.
Na podjeździe ukazała się czarna jak największy mrok kreta, zaprzęgnięta w cztery konie o równie ciemnej maści. Stanęła. Drzwiczki otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna, który witał królową i jej przyjaciela. Wewnątrz można było zauważyć jedynie postać kobiety, ale sądząc po sposobie w jaki siadał ów jegomość, było tam więcej osób. W chwili gdy odjeżdżała, wjechał oczekiwany przez więźniów mieszaniec. Koń czarny jak jego włosy, przyzdobniony był błękitnymi wstęgami… takimi jak dopiero zauważona łuska na ciele młodzieńca. Tyrese skupił się na nim, próbując przypomnieć sobie co miało być znakiem rozpoznawczym.
-Elso.. mamy mały kłopot..-Spojrzał na nią przepraszająco.
-Zapomniałeś?! Mówiłam Ci! I co teraz?
- Zawsze ty możesz coś zrobić…- Elsa chodziła po całym pomieszczeniu, przytrzymując się ścian aby o nic się nie potknąć. - Bo coś wymyślisz.. Prawda?
- Mam… - Tyrese o mało nie spadł z pudełka- jaszczurka
-Jaszczurka?
-No tak.. coś jak smokot… - Elsa zaczęła coś pokazywać w powietrzu- Nadal nie rozumiesz? Wyobraź sobie jaszczurkę wielkości kury...i niech ona stanie przy nim i na niego się gapi...Głupie, ale nie mam innego pomysłu/
-Jak uważasz..- Tyrese skupił się na kamieniu przy którym stał koń Larenza. Po chwili pojawiła się tam śliczna czerwona jaszczurka, z błękitnymi łuskami w okolicach skroni i podbrzusza. Koń nie spodziewał się czegoś takiego i z przestrachu zaczął skakać. Jeździec po chwili zauważył co było przyczyną takiego zachowania. Spojrzał w okienko tymczasowego więzienia, dostrzegł tam postać, która kiwała głową na zgodę… chyba. ale na pewno nie było to zaprzeczenie. Spokojnie i prawie nie dostrzegalnie jej odpowiedział i ruszył w kierunku jednej z wież.
W tym czasie na niewielkiej kolumnadzie niedaleko coś ledwie dostrzegalnie się poruszyło.

Rozdział 22

-To jak stąd wyjdziemy? - Tyrese zszedł z podwyższenia i usiadł na stosie słomy w jednym z kątów pomieszczenia, chwilę później dołączyła do niego Elsa- Przecież nie mogę narysować otworu… drzwi.. klucza.. zaraz to zauważą.. Jestem pewien że już wyczuli tę jaszczurkę.
-Wyczuli?- Elsa nie ukrywała zdziwienia- W jakim sensie? Przecież ty to stworzyłeś tak po prostu tu nie ma blokad..
- Ja wyczuwam wszystko to co jest narysowane, stworzone czy jak to nazwiesz. Wniosek jest prosty. Oni też muszą inaczej by nas nie znaleźli. - chłopak zapatrzył się chwilę, podszedł do drzwi, wyjrzał przez dziurkę od klucza, po chwili wrócił- chyba wiem jak się stąd wydostaniemy. Przepraszam! - Krzyknął w kierunku drzwi
-Czego?- odezwał się jakiś głos
- Siedzimy tu już dosyć długo… i chciałem zapytać czy dostalibyśmy trochę wody?- nadal nie ściszał głosu
- A co ja wasza służka?! - teraz było dokładnie słychać że siedzącą po drugiej stronie drzwi postacią była starsza kobieta.
- A Pani nie zaschło w gardle? Tyle nas tu pilnuje?
-No może trochę… ale nie wolno mi stąd się ruszyć.. za to mi płącą
-Wystarczy jak kogoś zawołasz. Przecież nie musisz sama iść. - Tyrese nie dawał za wygraną
-Niby masz rację... Ej ty tam.. - kobieta krzyknęła do postaci przechodzącej kawałek dalej. - przynieś mi tu dzbanek czegoś do picia.
Tyrese przez chwile nasłuchiwał co się wydarzy. Po małej sprzeczce jednak udało się zdobyć napój. Kobieta wypala łapczywie prawie całą zawartość dzbanka.
-Elso, możesz mi dać swoją przepaske na oczy?
-Do czego Ci ona jest potrzebna? Przecież jeśli Ci ją..
-Elso proszę... To jedyny odpowiedni kawałek materiału. Choć tu- wyciągnął ku niej ręce i przyciągnął do siebie. - gotowa? Zaraz pokażesz na co Cię stać.
-Przepraszam, szanowna Pani raczy nam dać uzyskany dzbanek?
-A co ja za to będę mieć? - jednak nie było tak prosto jak sobie to Tyrese wyobrażał. Nie miał nic to mógłby dać w zamian, Elsa tez nie. No cóż będzie trzeba rysować. Gdyby się jeszcze znał ma biżuterii czy czymś takim. Pomyślał o Elsie. Zaczął wyobrażać sobie wisiorek w kształcie płatka śniegu. Cały zrobiony z białego złota i kilku małych diamentów. Zawieszony był delikatnym łańcuszku również z białego złota.
A to wystarczy? - drzwi lekko się uchyliły i czyjeś skostniałe ręce szybko zabrały łańcuszek. Przez dłuższą chwilę nie było zad ej reakcji, ani dźwięku ani ruchu. Tyrese zaczął się bać ze jego fortel spali na panewce bo zapłata zniknie szybciej niż ta kobieta się zdecyduje. Ale o dziwo nie znikło.
Drzwi powoli otworzyły się.

