Aha.
Może i jest miejscami straszny, ale co z tego? Gdybm miał dziecko, to spokojnie bym puścił je na Koralinę. Gdyby wytrzymało, to dlaczego nie? Ten leciutki straszek tylko wzmacnia morał.
Weźmy wczesnego Disneya. Tam też bywały straszliwe sceny (chciażby słynny las z Królewny Śnieżki), filmy uchodzą za idealne dzieła "familijne". A często są tak samo straszne jak Koralina, który nie kryje, że jest pół-horrorem.
Wydaje mi się, że dla wielu dorosłych morał może być niezrozumiały, a co dopiero dla dziecka. I myślę, że przekazywanie mądrości życiowych dzieciom nie powinno odbywać się przez strach.
Odnosząc się do Disneya... Animacje Disneya - oglądając je jako dziecko - nie zrobiły na mnie tak złego wrażenia, jak Koralina - choć oglądałam to jako dorosły człowiek. Nie twierdzę też, że wszystkie bajki Disneya zapodam mojemu potomstwu.
Morał jest doskonale zrozumiały. Warstwy wizualnej można się przestraszyć, dlatego co wrażliwszym dzieciom bym tego nie pokazała, ale nie róbmy z dzieci i dorosłych debili, którzy nie zrozumieją przesłania.
Przekazywanie mądrości życiowych utrwalanych strachem jest najwłaściwsze i stosowane od tysięcy lat. Zaniechanie tego sposobu skutkuje dziś tym, że tak jak piszesz, niektórzy dorośli, wychowywani bezstresowo mogą nie pojąć morału. Zdrowe dzieci pojmą jak najbardziej.
Jestem wychowana bezstresowo przez moją bezstresową mamusię :3
Czyli analizując treść waszych komentarzy - jestem debilem - nie pojęłam morału - i nie byłam/nie jestem zdrowym dzieckiem.
Zanim zamknę się w sobie na zawsze pragnę tylko powiedzieć że dyscyplina i szacunek nie idzie w parze ze strachem. Idzie w parze z miłością ! <3 <3 <3
w pełni się zgadzam z autorką postu
- to nie jest film dla dzieci.
W zasadzie - ciężko powiedzieć dla kogo.... :-)
I nie przemawiają do mnie argumenty niektórych, że " dziś " dzieci to już "biorą takie filmy za normalkę" etc...
Nie- i jeszcze raz nie. Kiedy będę miala swoje dzieci nie zamierzam faszerować ich takimi " filmami animowanymi" bo niby czego to ma uczyć?
Jakie są w ogóle korzyści pokazywania takiego czegoś dzieciom? Ani to rozrywka ani morał.
Poza tym- kolejna animacja w której dialogi dzieci i w ogóle postacie dzieci zostały - co ostatnio bardzo modne- wystylizowanie na niezłe cwaniaki- te ich miny, te teksty.... ( zwłaszcza na początku filmu - potem już robi się łagodniej hehhehe)
Współczuję takich dzieci w stylu "ironizujących cwaniaczków" - niejeden dzisiejszy dorosły nie umiałby " walić takich tekstów" jak te -dajmy na to- 8-10latki.
Jak na animację dla dorosłych- całkiem ok. Naprawdę
"Koralina i tajemnicze drzwi" jest opowieścią o dziecku i jego relacjach z rodzicami oraz o pokusach jakie na niego czyhają, a które mogą przysporzyć mu i jego bliskim wielu kłopotów. Animacja zawiera sporo przesłań i w znacznej większości dotyczą one relacji rodzice-dziecko. Więc morał jak najbardziej zawiera.
Zadaniem rodziców jest wytłumaczyć pociesze, na przykładzie Koraliny, że takie cwaniackie teksty i miny nie przystoi wykonywać. Przecież Koralina wpierw jest ukazana jako krnąbrna dziewczynka, ale pod wpływem doświadczeń, powoli zmienia swoje nastawienie. Zadaniem rodziców jest również uświadomienie dziecka, że to jest tylko fikcja i postacie z filmu nie zrobią mu krzywdy. W zasadzie ten film stwarza wiele tematów do rozmów z pociechą.
Zaznaczam, że wiele współczesnych produkcji przeznaczonych dla dzieci, czy młodzieży, również i ja nie akceptuję. Moim zdaniem w "Koralinie" nie ma niczego demoralizującego, a wręcz pouczającego. A sama forma jest intrygująca. - Pamiętajmy, że dzieci również posiadają różne gusta.
Zwróciłaś za to uwagę na ważną rzecz. To jest film, który dziecku warto wytłumaczyć dokładniej. Wykorzystać go do rozmowy o różnych rzeczach.
