Kolejne opowiadanie mojego autorstwa.
!!!UWAGA!!! Niniejsze opowiadanie zawiera sytuacje, decyzje i nawyki, w których/z którymi zapewne nie chcielibyście oglądać waszych ulubionych bohaterów. Opowiadanie zawiera sceny brutalne, dwuznaczne, a także złe słownictwo (aczkolwiek brak wulgaryzmów). Jest to historia osadzona w zupełnie innych realiach, niż znanych z filmu. Nie ma tu magicznej mocy, gadających bałwanów, ani nawet księżniczek i mieczy. Czytasz na własną odpowiedzialność! !!!UWAGA!!!
Jeżeli zastanawiasz się skąd, do jasnej cholery, wpadł mi taki pomysł do głowy, uzgodnijmy jedną rzecz: ja jestem po prostu walnięty!
Proszę o rzetelną krytykę!
To był zwykły wieczór, jak każdy inny. Szary i wrogi, jak całe miasto. Arendelle zimą, było najgorszym miejscem na całym świecie. Nawet mimo spadającego śniegu, okolica ani trochę nie wydawała się czystsza. Śnieg nie wydawał się piękny, jedynie zimny. Zmęczona dniem, jak każdy, przygotowywałam się do zamknięcia biura. Cały dzień przesiedziałam na czekaniu na klienta. Nikt nie przyszedł. Patrząc na stos zaległych rachunków, zastanawiałam się jak w ogóle je spłacę. Gdyby nie Olaf, dawno wylądowałabym na ulicy. Właśnie złapałam klucze i chciałam wyjść, gdy w drzwiach pojawił się on. Nigdy go wcześniej nie widziałam, a mimo to miał zmienić moje życie na zawsze.
- Detektyw Anna? Przepraszam, ktoś mi Panią polecił…
Był to niezwykle duży facet, a mimo to twarz miał taką niezwykle ciamajdowatą. Głos miał też bardzo łagodny, budził dziwne zaufanie. Lecz ramiona miał niezwykle silne, założyłabym się, że nie zarabiał jako akwizytor.
- Proszę, niech Pan usiądzie.
Jego duży nos i jasna czupryna zasłaniająca czoło nieco ściągały moją uwagę. Dobrze jednak, że zrozumiałam, co mówił. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym nie wzięła tej roboty.
- Nazywam się Kristoff. Mam pewną sprawę i… Ktoś… Powiedział mi, że może mi Pani pomóc.
Ponownie użył słowa „Ktoś”. Wiedziałam, kogo miał na myśli, ale podobnie jak on, nie wypowiadałam tego imienia. O tajemnych sojusznikach lepiej w ogóle nie mówić.
- Niczego nie obiecuje, dopóki nie dowiem się, o co chodzi.
W paczce został mi ostatni papieros. Szkoda, z chęcią bym go wtedy poczęstowała. Chociaż nie wyglądał na typa, który pali.
- Widzi Pani, prowadzę firmę… Czy raczej prowadziłem. „Tafla Kristoffa” może Pani słyszała?
- Wynajmował Pan lodowisko?
- Nie! Zupełnie co innego! Handlowałem kostkami lodu.
Pamiętam, że uśmiechnęłam się wtedy, patrząc przez okno. Jakby chcąc jeszcze bardziej ośmieszyć tego faceta, podmuch wiatru zrzucił lawinę śniegu z dachu i zakrył całą widoczność.
- To musiał Pan mieć niezły rynek zbytu ostatnio.
- Wiem, że to praca sezonowa! Ale rozwijałem się, naprawdę. Nabyłem nawet swój własny magazyn. I właśnie…
Zakrztusił się dymem. Miałam rację. To nie typ palacza.
- I właśnie ja w tej sprawie. Przejeżdżała może Pani kiedyś ulicą Nasturiańską?
- Raczej rzadko. Nieprzyjemna okolica.
- Toteż nieruchomości tanie. Właśnie tam stoi… Stał mój magazyn.
Zaczynało się robić ciekawie. Wspomniana przez niego ulica, była w rzeczywistości pasmem sklepów i klubów, należących do jednej, najpotężniejszej w Arendelle mafii. Byłam pewna, że jego problem był z nią powiązany. Nie myliłam się.
- Niech Pan przestanie się zacinać i powie wprost o co chodzi.
- Jak Pani zauważyła, lokalizacja nie była najlepsza. Już pierwszego dnia dostałem pewną informację. Zażądano ode mnie sumy, której nie mogłem i nie chciałem przekazać. Taką „prośbę” przesłano mi jeszcze dwa razy, za każdym razem tego samego dnia tygodnia. Aż w końcu przestali prosić i nakazali mi się wynosić.
- Ma Pan jakiekolwiek pojęcie, kto to mógł być?
- Na pewno nie mały Anders z sąsiedztwa! Na pewno się Pani domyśla, lecz nie mam na to żadnych dowodów. Zawsze znajdowałem list przyczepiony do drzwi. Ciągle jednak ignorowałem pogróżki. Nie mam zamiaru podporządkowywać się tylko dlatego, że ktoś sobie coś wymyślił! No ale, po miesiącu okazało się, że zależało im na tych kilku groszach bardziej, niż myślałem. Pewnego ranka, przyjeżdżając do pracy, zastałem mój magazyn w płomieniach.
- To miał Pan szczęście. Mogli raczej się dobrać do Pana.
- Nie byłoby to im na rękę. Gdy magazyn spłonął, ziemia pod nim szybko została wykupiona i teraz budują tam kolejne kasyno.
Miał rację. Gdyby coś mu zrobili, niepotrzebnie ściągnęliby na siebie uwagę. W ten sposób zarobią znacznie więcej. Był bystrzejszy, niż mi się wydawało.
- Lecz ja nie zamierzam im odpuścić. I dlatego chcę, by wzięła Pani tą sprawę i dowiodła, że pożar magazynu nie był wypadkiem, oraz odszukała tych, którzy mi to zrobili.
- Ma Pan jakiekolwiek dowody? Czy wie Pan kto zakupił pańską ziemię?
- Nie, ale kiedy strażacy ogarnęli pożar, pochodziłem trochę po zgliszczach i w jednej z uratowanych części budynku znalazłem to.
Jedno pudełko. Jedno maleńkie pudełko zapałek zaprowadziło mnie na drogę, którą myślałam, że dawno zgubiłam. Małe, niebieskie pudełeczko zapałek firmowych klubu „Lodowy Pałac”.
- Co to ma niby mi powiedzieć?
- Cóż, ja nigdy nie byłem w tym klubie. Dla mnie za wysokie progi. Jasne więc chyba, kto to zostawił.
- A może których z pańskich pracowników?
- Proszę Pani… Moja firma jest… Była naprawdę malutka. Liczyła tylko jednego pracownika i prezesa w jednym.
- Rozumiem…
Był wieczór, a ja byłam zmęczona, jeszcze ta cholerna zima za oknem… Brakowało mi jednak pieniędzy, a sprawa wydawała się ciekawa. Nie chodziło tu o jakiś podrzędny gang. To był naprawdę ekskluzywny klub. Mogło być tam niebezpiecznie. Tego mi było potrzeba.
- W porządku Kristoffku. Zajmę się twoją sprawą.
- Słucham…?
- Teraz jesteś moim klientem. Możemy chyba sobie odpuścić to „Pan/Pani”?
- W porządku ale… Bez zdrobnień proszę!
- Tak, oczywiście… Wyjdź teraz, bo właśnie zamykam biuro. O, właśnie. Dziękuję. Teraz wybacz, ale mam pracę, co chyba powinno cię ucieszyć. Na razie Kristoffku!
Dźwięk jego narzekań za moimi plecami poprawił mi nieco humor, który jednak zupełnie mnie opuścił, gdy wyszłam na zewnątrz. Podniosłam kołnierz płaszcza, by okryć policzki przed wiatrem, po czym mocniej wcisnęłam na głowę fedorę. Czas posłuchać jakiejś dobrej muzyki.
„Lodowy Pałac” wyglądał od wewnątrz tak, jak miasto powinno wyglądać na zewnątrz. Ładne żyrandole, niebieskie światła… Wszystko stylizowane na lodowe sople i płatki śniegu. Goryl przed wejściem wpuścił mnie dopiero gdy poprosiłam o wpuszczenie starą, finansową metodą. Żadne miejsce nie jest porządne… Odwieszając płaszcz na wieszak poczułam na sobie spojrzenia innych. Mężczyźni w drogich smokingach i kobiety w błyszczących sukniach. Średnio tutaj pasowałam w prążkowanym, damskim garniturze z taniego sklepu. Nie przyszłam jednak występować na scenie. Zajęłam miejsce przy stoliku w cieniu i dokładnie obserwowałam okolicę. Standardowe działanie. Rozpoznanie terenu. Musiałam dowiedzieć się, kto tu rządzi. Ciekawe było towarzystwo. Pamiętam burmistrza miasta i komisarza policji. Nie było już świętych posad, nie w Arendelle. Zasady zaginęły gdzieś pod tym przeklętym śniegiem. Wtedy podszedł do mnie on. Niezwykle przystojny mężczyzna. Od razu rozpoznałam w nim jakąś grubą rybę, czyjegoś syneczka. Moje roczne zarobki nie wystarczyłyby by kupiła sobie taki biały smoking. Nawet na jego czerwoną muszkę nie było mnie wtedy stać.
- A czemu Pani siedzi tutaj taka sama?
- Zawsze jestem sama.
Był młody i piękny. Chyba jedyny mężczyzna, któremu faktycznie do twarzy było w rudych włosach. Oczy miał szare jak niebo w tamtych dniach. Mimo to, miał naprawdę sympatyczny uśmiech. Bokobrody tylko dodawały mu męskości. Urodę miał wręcz idealną.
- Nie chciałbym się narzucać, ale czy mogę się dosiąść?
- Oczywiście, dawno z nikim nie rozmawiałam ot tak.
- Jestem Hans. A czy mogę…?
- Anna.
- Nie zaglądasz tu często, mylę się?
- Jestem pierwszy raz.
- Oh, to doprawdy wybornie! Pozwolisz zatem, że przybliżę ci cudowność tego miejsca? Kelnerka!
Nie pamiętam nawet, co dokładnie zamówił. Byłam tu w pracy, ale nie mogłam się oprzeć tej rozmowie. Hans natomiast był nie tylko przystojny. Był szarmancki, miły i ciekawy… Prawie w tym wszystkim zapomniałam zadać mu najważniejszych pytań.
- Czyli kto teraz będzie występował?
- Królowa Śniegu! To pseudonim sceniczny, oczywiście. Piosenkarka, naprawdę dobra.
- Hmm… Tak się zastanawiam: to miejsce wydaję się naprawdę ekskluzywne…
- Bo jest! Masz moją gwarancję.
- Wierzę. Zastanawia mnie tylko, kto jest jego właścicielem? Chyba nigdy nie obiło mi się o uszy jego nazwisko…
I wtedy ją zobaczyłam. Wyszła na scenę z taką gracją, taką pewnością. Jakby cały świat się dla niej nie liczył. Jakby istniała teraz tylko ona, mikrofon i słowa piosenki. Nie widziałyśmy się od lat, ale od razu ją poznałam. To była ona. Nie usłyszałam wtedy co odpowiedział mi Hans. Zastanawiało mnie to później wiele razy. Za bardzo jednak zaskoczyło mnie to spotkanie. Tyle lat… Bez słowa, bez listów, bez żadnych wieści. Była taka piękna, w tej niebieskiej, połyskującej sukni, w tym wplecionym we włosy, scenicznym brokacie. Taka kobieca, taka olśniewająca. Nie wiedziałam, czy mnie zauważyła. Pamiętam, że gdy śpiewała (rany! Jaki miała cudowny głos!), wyczułam jedną fałszywą nutę. Zająknięcie. Jakby nagle serce skoczyło jej do gardła. Nigdy jej o to nie zapytałam, ale lubię myśleć, że właśnie wtedy mnie zobaczyła. Pod koniec występu, została nagrodzona owacjami na stojąco. Sama złapałam się na klaskaniu, a gdy tak się stało, szybko przestałam. To była osoba, którą kiedyś znałam. Teraz zupełnie obca. Nie wiedziałam, czy zasługiwała na moje brawa. Rozmowa z Hansem była naprawdę przyjemna, a praca mogła mi przynieść pieniądze, lecz są na tym świecie rzeczy ważniejsze niż wszystko inne. Musiałam się z nią spotkać. Musiałam z nią porozmawiać.
Wejście na tyły nie było proste. Wszędzie roiło się od ochroniarzy. Trudno było się miedzy nimi prześlizgnąć, ale w końcu się udało. Trafiłam pod jej garderobę. Chyba jedyna, ze wszystkich artystów, miała cały pokój dla siebie. Chyba jedyna też, miała własnego ochroniarza. Był ogromny. Największy ze wszystkich innych. W jego ciele nie było ani grama tłuszczu, same mięśnie. Zupełnie łysa głowa i malutkie, puste jak u rekina oczy tylko potęgowały trwogę, jaką budził. Nawet nie starałam się próbować go przekupywać. Postanowiłam poczekać. Czekałam tyle lat, poczekam i parę minut. W końcu poszedł do toalety, a ja ostrożnie otworzyłam drzwi. Zrobiłam to bezszelestnie. Kiedy weszłam, siedziała przed lustrem, lecz wzrok wbijała w ziemię. Ciągle ubrana była w suknie sceniczną, ciągle miała we włosach brokat. Papieros na końcu lufki, którą trzymała w palcach, praktycznie zupełnie się wypalił. Popiół zaraz spadłby na ziemię.
- Elso?
Odwróciła się, jakby raził ją piorun. Patrzyłyśmy tak na siebie przez dobrych kilka minut. Myślałam że zobaczę to samo, co widziałam, gdy odchodziła. Zimne spojrzenie, pozbawione wszelkich emocji. Pomyliłam się. Widziałam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Ciepło, radość, tęsknotę. Tylko dlatego nie wylałam na nią całego gniewu, który chowałam przez te wszystkie lata.
- Anna?
Wstała powoli, nogi uginały się pod nią. Nie miałam wtedy pojęcia, jak jej było ciężko. Nawet nie myślałam, że ją też to mogło boleć. Te wszystkie lata rozłąki. Radość z mojego widoku była tak wielka, że po prostu jej ciało nie potrafiło jej znieść. Gdyby tylko strach tak szybko do niej nie powrócił…
- Cześć, siostra. Widzę, że dalej występujesz.
- Tak…
- Widziałam twój występ, był… Naprawdę piękny.
- Dziękuję… Czasem nawet zapominam, co w ogóle tam robię. Po prostu… Jestem sobą.
„Jestem sobą”. Zadałam sobie wtedy pytanie: dlaczego nie była sobą, gdy ja byłam w pobliżu? Czy byłam mniej warta prawdziwej jej, od tych wszystkich ludzi w tym klubie?
- Olaf mi nic nie mówił. Nie mówił, że wróciłaś.
- Bo nie wiedział. Nie powiedziałam mu.
Pamiętam jak wielką miałam ochotę, by się na nią wydrzeć. Jednak sam fakt, że faktycznie ze mną rozmawiała, powstrzymywał mnie przed tym.
- Więc? Na długo przyjechałaś?
Wtedy właśnie ponownie wrócił do niej strach. Nie wiedziałam czego się bała. Nie wtedy.
- Anno… Dziękuję ci za to, że przyszłaś ale lepiej… Lepiej już idź. Idź zanim ktoś cię zobaczy, nie powinnaś tu być!
- Przyszłam dopiero!
- W moim życiu nie ma miejsca dla ciebie.
Wtedy też, gdy ponownie mnie odrzuciła, mój gniew znalazł ujście.
- Oh, rozumiem… Czyli nic się nie zmieniło? No jasne! Jak miałoby? Nie powiedziałaś nikomu o swoim powrocie, nawet Olafowi! Jeden telefon do swojego najlepszego przyjaciela, to dla ciebie za dużo!
- Anno, proszę cię!
- Zapytałaś chociaż, jak mi się żyję? Czy mam problem z rachunkami, czy mam rodzinę? Może wraz z mężem staramy się o dziecko? A może mamy już dwójkę? Zastanowiłaś się nad tym? Że możesz być ciocią?
