Nie wiem, czy coś go przebije, "Omen: Początek" również świetny, ale "Kod zła" jak dla mnie wygrywa pojedynek. Może jeszcze "Substancja" będzie mogła z nim konkurować, też zapowiada się bardzo ciekawie. Co do samego filmu, najlepszy twór Perkinsa do tej pory. Mrok wylewa się z ekranu litrami od początku do końca, klimat można rąbać siekierą- gęstnieje z minuty na minutę coraz bardziej. Fabuła jest niczym skomplikowane równanie matematyczne, sprawnie łączy wątki, żongluje narracją i trzyma w napięciu. Nieraz w trakcie seansu można się nabawić dreszczy. Nie strachu, choć jako fan gatunku którego ciężko czymkolwiek ruszyć muszę przyznać, że momentami czułem niepokój. Wszystko jest całkiem spójne i układa się w logiczną całość. Nicolas Cage gra koncertowo, Maika Monroe miała być może mniej do pokazania, choć jej kreacja również jest przekonująca. Technicznie majstersztyk- oświetlenie, dźwięk, muzyka, montaż, praca kamery- realizacja na wzorowym poziomie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to całkowicie niepotrzebne jump scare'y. Na szczęście jest ich tylko 3-4 i nie rażą mocno w oczy, ale na tle gęstej i mrocznej atmosfery są totalnie zbędne i "na odwal".
Oczywiście przed premierą wszystkie materiały promocyjne klasycznie krzyczały: "horror dekady", "arcydzieło" itd. Horror dekady to to nie jest, arcydzieło też, choć z pewnością warto na niego zwrócić uwagę i te wszystkie nagłówki nie są aż tak wyssane z palca, jak to zwykle bywa. Dzieło dla widzów cierpliwych, uważnych i myślących, może nie jest to elevated horror, ale sporo w nim walorów artystycznych i tematycznej symboliki. Warto zobaczyć w kinie, bo jak wspomniałem, to audiowizualne cudo.
Zgadzam się, rewelacyjny film. Klimat mega dobry, a muzyka czasami wbijała w fotel! Zakończenie świetne, trzymające w napięciu. Ogólnie nie żałuję, że wybrałem się na to do kina.
A mi totalnie nie siadło :( owszem, klimatu nie można mu odmówić, ale imo zbyt wiele inspiracji - idzie w zbyt wielu kierunkach, a żaden aspekt filmu należycie nie wybrzmiewa. Sfera kryminału ledwie ruszona - ot, parę zagadek rozwiązanych z miejsca przez Monroe. Aspekt horroru i ogólnie motywy satanistyczne - trochę lepiej, ale marketingowe obietnice w stylu najlepszy / najstraszniejszy horror dekady to już bzdury totalne. Niepokój, tak, pojawiał się, ale ani przez chwilę naprawdę się nie bałem, film nigdzie głębiej mnie nie "posmyrał". Najciekawiej chyba zapowiadał się - żeby za dużo nie zdradzać powiem ogólnie - wątek "rodzinny", natomiast nie miał takiej siły rażenia jak mogłem się spodziewać. Pod tym względem do "Hereditary" nie ma żadnego startu. Pochwały za to należą się Monroe - świetna, zrównoważona rola. Cage też naprawdę daje radę, ale imo byłoby lepiej gdyby dostał więcej czasu ekranowego, a jego postać nie była aż tak szalona tylko trochę bardziej zniuansowana. Podsumowując - rozumiem pochwały, film na pewno się wyróżnia i Perkins ma do tego rękę, ale mi zwyczajnie ten mix gatunkowy nie przypasował. Spodziewałem się solidnego, mrocznego horroru w kryminalnym sosie. Dostałem ciekawy horror z niewykorzystanym potencjałem i przeciętniutki kryminał. Przynajmniej technicznie nie można mu nic zarzucić, chociaż cały czas czekam aż ktoś wreszcie - jak już musi - wtrąci jakieś ciekawsze jump scary, dajcie już z tym spokój... A dla porównania - niektóre fragmenty z tegorocznego świetnego "Omen: początek" cały czas siedzą mi w głowie.
Horror dekady to na pewno nie jest, było sporo lepszych, ale roku jak najbardziej. Jak dla mnie przebija nawet "Omen: Początek", który również jest bardzo dobry. Według mnie horror i kryminał należycie się tu uzupełniają, nie ma rażącego kontrastu gatunkowego (jaki występował chociażby w nowym "Boogeymanie", gdzie horror wypierał dramat i na odwrót). Motyw kryminalny, satanistyczny i rodzinny idą ze sobą pod rękę i dodają uroku tej całkiem zawiłej, choć finalnie logicznej intrydze. Co do strachu, też się nie bałem. Na jednym jump scar'ze lekko podskoczyłem, ale to bardziej w wyniku odruchu bezwarunkowego (który i na mnie zwykle nie działa, tu zadziałał), natomiast niepokój, napięcie i podskórne poczucie zbliżającego się zagrożenia obecne przez cały czas. Jak dla mnie jest lepszy od "Heraditary", ponieważ z tamtym filmem miałem o tyle problem, że po macoszemu traktował niektóre wątki (ojciec i piesek), choć film Astera niewątpliwie jest naprawdę dobry i się wyróżnia, tak "Kod zła" ma więcej mroku i dopracowanych szczegółów, czego tam mi trochę brakowało. Maika Monroe jest faktycznie świetna i daje niezły popis, ale Nicolas totalnie zmiótł mnie z planszy- wzorowo odgrywa kompletnego odklejeńca, a ograniczony czas ekranowy tylko to podkręca. W końcu gdyby pojawiał się często, ta kreacja nie wzbudzałaby już takich emocji. Na pewno na minus zadziałała cała kampania marketingowa. Rozumiem że na pokazach przedpremierowych mogły być zachwyty, ale jak widzowie nastawiają się na "arcydzieło, a przynajmniej coś malowane tak przez marketingowców, to wtedy bardzo łatwo się zawieść. Ja się nie zawiodłem w ogóle, może oprócz muzyki na napisach końcowych (mogła być mroczniejsza, a nie takie lalala ;)), ale rozumiem jeżeli ktoś poczuł się nieco oszukany.
Coś w tym jest, gdybym się nie naczytał tylu zachwytów prawdopodobnie ostateczny odbiór filmu byłby nieco lepszy, bo to miła niespodzianka, choćby przez rolę Cage'a, no a też pewnego wysmakowania nie można mu odmówić. Hereditary będę musiał sobie odświeżyć, bo szczerze już nie pamiętam pewnych wątków o których mówisz, z ojcem i pieskiem. Za to zwyczajnie urzekł mnie fabularną woltą w 1/3 filmu (kto widział ten wie), emocjonalnym ciężarem, fantastycznymi straszakami i intensywnością. Co do LongLegs chyba zwyczajnie spodziewałem się bardziej złożonego wątku śledztwa, może dlatego mam wrażenie że źle się uzupełnia z obiecującym motywem satanistycznym. Niemniej rozumiem że dla kogoś działa to dobrze, więc szanuję opinię. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu Omen: Początek, bo choć może nie tak wielowymiarowy, to pięknie poprowadzony - z czuciem i wizją, a spodziewałem się ogrzewanego kotleta jako że to X odsłona serii.