Przez to potem płaczą rodzice, którzy chcą puścić dziecku baje, żeby mieć dzieciaka z głowy na jakiś czas.
zgadzam się z Tobą! Tyle że problem polega na tym ,że ( kurcze ) rodzice NIE tłumaczą niczego dzieciom, nie rozmawiają z nimi, nie poddają cenzurze bajek - bo przecież to BAJKI! ;-)
Nie napisałam, że Koralina demoralizuje tylko że powiela pewne " trendy" wzorce ( nota bene- kto ustalił to jako wzorzec i zaczął promować.....) zachowania i odzywek dzieci- . Nie mówię nawet o młodzieży- tylko o dzieciach.
OK- sama nie należę ( póki co hehehhe) do starszyzny ale kiedy wpadam do rodziny i słucham odzywek swoich siostrzeńców lub ( wychodząc z nimi na bajki do kina) słucham tekstów dzieci około 6-8lat to ......nogi się pode mną uginają...
Wszystko jest fajne, kiedy jest jakiś filtr. Czyjś filtr. jeśli dzieciak to łyka i tyle to już kiepsko.
Ktoś tu niżej napisał ( słusznie) że pewne bajki braci Grimm ( no i Andersena też) - też były smutne czy okrutne - ale ... hmm .. jakoś nie wzbudzały ani lęku przed życiem ani nie promowały luzackich tekstów typu " smart aleck" w ustach dzieci. No ale- może tyle " me wrażliwe serducho" jakoś się tym za bardzo przejmuje ;-) ;-) Za co z góry przepraszam i kłaniam się w pas/ ;=-)
Tylko, że to nie jest problem z filmem. To jest problem z tymi rodzicami.
Dodatkowo ten film nie promuje negatywnych zachowan i odzywek, a wręcz przeciwnie. Pokazuje, że rodziców należy kochać i szanować, tak jak i innych ludzi. Takimi jakimi są.
bajki braci Grimm nie wzbudzały lęku przed życiem? Przytoczę jeden przykład: Śpiącą Królewnę. Królewicz zamiast budzic pocałunkiem przez dobre 9 miesięcy gwałci główną bohaterkę. Ona zachodzi z nim w ciążę, rodzi i dopiero dziecko ssące jej palec powoduje przebudzenie. Naprawdę Koralina jest nieodpowiednia w porównaniu?
nie wiem jakie ty znasz wersje bajek Braci Grimm ale ja znam zdecydowanie inne. Pierwsze słyszę ( czytam) o czymś takim. Współczuję takich traumatycznych lektur z dzieciństwa. Tymczasem odzywki w tej bajce owszem są trochę bezczelne - przede wszystkim na początku - potem oczywiście robi się spooky :-) - Chodzi mi tu także o sposób ich wypowiadania - ( to samo powiedziane różnym tonem zmienia wypowiedź- tak to już jest.. a diabeł tkwi w szczegółach)
Poza tym pytanie podstawowe - czy wnioski z tej bajki trafiają do dzieci naprawdę czy tylko do nas- dorosłych. Bo owszem- ja rozumiem przekaz- tylko że ja jestem bardzo ale to bardzo dorosła :-)
Koralina to tylko przykład pewnego trendu o którym tu, na tym forum, wspominam- a mianowicie - że bajki robią się coraz bardziej wulgarne ( jak na target do którego są kierowane....) , coraz więcej w nich agresji i cwaniackich odzywek głównych bohaterów ( czyli często dzieci, choć nie tylko). W tym sensie i przez ten pryzmat nadal uważam tą bajkę za towar dla starszych niż młodszych. :-) - choć daleko jej do prymitywizmu i agresji wielu kreskówek- na szczęście.
To o czym mówię to wersje oryginalne. Wersje, które pierwotnie dzieciom opowiadano. I nie było problemów, że brutalne, że złe nic. Bajka uczyła dziecko konkretnych rzeczy i robiła to tak by zostało to wpojone.
A o to co rozumie z tego dziecko powinnaś spytać dziecko. Nie umiem tego określić.
I tak sądzę, że te 7+ to odpowiednie określenie wiekowe.
Może i oryginalne- w porządku.
Ale- no właśnie- przeszły pewną hmmm- mocną cenzurę i ja już nie czytałam takich " historii" tylko te zdecydowanie bardziej miękkie i ..dla dzieci. :-) ;-) Na tym polega ( powinna polegać) mądrość kolejnych pokoleń i cywilizacja- ma być ( powinno) lepiej i mądrzej. Fakt- kiedyś w ogóle było kiepsko w kwestii dzieci i ich traktowania etc.- ale ...to było kiedyś ( mam nadzieję) ;-)
Tak czy tak- dla mnie bajka była ok. A dzieciakom w świetlicy i tak czytam lżejsze kawałki. Z obrazkami ;-) ;-D
Przeszły cenzurę niekoniecznie ze względu na mądrość.
Trzymanie dzieci pod kloszem byleby tylko nic złego nie zobaczyły tworzy ludzi nieprzygotowanych do samodzielnego życia.
