''Jeśli zabiorą ci upór, stajesz się słaby'', takie słowa w jednej z rozmów ze swoim przełożonym
rzucił Carl, stawiając wszystko na jedną kartę, ruszając tym samym na poszukiwania zaginionej
przed pięciu laty kobiety. Jego towarzyszem stał się Assad, pracownik Departamentu Q, miejsca
ukrytego w podziemiach komendy, miejsca do którego trafiały niewyjaśnione sprawy X.
To tylko drobny zarys fabuły, ale jakby nie patrzył moment kluczowy dla całej sprawy.
Początek jednak nie zapowiadał nawet niezłego kryminału, ponieważ był senny i pozbawiony
wyrazu. Historia toczyła się zbyt topornie, grymasy na twarzach i rozmowy postaci wyglądały na
pretensjonalne, a muzyka przygniatała swoim mętnym klimatem.
Ktoś by powiedział, toż to przecież taki rodzaj kina, ale widząc, iż nic się nie zmienia z upływem
czasu, widz mógłby dostać delikatnych konwulsji wywołanych złością.
Na całe szczęście szarpnięcie zagadkowej sprawy zaginionej Merete Lynggaard dodało
tajemniczości, i całość powoli, lecz systematycznie zaczęła nabierać polotu i wigoru. Wszystko
stało się tak jakby bardziej wyraziste, zdecydowanie ciekawsze.
Kto lubuje się w skandynawskich klimatach, a zwłaszcza w kryminałach, ten zapewne znajdzie
dla siebie jakieś smaczki w ''Kobiecie w klatce''.
Z pewnością nie jest to kino wybitne, chociaż o takie w tym gatunku nawet u Szwedów, czy
Duńczyków dziś trudno, ale opowieść ta sama w sobie ma sens i potrafi zaciekawić.
Dzieło Mikkela Nørgaarda nie posiada, aż tak wielu wad, bo poza lekko ciągnącym się
początkiem i zbyt wczesnym wyjaśnieniem kto za tym wszystkim stoi, te parę małych naciągnięć
nie powinno raczej przeszkadzać.
Przeplatanie się przeszłości z czasem obecnym prowadzone jest płynnie, film nabiera klimatu
mroku dzięki brzmieniu, ale przede wszystkim za sprawą dobrych zdjęć i wyjątkowych kolorów,
często metalicznych, jedno lub dwubarwnego tła czerni i zgniłej zieleni, brudu towarzyszącego
scenom, najbardziej tym z miejsca uwięzionej kobiety. Mamy tu mocny kontrast przechodzenia
ciemności w ostre światło, czy ciszy w nagły hałas.
Jeżeli chodzi o odtwórców najważniejszych ról, to Nikolaj Lie Kaas (jeden z moich ulubionych
skandynawskich aktorów), tym razem został przyćmiony przez Libańczyka Faresa Faresa, mniej u
nas znanego, który i tak chyba nie był w pełni wykorzystany przez reżysera, ale w swoich pięciu
minutach pokazał aktorski potencjał.
Dobrym zabiegiem twórców, było przedstawienie drogi oprawcy i ukazanie przyczyny jego decyzji.
Sam moment wypadku prezentuje się z dużą szczegółowością.
Jeżeli chodzi o motyw, który odkrywają policjanci, to po raz kolejny pokazuje on, jak jeden głupi
wybryk w ułamku sekundy niszczy życie wielu osobom.
Trochę szkoda samej końcówki filmu, w której to dochodzi do przesadnej ilości zbiegów
okoliczności. Natomiast niektórych może razić forma, przypominająca kolejny odcinek
kryminalnego serialu tv. Pomimo tego wszystkiego, ''Kobietę w klatce'', bez przeszkód raz można
zobaczyć.
Gdyby nie kilka drobnych mankamentów na minus, dałbym wyższą ocenę, a tak pozostaje 6/10.