- Rozumiem, rozumiem że się gniewasz, ale…!
- A może grozi mi komornik? Może niedługo władze tego zapchlonego miasta wyrzucą mnie na ulicę? Ale co ciebie to obchodzi. Jesteś przecież piosenkarką! Robisz karierę! Zapewne nawet nie zauważasz różnicy w sejfie, kiedy płacisz za rachunki!
- Anno zrozum, że robię to dla twojego dobra! Nie możesz… Nie możesz się ze mną widywać!
- Dla mojego dobra? Czy rodzicom zrobiło się lepiej, kiedy odeszłaś?
Byłam głupia jak typowy glina z drogówki. Czasem kiedy sobie wyobrażam jak bardzo musiały ją te słowa zaboleć, myślę że powinni mnie wsadzić do więzienia. Gdybym ja widziała to co ona, była skazana na to co ona i później usłyszała od niej te same słowa… Chyba pękło by mi serce. Jej jednak nie pękło. Ona była silna. Musiała być. Pamiętam jedynie, że usiadła z powrotem i schowała twarz dłoniach, a mnie, głupiej, nie zrobiło się jej żal.
- Wiesz, spotkałam przed chwilą pewnego chłopaka, imieniem Hans. Okazał mi w ciągu tych kilku minut więcej ciepła, niż ty przez całe życie. A to ty jesteś moją siostrą!
I obudził się w niej ten instynkt. Instynkt, który był silniejszy od wszelkiego dławiącego ją smutku. Instynkt, dzięki któremu była silna. Znowu wstała, z jej twarzy zniknął smutek, zniknęła niepewność, zniknęła radość. Zniknęło wszystko. Znowu była to ta zimna, obca dziewczyna, która opuszczała mnie lata temu.
- Hans? Anno, trzymaj się od tego człowieka z daleka!
- A co? Masz go może na oku?
- Anno! Nie rozumiesz! To nie jest nikt dla ciebie!
- A skąd wiesz? Wiesz w ogóle, gdzie pracuje?
- Nie obchodzi mnie to! Masz o nim zapomnieć, nigdy więcej się z nim nie spotkasz…
- Bo co!?
- Ty...! Nie znasz go!
- Wydaję mi się, że nie tylko jego...
Rozmowa najwyraźniej stała się zbyt głośna. Usłyszałam jak ktoś niezwykle agresywnie otwiera za mną drzwi. Był to ochroniarz Elsy. Z bliska wydawał się jeszcze większy.
- Wynoś się!
- W porządku Puszek! Nic jej nie rób. Właśnie wychodziła.
- Puszek?
Szybko zrezygnowałam z naśmiewania się z tego imienia, gdy tylko napotkałam jego wściekłą minę. Byłam jednak zbyt głupia, by odpuścić sobie jeszcze jeden komentarz.
- Ależ owszem, wychodziłam. Ale wiesz, zastanawiam się Elso, jak to wszystko będzie wyglądało za parę lat. Kiedy stracisz głos i urodę… Zastanawiam się czy ci wszyscy ludzie wciąż będą ci klaskać. Ale cóż, skoro tego chcesz. Ciesz się swoim „Lodowym Pałacem”. To odpowiednie dla ciebie miejsce…
Wyszłam wciąż rozwścieczona. Bez wyrzutów. Rozdrgana, smutna i głupia.
Elsa, „Królowa Śniegu”. Myślałam wtedy, że to odpowiednie dla niej imię. Wciąż tak myślę, choć z innych powodów. Nie widziałyśmy się chyba od trzech lat. Od dnia, sprzed śmierci naszych rodziców. Pamiętam, że kiedyś byłyśmy bardzo sobie bliskie. Stare, dobre czasy. Mimo że byłyśmy całkiem różne, zawsze się dogadywałyśmy. Ja chciałam przeżywać przygody, spotykać ciekawych ludzi. Ona chciała tworzyć piękno i dzielić się nim z innymi. Zawsze wspierałyśmy się w swoich marzeniach, przysięgłyśmy sobie że jedna nigdy nie zacznie normalnie żyć, jeżeli i druga nie będzie szczęśliwa. Jednakże… Nasi rodzice mieli względem Elsy inne plany. Całe życie przygotowywali ją do prowadzenia swojej firmy motoryzacyjnej. Produkowali najlepiej sprzedawane auta w Arendelle. Ja, jako że byłam młodsza, nie musiałam przejmować tych obowiązków. Wszystko skupiło się na Elsie. Nie podobało mi się to, ale rodzice nie byli jakimiś tyranami, zawsze mogłyśmy liczyć na ich wsparcie. Pewnego jednak razu Elsa się zbuntowała. Zaczęła chodzić na przesłuchania, śpiewać po klubach. Rodzice zakazywali jej tego, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Ja jej kibicowałam. Nie widziałam w tym niczego złego. Zawsze twierdziłam, że miała cudowny głos. Dlaczego nie miałaby się nim dzielić z innymi? Po pewnym jednak czasie, coś jej odwaliło. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Powiedziała, że jeżeli chce osiągnąć karierę, musi się od nas odciąć. Zapomnieć o rodzinie. Pękło mi wtedy serce. Przecież zawsze jej pomagałam, dlaczego nagle postanowiła mnie zostawić? Uciekła z domu. Wyjechała do innego miasta, może kraju, już nie pamiętam. Pisałam do niej listy, próbowałam się skontaktować. Nigdy nie odpowiedziała. Jej przyjaciel, czy może raczej teraz nasz przyjaciel, Olaf, pomógł mi się podnieść. Był faktycznie ostatnią rzeczą, która łączyła mnie z siostrą. Miał z nią jakiś tam kontakt, czasem mówił mi, gdzie aktualnie jest, jak jej się powodzi. Nie przestał mówić, mimo że ja przestałam pytać. Aż w końcu znowu ją spotkałam. Niezwykle rozjuszona, musiałam jakoś odreagować. Hans zobaczył jak wychodzę z klubu i dogonił mnie, na wiejącym zimnem podwórku. Zaproponował wspólny posiłek. Nie wiem czemu, zgodziłam się, lecz tylko w moim lokalu. Była to niewielka knajpka, tuż naprzeciwko mojego biura. Było tanio i smacznie, a Hans stanowił naprawdę dobre towarzystwo. O co może mojej siostrze chodzić? Pytałam się siebie. To był taki miły facet, a ja rzadko spotykam miłych facetów. Podczas rozmowy z nim, pierwszy raz pomyślałam o ułożeniu sobie życia inaczej, niż poprzez pracę. Bo czemu nie? Coś mi się w tym zakichanym mieście musi udać! Jest mi ono coś winne! Lecz ono śmiało się ze mnie. Wiedziało, co knuję, dlatego w samym środku rozmowy Oaken, właściciel knajpy, podszedł do naszego stolika.
- Anno! Telefonik do wos!
- Jestem trochę zajęta…
- Godojo, że policjanty.
Nie mogłam nie odebrać. Właśnie „ktoś”, który przy okazji przysłało mnie ostatniego klienta, miał mi coś do przekazania. Podszedłem zatem do baru i wzięłam słuchawkę.
- Anna. Słucham? Doki? Dobrze, zaraz będę.
Byłam wściekła. Był prawie środek nocy, a to cholerne miasto szykowało mi kolejną, nieprzyjemną niespodziankę! Nie miałam jednak wyboru. Jeżeli „ktoś” mówi, że to ważne, to jest to ważne. Przeprosiłam Hansa i miałam nadzieję, że zechce się jeszcze ze mną zobaczyć. Założyłam płaszcz i ponownie wyszłam spotkać się z zimą. Na szczęście, udało mi się szybko złapać taksówkę. Musze sobie kiedyś sprawić samochód… Do doków dojechałam w niecałe piętnaście minut. Ta dzielnica wyglądała jeszcze gorzej, od całego miasta. Lód osadzony przy brzegu, pękający i brudny. Stare dźwigi i frachtowce, pordzewiałe, przykryte śniegiem. Szybko jednak znalazłam cel swojej podróży. Na jednej z kładek coś się działo. Stały tam dwa radiowozy, a gliny odciągały gapiów. Podeszłam bliżej.
- Kai, no co tam!?
Gruby inspektor policji, to właśnie ów „ktoś”. Mój najbardziej zaufany znajomy, nie licząc Olafa. Tuż obok stała jego partnerka, inspektor Gerda.
- Anno, mamy dla ciebie złe wieści…
- To zawsze złe wieści, prawda?
Zerknęłam za jego bark, próbując widzieć co się stało. Kogoś zamordowano. Widziałam ciało mężczyzny, z zakrwawioną twarzą. Czułam wtedy, że gdzieś go już widziałam…
- Zamordowano burmistrza.
Wyjaśnił, widząc moje zaciekawienie.
- Burmistrza!?
- Tak, ale to nie te złe wiadomości!
Kai przerwał, tak jakby to miały być naprawdę złe wiadomości.
- Powiedz jej, Kai!
- No dobrze, spokojnie! Przecież powiem! Anno… Obawiamy się że mordercą jest… Twoja siostra.
Mężczyzna przyszedł, by zmienić moje życie, pudełko zapałek wprowadziło mnie na dawno zgubioną drogę. Ale to właśnie te słowa wszystko rozpoczęły.
- Elsa…?
Nie wierzyłam w to. Potraficie uwierzyć? Nie wierzyłam, by Elsa zrobiła coś takiego. Mimo tego wszystkiego, co mi zrobiła, mimo tego, jak bardzo byłam na nią zła, byłam jej wtedy gotowa bronić, jak nigdy wcześniej. Teraz jestem z tego dumna.
- Wróciła do miasta. Wiesz o tym?
- Tak, wiem…
Podeszłam do ciała. Kai załatwił mi przejście. Trochę mi się niedobrze robiło, widząc te ciemno-zielone mundury. Nie mogli znaleźć lepszego koloru? Jeszcze stali tak, w tym brudnym śniegu… Ciało faktycznie należało do burmistrza. Kiedyś… Przyjrzałam się mu. Dostał kulkę prosto w czoło, z bliskiej odległości. Krew zalała całą jego twarz.
- Skąd wiecie, że to Elsa?
- Mamy dwóch świadków.
- Co konkretnie widzieli.
- Widzieli twoją siostrę, jak najpierw obściskiwała się z burmistrzem, a następnie, po krótkiej rozmowie, wyciągnęła rewolwer i strzeliła do niego.
- Kiedy to było?
- Dwadzieścia po dziesiątej.
Burmistrz znany był z tego, że gustował w ładnych dziewczynach ze sceny, nie zważając na pretensję swojej żony. Widziałam go tego wieczoru w klubie… Ale Elsa? Elsa jaką znam nigdy by się w coś takiego nie wplątała. Zawsze twierdziła, że miłość i muzyka to najpiękniejsze rzeczy, jakie zna. Romans? Ona nie była taka. Wtedy coś zobaczyłam. Na własnym rękawie. Małe, mieniące się kropki. Nie były to płatki śniegu. Był to brokat. Rozejrzałam się dokładnie, jeszcze raz obejrzałam ciało.
- To nie ona.
Odetchnęłam wtedy z ulgą. Jednak się co do niej nie pomyliłam.
- Skąd wiesz?
Spojrzałam się na zegarek.
- Rozmawiałam z nią mniej więcej o dwudziestej drugiej, w klubie „Lodowy Pałac”. Samochodem, stamtąd tutaj, jest więcej niż dwadzieścia minut. Elsa była cała w brokacie scenicznym, a tu nie ma go ani śladu. Nie zdążyłaby natomiast się wykąpać i zjawić się tu o podanej przez was godzinie.
- Co to ma być, inspektorze!? Wpuszczacie cywili na miejsce zbrodni!
Szpetny, krzykliwy głos. Jeszcze gorsza twarz. Znam go. W moim zawodzie prędzej czy później musiałam się z nim spotkać. Nigdy nie było to miłe spotkanie. Najbardziej irytujący człowiek, jakiego kiedykolwiek poznałam
- Witaj Szwindelkant!
- Szwądękaunt! I dla ciebie Komisarz Szwądękaunt! Inspektorze, czy mnie się wydaję, czy to nie jest aby siostra podejrzanej!?
- Tak… Właśnie… Jako że jest blisko powiązana ze sprawą, postanowiliśmy…
- Niech się Pan nawet nie tłumaczy, Inspektorze! A co jeśli zatrze tutaj ślady, by bronić swoją siostrę, ladacznicę!?
- Moja siostra nie jest żadną ladacznicą!
To był odruch. W rzeczywistości nawet nie myślałam o tym, co mówię. Nie żałowałam jednak.
- Może i nie, chociaż nie ubiera się jak na damę przystało! Morderczynią natomiast jest na pewno!
- To nie była Elsa!
- Dosyć tego! Zabierzcie mi stąd tą parodię detektywa!
Jego dwaj przyboczni oficerowie, w czerwonych mundurach, nigdy nie opuszczali go, choćby na krok. Zapewne bał się bez nich wyściubić nosa z mieszkania. Wszyscy wiedzieli, że ma na mieście spore kłopoty z wieloma ludźmi.
- Sama sobie poradzę! Przy okazji gwarantuję, że dowiodę niewinności Elsy! Miłego… „Myślenia” nad sprawą, Szwindelkant!
Nie wiem, jak on dostał tą pozycję, ale na pewno nie przez umiejętności. Pamiętam jak jeszcze parę lat temu, gazety robiły z niego zakałę policji. „Inspektor ponownie położył sprawę”, „Przez nieudolność insp. Szwądękaunta, niewinny człowiek trafił do więzienia”, „Inspektor dał uciec dwójce groźnych bandytów”. A jednak był dzisiaj jedną z najważniejszych osób, w policji Arendelle. Nie ma się co dziwić, że takie mamy problemy z przestępczością. Kiedy opuszczałam te cuchnące rybami doki i wchodziłam do cuchnącego spalinami miasta, przypomniało mi się, że nie bez powodu trafiłam tego wieczora do „Lodowego Pałacu”. Wciąż miałam sprawę. Mimo wszystko, udowodnienie czyjejś niewinności, jest chyba ważniejsze, niż ratowanie czyjegoś interesu, nawet jeśli nie dostanę za to wypłaty. Poza tym, może wpadnę przy okazji na jakiś ślad, gdy będę badała sprawę morderstwa? W końcu obie sprawy prowadzą do jednego klubu…
- Ale jak to, nie wiesz gdzie jest? Rozumiem, nie powiedziała ci, że przyjeżdża, ale nie możesz się z nią skontaktować? Olaf! Może jej grozić niebezpieczeństwo! Naprawdę muszę ją odnaleźć! Ehh… Dobrze. Dobrze. Rozumiem. Nie, radzę sobie. Tak, mam sprawę. Spokojnie, nie musisz się martwić. Do usłyszenia.
Rzuciłam się na fotel z taką siłą, że o mało nie urwały mu się nogi. Muszę zakupić jakieś nowe meble do tej dziury. Tylko za co, do cholery!? Niespłacone rachunki, zaledwie jedna sprawa w toku, którą i tak będę musiała odłożyć. Chwyciłam paczkę papierosów i zobaczyłam puste dno. Świat mnie nienawidzi. To miasto mnie nienawidzi. Jednego dnia, nie wiem dlaczego, odwróciło się ode mnie. Podniosłam żaluzję i wpuściłam trochę bladego światła do środka. Był ranek, ale słońca nie było widać. Jedynie szare chmury. Pukanie do drzwi wyrwało mnie z marazmu.
- Proszę!
- Pani Detektyw?
- Anna, Kristoffku, Anna.
- Kristoffie.
- Może być. Czemu do mnie przychodzisz?
- Chciałem się zapytać, czy są może jakieś postępy ze sprawą?
- Przecież dałeś mi ją dopiero wczoraj.
- Tak, ale wydawało mi się, że poszłaś od razu do tego klubu.
- Owszem.
- I co?
Jeszcze raz spojrzałam na puste pudełko z papierosami, po czym złapałam z fedorę i płaszcz.
- Masz ochotę na spacer, Kristoffku?