Rozdział 23

Do wieży prowadziły niezliczone ilości schodów. Za każdym zakrętem jeszcze więcej… choć nie wiem czy można tak powiedzieć, gdyż przekrój wieży był kołem. W każdym bądź razie, zanim Larenz dostał ję na jej szczyt trochę czasu minęło. W pomieszczeniu na górze, przy biurku siedziała Hrabina, z jej lewej strony mężczyna który przekazał mieszańcowi że ma się tu pojawić, a z prawej zamaskowany jegomość.
- Chwała Zakonowi.
-Chwała… Pewnie zastanawiasz się czemu odciągnęliśmy cię od przygotowań.
- nie inaczej, jeszcze kilka rzeczy trzeba skończyć przed uroczystością.- Mieszaniec czuł, że coś jest nie tak jak powinno.
- Więc przejdziemy do sedna sprawy…- Ellana skinęła na mężczyznę bez maski, a ten odchylił płachtę za którą była czysto biała ściana, po drugiej stronie pokoju stanął smokot hrabiny. Larenz czuła się jak zaszczute zwierze.. no tak te gady mają możliwość przekazywania, lub jak kto woli odtwarzania tego co widniały. Jest na straconej pozycji. Na ścianie zaczęły pojawiać się obrazy jak chłopak “spiskuje” z więźniami, przekazuje poufne informacje największym wrogom Zakonu i kilka innych. Nie czekając na to jak zareagują przeciwnicy, postanowił działać. W jego rękach pojawiły się sztylety. Jeden trafił w pomocnika hrabiny, jednak ona sama zdąrzyła się schować przed ostrzem. Smokot wyczuł zagrożenie i się na niego rzucił jednak zdążył zamknąć drzwi i zablokować je jakąś włócznią która należała do stojącego u drzwi rycerza, a dokładnie samej jego zbroi.
Zbiegł z wieży, jednak wieści muszą się szybko rozchodzić bo u jej stóp już czekało kilku osiłków.
-Czas wyrównać rachunki - pomyślał wyciągając ostrze. Poczekał chwilę aż napstnicy się zbliżą.

-Dobra, czekaj tu na mnie. Spokojnie nic się nie stanie. Jeśli już to ty dasz im popalić. - Tyrese był już gotowy do ucieczki z kryjówki. Zlokalizował księgę już jakiś czas temu, ale nie było bezpiecznie tam dojść, teraz miał szansę na niezauważalna kradzież swojej własności.
-A jeśli kogoś zabije? Przecież ja nie widzę.
-Spokojnie dasz sobie radę.. Najwyżej schowasz się w ogromnej lodowej skrzyni
-Ha. Ha. Ha... Bardzo śmieszne. Ja poważnie mówię...
-Ja też... Tyle, że z humorem. Dobra, lecę. Za 20 minut pełnia, musimy zdążyć. Jeśli nie wrócę za 10... Wrócę. Czekaj tu.
-A nie możesz się porostu tam przenieść?
-Mówiłem ci, że zauważą… Wyczują to.
-Ale tak byłoby szybciej i pewniej - Elsa nie dawała za wygraną.
-Spokojnie nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze. Nie wychodzą stąd, nikt nie powinien zaglądać w takie szczeliny.
Szedł przy ścianie obserwując jak wszyscy, a przynajmniej ogromną większość uzbrojonych ludzi kieruje się w stronę jednej z wież.

