w zasadzie trudno dziwic sie chinskiej partii komunistycznej, iz zakazala wyswietlania tego filmu i chciala wycofac go z walki o oscara. pod maska przedrewolucyjnej opowiesci o starcu-impotencie, ktory bezskutecznie stara sie o potomka oraz milosci jego zony i pomocnika, kryje sie dosc wyrazna aluzja do rzadow 'starcow' w chinach, zarowno tych z czasow mao, jak i wspolczesnych. postaci jinshana - despoty i brutala, rezyser przeciwstawia tianqinga, prostego, nieco niesmialego mezczyzny, bedacego niemal symbolem tzw. piatej generacji - tworcow w srednim wieku, urodzonych tuz przed rewolucja kulturalna, po jej zakonczeniu szukajacych swojej tozsamosci. to co szczegolnie zwrocilo moja uwage, to wspaniala gra trojki glownych aktorow, baotian i gong li graja fenomenalnie, z poczatku nieufni, pozniej zakochani lecz niepewni swojego losu, tworza wspaniale uzupelniajaca sie pare. trudno jednak ich kreacje zestawic z jinshanem weia li, postacia przejaskrawiona, zla do szpiku kosci, przez to (oraz jego drewniany wozek) takze groteskowa. gdy zostaje sparalizowany, przemoc fizyczna przeradza sie w psychiczna, przy spotkaniu na ulicy (mama-brat-tata) wrecz poraza swoja przebiegloscia. jedynie mlody tianbai, latwosc z jaka ulega knowaniom starca, po prostu mnie nie przekonal. przejaskrawienie jego postaci nie sluzy filmowi tak jak w przypadku jinshana, czuc w tym przymus stworzenia dramatu, rezyser na dlugo przed koncem zdradza jaki bedzie final opowiesci. mimo wszystko nawet ten mankament nie zmienia faktu, ze 'ju dou', ze scena pogrzebu na czele, stanowi wspaniale preludium do 'czerwonych latarni'.
Jezu ludzie dajcie spokoj z tymi podtekstami, przecież tak naprawdę to obojętnie co byśmy nie zrobili, można do czegos porownac, to dobra historia, tyle i az tyle.
Tyle tylko, że akurat z w tym filmie (zresztą tak jak w innych wczesnych tego reżysera) podteksty są tak łatwe do odczytania, że nie można ich zignorować. Zwłaszcza, jeśli ktoś ma jako taką wiedzę o tamtym okresie historycznym, a kolega Nakf dobrze wskazał odniesienia. Bez nich sama historia była tylko jedną z wielu, a to różnica.
I coz z tego ze bylaby jedna z wielu, takie jest zycie, sklada się na nie wiele historii. Dla mnie najwazniejsza jest historia tej maltretowabej kobiety, a reszte każdy może sobie sam zinterpretować.
Twój odbiór filmu jest delikatnie mówią bardzo powierzchowny. Zapewniam cię, że twórcy budują swoje filmy na różnych poziomach (opowiadają formą, muzyką, symbolami, metaforami, aluzjami, porównaniami, cytatami, montażem, kolorem, głębią ostrości, kadrowaniem), a powyższa interpretacja, aż się narzuca. Jest niemal oczywista, tak oczywista, że chińska cenzura ją zrozumiała.
To co wymieniles, to oczywiste, ze te rzeczy sa zauważalne, ale to tylko dodatki do wlasciwej historii. Ja ogladalem
glownie dla boskiej Li Gong, natomiast zupełnie nie przekonal mnie watek jej synka, który rzekomo już jak dwu, trzylatek, rzekomo zrozumial, co jest pomiędzy jego mama, tata i starszym bratem. Troszke tu elemetow z kultowego Omena.
Piszesz, że rozumiesz, ale i tak to ignorujesz. Zwłaszcza, że ten film to czytelna alegoria ówczesnej sytuacji politycznej w Chinach. Stary ojciec jest jak Mao, żona i sługa (eufemistycznie nazwany bratem) są jak zwykli obywatele (jeszcze pamiętający dawne czasy), a dziecko jest jak młodzi w czasie rewolucji kulturalnej, dla których ojcem bardziej był Mao, który był zresztą przedstawiany w propagandzie jako słońce, istota niemal boska. Albo np. scena pogrzebu, gdy ci co byli dręczeni przez starca muszą po nim płakać, to jest tak ewidentnie odniesienie do scen z pogrzebu Mao, zresztą także Stalina, że trudno to inaczej interpretować. Ten film bez takiego odczytania traci bardzo wiele, bo w uniwersalnym sensie jest opowieścią o zależnościach władzy, i wcale nie o maltretowanej kobiecie, bo ten wątek kończy się dość szybko.
Postać syna dodam, że jest enigmą, bo tak naprawdę nic nie wiem o nim, co mu siedzi w głowie, głównie przez to, że jest postacią niemą, wypowiada tylko jedno słowo - "tata". To co piszesz, jest tylko interpretacją. Czy on rozumie, co się dziej między dorosłymi? Raczej nie, on tylko odczuwa, że coś jest nie tak. Jest manipulowany przez starca, który podkreśla to, że jest jego ojcem. Trzeba także pamiętać, że postać syna widzimy jak niemowlę, 3-letniego malca oraz na końcu jako nastolatka, który już powinien wszystko rozumieć (i chyba rozumie, bo lata z tasakiem). Ten chłopiec ma symbolizować przemianę jaka nastąpiła w Chinach, poprzez zerwanie więzi rodzinnych w czasach rewolucji kulturalnej. Efektem był, zdaje się mówić reżyser, wykwit egoizmu, bo chłopiec jest małym egoistą.