- Kristoffie. I jeżeli będziemy rozmawiać o sprawie, to czemu nie.
Nawet nie zawiązałam krawatu. Chwilę później znaleźliśmy się na podwórku. Było zimniej, niż wczoraj. Zapięłam płaszcz ciaśniej. Przeszliśmy przez ulicę, w stronę knajpy wielodaniowej Oakena.
- Nasturiańska ulica jest w pełni pod kontrolą mafii i wie to każdy. Skąd pomysł, na zakupienie magazynu właśnie tam?
- Tylko na ten było mnie stać.
- Ale musiałeś się spodziewać, że zażądają haraczu.
- Chej! Wychowałem się na ulicy. Wiem, jak to wszystko funkcjonuje. Nie wiedziałem po prostu, że tak szybko do tego dojdzie.
- Cześć Oaken! Wiesz Kristoffku, musiałeś podpaść naprawdę złym ludziom, jeżeli mieli coś wspólnego z tym klubem. Oaken! Kopsnij no jakąś paczkę papierosów.
- Jaką?
- Tanią.
- Proszę wos bardzo.
- „Mroźny Dym”? No chyba sobie jaja robisz… Chcesz jednego, Kristoffku?
- Kristoffie! I nie, nie palę.
- Tak myślałam. Widzisz, jak trafnie zauważyłeś, byłam tam wczoraj. Bardzo przyjemne towarzystwo, w pewnym sensie oczywiście. Komisarz policji, burmistrz…
- Zaraz! Ten którego wczoraj zamordowano?
- Ten sam. Ale do tego zaraz dojdziemy. Jak mówiłam, mogłeś podpaść choćby gangowi młodocianych złodziei gumek, ale musiałeś wdepnąć w coś tak wielkiego! Ktokolwiek spalił twój magazyn, działał dla jednej z tych szych.
- Ekh! Ekh! Dla bur… Ekh! Burmistrza!?
- Oszalałeś? Przecież on nie żyję. Mówię po prostu, że ten, który chciał od ciebie haracz jest tak samo ważny w mieście, albo niewiele mniej, jak burmistrz.
- Ekh! Mogłabyś... Ekh! Nie dmuchać w moją stronę!? Ekh!
- Poznałam tam parę osób, ale nie wystarczająco dużo, by znaleźć jakieś powiązanie z mafią.
- Ekh! Ekh!
- Muszę cię jednak zasmucić. Chodź może na zewnątrz, sporo tu ludzi, jak na taki lokal… Bez obrazy Oaken! No, dobra… Na ulicy zawsze kogoś widzisz, a i tak nie musisz się martwić o podsłuchiwanie. Najciemniej jest pod latarnią. Pamiętasz sprawę morderstwa burmistrza?
- No, a co z nią?
- Właśnie dlatego nie mogę ci obiecać, że w pełni zajmę się twoją sprawą. Widzisz, głównym podejrzanym jest moja siostra.
- Twoja siostra!?
- Nie zrobiła tego! I to zamierzam udowodnić. Rozumiesz, więzy krwi i te sprawy… Poza tym, tobie nie grozi krzesło.
- Ale, czyli że co…?
- Elsa też pracowała w tamtym klubie. Bardzo możliwe, że badając jej sprawę, znajdę też coś, co może zainteresować ciebie. Nic innego nie mogę obiecać.
- I to wszystko? Losy mojej firmy zależą od twoich spraw rodzinnych?
- Na to wygląda. Chodź, przejdziemy się jeszcze. Nie martw się, nie jest tak źle. Co prawda z siostrą pogadać nie mogę, nie za bardzo się lubimy, ale poznałam w tym klubie pewnego gościa, który będzie mi mógł pomóc.
- Jak to, poznałaś gościa?
- No tak. Siostra co prawda odradzała mi rozmawianie z nim, ale dla mnie jest całkiem w porządku.
- Czekaj, czekaj, czekaj! Poznałaś wczoraj faceta, w miejscu pełnym mafiosów i skorumpowanych gliniarzy i uznajesz, że będzie ci w stanie pomóc!?
- No tak, dokładnie. Pójdę tam jeszcze dzisiaj, może go spotkam…
- Czy…!? Czy ciebie nie uczyli, byś nie zadawała się z mafiosami!?
- Uczyli. I jeszcze nie spalono mi magazynu.
- Ehh!
- Poza tym Hans, to nie jest żaden mafioso. Umiem takich rozpoznać. Mafioso nie poszedł by na lunch z detektywem, do jakiejś podrzędnej knajpy.
- Dlaczego ja w ogóle ci to zleciłem…?
- Bo jestem tania, a ty - spłukany.
- Dobra! Czas się chyba pożegnać, tutaj zaparkowałem…
- O! Masz samochód?
Miałam w pamięci te wszystkie piękne gabloty sprzed „Lodowego Pałacu”. Nowiutkie, czarne, błyszczące… Nie wiem dlaczego spodziewałam się tego samego teraz. Przecież ten gość był kompletnie spłukany, skąd byłoby go stać na ładny wóz? Tak więc, zamiast ładnej limuzyny, zobaczyłam rdzewiejący grat. Był koloru ciemnego brązu, drzwi miał tylko białe, co tylko potęgowało wrażenie, że świeżo co wyjechał ze złomowiska. Stary samochód to jednak jedno. Przyjrzałam się dokładnie jego masce i zobaczyłam, jakiej jest marki…
- „Sven”!?
- No! Mój mały, stary druh!
- Przecież nie produkują ich od dobrych dziesięciu lat! Skąd ty wziąłeś ten złom!?
- Chej! Nie mów tak do niego! Więc… Może cię gdzieś podrzucić?
- Byłbyś tak miły?
- Wiesz… Im szybciej rozwiążesz tę swoją sprawę, tym szybciej zajmiesz się moją.
- Tak… Mogłam się domyślić. W porządku, zawieź mnie do „Lodowego pałacu”.
Samochód nie dość, ze był ciasny, to jeszcze nie posiadał klimatyzacji i zimniej było, niż na podwórku. Zapach spalin było w nim czuć znacznie gorzej, niż na zewnątrz. Co jednak najgorsze, nie było radia, więc Kristoff starał się umilić podróż swoimi… Ekhm… „Umiejętnościami” wokalnymi. Nie jestem pewna, co śpiewał. Starałam się to szybko wyrzucić z pamięci. Żaden znany utwór, coś o tym, jak to samochody są lepsze od ludzi. Mimo to ta podróż miała swój urok. Od dawna nie spędziłam tak dużo czasu z innym człowiekiem. Spotkanie z Hansem było znacznie krótsze i zostało bezczelnie przerwane. Teraz jechałam, by kontynuować tę znajomość. Nie miałam pojęcia co mnie czeka, a był to zaledwie początek. Byłam podenerwowana i zmarznięta. Wyciągnęłam kolejnego papierosa i już prawie zapaliłam zapałkę.
- Chej, co ty robisz!? Nie pali się w samochodzie! W slumsach cię chowali!?
Pamiętam, że prawie mi serce stanęło, gdy tuż przed nami, dokładnie centymetr od maski, przejechał z prędkością pędzącego pociągu czarny kabriolet. Kristoff szybko otworzył okno, wyjrzał na zewnątrz i wrzasnął za nim.
- Jak jedziesz ty baranie! Światła nie widzisz, czy kolorów nie odróżniasz!?
Postanowiłam odpowiedzieć na jego wcześniejsze pytanie.
- Nie, tak się składa, że w apartamencie.
Gdy dotarliśmy do klubu, był prawie pusty. Najwyraźniej życie tutaj rozpoczyna się wyłącznie nocami. Pożegnałam się z Kristoffem, który przez dobre dziesięć minut nie mógł ponownie zapalić swojego svena. Gdy tylko weszłam do środka, zapach spalin i brudu, oraz ten siarczysty mróz natychmiast mnie opuściły. Podobało mi się tu. Mimo nieciekawej klienteli, lokal był bardzo porządny. Na scenie tańczyły trzy dziewczyny, zabawiając głównie męską widownie. Ubrane były naprawdę skąpo, półnago wręcz. Z takim właśnie klimatem, kojarzą się opinii publicznej kluby. Upadek moralny, który dosięgną wszystkich, od widzów, po występujących. Przypomniałam sobie, jak Szwindelkant nazwał moją siostrę. „Ladacznica”. Phi! Łatwo jest wrzucić wszystkich artystów do jednego worka. Wszystkie kobiety to rozpustnice, znane inaczej jako femme fatal. Elsa jednak nie była taka. Chodzić prawie nago, to jedno, ale eksponować swoje piękno? Co w tym złego? Usiadłam w tym samym miejscu, co poprzednio. Zamówiłam najtańszego drinka i zapaliłam. Nigdzie nie mogłam dostrzec Hansa. Miałam nadzieję, że nie bywa tu tylko wieczorami. W końcu jednak, to on znalazł mnie. Tak jak poprzednio.
- No witam, Pani Detektyw!
- Daj spokój, Hans! Mów mi po prostu Anna!
- Trudno mi się jednak z tobą spoufalać… Nie codziennie zostaję się wystawionym w samym środku lunchu.
- Naprawdę przepraszam cię za tamto, ale chyba rozumiesz? Praca detektywa.
- W porządku. A nad czym to pracujesz, jeżeli mogę zapytać?
- Wybacz. Nie mogę zdradzać interesów swoich klientów.
- Ale nie jesteś teraz w pracy?
- Nie, nie! Przyszłam właściwie zobaczyć się z siostrą.
- Masz tu siostrę?
- Tak! Nawet ją widziałeś. To Elsa, „Królowa Śniegu”.
Niemal zakrztusił się popijanym drinkiem.
- El-sa!? Elsa to twoja siostra!?
- Tak. Znasz ją?
- Nie bardzo… Zamieniłem z nią parę słów, to wszystko. Nijak nie można się z nią dogadać.
- Coś o tym wiem… Jest dzisiaj?
- No właśnie, nie… A powinna się stawić godzinę temu. Wątpię jednak, by przyszła…
- Czemu tak sądzisz?
Wtedy pokazał mi gazetę. Na nagłówku pisało: „Królowa Śniegu, z zimną krwią morduje burmistrza”. Komentarza udzielił, a jakże, Szwindelkant.
- O jasna cholera…
- Nie wiedziałaś?
- Wiedziałam. Dlatego chciałam z nią porozmawiać. Nie wiedziałam tylko, że już to nagłośnili.
- Myślisz, że to ona?
- To moja siostra! Nie wierzę, by kogoś skrzywdziła.
- Wiesz… To zapewne nie moja sprawa, ale… Niewinni zazwyczaj nie uciekają.
- Masz może w okolicy jakieś lokum? Naprawdę, nie chcę o tym rozmawiać publicznie.
- Jasne! Na górze mam pokój. Chodź, zaprowadzę cię. A więc… Elsa to twoja siostra?
- Tak. A przynajmniej mamy tych samych rodziców.
- A co to miało znaczyć?
- Cóż… Od przynajmniej trzech lat nie utrzymujemy kontaktów. A raczej… Ona nie utrzymuje ze mną.
- Pokłóciłyście się o coś?
- Ehh… Elsa to bardzo trudna osoba. Zawsze tak wielką wagę przywiązywała do swojego talentu. Kochała śpiewać. Najwyraźniej kochała to bardziej, niż nas. Mnie i rodziców. Pewnego dnia uciekła. Wyruszyła w trasę i powiedziała, że dla dobra kariery, musi się skupić wyłącznie na niej.
- Bardzo mi przykro…
- Tak, to bardzo przykra historia. Porozmawiajmy zatem o czymś przyjemnym. Często tu bywasz?
- Raczej rzadko. Ale jeżeli ty masz zamiar tu przychodzić, to mogę być nawet codziennie.
- Ha ha! Ten bramkarz wydusiłby ze mnie ostatni grosz! Nie, to zbyt ekskluzywne miejsce dla mnie.
- A podoba ci się?
- Nawet bardzo, lecz, jak mówiłam, nie na moją kieszeń. Tak jak ten pokój! Moje biuro mogłoby się tu zmieścić trzy razy! A powiedz mi, znasz może tutejszych gości?
- Wielu z imienia. Bliżej tylko kilku. Szampana?
- Dziękuję. Wiesz, interesuje mnie zakup małego mieszkanka, na ulicy Nasturiańskiej. Znalazłam ostatnio, w dobrej cenie, a moje stało się nieco za drogie. Słyszałam, że właściciele tamtych nieruchomości często tu przebywają. Mógłbyś mnie z kimś umówić?
- Pogadam z braćmi.
- Och! Masz braci?
- Dwunastu! Wszyscy starsi!
- No, to musiałeś mieć nieciekawe dzieciństwo!
- Z nimi, to mam nieciekawe życie. Cały czas mówią do mnie „Hansio”, mimo że wiedzą, jak mnie to wkurza. Ale cóż, widać tacy są starsi bracia. Chyba podobnie masz z siostrą, nie?
- Podobnie…? Teraz tak… Ale kiedyś… Byłyśmy ze sobą bardzo blisko, zawsze, we wszystkim się wspierałyśmy. A tu nagle… Ni z tego ni z owego… Odwróciła się ode mnie…
- Ja się od ciebie nie odwrócę…
Pokój pachniał czystym, Świerzym powietrzem, jak nigdy na zewnątrz. Delikatne światło padało na ściany z jednej zaledwie lampy. Dawało uczucie ciepła i bezpieczeństwa. Zima została za oknem. Nie mogła wejść do środka. Nawet jej obraz został zakryty przez żaluzję. Pościel na łóżku była delikatna jak aksamit. A może była z aksamitu? Nie na pościel zwracałam uwagę. Szampan grał mi w głowie wolną melodię. A może to było radio? Nie na melodię zwracałam uwagę. On miał taką piękną twarz, takie ładne oczy, taki przyjemny głos. I takie delikatne usta. Do wszystkiego doszło tak bardzo szybko, niespodziewanie. Mimo to czułam się bezpieczna, ciepła i kochana. Byłam młoda. On też. Ale ja byłam także głupia.
Spędziłam u Hansa cały dzień i niczego się nie dowiedziałam. Pod wieczór, poprosiłam by odwiózł mnie do biura, gdyż muszę jeszcze trochę popracować. W rzeczywistości chciałam posiedzieć w pustym pokoju, z dala od krzyków sąsiadów i pomartwić się o swój los. Nie wiedziałam gdzie jest Elsa. Nie miałam żadnych dowodów na jej niewinność. Skąd miałam je wziąć? Najlepiej byłoby obgadać wszystko z nią, tylko jak? Policja twierdzi, że Elsa zabiła burmistrza, gdyż on nie chciał jej zapłacić za… Romans. Ale to nie ma sensu! Przecież, jeżeli romans był, a nie było, mogłaby go zaszantażować. A gdyby się nie zgodził, powiedzieć prawdę jego żonie. Po co miałaby go zabijać? Czemu w tak otwartym miejscu? Elsa mogła być zimna, samolubna i rządna kariery, ale nie była głupia! Do tego ta cała sytuacja z Hansem… Co ja najlepszego zrobiłam? Wprost mi powiedział, że jego bracia mogą mieć wpływy na ulicy Nasturiańskiej, należącej do mafii! Może Kirstoff i Elsa mieli rację? Może nie powinnam się z nim zadawać? Już miałam się kompletnie rozlecieć, gdy zadzwonił telefon.
- Biuro Detektywistyczne „Nie ten-tego”, Detektyw Anna przy telefonie. Słucham? O, witaj. Nie za późna pora? Jaki trop? Wydział wewnętrzny!? Dobrze. Dobrze. Dzięki i dobranoc.