Larenz biegł starając sie uprzedzić pościg. przyuważył jakieś zagłębienie zakryte płachtą. Będzie mógł chwilę odpocząć. Wślizgnął się w szczelinę, czując że jest płytsza niż mu się wdawało. Ale to tylko na chwilę.. przebiegną i idzie w drugą stronę.
-Tyrese? To ty? - usłyszał delikatny kobiecy głos
- Nie tym razem-Zauważył że coś zimnego pokrywa jego dłoń, to był szron..- Spokojnie nie denerwuj się, bo nas jeszcze zauważą.-Szron zaczął pokrywać coraz większa powieszchnię. Płachta uniosła się w górę.
-Myślałeś że nas przechytrzysz ?- zaśmiał się mężczyzna o zębach jak u smoka z Komodo i oczach tak obrzygliwych że nie dało się w nie patrzeć. Zrobił krok do przodu uniemożliwiając Larenzowi jakikolwiek ruch.
-Uważaj!-Chłopak zdążył tylko przymknąć oczy czekając na śmierć. Ta jednak nie nastała. Otworzył oczy. Jego niedoszły oprawca stał otoczony grubą warstwą lodu.
-Może byś się na coś przydał i pomógł mi stąd wyjść?- Elsa już zniecierpliwiona brakiem reakcji z strony, tego kogoś kto stał obok niej, wypchnęła go ruszając do przodu. Larenz zaplątał sie w płachte i wywrócił przy okzaji skręcając kostkę.
-Tam jest!
- Wszyscy na lewe skrzydło!
Głosy zaczęły się zbliżać, a chłopak nie mógł się bronić.
-To już po nas…- Zdążył wyszeptać
Elsa gdyby mogła przewróciła by oczami, ale tylko stanęła przed mieszańcem wsłuchując się w najcichszy dźwięk. Podbiegło kilka zamaskowanych postaci. Pierwszą dziewczynę unieruchomiła przykuwając nogi lodem do posadzki, kolejną podzieliła los poprzedniej. Kilku zamknęła w klatce między lodem a murami. Została jedna osoba. Cisza… “tylko ty i dźwięk...” ciągle powtarzała sobie w myślach. Szelest po prawej. Reakcja. Jęk. Trafiła.. Trafiła go w serce. Powoli zaczął zamieniać się w lodową figurę. Powoli..ale wystarczająco szybko aby nic nie móc zrobić. Klęczał przy niej trzymając się za klatkę piersiową.
-Elso… czemu akurat Ty? -wszeptał - czemu akurat z twojej ręki? Bo chciałem być potężniejszy niż ty? - zamienił się w lód
-Kaj?…

Epilog

-Przekazywał nam informacje, odkąd zaczęliśmy akcję, bez niego to wszystko by się nie wydarzyło. Przykro mi - Larenz nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Szli do ołtarza na którym była księga, prawie niezauważeni. Jakby nagle stali się niewidzialni dla ludzi przechodzących obok. Jakby czas stanął w miejscu a oni tylko mogli się poruszać.
- I jak się podoba? - Elsa usłyszała głos Tyresa- Nie wiedziałem że tak umiem. - Wiesz..- kontynuował- Przeczytałem co trzeba zrobić abyś odzyskała wzrok.. ale mamy mało czasu.- wskazał na księżyc którego tarcza już prawie wskazywała północ. - Nie zdążymy jeśli mi nie zaufasz
Do Elsy nie dochodziło jeszcze to co się działo dookoła niej.. Jej głowę zaprzątała myśl że zabiła.. zabiła człowieka i to jeszcze kogo? Zabiła Kaja.. Tyle lat był przy niej … i nagle okazuję się że wszystko co się wydarzyło nie miało by miejsca gdyby nie on...Anna, Baltazar.. Czy oni w ogóle jeszcze żyją? Poczuła jak ktoś bierze ją za rękę. Nagle dziwne uczucie w żołądku jakby uniosła się w powietrzu. Znów twarde podłoże pod nogami.
-Zostań tutaj- pokiwała bezwiednie głową.
Światło. Może niszczyć, ale to dziśki niemu możemy żyć.Blask jaki ją oślepił, teraz oddał jej wzrok. Ciemność. Tak przejrzysta, przytłaczająca, ale tylko ona daje nam odpoczynek. Mrok jaki ją pochłonął, sprawił że narodziła się na nowo.
-Elso?! Elso?!- ktoś ją wołał.. rozejrzała się po okolicy, znała ten głos. Ale do kogo należał.- Elso musimy się stąd wynosić.- podbiegł do niej jakiś ciemnowłosy mężczyzna.
-Tyrese? - Pokiwał głową i uśmiechnął się lekko- Inaczej sobie ciebie wyobrażałam.
-I jak wychodzę w zestawieniu?
-Lepiej- Uśmiechnęła się równie szczerze co chłopak
-Słuchajcie jak zaraz się stąd nie ulotnimy, zamienimy się w pieczeń- Jakiś czarnowłosy mężczyzna stanął obok nich.
- Co? Co się dzieje? Czy ktoś mi to wyjaśni?
- Na wypadek gdyby miało się nie udać Hrabina przygotowała w piwnicach ogromne pokłady ładunków wybuchowych. Zaczynają odpalać… - Dalszą rozmowę przerwał wybuch, później kolejny potężniejszy od poprzedniego. - Idźcie. Ja ma porachunki z Hrabiną
-Ale..
-Już!
Obraz przed oczami Elsy zaczął się rozmazywać. Znów czuła jakby się unosiła. Gdy było po wszystkim znajdowała się na jakiejś polanie.