Świat jest zły i dziecko powinno być na to gotowe. Powinno wiedzieć, że nie kazdy będzie dla niego tak dobry jak rodzice, że istnieją różne zagrożenia. A zagrożenie niepoparte żadną wizualizacją będzie dla dziecka zupełną i niezrozumiałą abstrakcją.
tu się akurat nie zgodzę.
Dzieci MAJĄ I POWINNY MIEĆ czas na przyjęcie różnych form zła, zaznajomienie się z nim i wyuczenie reakcji obronnych. Faszerowanie dzieci wszystkim tym, co oferuje świat to ogromny błąd- to samo robi się właśnie z edukacją seksualną w przedszkolach etc- wszystko w myśl: dziecko ma prawo i musi wiedzieć, żeby było przygotowane. Nie- i jeszcze raz nie. Dzieci to niedojrzałe fizycznie , psychicznie i emocjonalnie jednostki tegoż świata i społeczeństwa - okres dzieciństwa i dojrzewania nie bez powodu trwa u ludzi najdłużej ze wszystkich gatunków na ziemi. Bo tyle trwać musi- po kolei i powoli. Oczywiście- trzeba uczyć dzieci, że JEST zło i dobro i że nie wszystko jest jak w kolorowych obrazkach książeczki. Ale mi chodziło akurat ( komentując ten film) nie o zło wcale- chodziło mi o język, jakim mówią dzieci na początku filmu a także o pewien trend w tym temacie :-). Sama nie byłam trzymana pod kloszem ale nie pamiętam żadnych traumatycznych bajek czy filmów. O- przepraszam- zwyjątkiem podejrzanego kiedyś spod kołdry programu 997... Niefajny był , oj nie :-)
Okres dojrzewania wydluzyl sie ctwilizacyjnje. Kiedys byl znacznie jrotszy.
Poza tym nie mowimy o 4latkah a 8laykach
Tylko, że to nie jest już problem samego filmu, a rodziców. O czym zresztą wspomniał Dealric.
Tak, z tymi "trendami" to prawda. Ale nic nie poradzimy na to, że ludzka mentalność cały czas się zmienia i wpływa ona na popkulturę. Ja ze swego dzieciństwa pamiętam animacje, które w większości były sympatyczne, czyste, pouczające i zawierały znacznie większą dozę dramatu, niż komedii. Dzisiejszy obraz jest zupełnie inny. W większości obecnych animowanych produkcji możemy doszukać się więcej humoru, niż refleksji. Uważam, że to "Shrek" rozpoczął ten nowy rozdział.
Cwaniackie teksty i miny zawarte w "Koralinie" mnie nie przeszkadzają, ponieważ są przedstawione jako negatywna cecha głównej bohaterki, a nie jako wzór do naśladowania. Teksty Koraliny nie są wcale takie najgorsze w porównaniu z innymi filmami animowanymi, może właśnie dlatego, że jest ona dzieckiem. Tak, przemądrzałym dzieckiem, które zachowuje się trochę arogancko wobec innych. Jej niepochlebnym sposobem bycia są sarkastyczne komentarze z odrobiną żartu (np. "zrobiony w łajbę" odnośnie Wybie [wym. łajbi]). Jeśli dobrze pamiętam, to nie poleciały tam żadne okropne zwroty z jej ust (np. "ty niedorajdo", "on jest frajerem" - tego typu zdania są często spotykane w animacjach dla dzieci). W ostateczności, pod wpływem doświadczeń, można zobaczyć przemianę dziewczynki na lepsze (gdy jej mama na końcu mówi o Bobinskim, że jest pijakiem, to ona - z nutą szacunku i tolerancji w głosie - odpowiada, że jest on ekscentrykiem). Fabuła, jeśli chodzi o morał, moim zdaniem jest dobrze poprowadzona. Dobre słowa o innych, zajmują miejsce tych złych.
Tak na marginesie: Czy jest to jakiś problem dla rodzica, u którego pojawią się jakiekolwiek wątpliwości, aby po seansie zapytać swoje dziecko o to, jak odebrało zachowanie Koraliny? Czy jest to jakiś problem dla rodzica, aby naprostować ewentualny nieprawidłowy odbiór?
Każdy ma swój punkt widzenia i nie musisz za to przepraszać. ;) Dobrze, że zwracasz uwagę na takie rzeczy. :) Myślę, że zatrważające słownictwo wśród najmłodszego pokolenia jest w głównej mierze efektem doboru słów używanych w ich własnych domach.
nie powiedział bym że to nie jest film Familijny. Ta bajka straszy, ekscytuje i ma morał a o ile pamiętam najbardziej znane bajki (tu mam na myśli orginalne bajki a nie zdisneyowane) zawsze miały te cechy, chyba do tych najbardziej znanych to baśnie braci Grimm.
Z pewnością baśnie braci Grimm do wesołych i typowo familijnych nie należą, ale gdy byłam mała bardzo je lubiłam. Co prawda nie czytałam wtedy wszystkich, ale niektóre sceny, które wielu uzna za zbyt okrutne dla dzieci, zapadały mi w pamięć, ale w pozytywnym sensie.