To był Kai. Przekazał mi wtedy niezwykle zaskakujące informację. Okazuje się, że burmistrz musiał umrzeć, a jeżeli nie zabiłaby go Elsa, czego nie zrobiła, to zrobiłby to ktoś inny. Zatem zrobił to ktoś inny. Wciąż jednak nie wiedziałam co robić. Zapaliłam papierosa i podeszłam do okna. Żaluzje były opuszczone. Cienkie paski światła z latarni wpadały do środka, prosto na podłogę. To był odruch. Wsunęłam palce między żaluzje i rozszerzyłam, by spojrzeć na ulicę. Wtedy ich zobaczyłam. Latarnie i leżący wszędzie brudny śnieg, sprawiały że okolica była żółto-szara. A oni stali na przeciwnej stronie ulicy. Stali i patrzyli się prosto w moje okno. Nie gliniarze. Zabójcy. Na pewno zauważyli ruch w oknie, gdyż szybko zaczęli przechodzić przez ulicę. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam rewolwer. Miałam naprawdę nadzieję, że nigdy nie będę musiała go użyć. Stanęłam po lewej stronie drzwi, sprawdziłam, czy załadowałam broń. Wszystko było w porządku. Pozostało teraz tylko czekać. Po chwili usłyszałam kroki na schodach. Tylko jedna osoba. Drugi musiał zostać na czatach. Poprawiłam pozycję, palce zaciskały mi się na rękojeści, która wyślizgiwała się przez pot. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji! W końcu, za witryną drzwi pojawił się cień. Mężczyzna w kapeluszu. Chwycił gałkę i przekręcił. Delikatnie i cicho. Wycelowałam i czekałam, aż wejdzie. Wtem stało się coś zupełnie niespodziewanego. Usłyszałam trzask, jakby ktoś właśnie połamał drewnianą deskę. Zabójca wpadł do środka. Uderzył twarzą o podłogę i już się nie podniósł. Byłam zdenerwowana jak nigdy, ale bardzo szybko odskoczyłam od ściany i wycelowałam w drzwi. Radość ogarnęła mnie od razu. Stał w nich Kristoff! W swojej potężnej dłoni trzymał nogi roztrzaskanego krzesła z poczekalni.
- Nie wyglądał mi na klienta.
- Kristoffku!
- Krist…!
Nie dokończył. Za bardzo się speszył, gdy rzuciłam mu się na szyję. Wtem nagle coś mi się przypomniało. Puściłam go i poprawiłam uchwyt na rewolwerze.
- A gdzie ten drugi?
- Jaki dru…
Ponownie nie dane mu było dokończyć zdania, lecz tym razem nie przeze mnie. Potężny huk przeszedł przez korytarz, ale jeszcze potężniejsze było uderzenie, które przybiło mnie do ściany. Jednak huk i uderzenie było niczym, przy ostrym bólu, który ogarnął mój bark. Złapałam się za niego i poczułam wilgoć. Kristoff odwrócił się i obaj zobaczyliśmy jak na dole, tuż przy schodach, stał ogromnych rozmiarów mężczyzna i celował do nas z colta. To był Puszek.
- Spadamy!
Krzyknęłam i ruszyłam w lewo, w głąb korytarza. Szybko jednak straciłam siły, Kristoff musiał mnie podpierać. Krew bezlitośnie odbierała mi życie. Lała się na ziemię, jak sok ze świeżej brzoskwini. Usłyszałam za nami ponowny strzał. Gdy znaleźliśmy się blisko skrętu do kolejnego korytarza, odwróciłam się i uniosłam broń. Wiedziałam, że go nie trafię. Obrazy dwoiły mi się i troiły, a ręka mi drżała. Chciałam go tylko nastraszyć. Wypaliłam. Byłam jednak słabsza, niż myślałam. Rewolwer wypadł mi z ręki i uderzył mnie prosto w czoło.
- Ała!
- Co z ciebie w ogóle za detektyw!
Wrzasnął Kristoff podnosząc rewolwer z ziemi i chowając mnie za rogiem.
- Praca detektywa nie wymaga wcale strzelania! To tylko takie zabezpieczenie!
Jakoś dotarliśmy do końca korytarza, a następnie przez okno wyszliśmy na schody przeciwpożarowe. Bardzo trudno było mi się po nich poruszać, ale jakoś dałam radę. Gdy jednak znaleźliśmy się na ulicy, usłyszałam, że ktoś trzeci wszedł na schody. Kristoff zaciągnął mnie do samochodu. Niewiele pamiętam. Jedynie parę kolejnych strzałów i dźwięk przebijanej blachy.
- No nie, no! Nie wal w samochód! Zostały mi tylko dwie raty!
To on tego gruchota zakupił na raty? Uśmiechnęłam się i odleciałam.
Obudziłam się jeszcze w samochodzie. Była już czarna noc, chodź być może za niedługo wstałoby słońce. Ból w barku był znacznie mniejszy. Gdy na niego zerknęłam, zobaczyłam bandaż. Biały kawałek materiału, a po środku czerwony okrąg. Zerknęłam na lewo. Kristoff ciągle prowadził. Nie wiedziałam, gdzie jechał.
- Dokąd…?
- Chej, spokojnie! Opatrzyłem ci ramię, ale nie jestem w tym profesjonalistą!
- Dokąd… Mnie zabierasz?
- Do przychodni. Mój przyjaciel, doktor Bazaltar ci pomoże. Zaraz później, na policję.
- Nie!
Chyba chwyciłam wtedy za kierownicę. Pamiętam, że strasznie zaczęło kołysać.
- Chej, o co ci chodzi!? Krwawisz i właśnie próbowano cię zabić! Gdzie niby chcesz jechać!?
- Nie na policję… Nie do przychodni… Nie ma czasu…
- Czasu na co!?
- Chcieli mnie zabić… To oznacza, że już mnie nie potrzebują. Wiedzą, gdzie jest Elsa. Grozi jej niebezpieczeństwo…
- Elsa? Znaczy się, twoja siostra?
- Tak…
- Przecież mówiłaś, że nie możesz z nią gadać!
- No, nie… Zaszyła się gdzieś. Ukrywa się.
- To gdzie niby chcesz, żebym cię zawiózł?
- Jeżeli oni wiedzą gdzie się ukrywa, to on też wie.
- Kto?
- Olaf. Nasz przyjaciel. Muszę do niego zadzwonić. Muszę… Z nią porozmawiać.
- Z tego co pamiętam, byłyście konflikcie. Skąd wiesz, że będzie chciała gadać? Ludzie ukrywają się, bo szukają samotności!
Nie wierzyłam w to. Moją głowę, nie licząc bólu, zalała cała fala wspomnień z dzieciństwa. Zabawy z siostrą, wspólne przyrzeczenia, spędzanie razem czasu, chociażby na milczeniu. Nie wierzyłam w to, co mówił Kristoff, bo w głębi duszy wiedziałam, że dobrze znam Elsę. Owszem, czasem szukała samotności. Czasem chciała zamknąć się w pokoju i odseparować od całego świata. Lecz nigdy ode mnie. Coś musiało się zmienić. Coś musiało się stać. Dawno przestałam zadawać sobie to pytanie. Przestałam pytać, dlaczego mnie zostawiła. Ale ludzie nie zmieniają się od tak. Czasami ukrywają się, bo po prostu się boją. A ze strachem ciężko walczyć samotnie.
- Słuchaj… Ja wiem, że czasem trudno ze mną wytrzymać. Rozumiem, że ludzie wolą trzymać się ode mnie z daleka. Robili to przez całe życie. Przywykłam do tego. Mimo, że jej nie cierpię, przywykłam do samotności. Własna siostra nie chcę ze mną rozmawiać. Co to o mnie może świadczyć? Zginęli nam rodzice, zostałam bez grosza, każdego dnia wiążę koniec z końcem, a ona nawet nie zadzwoni, nawet nie odpiszę… Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Wiem jednak, że to moja siostra, i że grozi jej niebezpieczeństwo. Niezależnie od tego, czy nie zechcę mnie widzieć, nie mogę jej tak zostawić… Proszę cię, zatrzymaj się przy jakimś telefonie…
Nie powiedział już ani słowa. Czułam jednak, że się zgodził. Już na następnym zakręcie zatrzymał się przed publiczną budką. Z nieba zaczął sypać śnieg, było coraz zimniej. Tak jakby cały świat wokół nas z dnia na dzień zamarzał i pochłaniał to cuchnące miasto.
- Olaf? Gdzie ona jest? Wiem, że wiesz.
Nigdy nie spodziewałam się, że odpowiedź będzie taka prosta. Ukrywała się tuż pod ich nosami! Wsiadłam do samochodu.
- Nasturiańska.
Rura trzasnęła i sven ruszył przed siebie. Śnieg padał coraz gęściej. Kristoff musiał włączyć wycieraczki.
- Wybacz. Nie wiem, czy będę mogła ci jeszcze pomóc z twoją firmą.
- O mnie to ty już się nie martw…
Pamiętacie historię o tym, jak opuściła mnie Elsa? Cóż, jest tego więcej. Nie wie o tym wiele osób. Tylko nasza trójka. Ja, Elsa i Olaf. Nie powiedziałam o tym nawet Hansowi. To było zbyt bolesne. Żal, jaki do niej miałam, był znacznie większy. Nie chodziło tu tylko o to, że przestała się ze mną widywać. Chodziło tu o to, że mnie porzuciła. Po prostu mnie porzuciła. Zostałam sama i gdyby nie Olaf… Pamiętacie jak obarczyłam Elsę winą, za śmierć rodziców? Oni nie zmarli tak po prostu. Dzień po ucieczce Elsy popełnili samobójstwo. Utopili się w dokach. Nie mogli znieść straty córki. I nie byłaby to absolutnie jej wina, gdyby chociaż zjawiła się na pogrzebie! Nie odezwała się jednak słowem. Firma rodziców przypadła jej. Ona natomiast szybko ją komuś sprzedała, a mnie pozostawiła bez grosza. Olaf utrzymywał mnie, dopóki nie zakończyłam edukacji. Pomógł mi zakupić biuro, wyrobić licencję, zostać detektywem. Gdy czasem byłam w rozpaczliwej sytuacji, on płacił moje rachunki. Przynajmniej tak to kiedyś widziałam. Czemu nagle wzięło mnie na te przemyślenia? Bo całe moje życie, a przynajmniej to, co o nim wiedziałam, miało się niedługo zmienić.
Nagle spostrzegłam, że papieros wypalił się już prawie do końca. Co za życie… Zapalałam chyba dwa razy dziennie, lecz w ciągu ostatniego tygodnia, zaciągnęłam się zaledwie raz. Pali się wtedy, kiedy ma się odrobinę czasu na relaks. Kiedy chcę się zapomnieć o świecie. Toteż zapominałam. O całym świecie. O papierosie także. Wetknęłam lufkę w usta i pociągnęłam. Wystarczyło tylko na jeden wdech. Dym wypełnił mi płuca, następnie wypłynął ustami, jakbym wypluwała ciekły azot. Popiół rozsypał się po stole. Od razu zgarnęłam go do papierośnicy. Jak tylko pamiętam, nie cierpiałam palić. Zawsze mówiłam sobie, że nigdy nie tknę tego syfu. On mnie do tego zmusił. Wyraził się bardzo jasno, czego ode mnie oczekuje, gdy po raz pierwszy podał mi lufkę. Za każdym razem kiedy był w pobliżu, miałam mieć ją w palcach. Albo w ustach. Po jakimś czasie to weszło w nawyk, nawet kiedy jego obok nie było. Złe nawyki… Jakże cholernie trudno jest się ich pozbyć. A jakże łatwo i nieświadomie wchodzą w nasze życie. Wstałam i ostrożnie podeszłam do okna. Unikałam go, mimo że zawsze trzymałam opuszczone żaluzję. Przez szparę wyjrzałam na zewnątrz. Nie próbowałam jej nawet poszerzać. Zbyt duże ryzyko. Niczego podejrzanego nie zobaczyłam. Wtedy uświadomiłam sobie, że tak to teraz będzie wyglądać. Miałam cały czas pozostać w strachu. Patrzeć przez ramię. Uważać na policję i mafię. Uważać na wszystkich. Od teraz tak miałam żyć. W ciągu tych ostatnich samotnych lat, jedynym pocieszeniem były dla mnie występy na scenie. Czułam się wtedy, jakbym była na świecie zupełnie sama. Bez trosk, bez strachu. Tylko piękno. Gdy siedziałam w tym pokoju wiedziałam, że straciłam także i to. Ale to nie miało znaczenia. Było warto. Dla niej, było warto. Pozostać w chłodzie, by ona mogła wychodzić na światło słońca. Przetarłam dłonie. Były lodowate. Już do tego przywykłam. Białe i lodowate dłonie. Takie było moje życie. Bez kolorów. Pełne chłodu. Od lat coś pchało mnie w jego objęcia.
- Elso?
I to był ten moment. Moment w którym wszystko, czego starałam się dokonać przez całe życie, zawaliło się w jednym momencie.
- Anna!
Złapałam się za pierś. Wydawało mi się, że serce zaraz połamie mi żebra. A przecież zdołałam je zamrozić.
- Co… Co ty tu robisz!?
- Elso, jesteś w niebezpieczeństwie. Przyszłam porozmawiać…
- Nie rozumiesz! To ty jesteś w niebezpieczeństwie! Nie możesz tu być!
- Elso, chciałam…
- Tak, tak, wiem! Chcesz pomóc! Ale ja dam sobie radę! Sama…
Ostatnie słowo odebrało mi dech, Nie potrafiłam do tego przekonać samej siebie.
- Więc idź, jeśli chcesz być bezpieczna!
- Na to chyba za późno.
- Jak to?
- Elso, wczoraj byli w moim biurze. Próbowali mnie zabić. Wśród nich był twój znajomy, Puszek.
- Niemożliwe…
Czułam jak wszystkie siły, które utrzymywały mnie przez tyle lat, nagle mnie opuszczają. Upadłam na krzesło, zakryłam usta dłonią. Chciałam się rozpłakać, ale najwyraźniej już nie potrafiłam.
- Okłamał mnie…
- Elso, poszukują cię za zabójstwo burmistrza. Ja wiem, że tego nie zrobiłaś.
- To nie ma znaczeni! Słyszysz? To nie ma znaczenia!
To była ostatnia nadzieja. Nadzieja dla niej. Musiała odejść, ukryć się, zostawić mnie. Ja i tak jestem skończona. Anna miała jeszcze szansę. Kiedy jednak spojrzałam w jej oczy, byłam pewna. Ona nie da się przekonać.
- Rozmawiałam z Kaiem. Dochodzenie wykazało, że burmistrz był skorumpowany, lecz jakiś czas temu zgodził się współpracować z wydziałem wewnętrznym.
- A więc dlatego go…
Anna chwyciła stojący nieopodal stołek i usiadła naprzeciwko mnie. Chciałam uniknąć jej wzroku. Tyle lat starałam się zapomnieć. Zapomnieć jej głosu, zapomnieć jej twarzy, zapomnieć jej oczu. Nigdy mi się to nie udało. Ile ona przeze mnie wycierpiała? A jednak, przyszła tu i mówi, że we mnie wierzy. Patrzy na mnie, jakby chciała oczami powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że razem nam się uda. Ja już dawno przestałam w to wierzyć.
- Elso, co się takiego stało? Czemu nie chcesz dowieść, że jesteś niewinna? Kto taki cię okłamał? Kto konkretnie zabił burmistrza?
Zabawne. Nie zadała ani jednego pytania, na które odpowiedź najbardziej chciała znać. Dlaczego ją zostawiłam? Dlaczego sprzedałam firmę? Dlaczego się nie odzywałam? Dlaczego ją odtrącam? Chyba wiedziała. Wiedziała, że te pytania były dla mnie jak sople lodu, wbijane w pierś.
- Anno…
I zamilkłam. Po tylu latach wydawałoby się, że mam jej tyle do powiedzenia, a ja milczałam. Ona też. Jestem jej za to wdzięczna. Za to, że nie naciskała, że dała mi czas. Ta rozmowa kosztowała mnie naprawdę dużo i ona to wiedziała. Nie wiem ile to trwało. Były to jednak najwspanialsze minuty mojego życia. Po tylu latach znowu znaleźć się tak blisko niej. Słowa nie przechodziły mi przez gardło. Kiedy jednak zaczęłam mówić wiedziałam, że to nie było to, czego oczekiwała. Ale jak mogłam? Jak mogłam narażać ją jeszcze bardziej?