-Kristoff?- chłopak poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń- Co się stało? Gdzie Elsa?
-Ania!? Aniu, żyjesz!- Przytulił ją mocno, nie powstrzymując łez. - Myślałem że cię straciłem. Przepraszam.. byłem...
- Ćśśśś….- Przyłożyła palec do jego ust - To także moja wina. Obiecaj ze już nigdy nie będziemy się kłócić o takie błahostki
-Obiecuję .

THE END


PS Jeśli kogoś interesuję co stało się z Hrabiną i Larenzem.. Muszę być szczera. Ładna buzią Ellany i jej moc wystarczyły aby się wydostać z całego zamieszania bez szwanku. Natomiast chłopak. Zaszył księgę tam, gdzie nikt jej nie znajdzie. W swoim grobie.

filmomanka_6

Mam pytanie - ile to się czyta? O dziesiątej muszę wyłączyć sprzęt, a mam do wyboru dokończenie odcinka OUAT (postanowiłam wziąć się za serial, jestem na 2x04) lub przeczytanie tego. I jestem bardzo ciekawa, choć smoki troszkę mnie odstraszają szczerze mówiąc, ale przecież nie będę wredna, zresztą chcę to przeczytać, tylko w całości. Więc brać się za co teraz, czy lepiej jutro?

Crazy12

jutro... zdecydowanie jutro.. ale nie przy posiłku

ocenił(a) film na 10
Crazy12

Według Ewki 20 minut xD

Anonim90

nie... 35 minut :P

Anonim90

Zasadnicze pytanie - kim jest Ewka?
Przepraszam, ale ja niestety (przez własną głupotę, a miałam szansę, i nie użalałabym się nad kolejną głupotą :P) nie rozmawiam z wami na czacie i nie bardzo kojarzę po imionach, zwłaszcza dziewczyn.

ocenił(a) film na 10
Crazy12

Filmomanka to Ewa.

Szczerze? Jak byś dołączyła do czatu to byś się z nami zapoznała... ale sporo rzeczy też by ci się nie spodobało. Ja tam już nie wchodzę... mam kontakt tylko z tymi, co wciąż tu wchodzą + Paweł.

Anonim90

Ok, zapamiętam :)

Ale masz jakiś inny kontakt niż forum, czy cuś, ja nawet nie wiem czy mogę do kogokolwiek napisać. Wiesz, trochę obawiam się odmowy, nie wszyscy są tacy otwarci jak ja... może to mój błąd. Często w sumie znajduję się obok ułożonych grup, chociaż filmomanka mówiła że grupa podzieliła się na trzy. Ale przynajmniej bardziej się znacie, hah. W sumie to chciałabym z wami pogadać, ale chyba sama czułabym się dziwnie, że się wpraszam itp.Więc, jak chcesz, możem na priv powiedzieć co i jak, jeśli nie - spoko, nie wchodzę już na głowę.
A na czat to nawet nie wiem jak wejść xD

ocenił(a) film na 10
Crazy12

Mogę ci wszystko wytłumaczyć... tyle, że ja już tam nie wchodzę. Znam ciebie również na tyle, że mogę ci w tajemnicy powiedzieć swój numer telefonu, choć nie wiem, czy ma to większy sens :P

ocenił(a) film na 9
Anonim90

20 minut ...