Tak samo "Koralina" z jednej strony straszy, ale i wciągu, interesuje, poza tym daje bardzo sugestywny i pozostający w pamięci obraz.
Według mnie jest to animacja zarówno dla dzieci jak i dorosłych - można na nią patrzeć z różnej prespektywy, a mlodszy widz, dzięki nietypowemu przekazowi, ma szansę cos z tego seansu wynieść i zapamiętać.
A pamiętasz oryginalną wersję Kopciuszka, z odcinaniem sobie dużego palca u nogi i kawałka pięty przez siostry Kopciuszka żeby ich stopy zmieściły się w pantofelku?
Precz z cenzurą!
Uwierz to jest zupełne nic ;)
W śpiącej królewnie oryginalnie książę nie pocałował jej a zgwałcił (i dorobił się dzieci jak jeszcze spała).
Wiesz, ja, kiedy miałem ok. 7 czy 8 lat, czytałem nieocenzurowane baśnie braci Grimm, i tam były o wiele gorsze rzeczy niż w oryginalnym "Kopciuszku". Weźmy takie baśnie jak "Pies i wróbel", "Bezręka dziewczyna", "Żołnierz szaławiła", "Bajka o jednym takim, co wyruszył w świat, żeby strach poznać" czy "Bajka o dwóch braciach". Wydane dwieście baśni Grimmów w przekładzie Marcelego Tarnowskiego i Emilii Bielickiej w 1987 przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą w Warszawie.
Pełno scen odrąbywania rąk i głów, wyłupywania oczu, zabójstw, kawałkowania zwłok i gotowania w kotle z wrzącą wodą kawałków tych zwłok, nie wspominając o nawiedzonych zamkach, diabłach, kościotrupach, duchach i potworach. Ot, niewinna rozrywka dla chłopców i dziewczynek w każdym wieku. :)
Właściwie chyba po tym pozostało mi zamiłowanie do horrorów i do czarnego humoru, w tym do komedii gore typu "Martwica Mózgu" czy "Bagman". :)
Ja też czytałam to wydanie, ale w pamięci zostały mi głównie "sceny usunięte" z Kopciuszka. Pewnie dlatego, że to bardzo znana baśń, a wersja ogólnie obowiązująca tak bardzo różni się od oryginału.
Może moim zamiłowaniem do horrorów też mogę obarczyć braci Grimm?
Chociaż z drugiej strony dzieci chyba ogólnie mają skłonność do makabry i strasznych opowieści, na przekór temu lukrowanemu badziewiu, które starał się im wciskać Disney, a obecnie różni psycholodzy od "zdrowego rozwoju emocjonalnego" młodych umysłów.
Czemu nazywasz bajki Disneya "lukrowanym badziewiem"? Disney nigdy nie unikał pokazywania strasznych scen. Oczywiście nie pokazywał scen drastycznych i epatujących okrucieństwem, jednak sceny straszne jak najbardziej pokazywał - zarówno w krótkometrażówkach, jak i w pełnometrażowych filmach. Weźmy takie sceny, jak królewna Śnieżka w ciemnym lesie pełnym upiorów, przemiana Złej Królowej, woźnicę z "Pinokia", zahipnotyzowanie Aurory przez Diabolinę w "Śpiącej Królewnie", krótkometrażówki takie jak "Dzwony Piekła" ("Hells Bells") z 1929, "Taniec szkieletów" ("Skeleton Dance") z 1929, "Szalony Doktor" ("The Mad Doctor") z 1933. Powiesz, że te sceny nie są straszne dla dzieci? Niektóre sceny nawet teraz wydają mi się przerażające.
https://www.youtube.com/watch?v=y2zrs7Irzuw
https://www.youtube.com/watch?v=gpWfgLTRPGo
https://www.youtube.com/watch?v=N6UYITSXjfc
https://www.youtube.com/watch?v=e0AKCkxdO00
https://www.youtube.com/watch?v=ow-qilruZCE
https://www.youtube.com/watch?v=h03QBNVwX8Q
https://www.youtube.com/watch?v=K-JlevnccDk
Nawet krótkometrażówka "Król Neptun" z 1932, zaczynająca się sielankowo i niewinnie, w pewnym momencie daje po sobie poznać, że powstała przed wejściem w życie kodeksu Haysa.
https://www.youtube.com/watch?v=JNOt9LEX3ho
Zresztą mogę się założyć, że obowiązywanie tego właśnie kodeksu to jedna z głównych przyczyn, z których filmy amerykańskie z lat 1935-1960 (także animowane, w tym Disneya) unikały pokazywania przemocy i brutalności, z wyjątkiem slapstickowego humoru (kto bowiem nie pamięta Kota z "Pinokia" walącego po głowie Lisa w celu zabicia Świerszcza Hipolita, bosmana Smee z "Piotrusia Pana" co chwila niechcący robiący krzywdę kapitanowi Hakowi, czy samego kapitana Haka co chwila z rozmysłem robiący krzywdę bosmanowi Smee).