- Widzę… Że dobrze wykonujesz swój zawód. Słyszałam, że zostałaś detektywem…
Nie potrafiłam wydusić niczego innego. Nie potrafiłam wydusić prawdy. A jednak zrobiło mi się cieplej, kiedy to powiedziałam. Tak jakbym mogła normalnie porozmawiać ze swoją siostrą. O życiu, o planach, o osiągnięciach… Anna wyczuła, że więcej z siebie nie wydobędę. Dlatego przestała naciskać. Postanowiła kontynuować, jakby to była zwyczajna, siostrzana rozmowa.
- Prowadzę biuro dopiero od trzech miesięcy. Najtrudniej było zdobyć licencję… Na razie krucho z pieniędzmi, ale jakoś się rozkręcę.
Spojrzała wtedy na mnie i było w niej tyle wyrozumiałości i chęci współpracy. Nagle jej usta przybrały smutny wyraz, coś sobie przypomniała i uznała, że może mi o tym teraz powiedzieć.
- Słuchaj, przepraszam, że tak na ciebie ostatnio nawrzeszczałam. Nie wiedziałam, że możesz mieć kłopoty…
- Nie, nie, nie! Wszystko w porządku! Nie musisz za nic przepraszać!
Jeszcze tego by brakowało, by mnie za to przepraszała! Oczywiście, jej słowa raniły, ale nie tak bardzo, jak fakt, że miała prawo to wszystko powiedzieć. Przecież dla niej to właśnie tak wyglądało! Nie było mnie przy niej. Ani na chwilę. „Zastanowiłaś się nad tym, że możesz być ciocią?”, zapytała mnie wtedy. Nawet nie wiedziała, jak tego pragnę. By sobie ułożyła z kimś życie. By ktoś dał jej to, czego ja nie mogłam. By ktoś się nią zaopiekował i pokazywał, że ją kocha. Tak bym chciała mieć pewność, że przynajmniej ona jest szczęśliwa. A jedyne co mogłam zrobić, to trzymać ją z dala od niebezpieczeństwa. Czyli mnie.
- Czy to… Krew…?
Wiatr zawiał za oknem, tak samo jak mnie przeszedł dreszcz przerażenia. Na prawym ramieniu Anny zobaczyłam coś, jakby małą, powiększającą się z czasem czerwoną plamkę. Ona szybko chciała ją zakryć, lecz nie zdążyła. Podbiegłam i nie bawiąc się z guzikami ściągnęłam jej marynarkę z ramienia. Tam zastałam przesiąknięty krwią bandaż. Rana chyba świeżo co się otworzyła, bo na pewno nie zadano jej godziny temu.
- Anno! Co się stało!?
- To właśnie twój ochroniarz. Wypalił do mnie w moim własnym biurze…
- Wiedziałam, że tak się stanie! Po co w ogóle do mnie wtedy przychodziłaś?
- Co masz na myśli?
- Czy ty nie rozumiesz, że ścigają cię przeze mnie? Stałaś się celem, bo ze mną rozmawiałaś! Dlatego chciałam byś…
Przerwałam. Łzy, które zatrzymywałam przez tyle lat ugrzęzły mi w gardle. Wciąż nie pozwalałam im wypłynąć.
- Bym sobie poszła… A więc dlatego się ze mną nie kontaktowałaś?
- Puszek do ciebie strzelał… To cud że żyjesz! Nigdy nie widziałam, by chybił! Anno, czy ktoś to widział? Czy byłaś u lekarz?
- Uspokój się, nic mi nie będzie! Jestem detektywem, pamiętasz? To dla mnie… Nie pierwszyzna.
Kłamała. Wiedziałam, że kłamała. Przez tyle lat nie nauczyła się kłamać nic a nic. Przynajmniej nie, gdy rozmawiała ze mną.
- Elso, musisz mi powiedzieć co tu jest grane! Czemu wrobili cię w morderstwo? Kto cię szantażuje?
Tak bardzo bym chciała. By wszystko było tak jak dawniej. Nie bać się, żyć spokojnie.
- Nie rozumiesz, że oni nigdy nie dadzą ci spokoju?
Razem z nią.
- Nie możesz się ukrywać, to nic nie da! Musisz walczyć!
Ale nic z tego.
- Wybacz Anno… Już dawno mi pokazali, że tej walki wygrać nie mogę.
Arendelle było wtedy mroczne i zimne, ale ani trochę nie dorównywało w tym mojemu wnętrzu. Miejsce, gdzie nie ma walki. Tylko strach i ucieczka. I nadzieja, że przynajmniej Anna będzie żyć. Wiedziałam, że musimy się rozstać. Ponownie. Sama… Dym z papierosów, wypalonych przez tyle lat dusił mnie niemiłosiernie. A może to był żal? Dlaczego jej nie posłuchałam? Dlaczego jej nie uwierzyłam? To wszystko mogło się skończyć, wtedy, w tym mieszkaniu. Gdybyśmy stanęły ramię w ramię…
- Więc nie powiesz mi co jest grane?
- Im mniej wiesz, tym jesteś bezpieczniejsza.
To także nie była prawda. Już była w niebezpieczeństwie. Po prostu gdybym jej powiedziała… To złamałoby jej serce.
- Posłuchaj mnie, teraz liczy się tylko to, byś ty uszła cało. Zadzwoń do Olafa, niech tu przyjedzie. Będzie w stanie ci pomóc. Masz gdzie się zatrzymać? Byle nie w swoim mieszkaniu?
Widziałam, że Anna nie przyjęła mojej odmowy do wiadomości. Ale nie kłóciła się. Chyba miała nadzieję, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Że jeszcze mnie odzyska. Z zupełną niechęcią podzieliła się ze mną jedną z najbardziej przerażających informacji, jakie kiedykolwiek otrzymałam.
- Tak. Zbliżyłam się ostatnio z Hansem i…
- Hansem!?
Na dźwięk tego imienia wściekłość poniosła mnie na drugi koniec pokoju.
- Anno! To ty nie wiesz, kto jest właścicielem „Lodowego Pałacu”!? Nie wiesz, kto kupił firmę naszych rodziców!?
Mroczne plany tego miasta nie pozwoliły mi dokończyć. Ciężki but oficera wyważył drzwi do mieszkania i do środka weszło trzech funkcjonariuszy. Dwóch trzymało broń. Odruchowo podniosłam ręce do góry. Trzeci, najniższy, podstarzały, ze szpiczastym nosem wydał mi się znajomy. Chyba był częstym gościem klubu… Po odznace poznałam, że był komisarzem.
- Departament Policji Arendelle! Jest Pani aresztowana!
- Spokojnie Szwindelkant! Jest nieuzbrojona! Schowajcie te spluwy!
- Pani niech mnie lepiej nie poucza! W pierwszej kolejności zastanawiam się co Pani w ogóle tu robi!?
- Masz do wyboru dwie opcje. Odwiedzam siostrę, albo wykonuje za was brudną robotę. Stawiałabym jednak na trzecią: oba na raz.
- Chłopcy, schowajcie broń. Widać że nasza morderczyni nie jest skłonna do agresji. A teraz, niech Pani grzecznie wyciągnie rączki i pozwoli z nami!
- Nie ma mowy, Szwindelkant! Ona jest niewinna. Nie masz żadnych dowodów…
- Szwądękaunt! I owszem, mam!
- Pójdę z wami!
Moja decyzja zaskoczyła chyba wszystkich obecnych. Nie widziałam innego wyjścia. Anna nigdy nie pozwoliłaby mnie zabrać. Mogłam jedynie im na to pozwolić, by nie wplątała się w tarapaty.
- W porządku Anno, nie bój się o mnie. Skoro twierdzisz, że jestem niewinna, to czemu się martwisz?
- Bo oni wsadzą cię do więzienia mimo to, Elso.
- To bez znaczenia Anno. Idź! Zadzwoń do Olafa.
Znowu to spojrzenie. Nie akceptowała mojej decyzji, ale nie zamierzała się kłócić. Westchnęła raz, jakby chciała tym jednym gestem pojąć wszystko to, co robiłam. Kiwnęła głową, nie wierząc w to, co się dzieję.
- Mam nadzieję, że w końcu pojmiesz Elso. Nie możesz się bać. Jak już zrozumiesz, zadzwoń. Odbiorę.
Nie podniosła tonu ani razu. Przez całą rozmowę. Wtedy nie wiedziałam, ale teraz wiem. Ona zrozumiała. Zrozumiała, że to wszystko wcale mi się nie podobało. Że tak naprawdę wcale tego nie chciałam, po prostu myślałam, że nie mam wyjścia. Nie akceptowała tego… Ale rozumiała.
- I niech Pani pamięta, że ma Pani prawo tylko do jednego telefonu! A teraz, Pani Detektyw, proszę za mną! Musimy obgadać kwestię Pani licencji, gdyż chyba złożę skargę!
Anna wyszła pierwsza. Komisarz za nią, wpierw jednak szepnął coś do swych oficerów. Usiadłam ostrożnie na stołku. Coś mi się nie podobało. Za plecami miałam torebkę. Specjalnie trzymałam ją tak, by oni nie widzieli. Widziałam ich twarze. Patrzyli na mnie, jak hieny na padlinę. Nasłuchiwali. Czekali, aż Szwądękaunt opuści budynek. Spluwy mieli wywalone na wierzch, wystarczyłby jeden, krótki ruch, by je wyciągnęli. Od razu było widać, co się święci. Nie przyszli tu by mnie aresztować. Mają mnie jednak za bezbronną dziewczynkę. Duży błąd. Mafia może mogła mnie odciąć od rodziny, ale gdy dużo podróżujesz, spotykasz także wielu ciekawych ludzi. Spotkałam kiedyś takiego Larsa. Nauczył mnie tego i owego. Mieli rewolwery, lecz stali blisko, na swoje nieszczęście. Poczekaj, Elso. Nie jesteś taka jak oni. Poczekaj na ich ruch. Nie możesz tak po prostu, bez litości. To musi być zawsze w samoobronie. Tylko i wyłącznie, w samoobronie. Anna już prawie opuściła budynek. Sięgam do torebki i chwytam mój nóż motylkowy…
To spotkanie nie należało do najmilszych… Znowu poczułam, że nie wiem, co robić. Elsa praktycznie odebrała mi możliwości ruchu. Całą swoją nadzieję, pokładałam w tej rozmowie. Czy miałam jakieś dowody? Ani trochę. Siostro, dlaczego nie zrozumiałaś wtedy, że ty jedna mogłaś sobie pomóc? Mimo wszystko, z jakiegoś powodu mi ulżyło. Wtedy to właśnie zobaczyłam to pierwszy raz, jak sięga pamięć. Zobaczyłam że jej… Na mnie zależy. Że wcale nie jest tą zimną wiedźmą, za jaką ją miałam. Tylko jak? Jak się w to wplątała? Co sprawiło, że mnie zostawiła? Przecież ona nigdy nie obracała się w takim towarzystwie! Nie znałam odpowiedzi na te pytania. Jeszcze. Przestałam ją jednak za to obwiniać. Przestałam myśleć, że to dla kariery. Widząc jak bardzo jestem jej droga uznałam, że musi być coś innego na rzeczy. Czegoś się bała. Wyraźnie jednak nie zależało jej na sobie. Czego zatem? Co mogło ją przerażać bardziej, niż możliwość skończenia w więzieniu? Albo gorzej?
- Pani Detektyw, ja naprawdę mam dosyć powtarzania, że sprawy policji Pani nie dotyczą! Może Pani śledzić niewiernych mężów, znajdywać zagubione psiaki i na tym koniec! Jestem tak blisko wsadzenia Pani za kratki, za utrudnianie śledztwa i…
W pierwszej chwili cieszyłam się, że coś mu przerwało. Szybko jednak przestałam. Usłyszeliśmy z góry trzask, jakby załamywało się niebo. Niebo z lodu. W rzeczywistości było to szkło. Z okna na piętrze, dokładnie z pokoju, w którym znalazłem Elsę, wyleciała osoba. Bałam się, że Elsa, lecz nie. Policjant. Jeden z oficerów. Wylądował dokładnie na dachu radiowozu. Koledzy z pracy szybko podbiegli do niego, by sprawdzić co się stało. Żył. Wątpię jednak, by szybko się po tym podniósł. Szwindelkant spojrzał na górę, a przy tym wydawał się niezwykle uradowany.
- No! To teraz ta lafirynda się już nie wykręci! Właźcie do budynku! Znajdźcie ją! Ciebie natomiast, młoda damo.
Zimne kajdanki zmiażdżyły mi nadgarstki.
- Również zabieram na posterunek!
Pierwszy raz jechałam radiowozem… I to jako więzień. Kto by pomyślał?
- Ha! Słyszałaś? Ta twoja siostra-lafirynda zadźgała jednego z moich ludzi! Drugi właśnie się obudził i twierdzi, że rzuciła się na nich, gdy tylko opuściliśmy budynek! Bezbronna była, co? Miała w torebce nóż! Najpierw podziurawiła jednego, potem wypchnęła przez okno drugiego! Zmówiłyście się, prawda? Chciałaś uśpić naszą czujność? I niby ci się udało, tylko powiedz mi, gdzie jest teraz ta twoja siostrzyczka? Ona uciekła, a ty?
Cała sytuacja wydawała mi się dziwna. Szwindelkant osobiście założył mnie kajdanki i teraz osobiście, sam jeden, wiózł mnie samochodem na komisariat. Może to tylko myśli mi się tak kotłowały. Naprawdę, nie wiedziałam do czego tam doszło. Co zrobiła Elsa? Dlaczego ich zaatakowała? Kolejne pomysły i wnioski przewijały mi się przez głowę, jak latarnie na ulicy. Jedna, za drugą. Jedna świeciła, druga dogasała, trzecia była zepsuta. Wtedy mnie coś tknęło. Być może to przez te latarnie. Nagle zorientowałam się, że nie jedziemy na posterunek! Gdy tylko zobaczyłam cel podróży, wszystko zrozumiałam. Klub „Lodowy Pałac”. Tam mnie wiózł. A więc w taki sposób zdobył karierę… Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Podjechał na tyły, a ja go zobaczyłam. Jedyną osobę, która mogła mi teraz pomóc. Podniosłam dłonie w kajdankach by pokazać Kristoffowi, że mam kłopoty. Na szczęście stał daleko. Szwindelkant ze swoim słabym wzrokiem nie mógł go dojrzeć. Kristoff przytaknął, a przynajmniej tak mi się wydawało i wsiadł do swojego gruchota. Chyba śledził nas od kryjówki Elsy… Trochę się w to zaangażował. Będę musiała mu podziękować. Natomiast mój ulubiony komisarz, wepchnął mnie do klubu. Tym razem nie poczułam kojącego ciepła. Było zimno, jak na podwórku, a na podwórku od tygodni nie było takich mrozów! Zaciągał mnie do piwnicy. Gdy w końcu weszliśmy do ciasnego pokoiku, zauważyłam znajomą twarz.
- Nareszcie jesteś! Przywiążcie ją do krzesła!
Hans… Podłe bydlę. Czemu ja byłam taka głupia? Siostra mnie ostrzegała. Sama się ostrzegałam! Nawet Kristoff podejrzewał, że coś może z nim być nie tak! Ty głupia, naiwna dziewucho, ile ty masz lat!? Przywiązali mnie i to nie delikatnie. Było ich czterech. Szwindelkant, Hans, Puszek i jeszcze jeden gość, którego nie znałam.
- Witaj ponownie, Anno. Wybacz, ale dzisiaj zabawimy się… Nieco inaczej.
W przypływie gniewu i brawury naplułam mu w twarz. Ale co? Tylko on miał mieć zabawę? W odpowiedzi dostałam z otwartej dłoni w policzek.
- Jak facet nie potrafisz?
Tym razem była to pięść. Rozciął mi wargę. Metaliczny smak wypełnił mi usta.
- Posłuchaj, mała, ruda małpo! Nie zaprzeczam, że sprawi mi to ogromną przyjemność i mam zamiar przetrzymać cię tu trochę długo, ale nie chcę długo czekać na odpowiedź. Gdzie jest twoja siostra!?
- Poszła ulepić bałwana…
Uderzenie w brzuch odebrało mi dech. Zacisnęłam zęby, by szybko odzyskać głos. Jeszcze nie skończyłam.
- Ale nie, nie, nie, nie! Naprawdę! Tak długo tego nie robiła, że uznała, iż czas najwyższy!