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Już przeczytałem (wow, bardzo szybko czytam).

Opowiadanie oryginalne. Widać, że wyrabiasz sobie swój styl :) Twoje opowiadanie są coraz lepsze.

*SPOILER*

Pomysł na księgę, ślepotę Elsy i w ogóle na nowe twory bardzo mi się spodobał.

*KONIEC SPOILERA*

Jak dla mnie 9/10 :)

Anonim90

:>
Jak zawsze wiesz co powiedzieć, żebym zaczęła uśmiechać się jak głupia do monitora :)
Dziękuje

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Proszę :) Czekam na więcej opowiadań... m.in. na nasze :D

ocenił(a) film na 9
filmomanka_6

I już skończyłaś. Gratuluję :D

Więcej napiszę w najbliższym czasie ;)

ocenił(a) film na 8
filmomanka_6

A żebym wiedział jak to cholerstwo się odmienia. Gdybym mógł, to dawno zmieniłbym filwebową nazwę na swój prawdziwy pseudonim (to jest: Wladimir Mauskiewitz)

O ile dobrze pamiętam, to nie za bardzo miałem się do czego przyczepić w pierwszej połowie. Było naprawdę spoko. Nieco nie moje klimaty, jednak techniczne miodzio. Jednak muszę (bardzo)przeprosić, że nie pomogłem dalej. Nie miałem siły, coby przebić się przez ten twór. Życzę lekkiego pióra! :)

Meryterk_Metsej

Jednak Twoja pomoc była bardzo przydatna :)

I nie musisz przepraszać, przecież każdy ma jakieś ograniczenia :)

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

Ehh.. Chętnie bym się rozpisał no, ale ciężko jest jedną ręką. No, ale zwięźle i na temat.

Opowiadanie jest ciekawe i nie pozostawia jakiś niedosyt czytając. Moje pierwsze opowiadanie na tej stronie, które mi się spodobało ( no może i nie na tej stronie, lecz opowiadanie filmweb'u użytkowników ) było twoje. Bardzo dobrze potrafisz opisać to, co się dzieje w dany miejscu dzięki temu człowiek chcę więcej i więcej. Myślałem, że tamto opowiadanie będzie doskonałe ( nie mówię, że nie było ), ale po przeczytaniu tego wszystko się zmieniło, że tak powiem. Po prostu WOW ;) Na chwilę obecną nie mam więcej słów może to dlatego, że dopiero co wstałem ;x Ale pogratulować Ci Ewo takiego doświadczenia i profesjonalizmu. ;)

Maateek

Dziękuję ślicznie :>
Ale widać ze opko pisanie w dużej części na telefonie, zwłaszcza po dużej ilości nie pasujących słów i dziwnych błędach. Wiec nie wiem gdzie tu profesjonalizm widzisz

Czekam na Twoje :)

PS znalazłeś easter egga? Zapomniałam i nim wspomnieć -_-

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

A, no i jak coś, to mam easter egga... ale nie będę mówił, by nie psuć innym zabawy :)

Anonim90

Oj ty bądź cicho znasz opko od samego pomysłu, wiec się nie liczy :P

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

;c

Soł sad

ocenił(a) film na 10
filmomanka_6

W końcu mam neta :D

A wracając do opowiadania.
Brakuje mi w nim tej brutalności, która tak dobrze się sprawdziła w poprzednim opowiadaniu. Wątek Elsy i Tyresa poprowadzony świetnie. Nie wiadomo do końca czy to początek przyjaźni czy czegoś więcej. Taki zabieg bardzo przypadł mi do gustu. W dodatku pomysł na okaleczenie, w pewnym sensie,Królowej Lodu też bardzo dobry. Pokazanie tej bezradności, tego co przeżywają bohaterowie poszło ci trochę gorzej.

Historia sama w sobie ciekawa. Jedak jest bardzo dużo błędów, czasem zakłócają to co chcesz przekazać. To że pisałaś to opowiadanie na telefonie niczego nie usprawiedliwia. Mino wszystko oceniam je pozytywnie. Masz u mnie 7/10

PS czy easter egg jest w rozdziale 6? Jeśli tak to znalazłam.