Co do "Omenu", to bardzo śmiały trop. Trudno powiedzieć, czy w tamtym okresie w komunistycznych Chinach można było go zobaczyć. Ja obstawiam, że nie. Zresztą Chiny mają bardzo bogatą mitologie, demony też tam są, więc inspiracja może leżeć w tradycji chińskiej. Ale tak gdybam.
I na koniec, zgadzam się Li Gong jest tu boska. I emanuje tu takim erotyzmem, że aż kipi on z każdego kadru gdy ją widzimy. Dodam, że byłem nawet zdziwiony śmiałością niektórych scen, a trzeba pamiętać, że nawet teraz erotyka, czy nagość jest mocno cenzurowana w Chinach. Mam tylko jeden zarzut do film, kopia filmu jest fatalna, kolory wyblakłe lub zwyczajnie nieostre, aż dziwne, że wciąż tego film nie zremasterowano.
Ale po co zaprzatac sobie glowe polityka, wszędzie doszukiwać się jakiś odniesien, wole zachwycac się historia, gra aktorow, tamtym czasem, staram się mieć czysty umysl przy oglądaniu. Interesuja mnie zachowania ludzi w danej sytuacji. Omijam slowo wstepu polskich recenzentow na tvp kultura przed emisja filmow Zhanga, bo mi to nie jest zupełnie potrzebne, jak co kto lubi. Po minucie tej całej gadaniny o filmie wyszedłem z pokoju na chwile, byłem na 100% pewny, ze jak tylko będzie emisja jakiegoś chińskiego filmu to od razu będzie o polityce.
Ale ten film jest polityczny, z samej swej natury, programowo. To co piszesz zakrawa na jakiś rodzaj ignorancji, jakbyś mi mówił: "nie lubię tego więc tego dla mnie nie ma". Choć jest, i jeśli tego nie dostrzegasz to tak naprawdę nie rozumiesz tego co oglądasz. Zresztą wszystkie filmy w tamtym okresie w Chinach musiały być polityczne, inaczej by nie powstały. One służyły walce klasowej, to nie było kino rozrywkowe. Tyle tylko, że reżyser odwrócił pierwotne ostrze krytyki, pozornie kierowane wobec dawnego systemu klasowego, a tak naprawdę tworząc alegorie polityczną mającego za cel współczesność.
I naprawdę wierzysz w coś takiego jak "czysty umysł", bo nie ma czegoś takiego. Posiadasz pewną wiedze, a to sprawia, że odbiór jest taki a nie inny. Zresztą mam wciąż wrażenie, że odebrałeś ten film bardzo powierzchownie, zwłaszcza po twoich słowach, że to film o "maltretowanej kobiecie". Bo przecież to nie jest film o tym, ale o uwikłaniu pewnych ludzi w pewną sytuacje społeczną, która determinuje ich życie i sposób postępowania. Zastanawiałeś się czemu oni pomimo chęci nie mogli uciec, rzucić uciążliwego życia, bo ono było zdeterminowani ówczesnymi feudalnymi zależnościami, kobieta była podległa mężczyźnie, sługa panu, co jest bardzo dobrze przedstawione w filmie. Moim zdaniem oglądasz bardzo naiwnie, otwórz oczy!
"Zwłaszcza, że ten film to czytelna alegoria ówczesnej sytuacji politycznej w Chinach. Stary ojciec jest jak Mao, żona i sługa (eufemistycznie nazwany bratem) są jak zwykli obywatele (jeszcze pamiętający dawne czasy), a dziecko jest jak młodzi w czasie rewolucji kulturalnej"
Trochę ci się chronologia pomieszała :) Ówczesna (1990) sytuacja w Chinach to trwające represje po krwawo stłumionych protestach studenckich, a Mao i rewolucja kulturalna nie żyją od kilkunastu lat.
Ówczesna, czyli czasów rewolucji kulturalnej. W tym filmie zresztą nie widzę odwołań do protestów studenckich, choć to rozjeżdżanie przez kondukt pogrzebowy może się trochę kojarzyć z rozjeżdżaniem przez czołgi. Dodam jeszcze, że choć rewolucja kulturalna trwała krótko, zastała oficjalnie potępiona, to jej odium trwa praktycznie do dzisiejszych czasów. To był najbardziej traumatyczny okres w historii Chin, bo krzywdę robili oni sobie sami sobie. A nie jacyś obcy np. Japończycy.
Jeszcze raz. Film powstał kilkanaście lat po zakończeniu rewolucji kulturalnej, więc w żaden sposób nie może do jej nawiązywać jako do wydarzeń "ówczesnych".
Radze sprawdzić co oznacza słowo "ówczesnych". Za słownikiem PWN: "Przymiotnik oznaczający: taki, który istniał/ zdarzył się w dawnych, omawianych przez autora wypowiedzi czasach; pochodzący z owego czasu.". Jest to słowo odnoszące się do przeszłości, a nie do teraźniejszości.
Spojler.
Od razu widać nawiązania, chociazby w zmieniających sie strojach bohaterów, kolorach materialow... Na początku oboje są ubrani skromnie ale tradycyjnie, potem mają juz bezpłciowe stroje chloporobotnikow. Wuj chce farbować trawe na czerwono, a za podrosnietym Tien Baiem płoną piece przywodzące na myśl akcje amatorskiego przetapiania stali. Zniknely wróble. Tien Bai rzuca kamieniami jak hunwejbini. Pogrzeb przypomina w sumie kazdy pogrzeb dyktatora gdzie ludzie muszą udawać ze płaczą. Trudno tego nie wychwycić gdy sie przeczytało jakąkolwiek ksiazke o maoistowskich Chinach, a dla rodowitego Chińczyka to jest tak samo oczywiste zapewne jak dla nas nawiązania do Dziadów czy Powstania.