Złapał mnie za szyję, spojrzał mi prosto w oczy i wymierzył trzy ciosy otwartą dłonią.
- Nadal cię to bawi!?
- A skąd… Nawet chciałabym, żebyście ją odnaleźli…
W głowach takich szumowin często rodzą się dziwne przekonania, dotyczące ludzkiej natury. Mierzą innych swoją miarą. Wydaję mi się, że przez moment myśleli, że mam jakiś żal do siostry i że powiedziałam to szczerze. Myśleli, że chciałam się na niej zemścić. Głąby…
- Ona tak rzadko lepi bałwany… Twoja twarz mogłaby posłużyć za wzorzec!
Nie będę opisywać następnych ciosów. Nie pamiętam ich. Była to cała seria i były niezwykle bolesne. Gdy skończył, krew ściekła mi z ust na kolana. Ledwo widziałam.
- Więc co? Siostrzyczka zostawia cię na trzy lata, morduje trzech ludzi, pozwala cię aresztować, a ty tak po prostu jej bronisz? Co z ciebie w ogóle za detektyw?
- Marny… Masz rację, marny… Jestem skończoną idiotką… Ale się nauczę. Dzięki Hansio, za tę drobną lekcję.
- Nie ma za co!
Następnym uderzeniem połamał mi nos.
- Może pozwolisz się mną zająć Panu Puszkowi, co? Ty, Hansiu, w ogóle nie masz ręki do kobiet…
- Jakoś tego ranka ci się podobało!
Kolejny zastrzyk gniewu i brawury wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- He he… Udawałam!
- Hans! Przestań! Nieprzytomna na nic się nam nie zda!
Gdyby okoliczności były inne, pewnie podziękowałabym Szwindelkantowi za to. Ale za dobre uczynki się nie dziękuje, jeżeli motywy są złe.
- Ja wiem, Hansiu… Wszystko wiem… Wiem, że burmistrz był w twojej kieszeni, ale zaczął sypać, dlatego musiałeś się go pozbyć. A tymczasem Elsa złamała zasady i spotkała się ze mną. To była moja wina, tak ściśle rzecz biorąc. Ona od razu chciała mnie wykopać. Puszek ci poświadczy. W każdym razie, zabiłeś burmistrza i opłaciłeś świadków, by wrobili w to Elsę. Po czym postanowiłeś ją zabić. Nikt by nie płakał, za mordercą burmistrza. Nie mogłeś jej jednak znaleźć. I tutaj wkraczam ja… Najpierw chciałeś się dowiedzieć, czy może wiem coś o niej, czy się ze mną skontaktowała. W bardzo czarujący sposób, muszę przyznać. Lecz, gdy zrozumiałeś że i tak niczego nie powiem, musiałeś sięgnąć po bardziej radykalne środki. To ja was zaprowadziłam do Elsy, prawda? Wcale jej nie znaleźliście. Zrobiłam to dopiero ja, głupia idiotka. Puszek wcale nie miał mnie zabić, tylko nastraszyć. Elsa wspominała, że nigdy nie chybia. Był natomiast wyjątkowo blisko mnie, gdy trafił mnie w bark… A gdy już was zaprowadziłam, ludzie Szwindelkanta mieli ją zabić. Dlatego obydwoje skończyli, jak skończyli…
- Dobra! Uderz ją jeszcze raz!
Komisarz chyba ponownie wziął do siebie sposób, w jaki na niego mówię. Gdy Hans spełnił jego uroczą prośbę, przespacerował się trochę po pokoju. Myślał. Musiało mu to sprawiać ogromny ból. Kręciło mi się w głowie, cały czas myślałam, że zaraz odlecę.
- Mylisz się, Anno. Mylisz się co do swojej siostry. Naprawdę nie wiesz, co ona dla nas robiła? Nie dziwi cię to, jak poradziła sobie z tymi dwoma gorylami? Twoja siostra, to morderczyni. Możesz sobie mówić, co chcesz, ale to ona zabiła burmistrza i tego nie zmienisz. Jej błędem było to, że została zauważona i dlatego chcieliśmy jej się pozbyć. Za dużo wiedziała. Zastrzeliła tego obleśnego faceta w dokach. Strzeliła mu prosto w czoło, patrząc mu w oczy. Myślisz, że nazywamy ją „Królową Śniegu” ze względu na kolor jej włosów?
- Chrzanisz, Hansiu… To może zabrzmi nieco dziwnie, ale kręci mi się w głowie… Mam prawo mówić dziwne rzeczy… Wiem, że nie widziałam jej od trzech lat, ale mimo to, znam ją lepiej niż ktokolwiek z was. Wiem, okłamywała mnie, odtrącała, raniła, porzuciła… Nie wiem, dlaczego to wszystko zrobiła, ale wierzę w Elsę. Ona tego nie zrobiła… Ona go nie zamordowała. Nie byłaby w stanie.
- Jesteś naiwna jak małe dziecko, Aniu.
- To nie naiwność, Hansiu. To jest coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz… Bo w twojej piersi wieje ziąb, gorszy niż na zewnątrz…
Zakryłam się ciaśniej płaszczem, by lepiej się ukryć. Ukryć krzykliwą suknie przed przechodniami, ukryć skórę przed chłodem. To drugie nie wychodziło ani trochę. Nie było to jednak przez pogodę. Czułam mroźny powiew wewnątrz mnie. Wiedziałam, jak będzie teraz wyglądało moje życie. „Królowa Śniegu”… Powinni mnie nazwać „Królową Samotności”. A jednak był pewien ciepły punkt w mojej piersi. Świadomość, że ona jest bezpieczna. A także że mogłam z nią porozmawiać, ten ostatni raz. To była jednak iluzja, o czym zaraz miałam się przekonać. Wyciągnęłam lufkę i spróbowałam natknąć na nią papieros, gdy ktoś zaczął mnie wołać.
- Elso! Elso! Jesteś Elsa, prawda? Siostra Anny?
- Kim ty…?
- Wybacz! Spokojnie! Jestem Kristoff, jej znajomy. Gdzie ty idziesz?
- Uciekam stąd, jak najdalej się da!
- Jak to uciekasz? A co z Anną?
- Sprowadzam na nią wyłącznie kłopoty! Zostaw mnie!
- Nie rozumiesz tego!? Przed tym się nie ukryjesz!
Coś podobnego mówiła do mnie Anna. „Nie możesz się ukrywać, to nic nie da!”. Zastanawiałam się wtedy, co oni mogą o tym wiedzieć? To było to, co robiłam przez całe życie. Ukrywałam się. Najpierw, ukrywałam swój talent, później ukrywałam się przed siostrą, teraz miałam ukrywać się przed światem. A za każdym razem, gdy próbowałam się wychylić, ten przeklęty świat wrzucał mnie z powrotem do nory. Oni jednak mieli rację, Już nie długo zajęło mi, by to pojąć. W tamtej chwili jednak pomyślałam, że nawet jeżeli ukrywanie się nic nie da, to z całą pewnością chociaż spróbuje. Nie mogłam z nim dłużej rozmawiać. Im dłużej byłam w mieście, tym gorzej. Spojrzałam na niego, wyglądał na miłego chłopaka. Na pewno nie jak jakikolwiek mafioso, których spotkałam. Wydawał się też być nieobojętny, względem losu mojej siostry. Skierowałam do niego swoją ostatnią prośbę. Myślałam że była to jedyna rzecz, którą jeszcze mogę zrobić dla Anny.
- Proszę cię, zaopiekuj się moją siostrą…
- Elso! Annę zabrali do „Lodowego Pałacu”! W kajdankach! Nie wydaję mi się, by była bezpieczna w tym momencie!
Płatki śniegu wściekle zderzały się z moją twarzą. Ich ostry mróz mógł dorównywać wylaniu na głowę wiadra zimnej wody. Żadna z tych rzeczy nie była w stanie tak bardzo mną wstrząsnąć, jak jego słowa. Ten komisarz! Ten cały Szwindelkant! Przecież to jego ludzie chcieli mnie zabić! Uciekłam, więc teraz najwyraźniej chcą wydobyć z Anny wszelkie informację o mnie. Jaka ja byłam głupia… Miałam ochotę upaść na kolana i zupełnie się rozlecieć. Była jednak jedna rzecz, która trzymała mnie na nogach. Anna żyła i groziło jej niebezpieczeństwo. Wtedy właśnie to pojęłam. Nieważne co zrobię i gdzie się ukryję, oni mnie dopadną. Nie potrafię się temu oprzeć. To nie zda się na nic, tak jak powiedziała Anna. Przez trzy lata starałam się ukryć przed nią to, kim jestem i dlaczego się nie odzywałam. Lecz ona już wie. Może jeszcze nie wszystko, ale wystarczająco dużo. Napełniłam płuca mroźnym powietrzem, a gdy je wypuściłam, byłam gotowa. Dosyć tego. Wszelkie umowy zostały zerwane. Chcieli ją zabić. Wszelki strach, który kiedykolwiek przed nimi czułam właśnie mnie opuścił. Bez słowa do Kristoffa, podeszłam do pobliskiej budki telefonicznej i wykonałam telefon.
- Olaf? Musisz coś dla mnie zrobić!
Wiedziałam, że nie mogę już zrobić choćby kroku wstecz.
- Daj spokój Aniu… Tylko to boleśnie przedłużasz.
Wypuścił dym z papierosa prosto w moją twarz. Śmierdziało jak zdechły kot, lub gorzej. Przez chwilę wiedziałam, jak czuł się przy mnie Kristoff. Przyrzekłam sobie wtedy, że definitywnie rzucam palenie. Szwindelkant włączył radio, przez co w uszach dźwięczała mi jakaś piosenka z niemieckiego kabaretu. Sygnał był tu niezwykle słaby, przez co szumiało, jak podczas burzy. Chciałam coś powiedzieć, ale zakrztusiłam się krwią. Hans uklęknął przede mną i raz jeszcze dmuchnął mi w oczy. Piekło jak jasna cholera.
- Myślisz, że uda ci się cokolwiek zmienić? Jak dotąd nie udało ci się kompletnie nic. Wlazłaś siostrze do garderoby, skazując was obie na śmierć. Podjechałaś pod klub z tym tłumokiem, który nie chciał płacić za działkę na moim terenie, swoją drogą, nim też się niedługo zajmę. Naprawdę myślałaś, że nikt nie skojarzy, po co tu jesteś? Że węszysz? Już nie chcę mi się wspominać o tym, że pokazałaś mi gdzie jest twoje biuro, a później zaprowadziłaś nas do siostrzyczki… Za kogo się masz? Za bohaterkę? Skazałaś więcej ludzi, niż kiedykolwiek chciałaś ocalić. A twoją siostrę i tak znajdziemy. To tylko kwestia czasu.
- Ty nie masz najmniejszych szans na odnalezienie Elsy… Zaszyje się tak głęboko, że nigdy się do niej nie dokopiesz. Jest w tym dobra.
- Nieee…! To ty nie masz na to szans! Ja wiem natomiast, że znasz kogoś, kto ma! I to właśnie będę się starał z ciebie wydusić!
Przez cały ten czas zastanawiałam się, jak się stąd wydostać. Zorientowałam się, że siedzę na starym, zepsutym krześle. Wystarczyło lekko uderzyć nim o ziemię, by się rozpadło. Wtedy też puściły by węzły. Lecz w pomieszczeniu było czterech uzbrojonych facetów. Jakie miałam szansę? Nie mówiąc już o wysiłku, jaki musiałabym włożyć w rozhuśtanie się. Sił natomiast nie miałam wiele. Zapewne tu zginę. Każda inna opcja wydawała się niemożliwa. Wiedziałam tylko jedno: nie powiem im niczego. Miałam nadzieję, że przynajmniej Elsa wyjdzie z tego cało. Zapewnienie jej bezpieczeństwa, to ostatnie co mi zostało. Wtedy metalowy trzask wtrącił się w skrzeczące dźwięki z radia. Z początku myślałam, że połamali mi jakąś kość, a ja po prostu byłam zbyt słaba, by czuć ból. Szybko jednak zorientowałam się, że dzieję się coś zupełnie innego. Przez mgłę widziałam otwarte na oścież drzwi. A w nich stała kobieta w połyskującej, niebieskiej sukni, z malutkim, damskim rewolwerem w ręku. Z początku nie zorientowałam się kto to jest. Dopiero gdy się odezwała. Miała taki piękny głos…
- Trzymaj się z daleka od mojej siostry!
Nie potrafię opisać radości, jaka mnie wtedy opanowała. Była na tyle silna, że zupełnie ignorując ból, zdołałam wyprostować się w krześle i szepnąć.
- Elsa…
Chwilę później Hans zbliżył się do niej, ignorując wymierzony w siebie rewolwer i zaczął gadać.
- Och! A któż to do nas przyszedł!?
- Podnieś ręce i odsuń się od niej!
Nie posłuchali. Wcale się nie dziwię. Wyciągnęli broń. Trzech z nich. Puszek, Szwindelkant i ten czwarty. Hans najwyraźniej żadnej nie miał. Było trzech do jednego. Elsa nie miała szans.
- Witaj w domu, Królowo.
- To nie jest mój dom!
- Tak? Czy mnie się wydaję, czy to nie to miejsce zapewniło ci karierę i dostatnie życie? Powiedziałbym raczej, że to jest twój dom!
- Ja nie mam domu!
- Ciekawe…
- Ale mam siostrę!
- Cóż… Już niedługo.
Słyszę trzask bębenka przy moim uchu. Jeden z nich przystawił mi spluwę do głowy.
- Nie radzę!
- Moja droga, nie jesteś w sytuacji, w której możesz mi grozić!
- Ależ owszem, jestem! Myślisz że jak to wygląda? Czterech wielkich facetów na jedną bezbronną dziewczynę? Naprawdę myślisz, że byłabym taka głupia i przyszła tu sama?
- Czyli masz obstawę? Aż jestem ciekaw kto to…
- Powinieneś być ciekaw, Hans. To jeden z twoich ludzi!
Te słowa wywołały dziwne zamieszanie w pokoju. Chyba lojalność nie była tutaj główną cnotą. Hans najwyraźniej nie miał zaufania do swych partnerów. Zastanawiało mnie jednak, czy Elsa mówi prawdę? Szwindelkant na pewno nie był z nią w zmowie. Próbował ją zabić i on mnie tu przyprowadził. Puszek tak samo, strzelał do mnie w biurze. Pozostawał ten czwarty… Hans doszedł do takiego samego wniosku, co ja. Spojrzał się na niego i kazał Puszkowi w niego wycelować, po czym zagadał.
- Zabij tę rudą dziewuchę i przekonaj mnie, bym cię nie zastrzelił.
Wtedy padł strzał. Czwarty gość upadł na ziemię z łomotem. Sądząc po braku jakichkolwiek odgłosów konania, dostał prosto w głowę. Słyszałam jak jego rewolwer spadł tuż za mną. Podniosłam nieco wzrok. Adrenalina zaczęła dodawać mi sił, poprawiać ostrość widzenia, słuch, pąkować krew do mięśni. Widziałam, jak Puszek celował z rewolweru prosto do Hansa.
- Wybacz szefie.
- Puszek!?
- Mogłeś mnie tak długo przy niej nie trzymać. Zdołałem ją polubić. Poza tym, dzwonił do mnie brat i prosił o przysługę. A braciom się nie odmawia. Pamiętasz może Olafa?
Przerażenie w oczach Hansa i Szwindelkanta było nieocenione. To była najzabawniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam. Byłam także szalenie dumna z siostry. Wreszcie pozbyła się swojego strachu, stanęła do walki, ze swoimi demonami. Wciąż jednak pozostała roztropna, jak zawsze. Nie każdy jednak umie sobie radzić ze strachem. Niektórzy zostają przez niego sparaliżowani, inni zachowują się irracjonalnie… Do tych drugich, z pewnością należał Szwindelkant.
- Hans ty idioto! Nie dam się przez ciebie wpakować do…!