To nie tyle kwestia wytwórni, co czasów. Zauważ, że poczynając od lat 60., sposób kręcenia filmów się zmienił. Również westerny się zmieniły - Sam Peckinpah mógł już robić filmy epatujące brutalną przemocą, jak "Dzika Banda" czy "Pat Garrett i Billy The Kid", a Don Siegel mógł ukazać bestialskiego psychopatę w "Brudnym Harrym".
Cóż, widzę, że trafiłam na speca od animacji, więc nie zamierzam się kłócić. Nie jestem znawcą filmów Disneya, zasugerowałam się obiegową obiegową/stereotypową opinią na ten temat, tudzież późniejszym Disneyem.
Chodziło mi głownie o to, że brak mi dziś w bajkach tej baśniowej makabry czy mroczności, która zanika na rzecz slapstickowej przemocy z jednej (doskonała parodia tej tendencji to simpsonowski "Zdrapek i Pocharatka"), a jakąś tandetną - atakującą kolorem, dźwiękiem, migawkowym montażem - przemocą formalną z drugiej strony. Takie jest moje skromne zdanie.
Miło mi, że uważasz mnie za speca od animacji, choć jest to raczej opinia na wyrost - jestem po prostu nostalgicznym fascynatem i lubię analizować filmy (również te, które oglądałem w dzieciństwie), interesuję się też historią kinematografii.
Jeśli jeszcze nie widziałaś tych scen i filmów, które podałem, to naprawdę polecam, pomagają wyrobić zdanie na temat Disneya tym, którzy uważają go za przesłodzone badziewie.
Owszem, Disneyowi można trochę zarzucić, np. to, że w "Królewnie Śnieżce" i "Śpiącej królewnie" główne bohaterki są nijakie, kruche i słabe fizycznie i psychicznie, a ich jedyne atuty to uroda i ładny głos. Cóż, w oryginale Śnieżka była nawet jeszcze głupsza i bardziej naiwna niż w adaptacji Disneya, bo u Grimmów dała się Złej Królowej nabrać trzy razy pod rząd, a w filmie tylko raz, więc mimo słabości tej postaci, u Disneya nie jest jeszcze tak źle. ;)
Można też zarzucić, że przez kilkadziesiąt lat tworzył niemal wyłącznie musicale, czy to animowane, czy to aktorskie, ale zawsze musicale - podczas gdy złota era musicali właściwie skończyła się po przebrzmieniu echa "West Side Story" (1961). Czyli schematyzm pod tym względem.
Można też zarzucić np. filmowi "Bambi", że ma za dużo przesłodzonych scenek, co nie zmienia faktu, że fabuła, atmosfera i animacja są wyśmienite i czynią z "Bambiego" jedno z najlepszych dzieł Disneya.
Jednak to, w czym Disney zawsze był wyjątkowo dobry, to: kreowanie zapadających w pamięć, mrocznych, demonicznych czarnych charakterów, tworzenie atmosfery, oddawanie klimatu baśni, oddziaływanie na emocje widza i tworzenie filmów w całości polegających na emocjach, sprawianie, żeby widzowie zgadzali się na rzeczy, które nie mają sensu, mistrzowskie dobieranie muzyki do filmów, generalnie: robienie filmów o zwierzętach w rolach głównych i robienie bardzo śmiesznych scen.
Stereotyp Disneya jako słodkiej niewinności z dzieciństwa wziął się pewnie przede wszystkim z filmów "Kopciuszek", "Zakochany kundel", "101 dalmatyńczyków", "Aryskotraci", "Bernard i Bianka" i z romantycznych wątków z "Bambiego", "Fantazji" (segment "Taniec godzin"), "Make Mine Music" (segment "Johnnie Fedora and Alice Bluebonnet"), "Kolorowe Melodie" (segmenty "Once Upon a Wintertime" i "Pecos Bill") i z krótkometrażówek "Piknik", "Pluto's Heart Throb", "Wonder Dog", "Donald's Diary" i "Mickey's Rival" (podałem tu oryginalne tytuły, bo polskich są różne warianty).
Jednak gdy spojrzeć na te krótkometrażówki, które podałem w poprzednim wpisie, i na pełnometrażowe filmy "Pinokio", "Dumbo", "Alicja w krainie czarów", "Piotruś Pan", "Miecz w kamieniu", "Księga dżungli", "Przygody Kubusia Puchatka", "Lis i pies", "Taran i magiczny kocioł", "Wielki mysi detektyw", "Bernard i Bianka w krainie kangurów", "Król Lew", to wyjdzie całkiem inny obraz tej wytwórni. Tak samo gdy spojrzy się na "Fantazję" jako całość. I na "Bambiego" jako całość. Nie ma tam romansów lub odgrywają raczej mało znaczącą rolę dla fabuły.
Nawet w tak krytykowanej za sztampowość "Królewnie Śnieżce" nie brakuje zarówno strasznych scen, jak i przezabawnych scen z udziałem Gapcia, Gburka, Apsika, Mędrka i innych krasnoludków. Ale Gapcio rządzi. :) Jego wygląd, mimika, sposób poruszania się, to jak zabierał się do sprawdzenia, kto jest na górze w domku krasnoludków, jego ofermowatość i potknięcia, np. walka z mydłem, które miał przynieść - po prostu nie sposób się nie śmiać.
W ogóle to jeden z najzabawniejszych filmów Disneya (pod względem ilości gagów przebija ją chyba tylko "Piotruś Pan"), a mimo to został zapamiętany jako typowa romantyczna baśń.
Przynajmniej w dziedzinie animacji Disneya, najwięcej slapsticku miały produkcje z lat 1928-1953.
BTW, oglądałaś "Piotrusia Pana"? To jeden z najlepszych filmów Disneya, i bodaj najlepszy animowany film przygodowy w historii.
Nie, nie oglądałam Piotrusia Pana, w ogóle niewiele oglądałam z Disneya, nie licząc filmów raczej współczesnych. Ale o tym, jak bardzo nowszy Disney oddalił się od swoich mrocznych korzeni świadczy choćby przypadek "Nightmare Before Christmas", wyprodukowanego przez Disneya, ale koniec końców rozpowszechnianego pod szyldem należącego do firmy Touchstone, jako dzieło "zbyt mroczne", czy może zbyt eksperymentalne, żeby sygnować je marką Disney (co oczywiście nie przeszkodziło firmie sprzedawać w swoich sklepach gadżetów z Nightmare, gdy w końcu okazało się, że film chwycił). Polityka firmy daleka od fikających diabełków i szkieletów z końcówki lat 20-tych, chyba przyznasz?
Owszem, zapoznałam się z polecanym przez Ciebie materiałem źródłowym; prezentuje się nader interesująco. A animację ze szkieletami już widziałam, tyle że z bardziej odpowiadającym mi podkładem muzycznym:
https://www.youtube.com/watch?v=KNpY9Lc515s
Wiesz, film Disneya "Fantazja" z 1940 też był eksperymentalny i nowatorski. To eksperyment będący wizualizacją muzyki klasycznej. Szkoda, że w Polsce (i w ogóle Europie) jest tak mało znany, bo jest ponadczasowym arcydziełem. Notabene, niedawno został ponownie wydany na DVD w polskiej wersji, w serii "Czarne charakterki" - w tej serii zostało wydanych jeszcze wiele innych klasycznych animacji Disneya, jak "Alicja w krainie czarów", "Zakochany kundel", "101 dalmatyńczyków" i inne. "Piotruś Pan" też jest dostępny na DVD.
W ogóle jak dla mnie najwartościowsze filmy Disneya powstawały w latach 30., 40. i 50. Co prawda w drugiej połowie lat 80. i w latach 90. też powstało trochę wartościowych dzieł tej wytwórni, ale poza "Piękną i Bestią" i "Królem Lwem" to jednak inny poziom i inny gatunek, z innym rodzajem humoru.
Tak z ciekawości, które filmy Disneya powstałe za życia Walta widziałaś?
Owszem, po tym co zrobiono z szyldem "Miasteczka Halloween" widać że faktycznie studio Disneya odeszło od korzeni. A szkoda.
Eeeee... obawiam się, że nie widziałam żadnego filmu Disneya powstałego za jego życia, a jeśli już, to tak dawno, że niczego nie pamiętam. Ale jak już mówiłam, animacje nie są moją domeną. Jestem fanką animowanych filmów Burtona (do których "Koralina" wyraźnie nawiązuje) oraz Nicka Parka i widziałam co nieco ze słynnych animacji z okresu "postshreckowego", że tak powiem. I "Króla Lwa".
A co do "Fantazji", to była to komercyjna i finansowa klapa, o ile się orientuję, co oczywiście nie umniejsza rangi tego filmu, tyle tylko, że okazał się chyba jednak "zbyt eksperymentalny" dla masowego odbiorcy.
Jak to, nawet "Królewny Śnieżki", "Pinokia", "Alicji w krainie czarów" ani "Zakochanego kundla" nie widziałaś? Musiałaś mieć beznadziejnych rodziców, skoro Ci tego nie puszczali. :P Mi rodzice puszczali mnóstwo klasycznych filmów (oraz utworów muzycznych), gdy byłem mały (np. z filmami braci Marx), poza tym zabierali mnie do filharmonii i zapoznali mnie m.in. z twórczością Louisa Armstronga, Jana Garbarka, Nat King Cole'a, Milesa Davisa i wielu innych, a także z kabaretem Dudek. Szkoda, że nie wszyscy rodzice tacy są. Wielu rodziców zaniedbuje edukację kulturalną swoich dzieci, przez co potem wyrastają gamonie wychowane na pop dansie, disco polo i innym szajsie tego typu (to taka ogólna refleksja, nie bierz tego do siebie - na Filmwebie i osobiście spotkałem wiele osób, które nie poznały wielu wartościowych dzieł z powodu ograniczenia rodziców).