Szwindelkant podniósł broń i wycelował w Elsę. Byłam za daleko, nie miałam czasu, by ją osłonić. Miałam tylko jedną szansę. Naparłam na oparcie krzesła i poleciałam do tyłu. Krzesło rozpadło się, gdy tylko uderzyło o ziemię. Węzły puściły razem z nim. Złapałam za rewolwer i wypaliłam. Jeden strzał. Prosto w pierś. Szwindelkant uderzył plecami o ścianę i osunął się, a za nim pojawiła się smuga krwi. Oddychał jeszcze przez chwilę, ale nie długą. Pompka staruszka nie mogła dużo wytrzymać. Pierwszy raz zabiłam człowieka. Jednak wtedy mało się tym przejmowałam. Stary łajdak chciał zabić moją siostrę po raz drugi. Są pewne granice szlachetności… Elsa myślała chyba podobnie. W pokoju nie było już nikogo, kto mógłby nam zagrozić, a jednak nie opuściła broni. Cały czas celowała w Hansa, na jej twarzy malował się gniew. Wręcz wściekłość. Nienawiść z tych wszystkich lat bycia niewolnicą, skumulowała się w niej teraz, kiedy nareszcie się wyzwoliła. Podeszła do niego, powoli, z gracją. Niezwykle przerażające połączenie.
- Nie… Nie rób tego… Błagam!
- Trzymałeś mnie z dala od rodziny przez tyle lat! Wykorzystywałeś, jak jakąś gadającą papugę! Kazałeś mi kłamać, ranić moich bliskich! Jeszcze próbowałeś mnie zabić! A teraz przywiązujesz moją siostrę do krzesła i bijesz ją jak jakiś zwykły przedmiot!? Dosyć tego, Hans! Jestem wolna! Już nigdy mi nie zagrozisz!
Podniosłam się, chodź z bólem. Rana na barku znowu się otwarła. Dołączyło do niej kilka nowych. Miałam jednak wystarczająco dużo siły ducha, by normalnie mówić.
- Elso. Zrobili z ciebie zimną wiedźmę, rozpustnicę i morderczynię. Ale do ciebie należy ostatnie słowo. Powiedz mi, kim jesteś?
Nie byłam zdenerwowana. Powiedziałam to zupełnie spokojnie. Znałam ją, bardziej niż ktokolwiek. Wiedziałam jakiego dokona wyboru. Po prostu potrzebowała trochę słów, by mogła to wszystko przemyśleć.
- Nie jestem taka jak oni…
Wyglądało na to, że Elsa ostatecznie dała sobie radę. Ja miałam jednak jedna, ostatnią rzecz do załatwienia. Hans coś ode mnie wziął i za to nie zapłacił. Podeszłam do niego, stanęłam twarzą w twarz. Przez chwilę chyba sam nie wiedział, czego chcę, aż w końcu zmiażdżyłam mu nos prawym prostym. Zaleta życia w trudnych okolicach. Umiałam porządnie przyłożyć. Gdybym była rozpieszczoną księżniczką, nigdy by mi się to nie udało.
- Więc co? To koniec? Dadzą ci spokój?
- Mnie i tobie także. Mamy w tym jednym pokoju mnóstwo dowodów i świadków. Wystarczająco, by pogrzebać zakłamaną pamięć o Szindelkancie, a także dopilnować, by braciszkowie Hansia nigdy nas nie tknęli. Ale wiesz… Ty będziesz musiała się jeszcze trochę wytłumaczyć.
- Co masz na myśli?
- Cóż… Nie trudno będzie cię uniewinnić od zarzutów zamordowania burmistrza, ale ci dwaj oficerowie? Jeden z nich przeżył. Twierdzi, że wypchnęłaś go z okna…
- Wcale nie wypchnęłam go z okna! Po prostu go… Pchnęłam! Nie myślałam o tym, że tam było okno. Oni próbowali mnie zabić!
- Spokojnie, Elso. Wierzę ci! Znajdziemy dowody na korupcję Szwindelkanta, to znajdziemy Ina nich. Zmusimy tego oficera, by powiedział prawdę. Zrobię wszystko, by wszyscy się dowiedzieli, jak to w rzeczywistości wyglądało.
- Na niczym innym mi nie zależy…
- Jak ty właściwie dałaś im radę?
- Przez trzy lata żyłam wśród przestępców, czegoś musiałam się nauczyć.
Wychodziłyśmy z piwnicy powoli. Anna potrzebowała trochę czasu, by w ogóle wstać z miejsca. Kristoff i Puszek zostali w pokoju, pilnować Hansa. Wiedziałam jednak, że to jeszcze nie koniec. Anna wiedziała wiele. Wiedziała, że mnie szantażowali, że chciałam ją tylko chronić, ale wciąż nie znała całej prawdy. Nie wiedziała, jak do tego doszło. Gdy znalazłyśmy się na Sali głównej, przypomniały mi się słowa, które powiedział mi Olaf, gdy z nim ostatnio rozmawiałam.. „Anna jest warta prawdy”. Miał rację, jak zawsze. Dlatego zatrzymałam ją. Chciałam to mieć za sobą. Tylko jak jej to powiedzieć? Jak jej powiedzieć, że to wszystko przeze mnie? Jak wywrócić jej życie do góry nogami? W końcu jednak zaczęłam mówić. Najszybciej, jak potrafiłam. Powiedziałam jej prawdę. Powiedziałam jej, że ponad trzy lata temu poszłam na przesłuchanie do „Lodowego Pałacu”, a jego właściciele byli pod wrażeniem mojego głosu. Powiedzieli mi, że dadzą mi wejść na scenę kilka razy podczas prawdziwych tłoków, a jak się dobrze sprawię, to mnie przyjmą. Byłam wniebowzięta. Po tych wszystkich latach uczenia się, jak zarządzać firmą rodziców, wreszcie czułam się wolna. Nie wiedziałam jednak, kim byli właściciele klubu. Kiedy nadszedł dzień, w którym mieli mnie przyjąć, złożyli mi propozycję, której nie mogłam zaakceptować. Po śmierci rodziców, miałam sprzedać im firmę za bezcen. Nie przyjęli jednak mojej odmowy. Porwali naszych rodziców i ich zabili. Zagrozili, że to samo zrobią Annie. Wtedy się zgodziłam. To była przecież tylko firma. Nie wystarczyła im jednak moja akceptacja. Chcieli mieć mnie zupełnie dla siebie. Być pewni, że nigdy im się nie przeciwstawię. Kazali mi się odciąć od rodziny. Miałam jechać tam, gdzie mi rozkażą i występować tam, gdzie mi pozwolą. Miałam nigdy nie kontaktować się z nikim, by niczego nie przekazać. To była ta moja „ucieczka”. Wydawało mi się to całkiem sprawiedliwe. Moje życie, w zamian za życie Anny. Czułam żal, ale czym to było, w porównaniu ze świadomością, że nic jej nie grozi? To wszystko wydarzyło się na przełomie jednej nocy, dlatego Anna nigdy nie zauważyła zniknięcia rodziców. Ciała zatopili ich w dokach. Upozorowali samobójstwo. Firma przypadła mnie, więc, tak jak im obiecałam, sprzedałam ją im. Nikt nie mógł znać prawdy o tym wszystkim. Ostrzegli, że rezultatem najmniejszego kontaktu będzie śmierć Anny. Dlatego dalej żyłam, jak mi kazali. Jeździłam tam, gdzie chcieli, byłam taka, jaką mnie chcieli. Niepotrzebnie uśmiechnęłam się, gdy wspomniałam, że nawet palę tylko dlatego, że mi kazali. Tylko dwie rzeczy utrzymywały mnie przy życiu. Chwilowe występy na scenie. Wtedy czułam się, jakbym była na świecie zupełnie sama. Bez trosk, bez strachu. Tylko piękno. A także rozmowy z Olafem. Potrafił skontaktować się ze mną tak, żeby nikt się nie dowiedział. Opowiadał mi o życiu Anny, o tym co robi. Za każdym razem, gdy potrzebowała gotówki, wysyłałam jej ile tylko mogłam. Aż w końcu kazali mi wrócić do Arendelle. Od razu wiedziałam, że to był zły pomysł. Nie pomyliłam się. Już drugiego dnia zawitała do mnie Anna. I tak to wszystko doprowadziło do tego momentu. Anna nie odzywała się, nawet się nie ruszała. Patrzyła ślepo na drzwi. Obserwowałam ją uważnie, choć bałam się spojrzeć jej w oczy. Czekałam na wyrok. Czekałam aż rozedrze się na mnie, za to, że tyle lat trzymałam to w tajemnicy, za to, że pozwoliłam jej tak cierpieć, że zostawiłam ją bez wsparcia. Wiedziałam, że tego nie da się wybaczyć.
Kiedy wyszłyśmy na zewnątrz, niebo było zupełnie czyste. Chłód ciągle był obecny, ale z jakiegoś powodu nie przeszkadzał nam. Pomarańczowe promienie wschodzącego słońca muskały nasze twarze. Rozejrzałam się uważnie. Miasto dopiero budziło się do życia. Latarnie gasły, pojedyncze zaledwie samochody przejeżdżały co kilka minut. Śnieżne zaspy wydały mi się dziwnie czyste, tak jakby przez noc cała warstwa brudu zniknęła pod czymś niezwykle pięknym. Biel połyskała w słońcu, jakby w śniegu ktoś pogubił miliony diamentów. Sople lodu, uczepione latarń i okien, tworzyły bajeczne kształty. Nigdy nie podejrzewałam, że zimą może być tak pięknie. Spojrzałam na horyzont. Nie widziałam niczego, prócz długiej ulicy, na końcu której świeciła jasna kula. Ktoś obok mnie stanął. Nie spojrzałam w jej stronę, ale wiedziałam, że to była Elsa.
- Zawsze myślałam… Że to Olaf… Że to Olaf dawał mi pieniądze.
- Nie mogłam wysłać ci ich osobiście, dlatego najpierw przekazywałam je jemu.
- Więc ty… Ty nigdy o mnie nie zapomniałaś?
- Przepraszam cię Anno, ale się starałam. Starałam się ciebie zapomnieć, miałam nadzieję, że będzie mniej boleć. Ale nie potrafiłam. Byłaś ze mną za każdym razem, kiedy wchodziłam na scenę. Wciąż pamiętałam moją małą siostrzyczkę, która za młodu tak mnie do tego zachęcała…
Zerknęłam na nią i zobaczyłam jak po jej policzku spływa jedna, samotna łza. Na przekór wszystkiemu zaśmiałam się w duchu. „Królowa Śniegu”. To imię pasuje do niej idealnie. Musiała mieć nerwy z lodu, zimne i twarde, by przeżyć to wszystko i nie pęknąć. Dłonie jej drżały jak rura wydechowa svena. Wyciągnęła z torebki lufkę i próbowała wetknąć w nią papieros. Nie potrafiła jednak. Złapałam ją za dłoń i poczułam, jak drżenie ustaję. Chwilę później wyciągnęłam lufkę z jej palców.
- Zostaw to... To zupełnie do ciebie nie pasuje.
- Czy między nami… Będzie kiedyś tak jak dawniej?
- Nie wiem, Elso.
Jakby chcąc zaprzeczyć własnym słowom, położyłam jej dłoń na ramieniu. Nie wymieniłyśmy ani jednego spojrzenia. Patrzyłyśmy prosto na wschodzące słońce, tak jakby przez jego światło w ogóle nie bolały nas oczy.
- Ale na pewno będziemy się starać…
Koniec.
Znakomite, po prostu znakomite. To jak genialnie poukładałeś fabułę wzbudza mój zachwyt. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
Dziękuje ;). Starałem się oddać jak najwięcej scen z filmu. Wyrzucenie Anny z Lodowego Pałacu przez Puszka, pościg Puszka za Anną i Kristoffem, walka Elsy z dwoma zabójcami itp, itd.
I dlatego cię podziwiam ;)
Nie mógłbym wymyślić takiego odwzorowania historii z filmu w zupełnie innym świecie. Miałeś genialny pomysł.
Może trochę ;)
Ale najlepsze pomysły są szalone, ty swój zrealizowałeś świetnie.
Okej... Jestem po, no, lekturze, więc lecimy...
Tekst bardzo w porządku, ale błędów nie uniknąłeś :P Oto kilka z nich (mam nadzieję, że większość, bo na pewno nie wyłapałam wszystkich):
"Gdyby nie Olaf, dawno wylądowałabym na ulicy. Właśnie złapałam klucze i chciałam wyjść, gdy w drzwiach pojawił się on." - dobra. Tu w zasadzie błędu nie ma, ale radę i tak wtrącę, a jakże! "Gdyby nie Olaf, dawno wylądowałabym na ulicy" - tę myśl powinieneś rozwinąć. Za szybko przechodzisz do czynności, nie wiem jak to nazwać... Hm... To trochę tak, jakbyś napisał coś w ten deseń:
"Właśnie umieram. Ból z sekundy na sekundę staje się co raz bardziej nie do zniesienia. A w ogóle to teraz jeszcze raz do mnie strzelono". Nie wiem, czy załapiesz, o co mi chodzi, bo w sumie ciężko mą nieuchwytną myśl odziać w słowa. Po prostu, jeśli Twoja postać zaczyna myśleć o przyszłości, czy o czymś, co nie kończ tych przemyśleń za szybko, po kilku słowach, chyba że wymaga tego sytuacja. Ja tu się wczuwam, a Ty mi tu pędzisz dalej z fabułą :P Poczekaj, akcja nie zając, nie ucieknie.
"Głos miał też bardzo łagodny, budził dziwne zaufanie. Lecz ramiona miał [...]" - przy okazji tego cytatu doczepię się powtórzeń. Za dużo w całym tym tekście "było", "był", "były", "miał", "miała", et cetera. Za dużo.
"Nazywam się Kristoff." - "Mam na imię/Jestem Kristoff". "Nazywam się..." mógłby powiedzieć, gdyby podał również nazwisko.
"- Niczego nie obiecuje, dopóki nie dowiem się, o co chodzi." - "Niczego nie obiecujĘ [...]".
"- Na pewno nie mały Anders z sąsiedztwa! Na pewno się Pani domyśla [...]" - niepotrzebne powtórzenie "na pewno".
" I dlatego chcę, by wzięła Pani tą sprawę [...]" - "[...] by wzięła pani tĘ sprawę [...'".
"Tego mi było potrzeba." - "Tego mi było trzeba" brzmi lepiej.
"- W porządku Kristoffku. [...]" - "W porządku, Kristoffku. [...]". Przecinek.
"- W porządku ale… [...]" - "W porządku, ale... [...]". Znów przecinek :P
"Wyjdź teraz, bo właśnie zamykam biuro. O, właśnie. Dziękuję. Teraz wybacz, ale mam pracę, co chyba powinno cię ucieszyć. Na razie Kristoffku!" - niepotrzebne powtórzenie "teraz". Można to zastąpić innym zwrotem, sformułowaniem.
"Dźwięk jego narzekań [...]" - "dźwięk" w tym kontekście brzmi dziwnie. Wystarczyłoby "Jego narzekania...".
"Goryl przed wejściem wpuścił mnie dopiero gdy poprosiłam [...]" - Goryl stojący przed wejściem wpuścił mnie dopiero wtedy, gdy poprosiłam [...]".
"Ciągle ubrana była w suknie sceniczną [...]" - sukniĘ.
"- Zapytałaś chociaż, jak mi się żyję?" - "[...] jak mi się żyjE [...]"
"- Rozumiem, rozumiem że się gniewasz, ale…!" - "[...] rozumiem, że [...]".
"Ale co ciebie to obchodzi." - "Ale co cię to obchodzi, nie?" brzmi lepiej.
"Czasem kiedy sobie wyobrażam jak bardzo musiały ją te słowa zaboleć, myślę że powinni mnie wsadzić do więzienia." - "Czasem, kiedy [...]".
"Chyba pękło by mi serce [...]" - pękłoby.
"- Wydaję mi się, że nie tylko jego..." - "WydajE mi się [...]". "Wydaję" (i to bez tego "mi się" :P) można byłoby użyć, gdyby postać mówiła "Wydaję mnóstwo pieniędzy miesięcznie na te idiotyczne nowe podatki!" albo "Wydaję resztę jakiemuś facetowi... Dziwne, że nawet na nią nie spojrzał. Wszak sto złotych na ulicy nie tańczy kankana".