"Fantazja" powstała podczas II wojny światowej, podobnie jak kilka innych naprawdę dobrych filmów, i to była jedna z przyczyn, z których nie przyniosła wielkich zysków - choć inną przyczyną mogło być faktycznie to, że dla wielu okazała się właśnie "zbyt eksperymentalna".
Rodzice puszczali mi głownie to, co leciało w telewizji, a "Walt Disney przedstawia" w niedzielne popołudnia rzadko emitował długometrażowe kreskówki, więc to może raczej ramówka Telewizji Polskiej była beznadziejna... Do filharmonii tez jako dziecko nie chadzałam, za co jestem głęboko wdzięczna moim niewdzięcznym rodzicom, bo bym się chyba zanudziła na amen. Szczęśliwym trafem pochodzę z niewielkiej miejscowości, by nie rzec wsi, w której nie było nawet domu kultury, o różnych filharmoniach już nie wspominając. Mimo tego szeregu niesprzyjających okoliczności jakoś nie czuję się kulturalnym ignorantem (choć przyznaję, w klasycznym Disneyu mam braki).
Jeśli poczułaś się urażona przeze mnie, to przepraszam. W filharmoniach czasem organizuje się Muzyczne Poranki dla dzieci i inne tego typu wydarzenia, i rodzice zabierali mnie właśnie na takie, a nie na poważne koncerty dla dorosłych, bo wiedzieli, że na takich też bym się zanudził. Jeśli w czasach Twojego dzieciństwa u Ciebie w domu nie było magnetowidu ani kaset wideo, to łatwo zrozumieć, dlaczego nie miałaś szansy zapoznania się z wieloma klasykami - u mnie w domu (tak jak u moich kolegów z zerówki i szkoły) był magnetowid i kasety, na które rodzice nagrali mnóstwo dobrych filmów i puszczali mi je, kiedy miałem 6 czy 7 lat - właśnie taki filmy jak "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków", "Piotruś Pan", "Alicja w krainie czarów", "Dumbo", "Bambi", "101 dalmatyńczyków", "Kopciuszek", "Pinokio", a także "Królową Śniegu" produkcji ZSRR z 1957 i filmy aktorskie, jak "Ciemny kryształ", "Niekończąca się opowieść", a nieco później również "Gwiezdne Wojny" (notabene czytane przez niezastąpionego Andrzeja Matula). I parę seriali emitowanych w Filmnecie. I do dziś jestem im za to wdzięczny, tak jak za zapoznanie mnie ze świetnymi kompozytorami i wykonawcami muzycznymi.
A filmy Disneya z lat 30., 40. i 50. gorąco polecam, są magiczne i przepiękne. Jeśli gdzieś w pobliżu masz Empik, to możesz tam kupić "Pinokia", "Fantazję", "Królewnę Śnieżkę", "Alicję w krainie czarów", "Zakochanego kundla", "Piotrusia Pana", "Dumbo" i "101 dalmatyńczyków".
Tak samo polecam dziś już nieco zapomniany, a niesłusznie, "Ciemny kryształ". Chyba że to widziałaś. Jeden z filmów mojego dzieciństwa.
Wiele seriali i krótkometrażówek Disneya z lat 80. i 90. poznałem dzięki Wieczorynce o 19:00 i cyklu "Walt Disney przedstawia" nadawanego w soboty o 13:30 i niedziele o 14:00, jeśli dobrze pamiętam - były tam seriale takie jak "Kacze opowieści", "Super Baloo", "Mała syrenka", "Aladyn", a w Wieczorynce oczywiście "Gumisie" i "Nowe przygody Kubusia Puchatka".
Niedzielną wieczorynkę i "Walt Disney przedstawia" pamiętam i oglądałam. Puszczali chyba jeszcze coś takiego jak "Drużyna RR", co jednak nie zmienia faktu, że moim ulubionym programem telewizyjnym było "997". Magnetowidu w domu nie mieliśmy, ale był u kolegi - oglądaliśmy pasjami "Scooby Doo" i bajki Hanna Barbera.
A na przyszłość przestrzegam przed krytykowaniem czyichś rodziców; co ,gdybym okazała się sierotą? Albo półsierotą wychowywaną przez podłą macochę i jej dwie złośliwe córki?
O właśnie, "Brygada RR" też była fajna. Jeden z moich ulubionych seriali animowanych z dzieciństwa. A "997" nie oglądałem. Bajki Hanna & Barbera też były fajne - też pasjami oglądałem właśnie "Scooby Doo", "Kota Tip Topa", "Flintstonów", "Jetsonów", "Goryla Magillę" itp. Sporo bajek H&B wydały na wideo Polskie Nagrania na przełomie lat 80,. i 90. z polskim dubbingiem (Tadeusz Włudarski i potem Mariusz Leszczyński jako Fred Flintstone, Lech Ordon jako Barney, Dorota Kawęcka jako Betty, Emilian Kamiński jako Tip Top i Henryk Łapiński jako policjant Slut bardzo mi się podobali).
A wracając do Disneya: niektóre filmy, jak choćby "Pinokia", można znaleźć na cda. I nie wiem czy wiesz, ale największy znak firmowy Disneya - melodia towarzysząca zawsze pojawianiu się loga Disneya przy puszczaniu filmów - pochodzi właśnie z "Pinokia". "When You Wish Upon a Star".
https://www.youtube.com/watch?v=En-Ff-OJB0M
A to na pewno znasz:
https://www.youtube.com/watch?v=Uw3HyZM_wMc
https://www.youtube.com/watch?v=Y3_gx7_qTdw - z kolei tu księciu podkładał głos Aleksander Żabczyński, jeden z największych amantów kina II RP.
W ogóle jak na pierwszy pełnometrażowy kolorowy film animowany w historii "Królewna Śnieżka" była świetna. Nadal jest ceniona, mimo upływu lat.
Tak, i słyszałam że była ulubionym filmem Adolfa Hitlera.
Nie można jednak zaprzeczyć, że estetykę ma cokolwiek cukierkową. A może po prostu chodzi o to, że wychowałam się na nowszych, "brzydszych" bajkach.
Ale dubbing paradoksalnie jest mniej irytujący niż współczesny (jeśli już muszę oglądać filmy z dubbingiem).
Z tego co wiem to ulubionym filmem Hitlera było "Metropolis". Kto Ci powiedział, że "Królewna Śnieżka"? o_O
W tych momentach, które zawierają piosenki, estetyka jest faktycznie cukierkowa - jednak w przytaczanych już scenach biegu Śnieżki przez ciemny las i przemiany Złej Królowej w starą wiedźmę estetyka jest już zupełnie inna.
Mnie np. dubbing do "Króla Lwa" się podobał.
Jasne, że "Metropolis" bardziej pasuje do wizerunku wodza III Rzeszy i jednego z największych potworów XX w., ale z tym, że był wielbicielem "Królewny Śnieżki" zetknęłam się nie raz, i to w różnych źródłach. Ponoć szkicował nawet krasnale ze Śnieżki: http://historynewsnetwork.org/article/50025
Ale Disneyowi i jego spadkobiercom pewnie nie w smak był taki admirator, więc zapewne dbali, żeby wieść się za bardzo nie rozniosła.
No to ciekawe bo moja 3 letnia córka właśnie tą bajką mocno się zaciekawiła, a bałem się, że nie wytrzyma 1,5h. To może dziwne ale bała się mniej niż na Pony i Małej Syrence... Może to dlatego, że postacie z guzikami wyglądały jak lalki z bajki lalaloopy ;-D
Moim zdaniem, to zależy od dziecka ; ) Ja na przykład, mam 16 lat i przy niektóryh momentach naprawdę się wystraszyłam. Nie mówiąc już o ,,drugich" postaciach, które wzbudzały lęk i podejrzenia. Dziecko być może tego nie dostrzeże.
Skojarzyłam ten film z kreskówką ,,Chojrak tchórzliwy pies", która wywoływała u mnie podobne emocje. Tylko że Chojraka oglądałam właśnie jako dziecko, owszem bałam się tej kreskówki, ale bardzo mi się podobała. Była niezwykła, jak ten film : )
Dla dorosłych powiadasz. Czyli "Koralinę i tajemnicze drzwi" stawiasz na równi z wszystkimi filmami klasyfikowanymi jako produkcje od 18 roku życia?
Zgadzam się z Tobą częściowo. Z pewnością nie puściłabym filmu przedszkolakowi. Po pierwsze dzieciak za bardzo by się przestraszył. Ja osobiście obejrzałam film, kiedy byłam trochę starsza, ale przyznam, że niektóre fragmenty były naprawdę straszne. Po drugie mógłby nie zrozumieć morału. "Koralina" uczy, że nie wolno dać się omamić osobom, które kuszą "zabawkami" w różnej formie oraz należy szanować i kochać rodziców bo oni też nas kochają. ALE szacunku się buduje się strachem. Dziecko musi wiedzieć dlaczego powinno mieć szacunek dla innych, a nie znać zasadę "Szanuj, albo cię zleję".
Aczkolwiek, obejrzałabym film dzieckiem ze szkoły podstawowej, gdyż wtedy zrozumie morał nie doznając "szoku". Będzie wiedzieć, że oszuści w filmie są wyolbrzymieni, ale zobaczy morał przekazany w filmie. Ostatnio rozmawiałam z moją kuzynką która ma 8 lat i uznała film za straszny, ale zobaczyła to co twórcy chcieli przekazać. Sądzę, że taki rezultat jest dobry i o to chodziło w filmie :)