"- W porządku Puszek!
"- Puszek?"
Poprawa dialogu:
"- W porządku, Puszku.
- Puszku?!"
"Szybko zrezygnowałam z naśmiewania się z tego imienia, gdy tylko napotkałam jego wściekłą minę." - i teraz tak. Dwie opcje:
Albo: "Szybko zrezygnowałam z naśmiewania się tego imienia, bo napotkałam jego wściekłą minę."
Albo: "Zrezygnowałam jednak z naśmiewania się z tego imienia, gdy tylko napotkałam jego wściekłą minę.'
"[...] przysięgłyśmy sobie że [...]" - "[...] przysięgłyśmy sobie, że [...]".
"Pytałam się siebie." - "się" jest tu zbędne.
"Musze sobie kiedyś sprawić samochód..." - "MuszĘ [...]".
"- Kai, no co tam!?
"- Co konkretnie widzieli."
Poprawa:
"- Kai, no co tam?/Kai! No i jak tam?/No co tam, Kai?
- Co konkretnie widzieli?"
"nie zważając na pretensję swojej żony." - nie wiem, co masz na myśli, lecz odnoszę wrażenie, że "ę" w "pretensję" jest zbędne :)
"- Witaj Szwindelkant!" - "Witaj, Szwindelkant".
"[...] czy mnie się wydaję [...]" - znów, niepotrzebne "ę" w "wydaję" w kontekście tego zdania.
"Zabierzcie mi stąd tą parodię detektywa!" - tĘ parodię detektywa.
"Nie wiem, jak on dostał tą pozycję" - tĘ pozycję.
"A jednak był dzisiaj jedną z najważniejszych osób, w policji Arendelle." - zbędny przecinek przed "w policji".
"- Chciałem się zapytać [...]" - zbędne "się". Nie pytał przecież siebie :)
"- Cześć Oaken!" - "Cześć, Oaken!"/"Cześć, Oakenie!"
"Przecież on nie żyję." - nie żyjE.
" Samochód nie dość, ze był ciasny, to jeszcze nie posiadał klimatyzacji i zimniej było, niż na podwórku." - "Samochód nie dość, że był ciasny, to jeszcze nie posiadał klimatyzacji, i/więc było w nim zimniej niż na podwórku."
"- Jak jedziesz ty baranie!" - "Jak jedziesz, ty baranie(?)!"
"Wyraził się bardzo jasno, czego ode mnie oczekuje, gdy po raz pierwszy podał mi lufkę."
Albo: "Wyraził się bardzo jasno, gdy po raz pierwszy podał mu lufkę.".
Albo: "Wyraził bardzo jasno, czego ode mnie oczekuje, gdy po raz pierwszy podał mi lufkę.".
"To cud że żyjesz! - przecinek przed "że".
"- Wybacz Anno… " - przecinek przed "Anno".
"- Spokojnie Szwindelkant!" - przecinek przed "Szwindelkant" i zbędny wykrzyknik.
"Widać że nasza morderczyni nie jest skłonna do agresji. " - przecinek przed "że".
"- W porządku Anno, nie bój się o mnie." - przecinek przed "Anno".
"Całą swoją nadzieję, pokładałam w tej rozmowie." - zbędny przecinek przed "pokładałam".
"- Posłuchaj, mała, ruda małpo! Nie zaprzeczam, że sprawi mi to ogromną przyjemność i mam zamiar przetrzymać cię tu trochę długo, ale nie chcę długo czekać na odpowiedź. Gdzie jest twoja siostra!?
- Poszła ulepić bałwana…" - w tym dialogu żadnego chochlika nie wyłapałam, ale ta wymowna aluzja do Frozen umieszczona w formie odpowiedzi na takie pytanie... Padłam :D
"Wydaję mi się," - i znów niepotrzebne "ę" w "wydaję".
"Dzięki Hansio, za tę drobną lekcję. - "Dzięki, Hansiu, za tę drobną lekcję.".
"Nikt by nie płakał, za mordercą burmistrza." - zbędny przecinek. Jeśli Ci tak na nim zależy, to możesz napisać "Nikt by [za nią] nie płakał, nie za mordercą (morderczynią) burmistrza".
"Lecz, gdy zrozumiałeś że [...]" - przecinek przed "że".
"Nie wydaję mi się" - po raz kolejny zbędne "ę" w "wydaję" :P
"- Hans ty idioto!" - "Hans, ty idioto!".
Jak mówiłam, jakieś błędy na pewno jeszcze występują, ale tekst długi - przyznasz chyba, że przegapić coś można ;)
Opowiadanie przypadło mi do gustu, nie inaczej. Ciekawie jest widzieć Annę w roli pani detektyw o nieco trudnym charakterku. No i jeszcze ten nałóg... Interesujący portret postaci. Zręcznie wplecione odniesienia do Krainy Lodu (nazwa klubu, nazwa firmy Kristoffa, pseudonim Elsy, marka samochodu Kristoffa), zgrabne przełożenie "zawodów" filmowych postaci do realiów naszych czasów. Opowiadanie całkiem całkiem. Co prawda, tekst nie wciągnął mnie tak, jak "Szach-Mat", lecz wciąż jestem pod wrażeniem :)
Ach, ty moja korektorko :P.
Jak na razie jesteś jedyną osobą, która ma jakiekolwiek zarzuty do mojego opowiadania (i nie mówię tu o stylistyce).
Jednak jeżeli chodzi o nawał błędów, to muszę się tutaj przyznać do zbrodni stopnia najwyższego. Kiedyś pamiętam, jak Anonim wrzucił swoje opowiadanie napisał coś takiego: "Tekst zawiera literówki i poprawienia". Ja mu wtedy zwróciłem uwagę, że takich rzeczy się nie robi! Że nie wrzuca się tekstu wiedząc, że są w nim takie krzaczki, gdyż to tylko odbiera radość z czytania.
I o ile "Szach-Mat" przed wrzuceniem sprawdziłem od początku, do końca (co mi nie wyszło, ale się starałem!), o tyle "Damę z Arendelle" wrzuciłem wiedząc, że nie przeszła korekty...
Przepraszam najmocniej (szczególnie ciebie Anonim, jeśli to czytasz), ale miałem pewien powód...
Jeszcze kiedy to pisałem, to zachowywałem pewnego rodzaju powagę. Ale kiedy o tym myślałem, lub czytałem fragmenty... Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu! XD
No dajcie spokój! Puszek ochroniarzem w klubie? Bratem Olafa? Sven marką samochodu? Elsa mistrzynią Kali? Oaken właścicielem jadłodajni? "Lodowy Pałac" ekskluzywnym klubem mafii? Papierosy marki "Mroźny Dym"? O skrajnie przerobionej postaci Anny, na cyniczną prywatną detektyw już nie wspomnę! (ta ostatnia kreacja chyba najbardziej odbiega od filmowego pierwowzoru)
Po prostu nie mogłem... Nie mogłem wytrzymać... XD
Swoją drogą, może będę wysyłać ci moje teksty przed zamieszczeniem, by uniknąć wszelkich błędów? ^^
Co do szybkiego przejścia ze wspomnień, do teraźniejszości, może wytłumaczę.
Jak nie trudno się zorientować, opowiadanie jest czymś w rodzaju wspomnień Anny. Ona w rzeczywistości siedzi sobie gdzieś w biurze (pewnie z Elsą) i wspomina. Opowiada "nam" historię, lecz nie jako bajarz, bardziej jak starszy człowiek, opowiadający wojnę. Chaotycznie, rzucający myślami, które właśnie mu się przypomniały. Kwestia dlaczego Anna mogła wylądować na ulicy gdyby nie Olaf (jak się zresztą później okazało - gdyby nie Elsa), została wyjaśniona w późniejszych rozdziałach. Straciła wszelkie źródło utrzymania w młodym wieku (nie sprecyzowałem ile ma lat, ale wiadomo, że nie skończyła się uczyć). Firma została sprzedana, a ona nie dostała ani grosze.
To zdanie: "Gdyby nie Olaf, wylądowałabym na ulicy", jest taką lekką zadumą. Powiedzeniem czegoś z powodu głębokiego zamyślenia. Anna szybko się opamiętuje i przechodzi dalej.
Lecz rozumiem, że mimo iż zabieg był przemyślany, mógł mi się nie udać :P. W przypadku tego opowiadania jest tak samo jak z "Szach-Mat". Coś takiego napisałem pierwszy raz :P.
Dzięki za wszelkie pochwały ;).
Kilka drobnych błędów... Ale kto by się tym przejmował przy takiej fabule. Znów udawadnianiasz ze jesteś mistrzem w tej dziedzinie.
Niech Anon trzyma się sielanka, ja fantasy, a Ty detektywów... To nam wychodzi najlepiej.
Dziękuje ;).
Obecnie jednak zostałem zupełnie wyprany z tego typu pomysłów (i natchnienia). Może jak trochę poukładam ruiny mojego umysłu, to powrócę do mojego drugiego opowiadania (które jest czymś na pograniczu sielanki i fantasy).
Ale poważnie, nie mogę uwierzyć, że jeszcze mnie nikt nie zjechał za ten pomysł! Przecież on jest zupełnie z kosmosu! XD
Zacytuję kogoś z filmu, każdy będzie wiedział kogo i z jakiego :"tylko wariaci są coś warci ";)
Mnie osobiście podoba się. Jest inne i dlatego pewnie.
A już chciałem ci zaproponować opowiadanie... ale widzę, że masz już sporo na głowie :)
Wiesz, zaproponować zawsze można ;). Chwilowo jestem raczej w stanie marazmu. Nie mam za bardzo chęci do kontynuowania mojego drugiego opowiadania, ani pomysłu na żadne nowe. Jedyne, co pewne, to to, że trochę pogłówkuje nad propozycją filmomanki.
Nie umiem pisać ;).
Ale dziękuje za pochwałę. Muszę się wreszcie zabrać za ten twój crossover. Ile on mniej więcej ma stron w Wordzie? Tak na filmwebie to trudno porównać :P.
Dziewięćdziesiąt to sporo... Moje mają mniej niż 30 (nie licząc tego drugiego, które jest jeszcze w trakcie).
Cóż, jak znajdę czas ;).
E tam.. Godzina do półtorej czytania. Tak na dobranoc w sam raz. (czas podany z uwzględnieniem, że nie wszyscy czytają tak jak ja)
Bardzo ciekawa i klimatyczna opowieść. Naprawdę, propsy za fabułę a szczególnie za wplecione w historii nazwy lokacji, osoby czy chociażby wypowiedzi z filmu które za każdym razem jak się pojawiały powodowały uśmiech na mojej twarzy.
Nie zaprzestawaj pisać bo wychodzi ci to znakomicie :)
Właśnie te przeniesienia postaci, lokacji, czy sytuacji z filmu powodują, że nie mogę tego czytać, bez salwy śmiechu :P.
Dziękuję za pochwałę ;).
Ciekawie przerobiony scenariusz filmu. Jest to taka insza opowieść tego co znamy. Bardzo podoba mi się odzwierciedlenie charakteru postaci, nie jest to zbyt proste, ale trzeba przyznać, że podołałeś zadaniu.
Osobiście wolę to opowiadanie, od poprzedniego. Wydaje mi się bardziej klimatyczne i na pewno bardziej intrygujące.
No i oczywiście błędy, błędy i znów błędy. Nie że się czepiam, bo mi one aż tak bardzo nie przeszkadzają, ale obiecałam sobie, że będę oceniać opowiadanka w sposób obiektywny.
Gdybym miała oceniać (znów się powtarzam) to dałabym Ci 8/10.
No i czekam na więcej takich opowiadań.
Dobrze, że użyłaś tego słowa. "Scenariusz". Pewnie teraz będę robił z siebie jakiegoś wirtuoza i gadał o czymś, czego nikt w rzeczywistości nie zauważył (bo zapewne wygląda to tak tylko i wyłącznie z mojej perspektywy - próżnego autora), ale opowiadanie to jest bardziej scenariuszem, niż opowiadaniem. Wskazują na to (albo wydaję mi się, że wskazują) między innymi dynamiczne dialogi. Opisy otaczającego świata i sytuacji są znikome. Zazwyczaj pojawiają się na początku i końcu sceny. Akcja rozwija się głównie w dialogach. Dlaczego tak jest (albo wydaję mi się, że tak jest)? Cóż, wzorowałem to na czarnym kinie noir. Chyba każdy zna te historie. Czarno-biały świat, detektyw w fedorze do którego "pewnego razu przychodzi klient, który zmienia jego życie", femme fatale, mafia... Więc tak, jest to (albo w planach miał być) scenariusz "Frozen", przerobiony na scenariusz "Frozen noir", w którym myśli bohaterów są częścią scenariusza (oczywiście tutaj musiałem też dodać opisy sytuacji, gdyż to jednak tekst pisany. Trudno, by wszystko opisywały dialogi). Jak mi to wyszło? :P
Co do oddania postaci, to może faktycznie trochę mi się udało. Przemilczę tutaj w pełni postacie Olafa i Svena, może kiedyś wam powiem, czemu ich w moich opowiadaniach praktycznie nie ma ;). Jednak wydaję mi się że zdecydowanie najgorzej wyszła mi tutaj postać Anny. Jest zdecydowanie zbyt poważna i cyniczna. Owszem, wciąż jest w stanie poświęcać się dla siostry, mimo że, z jej perspektywy, ta ma ją gdzieś. Owszem, zawierza Hansowi. Jednak o ile na filmie zrobiła to zarówno z głupoty, jak i pragnienia kontaktu z ludźmi, o tyle tutaj zrobiła to raczej tylko z tego drugiego. Jej ciamajdowatość starałem się oddać tylko i wyłącznie w jednej scenie, w której strzelając z rewolweru, dostaję nim prosto w twarz. Ale dajcie spokój! Jedna scena i do tego była ranna w bark. Już nie wspomnę tutaj o czymś takim, jak palenie i bezczelne zachowanie względem obcych.
Co o tym myślisz?
No i za błędy wszystkie przepraszam, za wszystkie serdecznie żałuje ;). Wiem jak potrafią wyrwać z lektury.
To było cudowne! No dobra, niesamowite, bo cudowne raczej nie pasuje do takich klimatów ;) Ja sama nie czytuję tego typu historii, ale Ty naprawdę fajnie piszesz. Jeszcze do przeczytania pozostaje mi Szach-Mat, ale spodziewam się podobnego efektu :)
Kurczę, tyle tych swoich opowiadań dajecie, a ja nic. A wy jesteście przecież starsi ode mnie. Jak wy znajdujecie na to czas? Ja dopiero teraz piszę swoją opowieść, bo mam wolne od szkoły. Łał O_o
Ja mam tylko na głowie obowiązki weekendowe oraz prace domowe (uczyć się nie uczę, jakoś samo mi na lekcjach wchodzi.)
Farciarz. Ja muszę ślęczeć nad książkami i odrabiać prace domowe, tracę też ostatnie półtorej tygodnia przerwy świątecznej przez sprawdzian z geografii. Chociaż, geografia to mój ulubiony przedmiot, więc trochę słaby przykład.
No nic, pozostaje mi pisać w czasie przerw, ferii i wakacji, a w międzyczasie napawać się waszymi tekstami ;)
1. Ja
2. CRAZY
3.Maateek.
4. Kabaretyk
5. IVY i Anon
6.Anon
7. Ja i Anon
8 (tu liczyliśmy Ciebie)
9. Andrzej ale nie wiem dokładnie.
Jeśli kogoś pominąłem to bardzo przepraszam.
Nie moja wina, że mój telefon ma fochy i robi to co chce, z pisaniem też on rządzi, a dokładnie autokorekta
Zły TELEFON! ;) A co do opowiadań się nieźle zapowiada ^^
A co do opowiadania Andrzeja 6/10 ;) Bardzo dobrze napisane. Dałem taka ocenę, bo to nie mój klimat, ale byłem ciekawy po wstępie co z tego dalej wyjdzie. Wiec uznaj tą szóstkę jako dziewiątkę ;)
Z piątką bym się tak nie śpieszył :) Trochę to potrwa, mimo, że jest już robione. I tak to idzie wolno :P